||REWERS||
Morze...
Leniwe fale uderzały z łoskotem o brzeg. Biała piana rozpraszała się przy każdym bolesnym zetknięciu z lądem. Ten dźwięk był tak spokojny, niemal usypiający. Księżyc kładł swój srebrny blask po nierównej tafli wody, ukazując jej chaotyczną piękność.
Doskonałość w swej prostocie.
Spomiędzy morskich bałwanów, niczym mityczna Wenus, wyłoniła się ciemna sylwetka ludzkiej istoty. Stawiała pewne kroki, choć woda wyraźnie się im opierała. Gdy jej stopy dotknęły wilgotnego, zimnego piasku, wątłym ciałem wstrząsnęły dreszcze. Kobieta syknęła przez zęby, poruszając nerwowo palcami u rąk. Uniosła w górę głowę, biorąc głęboki oddech, aby przyzwyczaić się do nowego środowiska. Jej wzrok skupił się na talerzu, lśniącym na czarnym niebie. Mroczne chmury nieudolnie próbowały przyćmić jego światło.
Na twarzy dziewczyny odmalowała się pogarda oraz zniechęcenie. Zmrużyła oczy.
- Dlaczego wyciągasz mnie z przyjemnej, chłodnej wody na ten zniszczony ląd? - syknęła, marszcząc brwi.
Wzięła się pod boki, obserwując uważnie swojego "rozmówcę". Pokręciła głową z irytacją.
- No jasne - warknęła. - Potrafisz tylko rozkazywać. Nigdy nie byłeś zbyt rozmowny. Więc może zaprowadź mnie tam, gdzie chcesz. Inaczej nigdy się nie dogadamy, a ja nie zamierzam przebywać tu dłużej, niż to konieczne.
Poczuła, jak w ciele rozchodzi się ciepło. Towarzyszyły mu jednocześnie zimne dreszcze. Księżyc przekazywał jej cel tej misji. Dziewczyna spojrzała przed siebie, w głąb mrocznego lasu.
Wzięła głęboki oddech, unosząc majestatycznie ręce ku górze. Spienione fale uderzyły o piasek o wiele głośniej. Każda następna była coraz bliżej kobiety, aż wreszcie woda okrążyła nagą skórę, obijając się o nią. Biała piana stopniowo zaczęła przylegać do ciała, tworząc prostą, zwiewną sukienkę. Ubranie było nietrwałe, jednakże musiało wystarczyć na pewien czas. Dziewczyna zrobiła niepewny krok na przód.
Przemierzając las, złapała obiema dłońmi kruczoczarne, grube włosy. Chwyciła za jedno pasmo, umiejętnie zawiązując nim całą resztę kosmyków. Koński ogon opadł na jej plecy.
Stopy pobolewały niemiłosiernie z każdym nastąpieniem na sosnowe igły, pokrywające runo leśne. Prawdziwym utrapieniem były szyszki lub oszczerbione, stare pnie. Non stop się o nie potykała. Odczuwała także ból w zębach, gdy zaciskała jej nieprzerwanie wraz z każdym kolejnym krokiem.
Zauważywszy szeroki pniak, dziewczyna czym prędzej usiadła na nim, podwijając rąbek sukienki. Wzięła w dłonie jedną stopę, opierając ją na kolanie i rozmasowując. Strzepała z odgniecionej skóry resztki podłoża. Okrężnymi ruchami kciuków próbowała ulżyć biednym nogom.
- Nienawidzę lądu! - syknęła, po czym dmuchnęła delikatnie na śródstopie.
Uniosła wzrok. Wokół niej rozpościerały się jedynie przeklęte świerki. Starały się przestraszyć ją ostrymi ramionami, czającymi się w mroku na jej delikatne ciało. Światło Księżyca ledwo co docierało w to miejsce, gdyż korony drzew sprawnie mu to utrudniały.
Oczy dziewczyny w pewnym stopniu przyzwyczaił się już do mroku nocy, lecz nadal nie była w stanie dostrzec każdego, małego "intruza", który tylko czekał na ścieżce na jej kroki.
Ponownie wyczuła przeciwstawne sobie ciepło i zimno, panoszące się po jej wnętrzu.
Kobieta zadarła głowę ku górze, bezskutecznie szukając swojego "przewodnika".
- To tu? - zapytała.
Ściągnęła brwi, zmrużyła oczy, doszukując się w oddali czegokolwiek, co wyglądałoby dziwnie, co przyciągałoby uwagę. Zauważyła jedynie otwartą przestrzeń pomiędzy drzewami. Przynajmniej tak jej się zdawało, gdyż światło rozlewało się tam o wiele wyraźniej, niżeli w głuszy.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, jeszcze raz poddając się torturze igieł. Liczyła jednak na ulgę po drugiej stronie boru.
Przystanęła zdezorientowała, gdy jej oczom ukazała się goła ziemia, niewielki obszar pozbawiony roślinności. Była w stanie wyczuć wodę niedaleko tego terenu. W pobliżu był jakiś zbiornik.
Wyszła z mroku. Jej ciało i ubranie zalała fala srebrnego światła. Błądziła wzrokiem po wyjałowionej glebie.
Czego właściwie szukała? Na to pytanie odpowiedź znał tylko Księżyc. Nie należała do cierpliwych istot, więc wypatrywała wyznaczonego celu z narastającą złością w umyśle.
- Możesz mi z łaski swojej pomóc? - warknęła w stronę satelity.
Jak się spodziewała, jej słowa były tylko pustymi frazesami niknącymi w powietrzu. Już dawno zrozumiała, iż ta srebrna kula, która powołała ją do życia, była niemym egoistą, nieznającym słowa "proszę". Jednakże od stuleci nie została o nic przez Księżyc poproszona, dlatego na nowo musiała przyzwyczaić się do cieszenia się z rozmowy z sobą samą.
Uniosła głowę, szukając dalej tego rzucającego się (jak myślała) punktu. Żadne z pojedynczych drzew w oddali nie wyglądało specjalnie wyjątkowo. Głazy również nie zawierały ani jednej interesującej cechy.
Wtem uderzyła palcami o coś twardego. Odskoczyła błyskawicznie w tył, wydając z siebie urwany pisk. Złapała stopę w obie dłonie, skacząc na jednej noce. Warknęła pod nosem. Złość przybierała w niej na sile.
- Nienawidzę cię, ty przeklęta ziemio!!! - zawołała na całe gardło.
Odstawiła powoli obolałe palce na glebę, poruszając jeszcze nimi, aby ból rozszedł się po kończynie i ostatecznie zniknął.
Kobieta zorientowała się, że uderzyła w kawałek drewna.
W deskę.
Zdziwiona kucnęła, biorąc przedmiot do ręki. Skąd wyheblowana, stara deska znalazła się w środku lasu? Przecież po okolicy rozciągała się dzicz. Ani śladu ingerencji człowieka. Zatem dlaczego? Czy to był właśnie ten znak, którego tak uporczywie szukała?
