Wpis #12
Jeff The Killer
Szedłem wkurzony przez las.
Nagle usłyszałem jakieś kroki za plecami. Szybko się odwróciłem. Nikogo za mną nie było, więc postanowiłem iść dalej. Może znajdę jakąś ofiarę..?
Nagle ktoś wskoczył mi na plecy.
-Mnie się tak szybko nie pozbędziesz Jeffy-usłyszałem dziewczęcy głos. Poczułem zimne ostrze wbijające się w moje ramię. Syknąłem z bólu.-Szukasz kolejnej ofiary, którą będziesz usiłował zabić, ale nic z tego nie wyjdzie?
Odwróciłem się i zobaczyłem długie, rude włosy, które wcześniej, gdy ostatni raz je widziałem były brązowe.
Brązowe tęczówki wpatrywały się we mnie z nienawiścią.
W tamtym momencie nie wiedziałem co robić i po prostu wybuchnąłem śmiechem.
-Lucy-wydusiłem przez śmiech.-Przecież Ty nie żyjesz...
-Wszyscy myślą, że nie żyję tak? Mają rację. Nie żyję-zaśmiała się.
W tamtym momencie nagle spoważniałem.
-Co?-patrzyłem na nią z przerażeniem.
-Jestem duchem-powiedziała obojętnie i jak gdyby nigdy nic po prostu zniknęła.
-Więc teraz nie masz ze mną szans-szepnęła mi do ucha, gdy pojawiła się za mną.
Potem poczułem kolejny cios ostrzem, tym razem w plecy.
Zrobiło mi się ciemno przed oczami i chyba zemdlałem.
Obudziłem się w moim pokoju. Boże to był mój kochany pokoik.
Myślałem że umieram z radości, ale przypomniałem sobie, że Slender jest na mnie wkurzony, więc zacząłem umierać, tyle że ze strachu.
Wstałem powoli z łóżka. Miałem na ręku i na brzuchu bandaże.
-Jeff, lepiej jeszcze leż i odpoczywaj-usłyszałem głos Slendermana.
Posłusznie usiadłem na łóżku.
-Widziałem Lucy-szepnąłem, a Slendy wybuchnął śmiechem.
-Lucy nie żyje-powiedział.-I już mnie nie nabierzesz, Jeff..
-Ma Pan rację, nie żyje-mruknąłem.-Jest duchem i wciąż jest w naszym świecie.
-Co?-Slender spojrzał na mnie.-Na prawdę nie musisz mnie nabierać-mruknął i kontynuował nabieranie jakiegoś płynu do strzykawki, z igłą na końcu.
Wzdrygnąłem się.
-Co Ty robisz?-spytałem.
-Musisz dostać zastrzyk. Nieźle Cię ktoś zadźgał, straciłeś dużo krwi..
-To.. To była Lucy!-krzyknąłem.
-Tak Jeff, napewno... Nie żartuj już, mnie to nie bawi-pchnął mnie delikatnie tak, żebym położył się na łóżku.
Wbił mi igłę w ramię, a ja poczułem jak płyn boleśnie rozpływa się po moim ciele.
Zasnąłem prawie od razu, gdy Slender wyciągnął igłę z mojego ramienia.
***
Gdy po raz kolejny się obudziłem leżałem w pokoju Slendermana. Tym razem postanowiłem wstać i po prostu znowu zacząć chodzić.
Strasznie nudne jest to ciągłe leżenie i zasypianie.
Poszedłem do pokoju Slendera. Zapukałem i po prostu od razu wszedłem do środka.
Usiadłem naprzeciwko Slendera, który znowu siedział w papierach i coś podpisywał.
-Przepraszam-powiedziałem.
-Co?-spojrzał na mnie.-Za co?
-Za to, że zabiłem Lucy.
-Dlaczego mnie przepraszasz? Żałujesz, że to zrobiłeś?
-Nie-odpowiedziałem zgodnie z prawdą.-Ale nie chcę żeby Pan był na mnie zły.
