03.

Michael dosyć szybko znalazł sobie zajęcie na weekendy. W każdą sobotę, czy niedzielę chodził do schroniska w ramach wolontariatu. Było tam mnóstwo psiaków i kotków, które potrzebowały miłości. Nastolatek już od dziecka chciał przygarnąć pod swój dach jakiegoś czworonoga, ale z powodu alergii mamy nie był w stanie tego zrobić. Dlatego cieszył się z każdej, nawet najmniejszej możliwości do kontaktu ze zwierzętami. W schronisku bardzo szybko go polubili, z resztą Clifford raczej wzbudzał ogólną sympatię niż niechęć. 

Tamtego dnia jak w zeszłym tygodniu złapał autobus, który zawiózł go do centrum. Michael wysiadł na odpowiednim przystanku i udał się w odpowiednim kierunku. Droga do schroniska była stosunkowo prosta i krótka. Nie śpieszył się, choć jego kroki były dosyć rytmiczne. Z dłońmi wsuniętymi w kieszenie i słuchawkami w uszach dotarł pod właściwy budynek i poprawił jeszcze koszulkę, którą dostał na samym początku. Była cała zielona i w psich łapkach, które były na niej nadrukowane. Na plecach znajdowało się też logo i adres schroniska. 

- Witaj, Mike - Evie przywitała się z nim, kiedy wszedł do środka. Odpowiadała za sprawne funkcjonowanie całego budynku. Nie była jednak dyrektorką, czy czymś w takim rodzaju. Raczej aranżowała spotkania potencjalnych właścicielami z psami, czy kotami, którymi byli zainteresowani. 

– Cześć – uśmiechnął się do niej, zdejmując słuchawki z uszu. – Co u ciebie? – zaciekawił się. Zerknął na niską szatynkę, która miała zielone oczy. Evie była bardzo ładną dziewczyną, która studiowała weterynarię i była już zaręczona ze swoim chłopakiem. 

– W zasadzie to nic szczególnego. Mam dzisiaj nawał roboty – pokręciła głową, zerkając po tym na zegarek, który spoczywał na jej nadgarstku. – A jak w szkole? – zapytała w odwdzięczeniu się.

– Da się przeżyć – zaśmiał się, a później zrobił miejsce dla młodego małżeństwa, które właśnie wracało do domu z niewielkim kociakiem na rękach. – Faktycznie duży tu tłum dzisiaj – dodał, rozglądając się po korytarzu. 

– Dlatego muszę lecieć, a ty możesz w tym czasie wyczesać kilka psów – poleciła mu, a nastolatek tylko przytaknął głową i zaczął iść już na tyły budynku, gdzie były wszystkie kojce oraz składzik z karmą, a także potrzebne do pielęgnacji przedmioty, czy smycze. Michael zajrzał tam i zabrał ze sobą kilka smakołyków, aby wynagrodzić jakoś psy. Wiedział, że wiele z nich tego nie lubi i nie jest to do końca przyjemne, ale jednak była to czynność obowiązkowa i trzeba było ją od czasu do czasu wykonywać. 

Nastolatek wszedł pomiędzy kojce. Praktycznie wszędzie napotykał jakieś znajome twarze. Wielu wolontariuszy już zbierało się do domu, ale wciąż znalazło się kilku wytrwałych, którzy byli na miejscu od rana i jeszcze nie zamierzali nigdzie wracać. Michael zatrzymał się przy Kropce, zauważając, że nikogo przy niej nie ma. Przywitał się z psicą i zachichotał, kiedy zobaczył jak się ożywiła, ciesząc się przy tym, że ktoś chciał poświęcić jej uwagę.

– Cześć psinko – przywitał się i wszedł do kojca, aby się zając zwierzęciem. Kropka wcale nie należała do tak małych psów, bo była dalmatyńczykiem. Ktoś, kto nadał jej imię trafił idealnie w punkt, co zawsze śmieszyło Michaela. – Mam coś dla ciebie – dodał, podsuwając jej pod nos smakołyk. Psica zjadła go szybko, a potem już nieco uspokoiła się i Michael mógł przystąpić do pracy.

