||REWERS|| cz.2

Zapewniam Was, jestem bardziej zaskoczona kontynuacją niż Wy xD

  Niebieski drink wciągany przez syrenę poprzez dwie czarne, plastikowe słomki znikał ze szklanki w zastraszającym tempie. Mireia nie mogła oprzeć się niespotykanie wspaniałemu połączeniu cierpkiego posmaku alkoholu z kwaśnym dodatkiem cytryny. Gdzieś pomiędzy tymi dwiema skrajnościami przebijała się także słodycz gazowanego napoju. Cały majstersztyki wieńczony był przepięknym, błękitnym barwnikiem.

  Dziewczyna opamiętała się w ostatniej chwili, aby ująć sobie od ust tego boskiego nektaru. Musiała zostawić sobie jeszcze coś na następny łyk. wyciągnęła się na leżaku, przymykając powieki i pełną piersią oddychając morską bryzą.

  Morze tak uspokajająco działało na jej nerwy. Jednak najpiękniejszą muzyką świata była właśnie ta pochodząca od natury. Mireia odpływała tak mocno, że mogłaby zaraz zasnąć . Tu, i teraz, na tym francuskim wybrzeżu, z niedopitym drinkiem.

   - Raaaaaaaaaaj - jęknęła rozanielonym głosem, pełnym spełnienia. - Nie ruszajcie mnie teraz. 

   - Mireia, nie przyzwyczaj się - ostrzegła ją Emily Jane, przekręcając głowę w stronę syreny.

   - Bo co? - zapytała, rozluźniając ramiona i posyłając zachodzącemu słońcu promienisty uśmiech. - Nikt mnie nie widzi, mogę się byczyć do woli.

    Jeszcze raz zassała w płuca to otumaniające, pięknie pachnące powietrze. Rozchyliła powieki, przystawiając do warg słomki. Matka Natura milcząco przyglądała się jej ruchom, zakładając za ucho ciemnobrązowy pukiel włosów. Omiotła spojrzeniem piasek plaży. Jej twarz ściągała się w wyraz zmartwienia. Przygryzła dolną wargę, jakby to, co zamierzała przekazać przyjaciółce, miałoby zaważyć na ich spokoju. 

   W zasadzie własnie tak miało się stać.

   - Musisz z powrotem popłynąć do Mroka - wyjawiła.

   Gdy wypowiedź Emily dotarła do uszu syrena, ta gwałtownie otworzyła oczy, a łyk drinka, który zdążyła wziąć, opuścił jej usta mocnym strumieniem. Jego część dostała się jednak do gardła dziewczyny. Zaczęła nerwowo kaszleć, jakby syrena jak na ironię mogła naprawdę się utopić. Schyliła się, odkrztuszając nieproszonego gościa. Przełknęła go tym razem ostrożniej. 
   Wpatrywała się w fale uderzające o brzeg plaży, w milczeniu łapiąc powietrze przez  nos. Uniosła brwi. Próbowała poukładać każdą informację tak, aby miała pewność, iż dobrze usłyszała.

  - Że co? - zapytała, lecz jej ton zdradzał narastającą w niej złość. - Znowu mam się przez cały ocean na inny kontynent? Wróciłam z niego ledwie tydzień temu!

  - Wiem i rozumiem, ale niestety musisz to dla mnie zrobić - westchnęła Matka Natura, zataczając szklanką z pomarańczowym drinkiem niewielkie okręgi w powietrzu. - Obiecuję, że gdy wrócić, dostaniesz ode mnie tyle niebieskich, ile tylko zapragniesz!

   - Chcesz mnie przekupić? - rzuciła oskarżycielko, odwracając się w jej stronę Hebanowe włosy uderzyły ją w twarz, by zaraz opaść bezwładnie na jej ramiona. - Dlaczego sama do niego nie pójdziesz? O ile dobrze pamiętam to jest twój ojciec.

   Przystawiła do ust słomki.

   - A ty jego dziewczyną - odparowała Matka Natura beznamiętnym tonem.

   Niestety, Mirei nie dane było dokończyć alkoholowego napoju. Ostatni łyk znalazł się na piasku.

