XXXI
Rey
Wracając do lasu, cały czas myślałam o tym co powiedział mi Kylo. Miał być Jedi. Ciekawe co sprawiło, że przeszedł na ciemną stronę. Jeszcze ten strach w jego oczach, kiedy mówił o płonącej akademii. Byłam przez to wszystko, taka zamyślona, że nawet nie zauważyłam siwego mężczyzny.
Wpadłam na niego z impetem. O dziwo, staruszek nawet nie drgnął. Ja za to odbiłam się od niego i poleciałam na plecy. " Brawo Rey. Jesteś niesamowicie zwinna."- skarciłam się w myślach. Pospiesznie wstałam i otrzepałam ubranie z kurzu. Mężczyzna przypatrywał mi się dokładnie, dużymi, niebieskimi oczami.
- Jesteś Rey.- Stwierdził. Spojrzałam na niego zaskoczona. Przytaknęłam. Oczywiście, chciałam wiedzieć skąd to wie i kim do cholery jest, ale udawałam małą, nieśmiałą Rey. Dlatego też milczałam i czekałam na rozwój wydarzeń.- Jestem Luke Skywalker. Razem z moją siostrą, Leią Organą, chcemy z tobą porozmawiać. Chodź za mną.- Ruszyłam. Czyli to jest sławny Skywalker. Ostatni Jedi. Odcięty od mocy, ale nie wątpię w jego umiejętności. Pospiesznie schowałam wszystkie ważne wspomnienia, głęboko w mojej pamięci. Światło dzienne nie może ich zobaczyć. Skywalker tym bardziej.
Zaprowadził mnie do chatki. Oczywiście drewnianej, ale przynajmniej na ziemi. Wszedł pierwszy, a ja zaraz za nim. Zamknęłam drzwi. W środku, za biurkiem siedziała generał, a obok niej... coś. Dziwna miśkowata kreatura. Pierwszy raz widzę coś takiego na oczy. Matko naturo, coś ty stworzyła? Misiek wyśpiewywał coś w piskliwym i nieznanym mi języku. Generał uśmiechała się od ucha do ucha. Do czasu. Kiedy mnie zobaczyła, od razu spoważniała. Uciszyła miśka ruchem dłoni.
- Witaj Rey.- Kiwnęłam jej głową na powitanie.- Jak już pewnie wiesz, chcemy z tobą porozmawiać.- W tym momencie nie wiedziałam czy ma na myśli Skywalkera, czy dziwnego miśka. Dziwadło nie ruszyło się nawet milimetr. Gapiło się na mnie parą czarnych jak węgielki oczu. Przerażające. Miałam ochotę wyciągnąć rękę i poddusić dziada, ale powstrzymałam się. Przy generale nie wypada.
- Jak to się stało, że do mnie nie trafiłaś?- Spytał Skywalker. Postanowiłam odpowiedzieć zgodnie z prawdą. Oczywiście, nie spuszczając wzroku z miśka.
- Przed moim wylotem, stało się coś, co chwilowo...odebrało mi myślenie. Nie ustawiłam koordynatów i wpadłam na Niszczyciela.- Nie chciałam opowiadać staremu rodzeństwu o moich problemach "miłosnych" z Finnem. To nie jest ich sprawa. Oczywiście się myliłam.
- Co takiego odebrało ci myślenie?- Spytała zaciekawiona Organa. Teraz nie ma mowy o ucieczce. Powiem trochę prawdy, trochę nie. Tak będzie dla mnie najlepiej.
- Finn...- Muszę wyjść na kogoś uczuciowego. Muszę myśleć, tak jak dawna ja.- On mi powiedział, że.... że mnie kocha.- Ostatnie słowo wyszeptałam.- Bałam się tego. Bałam się, że przez to, nie zostanę Jedi. Że zawiodę.- Po moim policzku spłynęła fałszywa łza. Leia wstała zza biurka, podeszła do mnie i przytuliła. Mam ich.- Przepraszam, to dla mnie trudne.
- Spokojnie, moja droga. Nic się nie dzieje.- Powiedział kobieta. Odsunęła się ode mnie i położyła ręce na ramionach.- Powiedz, co się stało dalej.- Teraz moja wyobraźnia, miała pole do popisu.
- On...On mnie torturował. Ciągle. Dopóki się nie zgodziłam.- Spojrzałam na swoje buty jak najbardziej skrzywdzona osoba na świecie.
- Kto Rey?- Spytała delikatnie.
- Było ich dwóch.- Teraz zrobię z Kylo i Jacka największych brutali świata.- Dwóch Renów. Kylo Ren i Jack Ren.- Nie wiem czy tylko mi się wydawało, ale Organa wzdrygnęła się na imię Kylo. Milczała. Inicjatywę przejął Skywalker.
- Na co się zgodziłaś? Na szkolenie.- Przytaknęłam.- Czego cię uczyli?
- Dużo tego było. Nie chciałam się uczyć mocy, ale mi kazali. Zmuszali. Musiałam torturować innych.- Znowu pozwoliłam kilku fałszywym łzą wypłynąć.
- Czyli typowa ciemna moc. Ciekawe.- Mruknął pod nosem.- Jak uciekłaś? Kontrolowali cię, a ty niby ich oszukałaś. Jak?- Mam nadzieję, że to będzie mój as w rękawie.