Uniosła deskę w stronę Księżyca. Albo jej się zdawało, albo jego blask nieco pojaśniał.
- O to ci chodziło? - zapytała już spokojniej.
Opuściła rękę, przyglądając się drewnianej części. Zrobiła krok w stronę pnia naprzeciw niej, aby siąść na nim i pomyśleć nad odkryciem.
Ten krok był wystarczający, by zagadka została rozwiązana.
Dziewczyna poczuła, jak grunt osuwa się pod jej nogami. Zaskoczona spojrzała w dół. Ziemia osypała się, zrzucając ją ze swych barków. Kobieta nie zdążyła nawet krzyknąć tak, by powierzchnia ją usłyszała. Spadała ciemnym tunelem coraz głębiej. Prawą dłonią przytrzymywała sukienkę przy nogach, chociaż czuła, że tył jej ciała jest już raniony przez kamienie, niewielkie rośliny i liczne wyżłobienia. Nie miała pojęcia, dokąd nieszczęsna grawitacja ją prowadzi, jednak zaczęła odczuwać w nozdrzach duszne powietrze. Zupełnie jakby zbliżała się do jądra Ziemi.
Przekop wreszcie ustabilizował się, wyrzucając przerażoną istotę na twarde podłoże.
- Ałaaa... - jęknęła załamującym się głosem.
Podparła się obiema dłońmi, unosząc głowę oraz pierś ku górze. Poczuła dosłownie każdy kręg w kręgosłupie. Przycisnęła palce do szyi. Syknęła cicho, klękając na posadzce.
Zaraz... Posadzce?
Czarne, idealnie wyszlifowane kamienie zamiast gołej gleby? Dziewczyna przyglądała się im ze zdziwieniem. Dotknęła ich by upewnić się, że nogi nie straciły jeszcze właściwego czucia.
- Co do... - zaczęła.
Pytanie przerwał jej odgłos żywej istoty. Słyszała ten dźwięk. Znała go, jednak lata spędzone w morzu skutecznie zakrawały na jej pamięć i wspomnienia związane z lądem. Zamrugała kilka razy, nim odważyła się podnieść do pionu. Zachwiała się. Przyłożyła rękę do czoła, potrząsając głową. Uniosła ją.
Jej spojrzenie skrzyżowało się ze złotymi ślepiami mrocznej, dziwacznej istoty. Przeszywało ją niczym strzała. Po raz kolejny usłyszała znajomy odgłos. Stworzenie poruszyło agresywnie długim, smukłym łbem.
Kobieta cofnęła się, cicho wzdychając. Jej oczy rozszerzyły się. Stała w bezruchu, bojąc się, iż najmniejszy ruch mógłby sprowokować nieznajomego zwierza.
- Spokojnie... - powiedziała głosem na tyle opanowanym, na ile jej zimna krew pozwoliła. - Spokojnie, nie chce cię skrzywdzić.
Mroczne stworzenie w odpowiedzi gwałtownie uniosło przednią część ciała, wierzgając w stronę dziewczyny. Ta ze strachu ponownie upadła na podłogę, czołgając w tył.
- Przestań! - krzyknęła.
Zwierzę stanęło ponownie na przednich kopytach. Nieco mrocznego piachu spadło na przedramię kobiety. Czując sypką substancję na ciele, zabrała dłoń z twarzy, przyglądając się mrocznemu oprawcy.
- Zaraz... - szepnęła, powoli wstając.
Zbliżyła się do istoty, bacznie ją obserwując.
- Ty jesteś tylko tworem zrobionym z piachu - powiedziała. - Możesz rozpaść się w każdej chwili.
Wyprostowała się, mierząc nieprzyjaciela zimnym wzrokiem.
- Odstąp! - zawołała.
Machnęła w jego stronę ręką. Zaledwie musnęła jego szyję palcami, jednak to wystarczyło, aby potwór w mgnieniu oka zamienił się w lśniący, złoty piasek. Światłość nieco oślepiła jej oczy. Nowe stworzenie zmieniło swój kształt w postać delfina po czym uciekło tunelem na powierzchnię.
- To było... dziwne- przyznała zdezorientowana.
Odwróciła się w stronę przestronnego pomieszczenia.
Stała w ogromnej sali, której jedynym źródłem światła był nie kto inny jak sam Księżyc. Najmniejszy szmer niósł się echem po ścianach. Cały sufit zapełniony był stalowymi klatkami. Dziewczyna wyczuwała w nich ulatniającą się obecność magicznych istot. Prawdopodobnie były przetrzymywane w tych prowizorycznych lochach.
Stanęła na pierwszym schodku. Na szczycie podestu jej oczom ukazała się rzeźba Ziemi, na której kontynentach jaśniały maleńkie, żółte światełka. Zaciekawiona kobieta zbliżyła się do nich, uważnie obserwując każde miejsce.
- Dzieci - powiedziała sama do siebie.
Ostrożnie położyła dłoń na Ameryce Południowej. Mierzyła ląd wzrokiem, jakby czegoś w nim szukała. Lub go wspominała.
- Czy ktoś tu jest? - zapytała, unosząc głowę w stronę klatek.
Pytanie krążyło po licznych korytarzach jeszcze przez krótką chwilę, nim ostatecznie ucichło.
- Nie krzycz - rozległ się męski głos. Dziewczyna wyczuła w nim zrezygnowanie i bierność. - Tych koszmarów jest tu o wiele więcej.
- Gdzie jesteś? - zastanawiała się, taksując wzrokiem każde więzienie.
Zauważyła w jednym z nich ruch. Cela była wyjątkowa. Dookoła niej krążył ten sam czarny piasek, z którego zbudowane były zwierzęta mroku. Smukła postać w niej stała wyprostowana i chyba także się jej przyglądała.
- Syrena? - parsknął z pogardą. - Nie wiedziałem, że w ogóle opuszczacie swoje oślizgłe wody.
- Skąd wiesz, że jestem syreną? - odrzekła, wyraźnie rozdrażniona ironią rozmówcy. - Gwoli ścisłości, jestem jedyna w swoim rodzaju.
Skrzyżowała ręce na piersi.
- Pachniesz solą morską - odrzekł.
Dziewczyna rozszerzyła oczy, przytykając nadgarstek do nosa. Wzruszyła ramionami, gdyż sama niczego nie poczuła.
- Kim ty jesteś? - zaciekawiła się. - I dlaczego siedzisz w zamknięciu?
- Ach, długo by opowiadać - westchnął. - Tkwię tu od przeszło dwóch lat, więziony przez złe sny, które sam stworzyłem.
- Jak to mówią uczeń przerósł mistrza - zaśmiała się.
- Coś w tym stylu - powiedział. - Jak znalazłaś drogę do mojego pałacu?
- Księżyc mnie tu przywiódł - wyjaśniła. - Może chodziło mu o ciebie.
