venĝo ✫
- Jeśli chcesz skoczyć, to nie rób tego.
Do uszu Taeyonga dotarł jakiś bliżej mu nieznany głos.
- Bo jak ty skoczysz, to ja będę musiał skoczyć za tobą, a wiesz, wtedy razem zginiemy - głos chłopaka, który dochodził do uszu Lee był naprawdę przyjemny. Właściwie mógłby go słuchać bez przerwy. - Jak masz na imię?
Jednak Taeyong nie odpowiedział, nie chciał się odzywać, po co miałby to robić?
Chłopak wychylający się przez okno, które znajdowało się piętro wyżej, westchnął ciężko. Wydął dolną wargę wiedząc, że chłopak z dołu i tak go nie zobaczy, bo on przecież jego też nie widział. Jedyne co jego oczy były w stanie zobaczyć to zwisające nogi.
- Ja jestem Chenle - chłopak wręcz wykrzyczał swoje imię - i jak chcesz pogadać to ja bardzo chętnie, wiesz? - zapanowała chwilowa cisza. - No głupie pytanie zadajesz Chenle, bo to oczywiste, że nie wiedział - Chińczyk wywrócił oczami kłócąc się sam ze sobą - ale już wiesz jak coś!
Taeyong otworzył oczy i rozejrzał się na tyle, na ile mógł. Przejechał językiem po suchych wargach wciąż siedząc w tej samej pozycji.
- Jestem na pierwszym roku administracji i powiem Ci, że masakra - Chenle poprawił swoje włosy, które nieco rozdmuchał mu wiatr. - Jestem z Chin ogólnie, a ty skąd?
Jednak i tym razem Chenle odpowiedziała cisza. Właściwie to nawet był zdziwiony, że nie widział chodzących między alejkami ludzi. Zupełnie tak, jakby kampus umarł.
- Nie wiem czemu chcesz to zrobić, ale powiem Ci, że nie ma takiej sytuacji, z której nie ma wyjścia - Chińczyk przerwał na chwilę wbijając swój wzrok w skrzyżowane teraz stopy chłopaka z piętra niżej. - Jak potrzebujesz pomocy, to Ci pomogę! - przez chwile panowała cisza. - Masz super skarpetki tak w ogóle. Też lubię misie koala.
Taeyong zmarszczył brwi słysząc słowa chłopaka. Jego akcent był naprawdę przyjemny dla ucha i sprawiał, że wewnątrz gdzieś tam chciał się uśmiechnąć, ale nie potrafił. Był psychicznie wykończony.
- Pamiętaj o tym, że jesteś wyjątkowy taki jaki jesteś i na pewno jest ktoś, kto jest zakochany w twoim uśmiechu i w tobie całym, więc no - Chenle wychylił się jeszcze mocniej chcąc ujrzeć coś więcej poza kolanami i stopami swojego rozmówcy, jednak na próżno. - Wiesz, że jak ty skoczysz, to ja skoczę za tobą, a za nami skoczą następni. Ja wiem, że pewnie masz to gdzieś. Szczerze mówiąc ja sam mam to gdzieś. No bo co mnie inni ludzie interesują no nie? - Chińczyk zacmokał kilka razy w powietrzu. - Ale ja nie lubię być winny nic ludziom, ty pewnie też nie, więc gdy skoczymy to ktoś tam za nami zapłacze i przez chwile będzie płakać z naszego powodu, czyli będziemy im winni tych wylanych łez. Beznadzieja, co?
Lee słuchał trajkotania chłopaka i to było coś, co naprawdę wiele mu dało. Może i słowa chłopaka wydawały się być bez sensu, jednak nie dla niego.
- I serio, jakbyś czegoś potrzebował to wal do mnie śmiało, zapytaj na korytarzu albo stołówce o Chenle to na pewno Cię do mnie przyprowadzą. Bo jeśli brakuje Ci przyjaciela, to jednego właśnie już zyskałeś i jestem nim ja.
Taeyong zmarszczył brwi słysząc co mówi chłopak. Generalnie zdawał sobie sprawę z tego, że mówił tak, bo chciał być miły, ale przynajmniej się starał. Co prawda Lee naprawdę myślał o tym, żeby zakończyć swoje cierpienia, ale i tak by tego nie zrobił.