Slender westchnął.
-Nie jestem, Jeff.
-Naprawdę?!-wykrzyknąłem radośnie.
-Tak-mruknął.
Wyszedłem skocznym krokiem z pokoju i od razu wpadłem na E.J'a.
-E.J!-krzyknąłem-Slender nie jest na mnie zły.
Jack odetchnął z ulgą.
-Boże, już myślałem, że będziesz martwy... Yyy... To znaczy...-podrapał się po karku.-Nic.
Wybuchnąłem śmiechem.
-Ok, rozumiem-powiedziałem śmiejąc się.
-Widziałem Lucy-powiedział nagle poważnie.
-Na prawdę?
-Może to dziwne, ale tak...
-Też ją widziałem, ale Slendy mi nie wierzy..-mruknąłem.
-Mi też nie wierzył...
-To co teraz zrobimy?-spytałem.
-Nie wiem.. Ej a może Lucy się mu podoba?!
-Lucy? Podobać się komuś? E.J dobrze się czujesz?-spytałem.
-No nie jest brzydka..
-E.J!..
-Żartowałem-zaczął się śmiać.
Patrzyliśmy się na siebie przez chwilę i już mieliśmy się rozejść do swoich pokoi, bo nie było o czym rozmawiać, gdy nagle z pokoju Sally usłyszeliśmy krzyk.
Szybko zaczęliśmy biec korytarzem do jej pokoju. Wpadliśmy do środka.
Sally siedziała na dywaniku i bawiła się lalkami, co chwilę piszcząc radośnie, gdy jedna z lalek zgodziła się na herbatkowe przyjęcie.
Ale był z nią ktoś jeszcze.
Lucy.
Dlatego Sally krzyczała. Zdążyła trochę polubić Lucy, bo była jedną z osób, która często się z nią bawiła, więc raczej się ucieszyła na jej widok.
-E.J ZOSTAŃ TU, ZARAZ WRACAM!-wrzasnąłem i zacząłem biec korytarzem po Slendiego.
Szybko wbiegłem do jego pokoju.
-Slendy... Musisz... Coś... Zobaczyć-wydyszałem opierając się o framugę drzwi.-Chodź.. Pokój.. Sally.
-No dobrze-Slender bez pytania mnie o zgodę teleportował nas do pokoju Sally.
Kiedy pojawił się w różowym pokoiku zamarł. Nie wiedział co powiedzieć.
-Lucy?!-krzyknął w końcu.-Wyjdź z mojej rezydencji! Co Ty tu jeszcze robisz, po tym wszystkim co zrobiłaś?!
-Co zrobiła?-spytałem.
-Po pierwsze:jest duchem-przerwał.
-Słuchamy dalej-E.J próbował go zachęcić.
Lucy patrzyła przerażona na Slendera.
-Skąd Pan wie co zrobiłam?!
-CO ZROBIŁA?!-powtórzyłem pytanie.
-Nic... Po prostu.. Dopilnujcie żeby w ciągu kilku minut zniknęła z mojej rezydencji. I nie chcę jej tu widzieć nigdy więcej-warknął i gdzieś się przeteleportował.
Wszystkie spojrzenia padły na rudowłosej dziewczynie.
-Coś ty z nim zrobiła dziewczyno?-spytał Toby, który nie wiadomo skąd nagle się tu wziął.
-Ja.. Ja..-zaczęła się jąkać i w końcu, nie wiedząc co powiedzieć, zniknęła.
-Nie ma to jak wykręcać się od odpowiedzi-burknąłem.-Strasznie jej nie lubię...
________
Dzisiaj trochę dłuższy rozdział.
Jak myślicie o co chodzi z Lucy? ;D
Zapraszam również na moje drugie opowiadanie "Days Are Numbered"
Jeżeli to czytasz zostaw komentarz, a jeśli się spodobało zostaw gwiazdkę. Z góry dziękuję, do następnego ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top