vindicta ✫
– Nienawidzę tego chińczyka bardziej niż kogokolwiek innego na świecie – Nakamoto spojrzał na budynek, w którym mieszkał po czym przeniósł wzrok na siedzącego na murku Taja.
– Koreańczyk, który mieszka w moim pokoju, to dopiero chuj – Ten włożył papierosa między wargi zaciągając się nim. – Jak Song naprawdę mnie obleje przez niego, to wyrwę mu flaki i zrobię z nich łańcuch choinkowy.
Yuta uśmiechnął się delikatnie słysząc słowa przyjaciela. Sam również zaciągnął się papierosem czując jak dym przyjemnie wypełnia jego płuca.
– Czyli dzisiaj nie idziemy na imprezę? – Japończyk podrapał się po głowie patrząc na przyjaciela, który uniósł brwi w zdziwieniu.
– Nie przesadzajmy – Ten zaciągnął się papierosem ostatni raz po czym zgasił go na murku. – Są rzeczy ważne i ważniejsze.
Nakamoto uśmiechnął się szerzej rzucając papierosa na ziemię i przydeptując go butem. Wyobraził sobie, że owy pet to Sicheng, więc deptał po nim tak mocno, że prawie scalił go z podłożem.
– Widzimy się wieczorem – Ten wstał z murka i przeciągnął się przymykając przy tym oczy. Musiał się wyluzować przed spotkaniem, które go czekało.
– Do później – Yuta uśmiechnął się łobuzersko po czym machnął ręką i odwrócił się na pięcie po chwili znikając za zakrętem.
Ten natomiast od razu wszedł do środka budynku i wchodząc do windy wcisnął odpowiedni przycisk. Szlag go trafiał na samą myśl o tym, że znów będzie musiał patrzeć na tego idiotę. Nikt, naprawdę nikt, nie irytował go tak bardzo jak ten Koreańczyk.
~*~
Taeyong siedział przy biurku i przeglądał różne strony w internecie, co według Doyounga było stratą czasu, ale generalnie dla niego wszystko, oprócz nauki, było stratą czasu. Jednak Lee nie miał co robić. Nie chciało mu się uczyć, na imprezy nie lubił chodzić, więc nie pozostawało mu nic innego oprócz tego, co właśnie robił.
Nagle jednak poczuł jak ktoś obraca jego krzesło i przed oczami zamiast matrycy laptopa widniała twarz jego współlokatora.
– Byłeś już? – Chittaphon wpatrywał się w chłopaka, który zmarszczył brwi.
– Nie, ale możesz iść pierwszy – Lee starał się zachowywać normalnie, tak jakby Taj go wcale nie przerażał.
– Nie wiem o czym mówisz – Ten nachylając się nad chłopakiem oparł dłonie na podłokietnikach krzesła po obu stronach, świdrując go przy tym wzrokiem.
– O łazience – Taeyong odpowiedział jakby to była jedna z tych najbardziej oczywistych rzeczy na świecie.
– Ty serio taki zjebany jesteś czy udajesz? – Taj uniósł brew będąc całkowicie poważnym. – Nie mów nic, wiem jaka jest odpowiedź.
Chittaphon wyprostował się i podszedł do swojej szafy stając przed lustrem, które było na niej zawieszone. Przyjrzał się sobie w odbiciu i uśmiechnął się sam do siebie. Odwrócił się w stronę Taeyonga, który cały czas przypatrywał się jego ruchom.
– Byłeś już u profesorka? – Ten przekrzywił nieco głowę patrząc na współlokatora.
– Nie – Taeyong wywrócił oczami – i nie pójdę.
Starszy uśmiechnął się nieco szerzej niż miał w zwyczaju po czym patrząc w podłogę pokręcił niedowierzająco głową.
– Naprawdę życie ci niemiłe? – Taj uniósł brew podchodząc coraz to bliżej młodszego, który zacisnął mocno swoje wargi. – Powiedziałem coś, tak?
Taeyong odruchowo pokiwał głową. W zasadzie od kilku dni jego życie wyglądało podobnie. Był zamknięty w pokoju, bo siniak z jego twarzy po tym jak Ten go uderzył jeszcze nie zszedł, a nie chciał robić za darmowe widowisko. Poza tym dzień w dzień wysłuchiwał jaki to jest beznadziejny, brzydki i bezużyteczny. Od samego rana do późnej nocy w głowie ciągle odtwarzał te wszystkie słowa, które wypowiadał Taj w jego kierunku i dziwnym trafem żadne z nich nie miało pozytywnego znaczenia.