Był tchórzem.
- Dzięki - Taeyong odpowiedział w powietrze po czym z powrotem wsunął się do pokoju. Zamknął okno i mimochodem spojrzał na swoje biurko. Nie czuł się dobrze, nadal uważał się za gówno i bezwartościowe nic, ale naprawdę nie mógł teraz tego zrobić.
Nie wiedział do czego zdolny był ten Chińczyk.
~*~
Chittaphon szedł korytarzem, gdy nagle poczuł jak ktoś łapie go za ramię.
- Masz trzy sekundy żeby zabrać dłoń, bo jak nie to Ci ją upierdo-
- Hej Ten - nagle przed jego twarzą pojawiła się twarz Nakamoto. - Nadal jesteś na mnie zły?
Yuta zrobił większe oczy i wydął delikatnie dolną wargę, wyglądając przy tym jak biedny chłopczyk, który został ukarany bez powodu.
- Zejdź mi z drogi - Ten uniósł wzrok wbijając go w sufit.
- Ten, no daj spokój - Yuta westchnął przejeżdżając dłonią po jego ramieniu.
Chittaphon przeniósł swój wzrok na niego i zmarszczył brwi.
- Tak w ogóle to gdzie ty się wybierasz o tej godzinie? Nie mów, że idziesz na zajęcia, bo już w ogóle przestanę w Ciebie wierzyć - Ten patrzył na swojego przyjaciela, który zaśmiał się słysząc jego słowa.
- Idę na zakupy, chcesz iść ze mną? - Yuta uniósł brew wpatrując się w Taja.
- Nie - Chittaphon włożył dłonie do kieszeni skórzanej kurtki i przygryzł dolną wargę.
- To będę Ci wysyłał zdjęcia - Nakamoto puścił do niego oczko również chowając ręce do kieszeni swojej jeansowej kurtki.
- Nawet nie próbuj - Taj burknął pod nosem - idziemy dzisiaj na imprezę.
Yuta słysząc co powiedział jego przyjaciel westchnął cicho tracąc przy tym swój uśmiech, jednak zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Ten wyminął go nawet się z nim nie żegnając.
Japończyk jednak wiedział, że wieczorem na pewno będzie się źle czuł.
~*~
Yuta przechodził między półkami co chwilę zatrzymując się na dłużej przy jakimś modelu butów, tylko po to, by znów odejść. Wszystkie buty wydawały mu się po prostu nie takie. Miały albo nie taki kolor, albo wyglądały jak kajaki, a najgorsze były te, które przypominały mu zwykły worek ze sznurówkami. Totalne dno.
Robiąc drugą rundkę postanowił teraz przyjrzeć się bliżej niektórym półkom i dzięki temu do oka wpadły mu aż dwa modele. Wow, Yuta ty to jednak jesteś geniuszem. Zawsze tak robił w sklepach, najpierw przechodził raz szybko lustrując wzrokiem co jest, a drugim razem przyglądał się bliżej temu, co wcześniej go na chwilę zainteresowało.
Wziął pudełka ze sobą i położył je na pustej sofie. O dziwo w sklepie nie było zbyt dużo ludzi, co było dla niego zdecydowanie pozytywem. Nienawidził przeciskać się między ludźmi, wyrywać sobie produktów z rąk i słuchać ich narzekań. Jego radość z zakupów spadała wprost proporcjonalnie do zwiększającej się ilości ludzi w sklepach.
Przymierzył jedną parę i przejrzał się w mniejszym lustrze, w którym widział tylko buty. Najpierw musiał ujrzeć jak wyglądają na jego stopie, dopiero później mógł przejrzeć się w większym lustrze. Bo jak jakiś but źle wygląda na stopie, to od razu niszczy cały obrazek i przez to Nakamoto traci ochotę na przymierzanie reszty. Te zdecydowanie wyglądały źle.
Sięgnął po drugą parę, która swoją drogą podobała mu się bardziej i założył je na stopy. Westchnął jednak, gdy poczuł, że są na niego ciut za duże.
- Dobry wybór, bardzo ładnie wyglądają - usłyszał głos za sobą i właściwie nie skupiał się na nim. Ważna była treść.