- Księżyc? - Mężczyzna podszedł do krat, zaczepiając o nie palce. Informacja ta wyraźnie go zaintrygowała.
- Zadziwiające jest, że on kimkolwiek się przejmuje - wycedziła, zadzierając głowę jeszcze bardziej.
Zmarszczyła brwi. Światło satelity pojaśniało.
- Wątpię, aby interesował go mój los - warknął mężczyzna w jego stronę. - To przez niego, przez jego ingerencję straciłem wszystko, na co tak długo pracowałem. I gdy choć po raz pierwszy od stuleci dzieciaki zaczęły mnie dostrzegać, bać się mnie, on musiał wysłać Strażników, żeby...
- Strażników? - przerwała mu, wyraźnie zaskoczona.
Zmrużyła oczy, przyglądając się swojemu rozmówcy. Jeżeli miała rację, musiała się o tym przekonać. Cofnęła się o kilka kroków, po czym pewnie opierając palce jednej nogi na podłożu, wzięła rozbieg. Wyskoczyła w górę jak torpeda, wpadając na klatkę mężczyzny. Piasek koszmarów rozprysł dookoła, zmieniając swój kolor z czarnego na złoty. Rozbujała stalowe więzienie do tego stopnia, że tkwiący w niej człowiek nie potrafił utrzymać równowagi. Upadając na podłogę czekał, aż klatka się ustabilizuje.
- Zatrzęsło? - rzuciła syrena retorycznie. - Wybacz, nic na to nie poradzę.
Wzięła głęboki oddech. Spojrzała na zamek przy drzwiach.
- Och, jak ja tego nie cierpię - syknęła. - Jak to otworzyć?
Zakleszczyła palce na kratach, szarpiąc je. Wtedy drzwi otworzyły się bez najmniejszego oporu.
- Aha... Dobra, nie było pytania - powiedziała szybko.
Skierowała wzrok na podnoszącego się, smukłego mężczyznę. Jego nad wyraz szczupła sylwetka przywodziła na myśl istoty fantastyczne.
On także nią był.
- Mrok, czy to ty? - zapytała niepewnie, nie spuszczając oka z więźnia.
Rozmówca w ciemnej szacie posłał jej zdziwione, srebrne spojrzenie, robiąc dwa kroki w jej stronę. Przyjrzał się jej od stóp po głowę. Jego usta wykrzywiły się w znajomy syrenie, złośliwy uśmieszek Króla Koszmarów.
- Tak, to ty - stwierdziła, także się do niego uśmiechając.
- Mireia - odrzekł, ledwo dostrzegalnie kiwając głową. - Minęło trochę wieków.
- Nie widzieliśmy się od czasu upadku Rzymu - przypomniała mu. - Nie sądziłam, że skończysz w taki właśnie sposób. Władca Strachu i Ciemności, Czarny Pan... uwięziony przez własną broń.
- Powtarzasz moje słowa - zauważył, krzywiąc się.
- Nie wiem, dlaczego, ale zawsze lubiłam robić za twoją papugę - parsknęła.
Mrok pokręcił żartobliwie głową.
- Dobra, dość tych pogaduszek - powiedziała. - Chodź, zabieram cię stąd.
- Jak zamierzasz to zrobić? - spytał, wyraźnie zniechęcony. - Ci krwiopijcy pilnują każdej szpary.
- Od kiedy straciłeś wiarę w siebie? - Mireię wyraźnie zdumiała obojętność w głosie Czarnego Pana.
- Od kiedy Strażnicy wymazali mnie z wiary dzieciaków - syknął przez zęby.
- Jeśli cię to pocieszy, ja także jestem niewidzialna. A teraz chodź. Pogadamy później.
Chwyciła go za łokieć, wyciągając go z klatki. Spadła mocno na posadzkę, znów odczuwając ból w nogach aż do kolan. Mrok natomiast jako cień swobodnie przeniósł się na podłogę niczym duch.
- Ląd nie jest dla ciebie- przyznał, składając ręce za plecami.
- Co ty nie powiesz - warknęła. - Nienawidzę go i nienawidzę tej przeklętej grawitacji.
Wyprostowała się, wypuszczając powoli powietrze z płuc. We dwoje skierowali się ku wyjściu.
Nagle po sali rozległy się tysiące dźwięków podobnych do tamtego mrocznego stworzenia.
Mireia spojrzała za siebie i zamarła. Stado czarnych jak smoła istot parła z niesamowitą szybkością wprost na nich. Czarny Pan nawet nie zareagował. Stał w bezruchu, oczekując na ruch ze strony koszmarów.
- Stop! - zawołała syrena, wyciągając rękę przed siebie w geście zatrzymania.
Zwierzęta przystanęły tuż przed nią. Krążyły wokół niej i demona niczym wygłodniałe wilki w lesie, czekające na odpowiedni moment, aby rzucić się ofierze do gardła.
Mireia chciała zagrozić poczwarom, iż zamieni je w złoty piasek, jednak zdawała sobie sprawę, że liczba przeciwników dla niej samej była zbyt duża.
Mrok nie wykazywał zapału do ucieczki. Znał swoje koszmary. Wiedział, iż nie odpuszczą mu, dopóki on sam nie pokona własnych lęków. Czuł się tym sfrustrowany.
- Posłuchajcie mnie - przemówiła syrena. - Zostałam przysłana do tego zamku przez Księżyc. Czarny Pan wydaje się być kluczowym elementem jego planu. Proszę was, abyście odstąpili od nękania go...
Zwierzęta zaczęły agresywnie wierzgać i zarzucać łbami.
-... przez dzień! - dokończyła stanowczym tonem. To wystarczyło, aby stworzenia się uspokoiły. - Przysięgam na swoje życie, że osobiście oddam go do waszej dyspozycji w ciągu jednej doby. Jestem syreną, a obietnica syreny to świętość.
Koszmary popatrzyły na siebie. Niektóre z nich uderzały o posadzkę piaskowymi kopytami. Jeszcze inne kiwały do towarzyszy.
Wreszcie wszystkie zwróciły się do Mroka i Mireii. Zgodnie machnęły głowami.
Czarny Pan posłał przyjaciółce spojrzenie pełne podziwu, nie traciwszy przy tym iskry przebiegłości.
Syrena skłoniła się delikatnie przed koszmarami. Wraz z Mrokiem ruszyła na powierzchnię.
W środku tunelu spojrzała w górę. Jęknęła cicho na myśl o wielogodzinnej wspinaczce. Potarła pacami powieki.
Niespodziewanie poczuła, jak Czarny Pan chwyta ją za ramiona i unosi się wraz z nią.
- Dzięki - rzuciła.
- Och, to dla mnie przyjemność, moja droga - odrzekł subtelnie.
~~~
Demon odstawił syrenę, sam także dotykając stopami podłoża. Odetchnął świeżym powietrzem, czując, jak znów zaczyna poprawiać się jego nastrój.