Poszło mu wyjątkowo szybko, tym bardziej, że Kropka współpracowała. Grzecznie stała w miejscu, nie wiercąc się na lewo i prawo, choć na ogół była bardzo ruchliwa. Po wszystkim postanowił zabrać ją jeszcze do ogrodu, aby mogła się pobawić z innymi psami. Ogród znajdował się za budynkiem i choć nie należał do największych, to wszyscy cieszyli się, że w ogóle powstał.

Na środku znajdowało się duże drzewo, które dawało przyjemny cień. Z innej części miasta, kiedy napotykało się je wzrokiem, wyglądało dosyć dziwnie. W samym centrum miasta i z daleka od parku ten punkt zieleni prezentował się dosyć dziwnie, ale był taką małą ostoją dla każdego czworonoga, gdzie mógł się wybiegać i zużyć nagromadzoną energię. Często też zdarzało się, że Evie przyprowadzała tam rodziny z dzieciakami, aby te mogły nawiązać jakiś kontakt z psami. 

Michael dotarł do ogrodu z Kropką przy boku po kilku minutach. Dookoła nie było zbyt wielu ludzi. Jakaś dziewczynka bawiła się z kundelkiem gumową zabawką, a emerytka głaskała dużego bernardyna za uchem. Nastolatek uśmiechnął się na ten widok i złapał za piłkę, którą dobrze się rzucało. Odpiął smycz od obroży Kropki i rzucił przedmiot na kilkanaście metrów przed siebie. Dalmatyńczyk rzucił się w pogoń, aby po chwili wrócić z merdającym ogonem. Z początku psica nie chciała oddać piłki, przez co Michael trochę się zmachał, ale później już wszystko szło sprawniej. 

Kropka po kilku takich gonitwach wydawała się opaść z sił i dyszała coraz ciężej. Clifford w końcu dał jej spokój i usiadł z nią na trawie. Drapał dalmatyńczyka za uchem, rozglądając się dookoła. Ogród opustoszał, co nawet go ucieszyło. Zazwyczaj było na tyle tłoczno, że o aportowaniu nie było mowy. Wtedy jednak nie było już nikogo. A przynajmniej tak się Michaelowi wydawało na pierwszy rzut oka. W kącie, tuż przy ogrodzeniu leżał sporych rozmiarów owczarek niemiecki. Postawił uszy, kiedy Michael na niego spojrzał i zamerdał ogonem. Czerwonowłosy rozpoznał w nim Diego, którego swoją drogą też bardzo lubił.

Diego leżał obok znajomej sylwetki. Clifford podejrzewał już nastolatkę, która z nim siedziała. I nie pomylił się, bo to rzeczywiście była ta brunetka, która notorycznie od niego uciekała. Nie spodziewał jej się tutaj znaleźć, ale postanowił wykorzystać tę okazję. Zorientował się jednak zbyt późno, bo właśnie podnosiła się z ziemi. Miała na sobie taką samą koszulkę, jaką miął Michael tylko, że o wiele za szeroką. I dosyć zużytą. Łapki nie były już tak wyraźne, jak powinny. Pomimo to nadal wyglądała uroczo. Szkoda tylko, że na jej twarzy nie było widać uśmiechu. A przynajmniej nie tego naturalnego. 

Clifford westchnął ciężko, odprowadzając ją wzrokiem. Liczył, że może zerknie na niego i teoretycznie tak się stało. Red jednak po rozpoznaniu w schronisku, swojej małej ostoi kogoś ze szkoły speszyła się i tylko zwiesiła głowę, a potem zacisnęła dłoń na smyczy Diego i z dużym psem przy boku zniknęła w budynku, aby odprowadzić go do kojca i kolejny raz zniknąć Michaelowi centralnie sprzed nosa.

━━━━━ ❀ ━━━━━ 

revival wskoczyło do regularnie pisanych ffs, więc mam nadzieje, że nadal ktoś tu jest i kogoś to ucieszy:)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top