XXIX
Rey
W końcu zeszłam na ziemię. Nic się nie bujało, nie wiało i w końcu patrzyłam na drzewa z dołu. Wszystko było na swoim miejscu. Na początku mojej naziemnej wędrówki, postanowiłam znaleźć strumień, jeziorko, kałuże. Cokolwiek. Po "uderzeniu" Finna, całe dłonie miałam w jego krwi. Na moje nieszczęście, po drodze do akwenu, spotkałam paru nieznanych mi rebeliantów. Patrzyli na mnie z przerażeniem. W sumie im się nie dziwię. Nieznana im dziewczyna, chodzi sobie po bazie z zakrwawionymi rękami. Niecodzienny widok.
W końcu znalazłam. Tego się nie spodziewałam. Zapuściłam się głęboko w las i znalazłam jeziorko, do którego wpływał wodospad, czystej i chłodnej wody. Chyba umyję nie tylko ręce. Przydała by mi się kąpiel i ochłoda. Na Endorze jest duszniej niż na Jakku w upalny dzień.
Pośpiesznie opłukałam ręce, aby nie zabrudzić białego ubrania. Następnie rozebrałam się. Zostałam jednak w bieliźnie, w razie, gdyby któryś z rebeliantów zapragnął porannego odświeżenia. Weszłam do jeziorka powoli. Najpierw do kostek, potem po kolana, aż w końcu zanurzyłam się cała, nurkując na chwilę w orzeźwiającej wodzie. Po chwili się wynurzyłam. Stwierdziłam, że jak tu już jestem, to umyję włosy. Rozpuściłam koczki i ponownie zanurkowałam. Wynurzyłam się i poczułam na sobie wzrok.
Kylo
Kolejne bezsensowne spotkanie w końcu się skończyło. Nic się nie zmieniło, nadal stoimy na niczym. Jedyną opcją na informacje, jest Rey. Przez ten fakt, pewnie będzie zmuszona spędzić z Ruchem Oporu znacznie więcej czasu, niż by chciała.
W końcu mogłem rzucić się na swoje łóżko. U Rey się nie zbyt wyspałem. Nie wiem jak można spać na czymś tak twardym. Jednak moja chwila relaksu trwała dosłownie kilka minut. Zaraz poczułem na twarzy delikatny podmuch wiatru. W powietrzu unosił się zapach lasu. Słyszałem szum, jakby wodospadu. Postanowiłem, że przejdę się w tamtym kierunku. Głównie dla tego, że wyczuwałem tam Rey.
Ujrzałem ją w jeziorze. Dopiero po jakimś czasie poczuła, że ją dokładnie oglądam. W zasadzie to ją podziwiałem. W jeziorze, w środku lasu, z mokrymi, długimi włosami. Wyglądał jak nimfa.
- Wiesz, że zawsze możesz do mnie dołączyć!- Krzyknęła wesoło w moją stronę i zanurzyła głowę w wodzie. W sumie to nie był zły pomysł.
Zdjąłem buty, skarpetki i górę, pozostając w spodniach. Woda była przyjemnie chłodna. Rey nie ruszyła się z miejsca i czekała na mnie na środku jeziorka. Podpłynąłem do niej. Na powitanie, pocałowała mnie w policzek.
- Myślałam, że zobaczymy się dopiero w nocy. Nie spodziewałam się ciebie o tej porze.
- Ja też. Znowu moc połączyła nas sama z siebie. Ja nie narzekam.- Powiedziałem, po czym pocałowałem dziewczynę w usta. Delikatnie, czekając na pozwolenie. Dopiero kiedy Rey oddała pieszczotę, pogłębiłem ją.
Pocałowałem ją w żuchwę, na co dziewczyna odchyliła głowę do tyłu. Schodziłem z pocałunkami niżej. Całowałem szyję Rey i dekolt. Cicho mruczała. Moje ręce zaczęły schodzić niżej, aż w końcu znalazły się na pośladkach dziewczyny.
- Kylo, nie.- Powiedziała cicho. Moje dłonie wróciły na jej talie. Powoli się od niej odsunąłem.
- Przepraszam. Nie powinienem.- Jestem głupi. Kilkanaście godzin temu prawie ją zgwałcono, a ja myślę tylko o swoich potrzebach.
- W porządku, nic się nie stało.- Powiedziała, po czym podpłynęła do mnie i przytuliła się. Oparłem głowę na jej ramieniu i schowałem twarz w jej mokrych włosach.
Poe
Finna nie widziałem od czasu, kiedy poszedł do Rey. Postanowiłem odwiedzić parę. Jak to w ogóle brzmi. Finn ma dziewczynę. Coś mi tu śmierdzi, szczególnie, że Rey jest naprawdę ładna, mądra, odważna. Co ona widzi w moim przyjacielu, to ja nie wiem. Czemu wybrała jego, skoro mogła mieć każdego? Prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiem.
Nie ufam jej. Nie była ranna, miała świeże ubrania i starannie uczesane włosy, kiedy wpadła do naszej celi na Niszczycielu. Rena nie było łatwo oszukać, więc nie wierzę, że udawała, że przeszła na ciemną stronę. Coś tu nie grało, a ja musze to rozgryźć. Tym bardziej, że nawet Organa ufa tej podejrzanej dziewczynie.
Wszedłem w końcu na szczyt drewnianych schodów, prowadzących do chatki Rey. Stanąłem jak wryty. Pod drzwiami leżał Finn. Jego głowa spoczywała w kałuży krwi. Podbiegłem do niego i uklęknąłem obok.
- Finn!- Potrząsnąłem ramieniem chłopaka. Otworzył zapuchnięte i czerwone oczy.- Stary, co ta wariatka ci zrobiła?!- Patrzył na mnie smutnymi oczami.
- To moja wina.- Wychrypiał, a po jego policzku potoczyła się samotna łza.- Chciałem jej zrobić coś strasznego. Należało mi się.- Rozpłakał się. Pomogłem mu usiąść i lekko, po przyjacielsku, poklepałem przyjaciela po plecach.
- Co jej zrobiłeś? Musiała się nieźle wkurzyć skoro tak cię zmasakrowała.- Przytaknął głową.
- Ja prawie... No wiesz. Ona nie chciała. Broniła się, wyrywała. A ja nic sobie z tego nie zrobiłem. Matko, jestem potworem Poe! Ona mnie już nie kocha! Jak mogłem!- Wył jakby był chory psychicznie. Domyślam się co jej chciał zrobić. W sumie to się teraz nie dziwię, czemu Finn wygląda, jak wygląda.
Heja!
Witam w ostatnim rozdziale weekendowego maratonu.
Mam nadzieję, że się podobało.
Widzimy się w przyszłym tygodniu!
Do zobaczenia i niech Moc będzie z Wami!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top