- Och tak, tego mi było potrzeba - westchnął. - Gdyby jeszcze znalazło się jakieś dziecko do postraszenia.
- Nie przyzwyczajaj się, Mrok - ostrzegła go Mireia. - Nie mamy zbyt wiele czasu na podziwianie widoków i snucie marzeń. Jeśli chcesz być wolny, powinniśmy jak najszybciej zrozumieć przekaz Księżyca.
Dziwne sapnięcie Czarnego Pana niespodziewanie przerodziło się w głośny, szyderczy śmiech. Widać było, że niesamowicie rozbawiły go słowa przyjaciółki. Gdy on bawił się w najlepsze, syrena stała w bezruchu, krzywo przyglądając się szaleństwu towarzysza. Lekki letni wiatr powiał jej sukienką i włosami.
- Takie to zabawne? - zapytała, biorąc się pod boki.
- Nie, nie - zaprzeczył, ocierając niewidoczną łzę. - Zabawne jest to, że pomyślałaś, że ja tam w ogóle wrócę. Koszmary nigdy więcej już mną nie zawładną.
- Mrok, złożyłam przysięgę - przypomniała.
- Właśnie, TY złożyłaś przysięgę - podkreślił Czarny Pan. - Ja nie powiedziałem w tej kwestii ani słowa. Więc to ty będziesz tłumaczyć się mrocznym koniom ze swojej nieodpowiedzialności.
Zaśmiał się jeszcze raz po czym odwrócił się od niej, idąc w swoją stronę.
Mireia zmarszczyła czoło, obnażając białe zęby. W jej ciele gotowała się złość. Zacisnęła obie ręce w pięści, stanowczym krokiem doganiając Mroka. Zamaszystym ruchem złapała go za ucho, ściskając je w dwóch palcach. Czarny Pan jęknął.
- Spodziewałam się tego po tobie, Mrok- przyznała. - Ale wiedz, że jesteś teraz słaby i bezbronny; nawet bardziej niż ja. Koszmary będą cię ścigać do upadłego i doskonale to wiesz. Więc z łaski swojej daruj sobie te głupie wybryki. Nie masz dokąd uciekać.
Demon nie mógł zaprzeczyć. Syrena mówiła prawdę. Choćby uciekał przez następne milenia, sam spotęguje swoje własne lęki, a wtedy złe sny urosną w siłę.
Zniszczony przez własną moc. Taka opcja nie wchodziła w rachubę.
Złapał dłoń przyjaciółki w obie ręce, próbując uwolnić się z jej uścisku. Czuł się jak odarte z godności dziecko. Żałosne.
- Zrozumiałeś, czy mam powtórzyć? - zapytała ostro, nachylając się przy jego twarzy.
- Dobra, dobra, rozumiem! - krzyknął. - Puść mnie!
- Ależ proszę bardzo - odrzekła, zabierając rękę.
Splotła palce za plecami, z uśmiechem patrząc, jak Mrok pociera obolałe ucho.
Potężny Król Koszmarów i Strachu czołgał się przy nogach jedynej syreny na tym świecie. Widok jego bezsilności był tak zadziwiający, że aż śmieszny. Przyłożyła dłoń do ust, aby Mrok nie zauważył, jak zaczyna chichotać.
W pewnym sensie jednak taki obrót sytuacji stawał się niepokojący. Co by się stało, gdyby Mrok pewnego dnia... zniknął na zawsze? Już teraz wyglądał jak trup w porównaniu do czasów wczesnego średniowiecza. Jego złote oczy, przywodzące na myśl zaćmienie słońca, przybrały kolor zimnego srebra. Czy to możliwe, by Czarny Pan tak po prostu ulotnił się z tego świata?
Mireia potrząsnęła głową, odganiając od siebie te mroczne myśli.
- Skoro już ustaliliśmy fakt, że ucieczka nie wchodzi w grę, może zapytamy Pana Rozkazuje i Wiem Wszystko o co mu chodzi, co ty na to? - parsknął ironicznie. - Niech wreszcie stanie się cud i przemówi!
- Nadzieja matką głupich - rzuciła. - Tak przynajmniej słyszałam. No ale... Ach!
- Co? - zdziwił się Mrok, przyglądając się jej dziwnemu zachowaniu.
Syrena przycisnęła dłonie do piersi, zaciskając je w pięści. Skuliła się. Jej ciało przeszył dziwny rodzaj tępego bólu. Płuca przestawały jej służyć. Dusiła się powietrzem.
- Woda... - wykrztusiła. - Muszę do wody...
Odwróciła się w stronę lasu, stawiając w jego kierunku niezdarne kroki. Tak bardzo nie chciała dopuszczać możliwości, że może nie zdążyć i udusi się na ziemi.
- Mireia, zaczekaj - zatrzymał ją Mrok. - O ile dobrze pamiętam, tam jest jezioro.
Wskazał palcem na prawo. Syrena trzęsła się z przerażenia. Jej ciałem zaczęła władać hipotermia. Na przemian odczuwała chłód i ciepło. Padła na kolana.
Czarny Pan żachnął się, podchodząc do niej. Pociągnął ją do pionu po czym przewiesił jej ramię przez własną głowę.
- Kiedyś tak nie było - przypomniał jej.
- Kiedyś to ja... - wydusiła.
- Dobra, nie wysilaj się - mruknął Mrok.
Doprowadził syrenę na skraj jeziora. Dziewczyna zauważając wodę, uniosła z ulgą głowę, a jej twarz rozpromienił uśmiech. Czarny Pan bezceremonialnie wepchnął ją do zbiornika, wygładzając szatę i poprawiając włosy. Wyprostował kręgosłup. Westchnął ciężko, czekając na powrót Mireii. Wpatrywał się w taflę wody spojrzeniem pełnym obojętności. Zabrał ręce do tyłu.
Nagle syrena wynurzyła się błyskawicznie, zarzucając włosy na plecy, przy okazji ochlapując przyjaciela. Mrok skrzywił się, wycierając krople z okolic oczu.
- Delikatność zawsze była twoją mocną stroną - powiedział, rozcierając wodę w palcach.
- Mrok, podejdź tu - poprosiła go.
Gestem zachęcała go, aby zbliżał się coraz bardziej i bardziej. Czarny Pan skrzywił się, jednak ciekawość brała nad nim górę. Mireia zamaszyście chwyciła go za ramiona.
-Co ty...
Nie dokończył. Syrena pociągnęła go za sobą do wody. Mężczyzna nie był w stanie nawet zareagować. Dziewczyna przeniosła dłonie na jego ręce. Płynęła przed siebie, najwyraźniej gdzieś go prowadząc.
Nagle się zatrzymała.
Pokazała mu palcem na coś, tuż przed nimi. Mrok skierował na obiekt swój wzrok.
