44

play with fire by Sam Tinnesz

Siedziałam na jednym z foteli w moim salonie, głęboko wzdychając. Przymknęłam oczy, odchylając głowę do tyłu. Czułam, jak bardzo jestem zmęczona, a moje gardło wręcz błagało o tabletkę, a najlepiej o całe opakowanie.

Delikatnie przetarłam twarz rękawem za dużej bluzy, chcąc otrzeć dawno zaschnięte już łzy.

W pomieszczeniu panowała nieprzyjemna cisza.
W głębi duszy błagałam, aby którekolwiek z moich przyjaciół wypowiedziało chociaż słowo i dało mi do zrozumienia, że wszystko jest jasne.

Odchrząknęłam, otwierając oczy i zakładając dłonie na piersiach.

Spojrzałam na Leo.
Siedział na kanapie pochylony do przodu ze złożonymi dłońmi. Jego włosy były w nieładzie, jakby co chwilę nieudolnie przeczesywał je dłonią.
Wzrok Victorii wbity był w podłogę, a sama dziewczyna wyglądała, jakby głęboko się nad czymś zastanawiała.
Christopher miał delikatnie przymknięte oczy i nieodgadniony wyraz twarzy. Im dłużej mu się przyglądałam, tym bardziej zachwycałam się jego urodą. Rysy jego twarzy były wręcz idealne. Zarysowana szczęka, pełne usta, prosty nos, zielone oczy ukryte pod wachlarzem ciemnych rzęs i ciemne jak smoła włosy. Opalona cera idealnie kontrastowała z białą koszulą, czarnymi, eleganckimi spodniami, prawdopodobnie od garnituru i tego samego koloru mokasynami.
Wcześniej nie zwracałam na to szczególnej uwagi, jednak Christopher Josen miał w sobie to coś, co sprawiało, że po prostu chciało się na niego patrzeć.
Jedynie Brooklyn patrzył mi prosto w oczy. Zauważyłam w nich rozumienie, a właśnie tego potrzebowałam najbardziej. Wzrok bruneta przez chwilę utkwił w podłodze, jednak dosłownie moment później wstał z kanapy, przerywając ciszę panująca w pokoju.

Stanął naprzeciwko mnie, rozkładając ręce i posyłając mi delikatny uśmiech. Odwzajemniłam go, po czym wstałam z fotela, wtulając się w jego szyję. Z moich oczu wyleciało jeszcze kilka łez, które moczyły koszulkę bruneta, jednak ten nadal trzymał mnie w objęciach, układając swoje dłonie na mojej talii. Czułam jak z każdą chwilą przytula mnie coraz mocniej, dając mi się wypłakać. Delikatnie pogładził mnie po włosach, ustępując miejsca stojącemu tuż obok Leo i Chris'owi. Obaj chłopcy wtulili się w moje ciało.

- Już dobrze, skarbie - szepnął Leo, gładząc mnie po plecach. - Już wszystko będzie dobrze.

Nie mogłam określić, jak bardzo w tamtej chwili potrzebowałam tych słów. Czułam, jakby ciężar ciążący na mnie od przeszło dwóch lat po prostu zniknął.

- Spierdalaj Christopher, teraz ja się przytulam - stwierdził Leo pretensjonalnym tonem, delikatnie odpychając bruneta biodrem i wywołując śmiech u wszystkich znajdujących się w pomieszczeniu.
Chris jedynie fuknął pod nosem, założył ręce na piersiach i z obrażoną miną usiadł na kanapie obok Brooklyna.

Usta Leo delikatnie musnęły mój policzek, po czym blondyn odsunął się, puszczając mi oczko. Już chwilę później znajdowałam się w objęciach wysokiej blondynki. Victoria trzymała mnie w mocnym, niedźwiedzim uścisku, układając dłonie na dole moich pleców.

- Masz mi mówić o takich rzeczach, rozumiesz? - szepnęła, delikatnie się odsuwając i patrząc mi prosto w oczy. - Masz mi mówić o wszystkim, od tego są kurwa przyjaciółki, Skyler. - stwierdziła, po czym ponownie wtuliła się w moje ciało, a już chwilę później w jej ślady poszli również chłopcy.

Stałam z czwórką moich przyjaciół w salonie mojego domu. Wszyscy byliśmy niesamowicie ściśnięci, tak, że momentami brakowało mi tlenu, ale pomimo tego byłam szczęśliwa.

- Myślałem, że za chwilę się uduszę, ale było warto - stwierdził blondyn, a na jego twarz wpłynął szeroki uśmiech.

- Zostaniecie? - spytałam, posyłając każdemu z nich błagalne spojrzenie.

- To przecież oczywiste - stwierdził Leo. - Nie opuszczę tego domu, póki nie skonsumuję słynnej nalewki Pana Williamsa - uniósł brew, a wszyscy pozostali zgodnie pokiwali głowami.

- Nie przygotowałam się na tą wizytę, dlatego proponuję odwiedzić jakiś sklep, kto ze mną? - spytałam z uśmiechem na ustach.

- Ja! - krzyknęli wszyscy na raz, po czym zaśmiali się, stwierdzając, że skoro tak, to jedziemy wszyscy.

- Nie będzie przeszkadzało Wam, jak wpadnie Shawn? - spytałam, siadając na przednim fotelu Range Rover'a Chris'a.

- W  o g ó l e - przeliterował Leo, cmokając.

- Niech wpada - stwierdzili zgodnie pozostali, a ja delikatnie kiwnęłam głową, po czym wyjęłam telefon, chcąc napisać do bruneta.

Do: Shawnie
urządzamy mini imprezę z moimi przyjaciółmi, wpadniesz?

Wysłałam wiadomość, po czym położyłam telefon na kolanach, wcześniej go blokując. Już chwilę później usłyszałam dźwięk przychodzącego powiadomienia.

Od: Shawnie

jasne, słońce :* Tylko jestem teraz u Brian'a, nie będzie problemu, jak wpadniemy razem?

Do; Shawnie

oczywiście że nie :*

Od Shawnie:
❤️

- Shawn wpadnie z Brian'em, okey? - spytałam a chłopcy zgodnie stwierdzili, że nie ma problemu. Odwróciłam głowę do tyłu, patrząc w stronę Victorii, która siedziała z rękami założonymi na piersiach i zniesmaczoną miną.

Musiałam koniecznie później dopytać ją, o co chodzi.

Nim się obejrzałam, dojechaliśmy na miejsce. Opuściliśmy auto,  po czym w akompaniamencie śmiechu z suchych żartów Leo, skierowaliśmy się w stronę sklepu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top