– Daję Ci ostatnią szansę – Ten spojrzał na współlokatora – jutro masz być po rozmowie.
Młodszy odwrócił się na krześle i wrócił do swojej poprzedniej czynności. Nie miał zamiaru nic robić, a już na pewno nie będzie kompromitował się przed swoim ulubionym profesorem.
~*~
– Jak Ci poszło kolokwium? – Doyoung poprawił ramiączko plecaka patrząc na przyjaciela.
– Dobrze – Lee uśmiechając się delikatnie, podrapał się po głowie. – A Tobie?
– Mogło być lepiej, zaskoczył mnie z tym ostatnim pytaniem – chłopak westchnął ciężko zatrzymując się przed drzwiami numer dziesięć.
– No nie powiem, pytania ogólnie nie należały do najłatwiejszych – Taeyong wydął dolną wargę spoglądając na numer widniejący na drzwiach.
– Nie chcesz tam wchodzić, co? – Kim włożył ręce do kieszeni kurtki wzrokiem przewiercając owe drzwi na wylot.
– Nie jest tak źle – Taeyong uśmiechnął się słabo – a może być jeszcze lepiej, jak okaże się, że go jeszcze nie ma.
– Jak coś to dzwoń albo przychodź do mnie – Doyoung spojrzał na swojego przyjaciela, który przytaknął głową.
– Oczywiście – Lee odwrócił się na pięcie i nacisnął na klamkę delikatnie pchając drzwi do środka. Pomachał jeszcze przyjacielowi na pożegnanie i zamknął drzwi znikając za nimi.
Chłopak powoli wszedł w głąb pokoju i wziął głębszy wdech mając nadzieje, że nie zobaczy w nim swojego współlokatora. Jednak Ten siedział na swoim łóżku i przesuwał nerwowo palcem po ekranie swojej komórki.
Taeyong co prawda nie czuł się najszczęśliwszym człowiekiem na tej planecie widząc swojego współlokatora, ale też nie chciał aż tak znowu narzekać. Może po prostu Taj oleje jego obecność i oboje zajmą się swoimi sprawami.
– Grabisz sobie – Ten wpatrywał się nadal w ekran komórki przez co Lee rozejrzał się po pokoju zastanawiając się czy nie zauważył jeszcze kogoś jak wchodził do środka. – Myślałeś, że żartuje?
W tym momencie chłopak uniósł wzrok znad ekranu i wbił go w Taeyonga, który zastygł w bezruchu wskazując na siebie palcem z uniesioną brwią.
– Ja?
– No nie żartuj sobie – Chittaphon prychnął po czym wstał z łóżka rzucając na nie telefon. W ułamku sekundy znalazł się obok Koreańczyka i złapał go za ramiona. – Wiesz, że jesteś nic niewartym śmieciem?
– Słucham? – Taeyong zmarszczył brwi nie do końca rozumiejąc o co chodzi starszemu, od którego można było wyczuć dość mocny smród alkoholu.
– Sugeruję, że gdybyś zginął to nikt by za tobą nie płakał – Ten uśmiechnął się dość szeroko, jednak to nie był miły uśmiech.
– To twoje zdanie – Lee chciał się ruszyć, ale uścisk chłopaka był dużo mocniejszy i niestety można powiedzieć, że go unieruchomił.
– To tylko prawda – Chittaphon zaśmiał się melodyjnie patrząc na młodszego.
– Możesz mnie puścić? – Taeyong starał się być jak najbardziej miłym, żeby przypadkiem czymś go nie wkurzyć.
– A gdy zapytałem czy pójdziesz do profesorka, to to zrobiłeś? – Ten uśmiechnął się łobuzersko widząc minę chłopaka.
Taeyong musiał przyznać, że kompletnie zapomniał o tym pomyśle. Poza tym, dlaczego to niby on miał się wstawiać u profesora Song, skoro Ten miał tak wielu przyjaciół? Zawsze mógł coś wymyślić, że to niemożliwe, bo przecież był ze znajomymi, ale po co, no nie? Lepiej zmuszać do kłamstw ofiarę.
– Więc – Chittaphon zacisnął mocniej palce na ramionach chłopaka, który wręcz syknął z bólu – wolisz mieć połamane ręce czy nogi?