W odmętach ciemnej nicości unosiła się jakaś postać. Może nie tyle unosiła, co szamotała się, usilnie próbując wydostać się na powierzchnię. To delikatne, wątłe ciałko małej dziewczynki posiadało w sobie sporo woli walki. Tak bardzo chciała żyć.
- Ruszże się! - Mireia krzyknęła Mrokowi do ucha.
Demon odsunął się od niej odruchowo, chowając głowę w skulonych ramionach.
- A o co mnie prosisz?
- Ratuj ją!
- Ja? Ja mam ratować człowieka?
- Muszę coś sprawdzić, więc z łaski swojej schowaj gdzieś to swoje wielkie ego i się postaraj!
Popchnęła go w stronę dziewczynki. Mroczny Pan obrócił się w stronę przyjaciółki, posyłając jej piorunujące spojrzenie. Ta z kolei gestem dłoni pośpieszyła go do działania.
Mrok nie wiązał żadnych nadziei. Śmierć dziewczynki była tak pewna jak to, że słońce wzejdzie i zajdzie. Dla świętego spokoju jednak podpłynął do małej wojowniczki po czym wyciągnął mozolnie ręce w jej stronę.
Przeżył szok, gdy jego dłonie złapały dziecko, zamiast rozpływać się przy każdym dotyku. Demon unosił się w wodzie sparaliżowany. Patrzył tempo na omdlałą dziewczęcą twarz, nie mogąc uwierzyć własnym zmysłom.
Naprawdę ją trzymał.
- Na co czekasz?! - krzyknęła Mireia. - Zanieś ją na powierzchnię!
Czarny Pan potrząsnął głową, przytomniejąc. Uniósł głowę, płynąc na górę. Syrena prędko podążyła za nim.
Stanąwszy na ziemi, Mrok wciąż wpatrywał się w dziewczynkę, zastanawiając się, dlaczego zdołał ją dotknąć.
Dlaczego przestał być niewidzialny? W jaki sposób znów w niego uwierzono?
- Wszystko gra? - zapytała przyjaciółka, podchodząc do niego.
- Jak to się stało? - szepnął, nadal otumaniony niezwykłym odkryciem.
- Przez jej strach - odrzekła. - Nie mów, że nie jesteś tego świadomy.
Demon spojrzał na nią znaczącym spojrzeniem. Mireia rozszerzyła oczy.
- Możesz jej dotykać, ponieważ się boi - tłumaczyła. - Gdyby nie jej lęk, zdana byłaby już na łaskę i niełaskę jeziora. Odłóż ją.
Czarny Pan pochylił się po czym niezbyt delikatnie ułożył ją na ziemi.
- To dlatego zmusiłam cię do pomocy - wyjaśniła. - Nie byłam pewna czy tyle wystarczy, ale teraz masz dowód. Stajesz się widzialny za każdym razem, gdy ludzie przeżywają strach.
- Co z tego? - prychnął odwracając się do niej tyłem i składając ręce za plecami. - Strach będzie przelotnym uczuciem, a Strażnicy zaraz zastąpią go swoją utopijną wizją radości.
- Przyznaję, Strażnicy żyją w swym własnym, cukierkowym świecie. Może i nie wychodziłam na ląd od niecałych trzystu lat, ale nie oznacza to, że nie wiem, co tu się dzieje. Dzięki śniegowi śledziłam także przebieg twojej "rewolucji" sprzed dwóch lat.
Mrok zacisnął jedną dłoń w drugiej, jednak nie odwrócił się.
- Przyznaję także, że miałeś powód. Jesteś cieniem, żyjącym w cieniu tej piątki. Dla nich była to eliminacja całego zła, dla ciebie walka o przetrwanie. Ale Mrok, właśnie na własne oczy zobaczyłeś, że tak długo, jak ludzie będą się bać, tak ty nigdy nie przestaniesz istnieć.
- Fakt, będę istnieć - rzucił ostro – jako popychadło tych durniów! Za każdym razem, gdy zacznę cieszyć się lękiem dziecka, wtedy zjawi się Piaskowy Ludek albo Wróżka Zębuszka i koniec! Finito! Dzieciaki ucieszone, a Mrok znów pójdzie w odstawkę! I tak cały czas jak błędne koło!
Mireia otworzyła usta, jednak nie wydobyła z siebie żadnego słowa. Przystawiła do warg zgięty palec, zastanawiając się, jak mu odpowiedzieć.
Niestety, była to mroczna, smutna prawda. Póki Strażnicy nie zrozumieją idei cennego lęku, póty Mrok pozostanie duchem, który zjawia się i znika.
Nagle oboje usłyszeli kaszel dziecka. Zwrócili na nią uwagę. Dziewczyna wypluła wodę po czym leniwie uniosła powieki. Syrena kucnęła przy niej. Mogła na nią patrzeć bezkarnie. Nie zauważy jej.
Dziecko usiadło, rozglądając się po okolicy.
- Ciekawe, co ona w ogóle robiła w środku nocy? - zastanawiała się.
- Kogo to obchodzi - syknął z ironią Mrok.
- Jesteś tak obojętny, że aż ci się ulewa - warknęła na niego.
- Taka moja uroda - rzucił.
Mireia przewróciła oczami.
Dziewczynka wstała.
- Przepraszam, czy to pan mnie uratował? - zapytała niepewnie.
Czarny Pan rozszerzył oczy, odwracając się w stronę dziecka. Zmierzył ją od mokrego ubrania po długie blond włosy.
- No powiedz jej coś - pogoniła przyjaciela syrena.
- Eee... tak - wydusił Mrok.
- Dziękuję - pisnęła.
- Zmykaj do domu - odrzekł szybko demon.
Dziecko popatrzyło dookoła siebie. Czarny Pan poczuł, jak strach wzbiera w jej ciele i wywołuje drgawki. Popatrzył na nią krzywo.
- No idź - pośpieszał ją.
- N-nie wiem w którą stronę - jęknęła.
- Mrok, wykaż się swoim podejściem do dzieci - powiedziała Mireia z uśmiechem.
- Odbiło ci? - warknął.
Dziecko gwałtownie na niego spojrzała, jakby te słowa były skierowane do niej.
- Jakoś tak od epidemii dżumy w XIV wieku - rzuciła syrena. - Pomóż jej, bo będzie błądzić po lesie całą noc.
- Całą noc powiadasz? - Czarny Pan zatarł ręce.
Mireia potarła powieki.
- Proszę cię, nie utrudniaj - westchnęła.
- To ty utrudniasz mi funkcjonowanie w moim naturalnym środowisku - odgryzł się.
- Zemsta za to, że sama muszę chodzić po lądzie - zripostowała.
Czarny Pan wywrócił oczami. Naprawdę nie miał ochoty być pseudodemonem posłusznym syrenie. Z drugiej strony nie chciał się jej niepotrzebnie narażać, zważywszy, że nie dałby rady z nią walczyć.