   - Cholera, dzięki Jane! - krzyknęła oburzona, wycierając wierzchem dłoni usta.- Przez ciebie tą jedyną kroplę wyżłopała plaża!

   - Wybacz - jęknęła Matka Natura, przygryzając paznokieć kciuka.

   - Cała sukienka zalana - fuknęła, próbując nieudolnie zetrzeć resztki drinka z cienkiego, różanego materiału. Westchnęła głośno, a w tym geście aż kipiało od zdenerwowania. - Skąd przyszedł ci do głowy taki głupi pomysł. Jest moim przyjacielem i na tym sprawa się kończy.

    - Przecież żartowałam.

    - Wiesz, gdzie możesz schować sobie takie żarty. Pytam jeszcze raz, dlaczego sama do niego nie pójdziesz? Boisz się? Może cię nie zleje.

    - Nie rozumiesz. Nie mogę. Jestem Matką Naturą i...

    - ... nie możesz opuścić stanowiska? A przez ten tydzień to co robiłaś? Nadzorowałaś rośliny, morze i całą resztę przez słomki od drinka? Tam też masz zieleń. Ameryka to nie pustynia.

   - Mireia, to musisz być ty.

   - Bo?

   - Bo tak ci mówię!

   - No a po co? Zrobiłam swoje.

  Emily Jane zacisnęła usta w wąską linię, skierowując swoje piwne spojrzenie w stronę morza.

  - Czuję, że Mrok potrzebuje pomocy - odparła spokojnie.

  - Jakoś dwa lata temu też potrzebował i nie raczyłaś palcem kiwnąć - wypomniała jej złośliwie syrena.

  - Miałam mu pomóc w rebelii, która kosztowałaby szczęście całego świata? - wycedziła, niedowierzając przekonaniom przyjaciółki. - Ja? Matka Natura?

 - Oj, już nie dodawaj sobie wartości - parsknęła. - Dla niego zawsze pozostaniesz córką.

 - Ale córką, która musi pozostać w stosunkach neutralnych zarówno do niego, jak i do Strażników.

  Mireia przewróciła oczami, czując, że ta rozmowa powoli przestaje już mieć sens. Podniosła się z fotela z ciężkim westchnieniem. Za wszelką cenę chciała ukryć przed Matką Naturą swoje niezadowolenie z zaistniałej sytuacji. 

   Zastanawiające, że przyjaciółka Mroka była mu o wiele bliższa niżeli jego własna córka. Oczywiście w żaden sposób nie zamierzała dopingować go w dążeniu do opanowania świata, lecz żyła w przeświadczeniu, że rozumie go o wiele lepiej. Przede wszystkim zależało jej na tym, aby Czarny Pan nie czuł się... samotny?

   Mireia pokręciła szybko głową, krzywiąc się. Zupełnie jakby próbowała swymi włosami odgarnąć od siebie natłok napływających myśli. Jednak nie mogła zaprzeczyć, iż Mrok był dla niej jedyną osobą na tym świecie, której szczerze ufała. Szczerze go lubiła. 

     Dziewczyny podeszły do najdalszej krawędzi zasięgu fal. Syrena zrobiła jeszcze krok w przód, aby woda zaczęła obmywać jej stopy. Jakże przyjemny chłód zmył z niej cały gniew. Uspokoił go jak najczulszy uścisk bliskiej osoby. Odwróciła się do Matki Natury.

    Oliwkowa cera pięknie odbijała ostatnie promienie krwistoczerwonego słońca. Jednak nadchodząca ciemność nie pozwalała już dostrzec przebłysku jej piwnych oczu. Bryza bawiła się jej brązowymi puklami lekko kręconych włosów, a także jej zielonym T-shirtem. To samo robił również z hebanową burzą na głowie syreny i jej sukienką.