- Tak, ale czy mogę dostać rozmiar mniejsze? Albo pół? Bo te to jakieś kajaki - Yuta westchnął ciężko wciąż machając nogą przed lustrem.
- Oczywiście.
Nakamoto usiadł na sofie i szybko zrobił zdjęcie butów od razu wysyłając je Tenowi. Mimo wszystko wiedział, że Chittaphon czeka na zdjęcie jego nowej zdobyczy, bo jego przyjaciel również uwielbiał zakupy.
- Oto pańskie buty - chłopak położył pudełko na poprzednim, a Yuta od razu je otworzył.
Ściągnął szybko buty i założył te, które przed chwilą przyniósł mu chłopak. Wstał i przejrzał się w lustrze.
- No nie jestem przekonany jednak - Nakamoto westchnął cicho wydymając przy tym dolną wargę.
- Idealnie leżą - chłopak stał za Yutą uśmiechając się delikatnie.
- A czy moje stopy nie wyglądają jak kajaki?
- Może i twoje stopy tak wyglądają, ale buty są ekstra.
- Co ty powiedziałeś? - Yuta zszokowany zmarszczył brwi. - Jak ty się do klienta odzy-
Japończyk obrócił się gwałtownie i w tym momencie poczuł się jakby dostał patelnią w głowę. Przed nim stał chłopak, który po imprezie uratował mu życie.
- Wyglądają perfekcyjnie na twoich stopach - wyższy uśmiechnął się patrząc na zszokowaną minę Nakamoto.
- Ty tu pracujesz?
- Nie - chłopak zaśmiał się cicho widząc, że Yuta intensywnie nad czymś myśli.
- To czemu podałeś mi buty?
- A czemu nie? Skoro zwróciłeś się z tym do mnie, to chyba musiałem to zrobić - wyższy puścił do niego oczko.
Yuta wzruszył ramionami, przejrzał się tym razem w większym lustrze, a następnie usiadł na sofie i ściągnął je ze stóp. Włożył je do pudełka, po czym pudełko wziął do ręki i skierował się w stronę kasy. Chłopak cały czas mu w tym towarzyszył, ale zdecydowanie mu to nie przeszkadzało. Zapłacił za buty i przesunął się kawałek po ladzie starając sobie uporządkować wszystkie torby.
- Daj mi na chwile swój telefon - chłopak uśmiechnął się delikatnie do Yuty, który odłożył torby na podłogę wyciągając z kieszeni komórkę. Od razu podał ją chłopakowi, który zaczął na nim coś klikać. Chwilę później słychać było wibracje dochodzące z kieszeni kurtki wyższego i Nakamoto uśmiechnął się przez to delikatnie.
- Hansol, idziesz już? - Yuta rozejrzał się dookoła zastanawiając się czemu ktoś się wydziera na pół sklepu i do kogo. Wtedy zauważył Sehuna, któremu od razu pomachał.
- Już idę - wyższy uśmiechnął się w stronę przyjaciela, a Nakamoto zmarszczył brwi. - Jak coś to pisz, Yuta. A no i świetne masz te buty.
Wyższy puścił mu oczko po czym obrócił się na pięcie i po chwili razem z Sehunem i dwoma innymi chłopakami wychodzili ze sklepu. Nakamoto jednak coś tknęło i spojrzał na stopy chłopaków, zauważając, że jeden z nich miał na sobie dokładnie takie same buty, jakie przed chwilą Japończyk kupił. I tą osobą był Hansol. Yuta uśmiechnął się do siebie szeroko kręcąc przy tym niedowierzająco głową, pozbierał torby z podłogi i wtedy zdał sobie sprawę z czegoś naprawdę głupiego.
Dopiero teraz wie, jak jego bohater ma na imię.
~*~
Ten był zirytowany. Nie. On był wkurzony. Yuta po zakupach nagle poczuł się źle i oczywiście nie miał ochoty wyjść na imprezę. Kolejny raz go wystawił. Jednak Chittaphon nie miał zamiaru przez niego tracić wieczoru, a przez to, że go olał, miał ochotę nawalić się jeszcze bardziej. Co też zrobił.