- Dobra, mała, pomogę ci - powiedział najspokojniej, jak tylko potrafił.
Nachylił się nad nią, podając jej swoją dłoń. Dziewczynka wyciągnęła do niego rękę.
Niespodziewanie pomiędzy ich palcami przeleciał szybko niezidentyfikowany przedmiot. Czarny Pan wodził za nim spojrzeniem. Rzecz okrążyła pień pobliskiego drzewa, po czym zaczęła wracać. Kierowała się wprost na Mroka.
W porę wykazał refleks, łapiąc obiekt. Uniósł go na wysokość oczu.
- Och, no świetnie - westchnął.
- Odsuń się od niej! - krzyknął męski głos. - Bo następny trafi w ciebie.
Zarówno Mrok, jak i Mireia zwrócili się do źródła bojowego tonu. Czarny
Pan obrócił bumerang w palcach.
Zając Wielkanocny.
Jego uszy były postawione na baczność, a on sam stał w pozycji gotowej do ataku. Obrzucał wroga tak rozgniewanym spojrzeniem, że każdy inny prawdopodobnie już by rzucił się do ucieczki.
- Szarak! - zawołała syrena, rozkładając ręce. - Kopę lat, staruszku!
- Mireia, podejdź do mnie - powiedział srogo. - Byle dalej od niego. I zabierz ze sobą Małpeczkę.
- Chwila, Zając, nie rozumiesz...
Tuż obok jej twarzy przeleciał promień jasnego światła. Pod stopami dziewczyny rozszerzyły się majestatyczne, piękne wzory namalowane przez szron.
Szron. W lecie.
Podążając za kierunkiem, z którego owa wiązka została wypuszczona, syrena ujrzała młodego chłopaka o białych włosach. Jego granatowa bluza również ozdobiona była przez zimowe malowidła. Mierzył do niej z zakrzywionej, drewnianej laski.
- Jack. - Mireia błyskawicznie rozpoznała nowego strażnika. - Miło mi cię wreszcie poznać.
- Sophie, idź do Zająca - polecił dziewczynce Mróz.
Dziecko pokiwało energicznie głową, biegnąc do Strażnika Nadziei. Schowała się za nim, a ten opuścił wolną rękę na jej ramię.
- Dlaczego ona cię widzi? - burknął Zając.
- No nie wiem, bo może przed chwilą byłaby pływającym w jeziorze trupem, gdyby się nie bała - zaśmiała się ironicznie Mireia. - Strach zmaterializował Mroka na tyle, by mógł ją uratować.
- Mireia, nie rób za jego ochroniarza - ozwał się kolejny głos.
Syrena wywróciła oczami, wydając z siebie głośne westchnienie. Uniosła głowę do góry po czym przekręciła ją w prawo.
- A ty, Mikuś, nie rób nadziei - parsknęła. - Do dziś nie doczekałam się swojego prezentu pod choinką.
- Bo nie ubrałaś choinki - odrzekł z charakterystycznym, rosyjskim akcentem. - Ani nawet nie powiesiłaś skarpety.
- Zastanawiające jak miałabym to zrobić w wodzie - rzuciła.
Potężny mężczyzna w czerwonym ubraniu skrzyżował ręce na piersi.
- Mówisz, że Mrok uratował dziecko? - pisnął kobiecy głos tuż przy jej uchu.
Mireia traciła już rachubę. Gdy znów się odwróciła, aż odskoczyła ze strachu. Syrenie oczy skrzyżowały się z fioletowym spojrzeniem Zębowej Wróżki. Jej skrzydła wykonywały kolejne uderzenia, powodując delikatny powiew wiatru.
- Dobra, w jaki sposób wszyscy się tu dostaliście? - zapytała syrena. - Zawiadomiła was jedna z twoich pomocniczek, Ząbek, czy może sny Piaska?
To mówiąc, zwróciła uwagę na małego, pulchnego ludzika w całości zbudowanego ze złotego piasku snu.
- Nieważne w jaki sposób się dowiedzieli - wtrącił się Mrok. - Są tu, a więc czas już na mnie.
- Nigdzie nie pójdziesz! - syknął Jack, przystawiając koniec laski po brodę demona.
Czarny Pan uniósł ręce w geście poddania.
- W jaki sposób uwolniłeś się od koszmarów? - zapytał Święty Mikołaj, gładząc się po białej, długiej brodzie.
- Czułem, że sami powinniśmy z nim skończyć - warknął Zając.
- Ten jeden ząb to było najwyraźniej za mało - syknęła Wróżka.
Syrena Wysłuchiwała każdego słowa Strażników, nie mogąc uwierzyć, jak wiele nienawiści żywią do Mroka. Zaczęła nawet zastanawiać się, kto tak naprawdę stoi po złej stronie barykady.
Ale najbardziej dziwiło ją zachowanie Mroka. Nie reagował. Stał z przymkniętymi oczami i pozwalał, by groźby tej piątki spływały po nim jak po kaczce.
Zmarszczyła czoło.
- CISZA!!! - wrzasnęła na całe gardło.
Echo jej głosu rozniosło się po lesie, za czasem niknąc w powietrzu. Wzięła kilka głębszych oddechów. Spuściła głowę i zacisnęła ręce w pięści.
- Od czasów rewolucji francuskiej nie opuściłam morza - zaczęła. - Żyłam sama i czasem nawet zastanawiałam się, dlaczego... dlaczego odrzuciłam ofertę Księżyca... dlaczego odrzuciłam ofertę przyjęcia w szeregi Strażników.
Omiotła każdego spojrzeniem pełnym pogardy.
- Ale już teraz wiem - dodała. - Ja...
- Miałaś zostać Strażniczką?!- wyrzucił jej Mrok.
Jego twarz wyrażała zaskoczenie, lecz także narastającą złość oraz zawód. Syrena wyczytała uczucia przyjaciela bez najmniejszej trudności.
Był nią zawiedziony. Widział w niej zdrajcę.
- I masz czelność nazywać siebie moją powierniczką?! - syknął. - Jak możesz mówić mi, co mam robić?!
Nie czekając na jej odpowiedź, wtopił się w mrok na ziemi, podążając w tym stanie do lasu.
- Mrok, zaczekaj!- krzyknęła.
Rzuciła się za nim w pogoń.
Strażnicy popatrzyli po sobie zdziwieni całą sytuacją.
- To ona też miała być Strażnikiem? - zapytał Jack, kładąc laskę na ramieniu.
- Kilka wieków przed tobą, ale odmówiła - wyjaśniła Zębowa Wróżka.
- Zając, zabierz małą do domu - polecił mu Święty Mikołaj. - My pójdziemy za nimi.
- North, nie ważcie się zaczynać tej zabawy beze mnie - ostrzegł go.
