22


Conor Maynerd - Hate how much I love you

Wchodzę do środka i momentalnie zaczynam kaszleć. Zapomniałam już jak bardzo nie lubię zapachu dymu papierosowego, a szczególnie w tak dużych ilościach.

Leo po raz ostatni łapie mnie za dłoń przy drzwiach, po czym odchodzi posyłając mi pokrzepiający uśmiech.
Z racji tego, że jest bardzo wcześnie w lokalu nie ma tłumów. Zauważam tylko kilku podejrzanie wyglądających typków i jego. Siedzi odwrócony tyłem z pochyloną głową. Przez moment mam wrażenie, że zasnął, ale chwilę później widzę jak wstaje z barowego krzesełka i chwiejnym krokiem podchodzi do siedzącego przy jednym ze stolików motocyklisty. Mężczyzna wstaje i spogląda na niego groźnym wzrokiem.

A ja jestem przerażona. Boję się o Shawn'a, boję się, że ten podejrzany typ coś mu zrobi, a pijany chłopak nie będzie w stanie się obronić.

Dlatego niewiele myśląc, podchodzę do bruneta i zanim zdąży cokolwiek zrobić bądź powiedzieć. Chwytam go za koszulkę przez co obraca się w moją stronę. Jego rozbiegane oczy zaczynają dogłębnie lustrować moją osobę.

- Ty? - pyta, bełkocząc.

- Ja - mówię, delikatnie się uśmiechając.

- Wyglądasz jak anioł - stwierdza. - Jesteś aniołkiem?

- Chodźmy już, dobrze? - pytam, spoglądając w jego oczy.

- Dobrze - bełkocze. - Nara Tay. Do następnego - nieudolnie salutuje, po czym kładzie rękę na mojej talii, powodując nieznane mi dotąd uczucie.

Podchodzimy jeszcze do baru, by upewnić się, że brunet zapłacił wszystkie rachunki, po czym obejmując się, wychodzimy z budynku. Chłopak momentami opiera cały ciężar swojego ciała na mnie przez co chwieję się i o mało nie upadam, ale właśnie w tamtym momencie do akcji wkracza Leo, który oznajmia, że od teraz on holuje półprzytomnego bruneta. Kiwam tylko głową i łapię klucze od auta, które rzuca mi blondyn. Otwieram drzwi samochodu, a Leo sprawnie usadza pijanego chłopaka na tylnych siedzeniach.

Oddycham z ulgą,wiedząc, że wszytko już jest w porządku. Brunetowi oprócz tego, że jest kompletnie pijany raczej nic się nie stało.

Siadam na miejscu pasażera po czym zapinam pasy. Odwracam się do tyłu, by ujrzeć śpiącego bruneta. Leo przeciągle wzdycha, po czym bez słowa odpala silnik i wyjeżdża z pubowego parkingu.

- Co z nim zrobimy? - pyta, spoglądając na mnie spod byka.

- To proste - wzruszam ramionami. - Nie możemy w odwieźć go do domu w takim stanie, a jednak to co się stało jest w większości naszą winą. Moich rodziców nie ma w domu, więc prosta kalkulacja; prześpi się u mnie.

- Jesteś tego pewna? - pyta blondyn z nutką niepewności w głosie. - Nie sądzę, że będzie zadowolony, budząc się w twoim domu, po tym co widział rano.

- Nie będzie miał wyjścia - wzruszam ramionami - Nie możemy odwieźć go do domu w takim stanie, Leo - mówię poważnym tonem. Przecież on ledwo trzyma się na nogach.

- Dobra, już w porządku - zgadza się blondyn. - Ale zostaję z tobą okey? Nie wiemy jak bardzo może być agresywny po takiej ilości alkoholu.

- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł Leo - krzywię się. - Uwierz, wiem, że masz dobre intencje, ale jeżeli on się obudzi i cię zobaczy może zrobić się nieciekawie. Zaufaj mi, dam sobie radę.

- W takim razie będę zaglądał co godzinę lub pół. Muszę być pewny, że jesteś bezpieczna - oznajmia blondyn a ja kiwam głową po czym odwracam się i lekko uśmiecham, widząc śpiącego bruneta. Wygląda tak uroczo i spokojnie, że nie mogę wyobrazić sobie, jak ktoś tak piękny miałby zrobić mi krzywdę.

Uwielbiałam patrzeć na śpiącego Aiden'a. Kochałam patrzeć, jak uroczo przecierał oczy, gdy się budził i posyłał mi szeroki uśmiech, całując moje czoło. Kochałam budzić się w jego ramionach.
W nich zawsze czułam się bezpiecznie, nawet gdy wiedziałam, że czyhają na niego niebezpieczni ludzie. Byłam oczkiem w głowie Aiden'a, wiedziałam to, ponieważ powtarzał to zdanie na każdym kroku, mówiąc również jak bardzo mnie kocha i nie wyobraża sobie życia beze mnie. Jego słowa mnie uskrzydlały, sprawiały, że czułam się lepszą wersją siebie. Czułam, że z nim u boku mogę zrobić wszystko, nie zważając na ograniczenia.
Będąc w związku z Aiden'em czułam się cudownie. Ale już wtedy wiedziałam, że szczęście nie jest niczym pewnym, a wręcz przeciwnie; jest niesamowicie ulotne. Przez chwilę jest cudownie, a moment później życie sypie się tak, że ostatecznie nie ma już co zbierać.

Tak właśnie było w naszym przypadku. Z dnia na dzień coraz gorzej, aż w końcu definitywny koniec. Ta sytuacja wykańczała mnie psychicznie i sprawiła, że stałam się wrakiem człowieka. Dosłownie.

Ale po burzy zawsze wychodzi słońce. Moim słońcem i definitywnym zakończeniem tamtego bolesnego rozdziału życia była przeprowadzka. Kochałam Los Angeles, ale spotkało mnie tam zbyt wiele złego. Toronto było moim nowym początkiem. Rozpoczęciem nowego i miałam nadzieję lepszego rozdziału w życiu.

Shawn już na początku stał się jego częścią. I pomimo okoliczności, miałam nadzieję, że pozostanie nią, jak najdłużej tylko się da.


xxx

Kolejny rozdział dla Was skarbeńki! Jak myślicie, co dalej z relacją Shawn'a i Sky? Macie jakieś spekulacje? 🥰

buziaki x luvmyshawnmendes ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top