28



Przełknęłam ślinę, czując, jak krew odpływa mi z  twarzy. Przez moment miałam wrażenie, że znalazłam się w odmiennej rzeczywistości, w której czas przestał płynąć, w której wszytko się zatrzymało.

Czułam na sobie palące spojrzenie Shawn'a. Brian spoglądał na mnie w podobny sposób.

- Przepraszam - powiedziałam cicho, przepychając się do drzwi, aby jak najszybciej opuścić szkolny dziedziniec. Słyszałam za sobą głos bruneta wołającego moje imię, ale dalej hardo szłam przed siebie.

Znowu uciekałam od problemów. Poniekąd stało się to moją codziennością.
Dzisiejszego dnia nie byłam w nastroju na tłumaczenia. Wiedziałam, że i tak prędzej czy później będę musiała wyjaśnić Shawn'owi całą sytuację, ale na chwilę obecną postanowiłam odwlec to w czasie.

Moją pierwszą lekcją dzisiejszego dnia była matematyka.
Otworzyłam szkolną szafkę w której trzymałam większość podręczników i wyjęłam z niej książkę od matematyki oraz kilka innych potrzebnych mi dzisiaj podręczników. Miałam niewielki problem z jej zatrzaśnięciem, a gdy ostatecznie udało mi się to zrobić, odepchnęłam się od ściany, kierując w stronę pracowni matematycznej.
Jednak ku mojemu nieszczęściu, nie przeszłam nawet dziesięciu kroków, gdy wszystkie moje książki włącznie z podręcznikiem od matematyki z hukiem wylądowały na podłodze.

W pierwszej chwili nie wiedziałam co się dzieje. Zdałam sobie sprawę, że przymknięcie oczu nie sprawi, że problem zniknie, a książki same się podniosą.

Dlatego uniosłam wzrok do góry, a moje oczy skrzyżowały się z brązowymi tęczówkami.

Tymi samymi w które kiedyś mogłam patrzeć godzinami.

- Ja... - zająknęłam się, czując jak momentalnie robi mi się niedobrze.

- Mi również miło Cię widzieć. skarbie - szepnął chłopak zachrypniętym tonem, posyłając mi jeden z szerokiej gamy swoich bezczelnych uśmiechów. Skrzywiłam się, czując na sobie liczne spojrzenia wielu zainteresowanych sytuacją gapiów.

Brunet schyla się i podnosi moje podręczniki, ja stoję w miejscu jak słup soli. Moje ciało odmawia posłuszeństwa.

Brunet sprawnie się podnosi, po czym puszcza mi delikatne oczko.

Kiedy podaje mi książki, jego dłoń przez chwilę napotyka moją. Wzdrygam się, czując na skórze jego ciepłe palce.
Delikatnie przejeżdża kciukiem po moim pierścionku i lekko się uśmiecha.

- Nadal go nosisz - mówi, a na jego oczy wypalają we mnie dziurę. Mam ochotę zapaść się pod ziemię.

- Nie powinnam - oznajmiam szeptem. - Ale mam do niego sentyment.

- Tyle czasu razem... - szepcze, unosząc dłoń.

Od razu zauważam co ma w zamiarze zrobić, dlatego gwałtownie się odsuwam.

- Nie dotykaj mnie - warczę, próbując zabrzmieć chociaż odrobinę groźnie. Ale zupełnie mi to nie wychodzi. Moje ciało odmawia mi posłuszeństwa. Mój głos drży, a głowa pulsuje, sprawiając, że nie jestem w stanie zebrać myśli.

Chłopak krzywi się w swój specyficzny sposób, po czym szepcząc ciche ,Do zobaczenia, księżniczko' , wciska w moją dłoń zmiętą karteczkę i odchodzi, wywołując wśród płci pięknej powszechne poruszenie.

Przełykam ślinę, a kilka sekund później, po chwilowym otumanieniu, oddalam się korytarzem w stronę sali matematycznej.

Zupełnie nie mogłam skupić się na lekcji. Miałam zbyt wiele własnych problemów, aby w tej chwili myśleć o układach równań.

Nieświadomie przegryzałam policzek, co poczułam dopiero gdy w moich ustach pojawił się metaliczny smak krwi.

Gdy zadzwonił dzwonek, jako pierwsza wybiegłam z sali.

- Gdzie tak lecisz, misiaczku? - słyszę nad uchem wesoły głos Brooklyn'a, który gwałtownie łapie mnie w talii, co sprawia, że muszę się zatrzymać. Brunet odwraca mnie w swoją stronę, a ja modlę się, aby nie zauważył moich szklanych oczu.

- Coś jest nie w porządku - oznajmia chłopak, tasując mnie wzrokiem. - Chodź, pogadamy - oznajmia, po czym łapie mnie za dłoń i ciągnie w stronę kotłowni, gdzie nieoficjalnie jest również palarnia.
Zamyka za sobą drzwi i rozgląda się wokół, patrząc czy nikogo nie ma w pobliżu. Wyciąga z kieszeni paczkę czerwonych Marlboro, po czym spogląda na mnie, proponując mi papierosa. Kiwam głową i wyciągam jednego z paczki. Brunet podpala mojego papierosa, po czym zapala swojego. Pomimo tego, że ostatnimi czasy nie zdarzało mi się palić często, musiałam odreagować.

- Obiecuję, że to co teraz usłyszę zostanie tylko i wyłącznie między nami - oznajmia brunet. - Możesz być tego pewna - mówi posyłając mi delikatny uśmiech.

I ufam mu.

Nie interesuje mnie fakt, że właśnie ponownie opuszczam lekcje. Stoję z brunetem w ciemnym pomieszczeniu, wypalając kilka papierosów po kolei. Odpowiadam mu całą historię, a brunet uważnie mnie słucha. Nawet nie zauważam, kiedy po moich policzkach zaczynają spływać łzy. Brunet wyrzuca z mojej dłoni tlącego się papierosa, po czym przydeptuje go butem. Podchodzi do mnie i robi coś, czego bardzo potrzebowałam. Po prostu mnie przytula i mówi, że wszytko będzie dobrze.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top