- Chcieli, żebym dla nich szpiegowała. Że nikt by mnie o to nie posądził, przez co była bym niewidzialna. Wykorzystałam to. Zgodziłam się a przy okazji wyciągnęłam Finna i tego pilota. Ale się zorientowali. Wysłali za nami pościg, ale się udało.- Błagam, uwierzcie mi. Milczeli i milczeli. Zaczynałam się obawiać, że zaraz mnie wrzucą do jakiegoś więzienie i każą czekać na ścięcie.
- Spotkało cię niezwykłe szczęście Rey. Już jesteś bezpieczna.- Powiedziała miło Organa. Uwierzyli mi. Odetchnęłam w duchu.
- Jeśli tylko zechcesz, dam ci kilka lekcji.- Powiedział Skywalker.
- To by był zaszczyt Mistrzu.- Lekko dygnęłam w jego kierunku. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Teraz powinno pójść, jak po maśle.
Kylo
Jack stał przed lustrem od kilku minut i wymachiwał protezą jak szaleniec.
- Mogę wiedzieć, co ode mnie chciałeś?- Nawet na mnie nie patrzy, kontynuując dziwne wygibasy.
- Musisz mi coś powiedzieć. Szczerze, jak kumpel kumplowi.- Przytakuje.- Jak wyglądam z tą protezom. Jak wojownik?- Spogląda na mnie i wyczekuje odpowiedzi.
- I chciałeś się ze mną widzieć, tylko po to, żebym ci powiedział, jak wyglądasz z metalową łapą.- Przytaknął z poważną miną. Jebany.- Dobra, powiem ci. Wyglądasz jak ciota, która dała sobie urąbać rękę.- Chciałem go wkurzyć. No ale nie oszukujmy się. Nie wygląda zbyt korzystnie.
- Wyjdź jeśli ci życie miłe.- Cel osiągnięty.
- Kaleka mi nic nie zrobi.- Odparłem po czym szybko opuściłem pomieszczenie. Teraz będzie na mnie obrażony przez kilka godzin, ale było warto.
Rey
Wróciłam do tego cholernego domku na drzewie. Na rozmowie z generał i Skywalkerem upłynęło mi sporo czasu. Teraz się już ściemnia. Zmęczyłam się tym dniem. Padłam na niewygodne łóżko. Przymknęłam oczy, ale ktoś zapukał nieśmiało w drzwi. To pewnie Finn, Tak bardzo nie chcę go widzieć. Pukanie nie ustawało, więc niechętnie zwlekłam się z pryczy. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyła generał Organę.
- Cos się stało Pani Generał?- Nie wyglądał za dobrze. Cała wojna i walka się na niej odbiły. Widać, że jest zmęczona.
- Wiem Rey, ż e jest to dla ciebie ciężkie. Jednak chciałam z tobą porozmawiać. Mogę?- Spytała i wskazała głową na środek pomieszczenia. Odsunęła się tak, aby mogła wejść do środka. Zamykam drzwi. Przeraźliwy wiatr buja domkiem jak fale statkiem. Od razu robi się chłodniej. Gestem ręki wskazuje kobiecie łóżko. Nie mamy gdzie indziej usiąść.
- Więc, o czym chciała Pani rozmawiać?- Pytam z nie małym zainteresowaniem.
- Leia dziecko. Mów mi po imieniu.- Przytakuję.- Chciałam się zapytać o... o Be..., znaczy Kylo Rena.- Zdziwiło mnie to, ale nie przerywałam kobiecie.- Jak wygląda? Dobrze?- Widziałam w jej oczach łzy. Wzięło mnie na coś i przytuliłam kobietę. Rozpłakała się na dobre. Za bardzo nie docierało do mnie co się dzieje. Nagle wszystkie elementy wskoczyły na miejsce. O matko.
- To pani syn, prawda?- Spytałam póki nie uznałam, że to szaleństwo.
- Tak.- Wypłakała mi w ramię. Robi się coraz ciekawiej.
W końcu kobieta się uspokoiła. Odsunęła się ode mnie i otarła łzy wierzchem dłoni.
- Przepraszam. Dawno, bardzo dawno go nie widziałam.- Przytaknęłam.- Więc?
- Dobrze, raczej.- Nie powiem jej przecież, że jest przystojny. To by zabrzmiało trochę podejrzanie.- Westchnęła i wstała.
- No cóż, dziękuję ci Rey. Już będę się zbierać. Dobranoc.- Powiedziała, po czym pośpiesznie wyszła z chaty. Już mnie chyba nic nie zdziwi.
Hejka!
Witam w kolejnym, już 31 rozdziale. Ale to szybko leci.
Swoją drogą, jestem coraz bliżej pierwszego tysiąca. Nie mam słów. Jestem mega szczęśliwa i szczerze mówiąc, zdziwiona. Nie spodziewałam się, że to opowiadanie ma jakikolwiek sens bytu i że kogoś zainteresuje. Ale za to dziękuję Wam. Serio, jesteście wielcy!
Jeszcze jedno ogłoszenie. Od dłuższego czasu, myślę nad czymś w 100% swoim. Myślę, że wystartuję z tym w wakacje, ale kto wiem. Może szybciej. Tak więc, możecie czekać.
Do zobaczenia w następnym rozdziale i niech Moc będzie z Wami!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top