   Mireia wzięła głęboki oddech, po czym rzuciła się w objęcia pięknego, kuszącego, a zarazem morderczego żywiołu wody.

~~~

    Ponoć wschód słońca to symbol nadziei. Podobno jutro zawsze jest lepsze niż wczoraj. 
No to dlaczego dla Mroka była to jedynie wizja kolejnego zmarnowanego dnia? Światło wręcz wyganiało go z powierzchni ziemi, każąc schować się w ciemność, gdzie nikt go nie zobaczy i się nie przerazi.  

   Czarny Pan westchnął jedynie, odwracając się od wstającej gwiazdy, aby nie przyglądać się jej bezradnie. Przymknął powieki, wpadając w objęcia swoich myśli. Chciał zrozumieć po co zgodził się na taki los. Wciąż był niewidzialny dla oczu dzieci. Wciąż pozostawał cieniem. Wciąż był... sam. Jego egzystencja nikogo nie obchodziła. Gdyby niespodziewanie zniknął, nikt nawet by nie zauważył. Czasem zastanawiam się nawet, dlaczego będąc jedną z najdłużej żyjących istot na tej planecie, nie pozostawił po sobie żadnej legendy tak znanej, by sława pozwoliła mu bez przeszkód nadal błąkać się po tym świecie. Przecież North, Zębowa Wróżka, Zając Wielkanocny... nawet Jack Mróz był bardziej znany niżeli on sam. 

   Nagle to do niego dotarło. Poświęcił tysiące lat swego istnienia na marne. Dał ludziom strach, aby poznali radość. Dał im powód do wiary w Strażników i na tym jego rola zakończyła się wieki temu. Teraz czekała go... Nie, to już nawet nie była emerytura. Lepszym określeniem byłaby...

   Mogiła.

   Co za głupie myśli. Jak na złość jemu brak wiary nie przeszkadzał w istnieniu. Idiotyczna cena nieśmiertelności. Po co komu wieczność, gdy nie masz z kim jej dzielić? Gdy nie masz komu, albo czemu ją poświęcić? 

   To boli.

   I nagle pomiędzy tumanami gęstej mgły przemyśleń na temat swej... wegetacji... Cóż innymi słowy nie można było tego nazwać... 
   Nagle przez ten gąszcz przedarł się jakiś szmer . Zupełnie jakby ktoś tu był.
   Tylko kto chciałby z nim przebywać? Strażnicy? Ta idea była tak absurdalna, że Mrok prawie że parsknął śmiechem. Oczywiście śmiechem pełnym ironii.

   - BUU! - krzyknął ktoś za jego plecami, wbijając na chwilę palce w jego ramiona.

   Nie zareagował. Uniósł tylko głowę, otwierając leniwie oczy. W ogóle nie miał ochoty na żarty. Wolał za to zapaść się pod ziemię.
   Uśmiech Mirei wwiercał się w jego osobę niczym rozżarzony gwóźdź. Gwóźdź do jego trumny. Syrena pełna energii i optymizmu stanęła naprzeciw niego, jeszcze co jakiś czas przestępując z nogi na nogę nim wreszcie się uspokoiła.

   - Cześć, marudo - zaśmiała się, uderzając go delikatnie pięścią w bark. - Jak ci mija życie w nowym wcieleniu?

   - Zgrywasz głupią, czy pytasz o drogę? - zapytał, a jego ton wyraźnie ociekał pogardą. 

   - Tiaaa, ja też cieszę się, że cię widzę - westchnęła, biorąc się pod boki i zwieszając głowę dosłownie na moment. - Rozumiem, że ciężko ci się jeszcze odnaleźć.

    - Nie, jest po prostu wspaniale! - zawołał z taką ironią, że Mireia skuliła się, zupełnie jakby ciężar sarkazmu na nią naciskał. - Ratowanie na zlecenie, tego mi właśnie było trzeba.

   Syrena złożyła ręce do modlitwy po czym przyłożyła je sobie do nosa, biorąc głęboki oddech na uspokojenie. Gdy opuściła dłonie, zauważyła, że Mrok siedzi już na dachu, na którym swoją drogą do tej pory stali razem. Dziewczyna trochę zwolniła ze swym zapałem, po czym przysiadła się obok przyjaciela.

    - To co... Wolisz walkę ze Strażnikami? - zapytała.

    - Chcę wiary ludzi - westchnął, zamykając oczy i kręcąc głową. - To wszystko o co proszę.