– Co? – Lee prawie zakrztusił się śliną słysząc to jakże niedorzeczne pytanie.
– To co słyszałeś – Ten warknął od razu zmieniając swój wyraz twarzy, który wskazywał na to, że jest wściekły. Zamachnął się ręką i wymierzył młodszemu policzek.
– Ała! – Lee złapał się za bolący policzek. No ekstra, jeszcze mu tam siniaka brakuje do kolekcji. – Porąbało Cię? – to właściwie było pytanie retoryczne, bo odpowiedź była tylko jedna: tak.
– Zamknij pysk szczeniaku, jeśli masz mówić do mnie nieformalnie – Taj złapał go za bluzę przy okazji trochę dusząc. – Jesteś bezwartościowym gównem i jeśli przez kogoś takiego jak ty wywalą mnie z uczelni, to gorzko tego pożałujesz.
– Ale – Taeyong zaczął po czym przejechał językiem po wargach. Bał się odezwać, bo każde złe słowo skutkowało ciosem w twarz, a wolał sobie tego oszczędzić. – To nie moja wina.
Chittaphon słysząc jego słowa zmarszczył brwi i zmrużył oczy po czym zaczął się głośno śmiać. Zacisnął jeszcze mocniej palce na jego bluzie po czym używając chyba całej swojej siły, cisnął Taeyongiem na szafę.
– Co ty powiedziałeś? – Ten oddychał głęboko starając się przetworzyć całą rozmowę w głowie. – Co ty właśnie kurwa powiedziałeś?
Młodszy skrzywił się czując przeszywający jego plecy ból. Super, jeszcze mu tego brakowało, bo przecież ból twarzy to za mało.
– To jest tylko i wyłącznie – Taj podszedł do chłopaka i wbił swój wskazujący palec w jego klatkę piersiową – twoja wina.
Chittaphon wymierzył chłopakowi kolejny policzek po czym ujął jego twarz w dłoń i uniósł tak, aby mógł patrzeć prosto w jego oczy. Uśmiechnął się delikatnie, ale jego oczy nadal były przerażające. Okropnie czarne i jakby za mgłą.
– Pójdziesz jutro do profesora Song i przeprosisz go za zamieszanie, a następnie sam osobiście spalisz tamten list – wskazał na kopertę leżącą na jego biurku. – Zrozumiano?
Taeyong przytaknął głową, a Ten uśmiechnął się nieco szerzej i poklepał go po ramieniu. Podszedł do swojego łóżka i zabrał z niego telefon, a następnie zabrał z krzesła kurtkę i skierował się do wyjścia.
– Żadnych sztuczek, bo urządzę Ci z życia piekło, szmato.
Wyszedł.
Lee westchnął ciężko czując ulgę, a zarazem niesamowity ból. Bolała go twarz, plecy i dusza. Nienawidził kłamać, a wiedział, że bez tego niestety się nie obejdzie. Masując sobie delikatnie ramię skierował się do biurka i nachylając się nad nim otworzył kopertę, po czym zaczął czytać jej zawartość, z której wynikało, że Ten będzie musiał zwolnić miejsce w swoim pokoju, gdyż nie widnieje już na liście jako student.
To z tego powodu Taeyong właśnie oberwał. Bo złe wiadomości i alkohol nigdy nie działają dobrze na jego współlokatora.
~*~
Stał przed drzwiami i zastanawiał się co powinien zrobić. Zapukać? Wejść do środka? Uciec? Właściwie nie było na to jeszcze za późno. Jednak jego ręka w tym momencie zapukała do drzwi i Taeyong poczuł się przez nią po prostu oszukany.
– Proszę wejść! – zza drzwi doszedł go głos mężczyzny.
– Dzień dobry, czy nie przeszkadzam? – Lee wyjrzał zza drzwi szukając wzrokiem mężczyzny.
– Proszę wejść, panie Lee – profesor ręką zaprosił chłopaka do środka, który od razu to zrobił.
Taeyong poprawił ramiączko plecaka po czym przycisnął do siebie mocniej teczkę.
– Co się stało, panie Lee? Coś nie tak z kolokwium albo nie rozumie pan czegoś? – mężczyzna zmarszczył brwi wpatrując się w Taeyonga z delikatnym uśmiechem.