Mireia tym razem nie zwracała już uwagi na kłujące poszycie leśne. Odczuwała co prawda ból, ale myśl o dogonieniu Mroka skutecznie pozwalała jej zapomnieć o cierpieniu. W biegu dwa razy szybciej znalazła się po drugiej stronie boru. Dotarła na plażę. Rozejrzała się po okolicy, aż wreszcie zauważyła smukłą sylwetkę stojącą blisko fal, które podmywały brzeg.
Odetchnęła głęboko, przymykając powieki. Powoli ruszyła w stronę demona. Nocna bryza smagała jej ciemne włosy, które co jakiś czas przesłaniały jej widoczność. Biała sukienka poddawała się powiewom, falując na ciele dziewczyny.
Stanęła obok przyjaciela, dyskretnie na niego spoglądając. Mrok wpatrywał się ze zmarszczonym czołem w fale oceanu. Syrena odczekała krótką chwilę, nim zdobyła się na odwagę, by się odezwać.
- Miałam być Strażniczką - przyznała z ciężkim westchnieniem. - Księżyc wybrał mnie w czasach wielkich odkryć geograficznych. To był jeden z powodów, dla których opuściłam ląd.
Zwróciła się do Czarnego Pana. Nie reagował.
- Ale sam przyznaj, że osoba z głosem, który samym dźwiękiem popycha do śmierci nie jest najtrafniejszym wyjściem z sytuacji - zaśmiała się po cichu. - Moim zadaniem miała być pomoc żeglarzom, aby bezpiecznie i szczęśliwie docierali do celów podróży. Jak się później okazało, lepszym rozwiązaniem byłoby niektóre z tych statków zatapiać. Wówczas Europejczycy nie zlikwidowaliby tylu cennych cywilizacji.
Mrok w dalszym ciągu nie wykazywał chęci do dyskusji.
- A zresztą, moja wada gadulstwa nie pozwoliłaby milczeć mi przez zbyt długi czas - dodała. - Podoba mi się życie jako popularna legenda niż rzeczywista istota.
- Właśnie to nas tak bardzo różni! - warknął niespodziewanie demon.
Odwrócił się od niej, przechadzając się wzdłuż brzegu. Mireia czekała na ciąg dalszy jego wzburzenia.
- Tobie wystarczy sama legenda i święty spokój - rzekł. - Nie masz pojęcia jak to jest, starać się ze wszystkich sił, by chociażby cząstka twojej historii pozostała wiecznie żywa, a ostatecznie i tak zostajesz zrzucony w ciemność by patrzeć, jak światło zalewa cały świat radością.
- Mrok... - wtrąciła syrena.
- Według ciebie miałbym wykorzystywać moment strachu dzieciaków, by im pomagać? - prychnął. - To zupełnie tak, jakbyś proponowała mi zostać Strażnikiem.
- Tego nigdy nie powiedziałam - broniła się.
- Ale do tego właśnie zmierzasz!
Mireia stanęła w bezruchu. Pobłądziła wzrokiem po piasku plaży, po falach oceanu po czym wróciła do pleców Czarnego Pana.
- Ale użalając się nie zmienisz swojej sytuacji - uświadomiła go.
- Nie zmienię jej także w przeciągu jednego dnia - mruknął. - Pamiętasz? Masz coraz mniej czasu. Koszmary upomną się o mnie, a ciebie zniszczą wraz ze mną.
- Nie, jeżeli pokonasz swój własny lęk - powiedziała. - Koszmary zniknął wtedy, gdy przeciwstawisz się własnemu strachowi. Zamiast walczyć ze Strażnikami, wszczynać bunt i popadać w zadumę, dogadaj się z nimi!
- Czyś ty oszalała?! - krzyknął, odwracając się w jej stronę. - Ja miałbym z nimi współpracować?! I co, ja straszę, oni uszczęśliwiają, ja straszę, oni uszczęśliwiają i tak do końca świata? Co bym nie zrobił, na zawszę pozostanę w ich cieniu.
- Ale czy ty nie rozumiesz, że jesteś dzieciom potrzebny?! - rzuciła stanowczo.
Mrok spojrzał na nią, zbity z tropu.
- Bez zła, ludzie nie wiedzieliby czym jest dobro - mówiła. - Strach ich uczy, pokazuje właściwe drogi. Wiem, że pomysł współpracy ze Strażnikami wydaje ci się absurdalny, ale tylko w taki sposób możecie istnieć na jednej planecie.
Czarny Pan skrzyżował ręce na piersi. Pokręcił głową. Wyraźnie był przeciwny takiej idei. Mireia westchnęła ciężko. Podrapała się po szyi.
- Zaczekaj tu - poprosiła.
Pobiegła w stronę oceanu, a następnie wskoczyła do wody, niknąc w morskiej pianie.
- Mrok, nie próbuj uciekać - ozwał się głos młodego chłopaka.
Demon wywrócił oczami, leniwie spoglądając na Strażników przybyłych na plażę.
- Nie zamierzam się z wami kłócić - odrzekł. - Ani walczyć.
- Może i uciekłeś koszmarom, ale zapewniam cię, że bardzo szybko do nich wrócisz - zagroził mu Zając.
Wyrósł za nim jak spod ziemi. Mrok cofnął się o kilka kroków, czując jak wewnątrz niego wszystko się trzęsie.
- Zaraz, chwila, nie zaczynajmy tego od nowa - powiedział pospiesznie. - Może spróbujmy się po prostu dogadać.
- Daruj sobie - syknęła na niego Wróżka Zębowa, strosząc piórka na głowie.
- Nikt na tym nie skorzysta, jeśli będziemy się cały czas ciągać ze sobą - ciągnął dalej Mroczny Pan.
-Dzieci też nie skorzystają, jeżeli będziesz je straszył - wyrzucił mu Jack.
- Tak, wychowywanie bezstresowe - zaśmiała się syrena. Nikt nie zwrócił uwagi na jej ponowne przybycie. Stała w falach obmywających brzeg. W prawej ręce coś trzymała. - Nie wiem jednak, czy jest to taki dobry pomysł. Czasem dzieciaki trzeba postraszyć, aby nabrały respektu. I tu właśnie wkracza Mrok.
Podeszła do nich, nadal zaciskając prawą dłoń w pięść. Ponownie obrzuciła Strażników pogardliwym spojrzeniem.
- Co to ja wtedy mówiłam? Że nie chciałam wstąpić w wasze szeregi, bo... - ucięła, zastanawiając się. - Ach, pamiętam! Bo nie potrafię myśleć w tak utopijny sposób jak wy! W waszym świecie istnieje tylko uśmiech, radość i reszta tego całego bazaru. Mrok jest dla was konkurencją z drugiej skrajności. Musicie jednak wiedzieć, że bez niego, dzieciak rozpuszczą się jak dziadowskie bicze. Na tyle zda się wasza magia szczęścia.
- Więc co proponujesz, Mireio?- zapytał North.
- Proponuję, abyście pozwolili Mrokowi swobodnie poruszać się po świecie - odparła.