    - W takim razie ja już nie wiem, jak miałabym ci pomóc - przyznała, opierając się jedną ręką o czarną dachówkę i wbijając zrezygnowany wzrok we wschód słońca. -  No bo siedzenie w klatce nie, pracowanie na umowę zlecenie nie, strach na całym świecie też nie! Jakaś sytuacja bez wyjścia normalnie! Ty może zrób sobie jakiś tydzień wolnego, posącz mohito na leżaku na plaży i ciesz się urlopem. Jak ja.

    - Dla ciebie całe życie to wieczne wakacje - mruknął pod nosem.

    - I nie jest źle - przyznała. - Mrok...

    - Nie bardzo mam ochotę na rozmowę - przyznał beznamiętnie.

    - Acha, przeszkadzam ci w dołowaniu się tak? - Mireia pokiwała znacząco głową. Przysunęła się do przyjaciela, a następnie położyła głowę w miejscu pomiędzy jego nogami, a torsem, zmuszając go, by się wyprostował. Mrok wbił w nią zaskoczone spojrzenie. - To podołuje się razem z tobą. Proszę bardzo. Sięgam dna na twoich kolanach.

    Splotła palce obu dłoni, kładąc je pod swoimi piersiami. Wpatrywała się w niebo nad sobą. Mrok nie bardzo wiedział, co powinien zrobić. Przyglądał się jej i jej twarzy pozbawionej jakiejkolwiek emocji. Była taka dziwna, gdy nie oślepiała go swym uśmiechem. Jej oczy wręcz odpychały go swoją bladą, pustą stroną istnienia. Oparł się rękami o dachówki, odwracając głowę.

    - Już? - zapytała. - Rozpacz dnia osiągnięta?

    - O co ci chodzi? 

    - O to, że mam dość twojego wiecznego marudzenia, twojego wiecznego niezadowolenia. Nie dość że nie dajesz sobie pomóc, to jeszcze niszczysz to, co dostajesz.

    - Niby co dostałem?

    - Teraz to ty albo zgrywasz głupka, albo pytasz o drogę.

   Wsparła się na łokcie, jednak tylko nieznacznie uniosła głowę z nóg przyjaciela.

    - Mogłam ci tylko pokazać, że możesz istnieć i w miarę możliwości karmić się strachem - wyjaśniła. - Nigdy nie obiecywałam, że będzie to tak samo świetne uczucie, jak za dawnych lat, ale zawsze jakaś namiastka.

    - A ty jak zdołałaś pogodzić się ze swoim losem? Też podobało ci się to, że nikt więcej cię nie zobaczy?

    - Wiesz... między nami jest taka różnica, że zrezygnowałam z tego życia dobrowolnie. Ale ty także byłeś przyzwyczajany do myśli, że zostaniesz wykluczony. Dlatego warto wziąć taką opcję pod uwagę. Nic nie trwa wiecznie.

    - Poza naszym życiem - dodał.

    - No teraz to już zabrzmiałeś jak w kryzysie wieku średniego - rzuciła, gwałtownie podnosząc się do pionu.

    Otrzepała jasnoszarą sukienkę sięgającą jej do połowy łydek, po czym wyciągnęła do przyjaciela dłoń. Mrok wpatrywał się w jej rękę, zupełnie jakby nie miał pojęcia co powinien zrobić. Grymas na jego twarzy jednak wyraźnie dawał syrenie do zrozumienia, że nie chce nigdzie iść. W odpowiedzi dziewczyna jeszcze bardziej napięła mięśnie, prostując palce.

   - No chodź, zrzędo - powiedziała, a na jej twarz wpłynął blady uśmiech. Z jej oczu bił ciepły blask pewności siebie, a zarazem tajemniczość. - Coś ci pokażę. Wstawaj.

    Czarny Pan zmierzył ją wzrokiem. Przerzucił go na złotą tarczę słońca, które opływało w coraz to mocniejszy blask. Pokręcił głową z ciężkim westchnieniem i wreszcie, ze swej łaski wstał, nie przyjmując jednak pomocy syreny. Mireia opuściła dłoń, spuszczając ją wzdłuż tułowia. 

   - Za długo gnieździsz się w jednym miejscu - przyznała. - Zabiorę cię tam, gdzie będziesz czuć się o wiele lepiej.

    Chwyciła przyjaciela za rękę tak czy siak. Pociągnęła go w swoją stronę. Mrok w mgnieniu oka dotrzymał jej kroku. Próbował niewyczuwalnie zabrać dłoń, jednak syrena zacisnęła palce mocniej. 

    - Nie uciekniesz mi tak łatwo -  zaśmiała się, rzucając w niego przenikliwym, złośliwym spojrzeniem.

    Mrok wywrócił tylko oczami, wypuszczając powietrze z płuc. Chcąc nie chcąc musiał iść z nią w tym dziwnym, dawno nie doznanym objęciu ich rąk.