– Wszystko w porządku, tylko mam pewną sprawę – chłopak zacisnął mocniej wargi zastanawiając się co właściwie powinien powiedzieć. Totalnie nie wiedział, jak ubrać to wszystko w słowa.
– W takim razie, zamieniam się w słuch – profesor rozsiadł się w swoim obrotowym fotelu i założył ręce na klatce piersiowej.
– Chodzi mi o sytuację z toaletą – chłopak zaczął, a mężczyzna zmarszczył brwi patrząc niezrozumiale na niego. – To nie Chittaphon hyung mnie w niej zamknął. Analizując całe to wydarzenie, wyszło mi na to, że musiałem się sam zatrzasnąć.
– W porządku – profesor odchrząknął drapiąc się po głowie – a mówi mi pan to, bo?
– Chittaphon hyung jest moim współlokatorem i pokazał mi pismo, które dostał – Taeyong przygryzł dolną wargę w głowie samemu sobie strzelając w pysk. – Nie chcę, żeby przez takie nieporozumienie został wyrzucony.
– Panie Lee – mężczyzna westchnął dość teatralnie po czym uśmiechnął się lekko – ta sprawa jedynie przelała czarę goryczy. Pan Chittaphon już od tamtego roku nie wykazuje chęci w uczestniczeniu w zajęciach.
– W porządku – student przytaknął – ale nie chcę, żeby przekreślał go pan profesor przez to wydarzenie, bo to nie jego wina, więc nie powinien dostawać nagany.
Czy Taeyong właśnie kopał sobie dół? Tak. Czy wiedział, że to złe? Tak. Czy miał nadzieje, że dzięki temu będzie miał już święty spokój? Tak, tak i jeszcze raz tak.
– Jeśli pan tak mówi – mężczyzna był ewidentnie zniesmaczony tym co usłyszał. Tak jakby było mu to totalnie nie na rękę, że musiałby jeszcze kiedyś zobaczyć Tena.
– W takim razie dziękuję za wysłuchanie i życzę miłej reszty dnia – Taeyong skłonił się nisko po czym wyszedł z gabinetu i zamknął oczy.
Jesteś idiotą Taeyong. Największym idiotą na całym globie. Właśnie prawdopodobnie załatwiłeś swojemu niezrównoważonemu psychicznie współlokatorowi kolejne miesiące w akademiku i na studiach. Miej tylko nadzieje, że teraz już się od Ciebie odczepi.
Bo jak nie – to jesteś skończony.
~*~
Odkąd Taeyong był u profesora w sprawie Tena minęły ponad dwa tygodnie. W tym czasie niewiele się zmieniło. Chittaphon wciąż wyżywał się na nim psychicznie, jak i fizycznie, a młodszy coraz bardziej zamykał się w sobie. Ostatecznie jednak Taj nie został wyrzucony, bo w sumie, kto by wyrzucił tego bogatego dzieciaka?
– Nie mogłeś tak od razu? – Ten wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze, w tym samym czasie zwracając się do Taeyonga, który siedział przy biurku i cały czas wpatrywał się w ekran. – Oszczędziłbyś sobie tej – spojrzał na Lee, który na chwilę odwrócił wzrok od ekranu – a nie, z tą twarzą to i tak nic się nie da już zrobić.
Chittaphon skrzywił się z obrzydzeniem po czym poprawił swoją kurtkę i wzdrygając się nieco przyjrzał się swojemu odbiciu jeszcze raz.
– Jeśli dotkniesz jakiejś mojej rzeczy to urwę Ci ręce przy samej dupie.
Ten już nawet na niego nie spojrzał po prostu wyszedł z pokoju zostawiając go samego.
To Taeyong lubił najbardziej. Moment, w którym słyszał zamykane drzwi i zostawał sam ze sobą. To ostatnio było jego największą potrzebą. Chciał po prostu pobyć w samotności, nie słysząc już tych wszystkich gorzkich słów i starając się zapomnieć o bólu, który przepełniał jego ciało i duszę.
✵ ✵✵
Hejka! Witam w nowym rozdziale! Jak wam się podobał? :-)
Chciałabym wam wszystkim bardzo podziękować za komentarze, gwiazdki, wyświetlenia i wiadomości prywatne. Jesteście naprawdę najlepsi! :D
Tak jak zawsze, jeśli kogoś coś interesuje to nie musicie się krępować - odpowiem w miarę możliwości.
Nie przedłużając, do zobaczenia w następnej części!! ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top