- Chyba sobie żartujesz! - krzyknął Zając. - Znowu mamy pozwolić mu, żeby zabrał święta i robił co mu się żywnie podoba?!
- Zając, poluzuj uszy - syknęła na niego. - Chodzi mi o to...
Niespodziewanie blask Księżyca rozjaśnił się. Strażnicy, Mrok i syrena spojrzeli na srebrną tarczę na mrocznym niebie.
Czy właśnie sam Księżyc zgodził się z Mireią? O to właśnie mu chodziło?
- Widzicie, nawet on się ze mną zgadza! - zawołała.
- To niemożliwe- stwierdził Zając. - On go nienawidzi!
- Ale widok nie kłamie - odpowiedziała. - Musicie przyznać mi rację.
Strażnicy wymienili spojrzenia. Zaciskali usta w wąskie linie, wyraźnie okazując swój sprzeciw co do planu Księżyca. Jeszcze raz popatrzyli na niego, aby upewnić się, że taka właśnie była jego wola.
- Skoro on tego żąda, niech tak będzie - zgodził się Święty Mikołaj.
- Co? North, weź nie pozwa-
- Zając, bądź cicho! Ale pamiętaj Mrok, że nie spuszczamy cię z oczu.
Piasek, czając się za plecami Northa pokazał dwoma palcami najpierw na swoje oczy, a potem na oczy Czarnego Pana.
- Jeżeli znów coś zmaluje, osobiście przywrócę go do pionu - obiecała Mireia.- Przysięga syreny to świętość.
Strażnicy obrzucili Mroka jeszcze raz znaczącym, wrogim spojrzeniem, nim zdecydowali się opuścić jego i dziewczynę. Zając pokręcił głową z dezaprobatą. Wielka piątka zniknęła w mroku lasu.
- Przez ciebie jestem zdany na ich łaskę - obruszył się demon.
- Tak, ale przynajmniej możesz karmić się dziecięcym strachem bez wizji wojny - zaśmiała się. - Nie ma za co.
- Co tam masz? - zapytał, wskazując palcem na dłoń przyjaciółki.
- Coś, co przypomni ci, dlaczego nie chcesz opuszczać tego świata i dalej trwać w jego mroku - wyjaśniła.
Wzięła dłoń przyjaciela w swoją, po czym przekazała mu tajemniczy, zimny przedmiot.
- Spróbuj wrócić teraz do siebie i przekonać, czy twój lęk zniknął - zaproponowała.
Mrok skrzywił się nieco.
Syrena posłała mu subtelny uśmiech. Zacisnęła palce na nadgarstku przyjaciela, a następnie przyciągnęła go do siebie, składając na jego policzku powolny, delikatny pocałunek.
- Gwoli ścisłości, to ona tak naprawdę mnie tu przysłała - szepnęła mu do ucha.
Odsunęła się od niego, zauważając zmieszanie na jego twarzy. Uderzyła go finezyjnie w ramię pięścią.
- To ja już będę się zbierać - westchnęła. - Postaraj się nie narozrabiać.
Puściła do niego oko, po czym odwróciwszy się, wbiegła do wody, by za chwile zniknąć w morskich odmętach.
Mrok pokręcił głową z lekkim uśmiechem na twarzy. Potarł policzek palcami. Skierował wzrok na rzecz pozostawioną w jego ręku. Otworzył dłoń, dostrzegając srebrną błyskotkę, ubrudzoną mułem. Otarł ja z zanieczyszczeń, a wtedy medalion sam z siebie się otworzył.
Czarny Pan rozszerzył oczy, gdy w środku naszyjnika zobaczył rysunek małej dziewczynki o czarnych włosach. Jej roześmiane spojrzenie sprawiało, że demon poczuł rozpływające się w nim ciepło.
- Emily Jane - szepnął.
~~~
Mireia w tym samym czasie była już bardzo daleko od wybrzeża Ameryki. Przeczucie kierowało ją do Europy, gdzie miała spotkać się z kolejną istotą. Podpłynęła bliżej brzegu, wynurzając głowę spod wody. Rozejrzała się po okolicy. Cicha, spokojna plaża z wysokimi wydmami. Uśmiechnęła się do siebie, kierując w stronę suchego piasku.
Morska piana ponownie okryła jej ciało zwiewną sukienką, tym razem w kolorze błękitu.
- Dziękuje ci, Mireio- ozwał się kobiecy głos.
Syrena zarzuciła kruczoczarne włosy do tyłu, obracając się w lewo.
Młoda dziewczyna o oliwkowej cerze kierowała się w jej stronę. Ręce złożyła przed sobą.
- Mam nadzieję, że nie przyjdzie mu do głowy, aby znów przeciwstawiać się całemu światu - westchnęła Mireia, biorąc się pod boki.
- Jeżeli dałaś mu medalion, prawdopodobnie pójdzie po rozum do głowy - odrzekła.
- Dlaczego sama do niego nie poszłaś, Emily?- zapytała syrena. - To raczej twój ojciec. Tak w ogóle to od razu mogłaś mi powiedzieć, że chodzi ci o niego. A tak szukałam wiatru w polu.
Emily spuściła powoli głowę. Na jej twarzy zagościł subtelny uśmiech.
- Nie chcę, aby pomyślano, że angażuję się w którąś ze stron - wyjaśniła. - Popieram działania Strażników, jednak nie będę zdradzać jedynego członka rodziny, jaki mi pozostał. Poza tym jako Matka Natura cały czas jestem zajęta. A ty mogłaś przyzwyczaić się do lądu.
- To zwykła złośliwość.
- Raczej drobne niedopatrzenie.
- A co na to Księżyc? Nie zacznie się mścić za te twoje sztuczki ze światłem?
- Sam też postanowił dać mojemu ojcu drugą szansę. Jednak zamierza go pilnować.
- Tak samo jak Strażnicy.
- Chodź, Mireio. Na pewno jesteś zmęczona po podróży. Zapraszam cię do siebie. Opowiesz mi wszystko.
- Jane, a tak z innej beczki... Czy Matce Naturze wypada chodzić tak po cywilnemu?
Dziewczyna omiotła wzrokiem biały T-shirt i jeansowe spodenki.
- Dopiero nadchodzi zmierzch a ludzi jest tu pełno - odrzekła. - Nie chcę, aby wzięli mnie za wariatkę chodząca w długiej, zielonej sukni po plaży.
- Racja - zaśmiała się syrena.
Matka Natura wskazała drogę ręką. Obie podążyły w stronę zachodzącego słońca, przysłuchując się gwarowi francuskiego miasta leżącego nieopodal wybrzeża.
....................
Na zakończenie pragnę dodać, że jedynie Mireia jest tu postacią wymyśloną. Cała reszta bohaterów to kanoniczne części zarówno "Strażników Marzeń" jak i serii książek "The Guardians of Childhood", na której podstawie film został wyprodukowany.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top