~~~

   Mireia wyskoczyła z wody w zupełnie nowym ubraniu. Szafirowa sukni, której spódnica była o wiele dłuższa niż z przodu i ciągnęła się po ziemi, sprawiała, że syrena wyglądała jak prawdziwa bogini wszystkich wód. Stąpając tanecznym krokiem po plaży zachowywała się jak dziecko, które otrzymało nową zabawkę. Zwiewny materiał podążał za jej ruchami, niczym fale oderwane od reszty morza.
    Mrok niestety nie podzielał jej entuzjazmu. Otrzepywał się z soli morskiej, nadal pozostając w ponurym nastroju. Nie znosił pływać, ani nawet nurkować. Ocean był dla niego oślizgłym  miejscem, pełnym niezidentyfikowanego życia, równie równie wprowadzającym w obrzydzenie co ryby.

   - Jak ty to wytrzymujesz? - zapytał, czując jak wzdrygają nim dreszcze.

   - To moje naturalne środowisko - odparła, przystając i dysząc ciężko ze zmęczenia. - Tak samo jak dla ciebie zimny cień. Bądź tolerancyjny.

   Mrok nic nie odpowiedział. Ostatni raz strząchnął wodę z rąk po czym uniósł głowę.

   Nie rozumiał, dlaczego na plaży jest tak podejrzanie cicho. Czyżby Mireia wywiodła go na jakieś podejrzane pustkowie, by po prostu niespodziewanie zmusić go do wypoczynku? Tylko po czym miałby niby wypoczywać?

   Nagle poczuł na ramieniu dłoń swojej przyjaciółki. Dziewczyna pociągnęła go przed siebie. Z każdym kolejnym krokiem Mrok zaczął dostrzegać dziwne obiekty na horyzoncie.

   Z czasem oboje stali już w jednym wielkim pobojowisku. Pod ich nogami leżały gruzy zniszczonych domostw. Ruiny rozciągały się wzdłuż i wszerz. Zgliszcza spalonych budynków i wysadzonych w powietrze ścian. Miasto widmo na środku bliskowschodniej pustyni.

   Słońce wypalało glebę. Każdy krok wzbijał w powietrze tumany kurzu. Mireia i Mrok rozglądali się po podziurawionych, wyszczerbionych domach. Żadnemu z nich nie pasował zbytnio ten klimat. Skóra syreny wysychała o wiele szybciej w południowym skwarze. Mrok z kolei nie mógł znaleźć żadnego cienia, w który mógłby wniknąć, aby przedostać się w inne miejsca.

  - Po co mnie tu ściągnęłaś?- zapytał Czarny Pan, splatając dłonie za plecami.

   Jego wzrok, w którym jarzyły się znaki zapytania, przewiercał ją na wskroś.

   - To jest właśnie twoje naturalne środowisko - odpowiedziała, rozszerzając lekko ramiona. - Wojna i jej ofiary. Źródło strachu. Ciesz się z tego.

   - Ale w około nie ma żywego ducha - zauważył Czarny Pan, rozglądając się.

   - Kilka kilometrów stąd prawdopodobnie jest jakiś obóz lub inne miasto- odpowiedziała, pokazując ręką przed siebie. - Możliwe, że wojsko już tam jest, albo to kwestia czasu gdy tam dotrze. Idź i poczuj się jak bóg.

   Mrok pokiwał lekko głową. Na jego twarzy wreszcie zagościł uśmiech. Co prawda szyderczy, jednak był o wiele lepszy niż obojętna mina.
   Ruszył przed siebie wolnym krokiem.

   - Spiesz się, nim cię ubiegną - poganiała go syrena.

   Czarny Pan słuchał jej i cały czas wychwycał z jej wypowiedzi coraz to płytszy oddech. Dyszała, jakby przebiegła maraton albo pracowała ciężko przez cały dzień.

  Obrócił się flegmatycznie, zachowując przy tym swoja dumną postawę. Obserwował uważnie przyjaciółkę.

  - Wszystko z tobą w porządku?- zapytał, unosząc brwi.

  Jego mina wskazywała, jakby w ogóle nie interesował się dziewczyną, a spytał o jej stan tylko ze względu na własną opinię.

  Mireia pokiwała, choć widać było, że skwar pustyni jej nie służy. Robiła się blada, chwiała się na nogach, kręciło jej się w głowie. Ledwo podeszła do ściany, o którą się oparła.

   Mrok wciąż wodził za nią wzrokiem, nie wiedząc co powinien zrobić. Z jednej strony chciał podejść do niej i upewnić, że na pewno nic jej nie będzie. Z drugiej jednak nigdy, ale to nigdy nie działał pod wpływem chwili. A już na pewno nie dałby ponieść się emocjom.

  Uniósł głowę do góry, po czym zagwizdał głośno dwa razy.

   Ospale ruszył w jej kierunku.
 
   - Powinnaś wrócić do wody- uświadomił ją.

  - Nie, nic mi nie jest- upierała się. - Idź przodem. Zaraz do ciebie dołączę.

  - Jestem bezwzględny, ale nie w stosunku do ciebie- westchnął.

   Wyciągnął w jej stronę ręce, pomagając jej ustać. Syrena oparła się o tors przyjaciela. Mrok wyprostował się jak struna. Można było wyczuć, że pozorna pomoc dla przyjaciółki naznaczona była sporym dystansem. Ta sytuacja wprawiała demona w dyskomfort. Całe ciało Mroka było zesztywniałe.

   Kres jego wewnętrznej męczarni nadszedł wraz z przybyciem mrocznego konia, w całości zbudowanego z czarne piasku snów. Wierna klacz Czarnego Pana zbliżyła się do swego właściciela, badawczo taksując wzrokiem syrenę, leżącą na torsie demona.

  - Zabierzesz ją do oceanu- polecił jej stanowczo. - Powinna pobyć przez chwilę w wodzie.

  Onyx twierdząco zarzuciła łbem. Mrok ostatni rzucił okiem na odpływającą przyjaciółkę. Skrzywił się.

   - Pilnuj, żeby nic jej się nie stało - szepnął do klaczy.

  Koszmar cicho zarżał, po czym ruszył powoli z kopyta. Czarny Pan wyprostował się jak struna, a następnie rozluźnił ramiona, kierując się we wskazane przez Mireię miejsce. 

   Syrena była słaba. Zbyt słaba aby wyczuć narastające w powietrzu napięcie. Niepokojąca energia otaczała ruiny zewsząd. Wojna mogła być odpowiedzialna za dewastację tego miasta. Ale - jeżeli Mrok miał rację - nie była to jedyna przyczyna.

   W mroku nie czaił się jedynie strach. Było to też miejsce, w którym czaiła się... śmierć.

  ~~~~~~

Eemm... ciąg dalszy nastąpi?

I hope so :)

Nie wiem jaki będzie los tego ff. Może być tak jak z Lucyferem - niby piąty sezon miał być finałowym, ale szósty jednak w produkcji już jest. Może ja też niby będę kończyć historię, ale jednak gdzieś coś się tam zrodzi i znów finał za finałem będzie się pisać xD

Zobaczymy :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top