Taj właśnie wracał przypominając sobie przy okazji wszystkie rzeczy, które go bardzo wkurzają. Poczynając od krzywo pomalowanego korytarza, po jego współlokatora. Naprawdę, bardzo nie lubił tego, że musiał się z kimś dzielić swoim pokojem. Prawdą było, że lubił jak Yuta przebywał u niego, jednak nie siedział w jego pokoju przez dwadzieścia cztery godziny, siedem dni w tygodniu. Czuł się po prostu nieswojo wiedząc, że ktoś może na niego patrzeć jak śpi, że musi zamykać drzwi od łazienki, bo w każdej chwili Taeyong może wejść. Nie lubił tego, że nie może rozmawiać przez telefon kiedy chce, bo jego współlokator może podsłuchiwać.
Chittaphon wszedł do pokoju zamykając od razu za sobą drzwi. Co prawda był dość mocno wstawiony, ale mniej więcej jeszcze wiedział co robi. Wszedł do pokoju akurat w momencie, w którym Taeyong zapinał bluzę. Tym razem jednak postanowił go zignorować.
Usiadł na krańcu swojego łóżka i ściągnął ze stóp buty od razu wkopując je pod spód. W tym czasie Lee wziął swoje rzeczy i zniknął za drzwiami łazienki.
Ten zrzucił z siebie kurtkę nie patrząc nawet, gdzie wyląduje. Z trudem wyciągnął komórkę z kieszeni spodni i ledwo widząc na oczy, zaczął w niej coś szperać. Wybrał odbiorcę, napisał treść wiadomości i zablokował ekran, rzucając telefon za siebie. Był naprawdę wściekły. Jego przyjaciel olał go, zresztą po raz kolejny, przez co sam musiał iść na imprezę. W klubie była istna dzicz i zero odpowiedniego towarzystwa dla niego, przez co był niespełniony. Czuł, jak energia go rozpiera i miał jeszcze ochotę na chwilę szaleństwa. Tym bardziej, że czuł, że zaczyna trzeźwieć.
Nagle drzwi od łazienki otworzyły się, a do pokoju wszedł Taeyong, który widząc, że Ten jeszcze nie śpi, wewnętrznie przeklął. Miał nadzieje, że jak już wyjdzie spod prysznica, to jego współlokator będzie w krainie snów, a on będzie miał spokój.
No cóż, tak nie było.
Chittaphon wpatrywał się w chłopaka analizując każdy jego szczegół. Miał bose stopy, szare, dość luźne dresy, zwiewającą białą koszulkę z długimi rękawami. Spod koszulki widać było jego nieco posiniaczone, ale dość mocno wystające obojczyki, a to bardzo kręciło Tena. Włosy Taeyonga były jeszcze nieco wilgotne i roztrzepane. Właściwie Taj musiał przyznać, że jego współlokator wyglądał nie najgorzej. Prawdopodobnie dlatego że był wygłodzony i wciąż pod wpływem alkoholu.
Starszy chłopak wstał z łóżka i przejechał palcami po włosach uśmiechając się do siebie łobuzersko. Podszedł cicho do Taeyonga i położył dłoń na jego chudym ramieniu, patrząc na jego kark.
- Jak minął Ci wieczór? - Ten przysunął się bliżej chłopaka, który cały się spiął słysząc i czując, jak blisko niego znajduje się Taj.
Taeyong bał się odezwać, ale również bał się nic nie mówić. Właściwie to po prostu się bał.
- Chyba nie najlepiej, co? - Chittaphon przywarł do pleców Lee, drugą rękę kładąc na jego biodrze. - Mi też się wieczór nie udał. - Ten uśmiechnął się, składając delikatny pocałunek na jego karku. - Ale noc się jeszcze nie skończyła.
W tym momencie Taeyong zaczął panikować. Miał wrażenie, że to wszystko mu się śni albo że czegoś po prostu nie rozumie. Czy Ten naprawdę się do niego dobierał?
- Sprawię, że to będzie najlepsza noc w twoim życiu - Chittaphon wyszeptał te słowa wprost do ucha Lee, który przełknął głośno ślinę.
To wszystko działo się tak szybko, że nawet nie wiedział kiedy leżał już na łóżku, a Ten był nad nim składając mokre pocałunki na jego szyi. Taeyong poczuł jak robi mu się niedobrze. Czuł na sobie okropny zapach alkoholu, papierosów i perfum Tena.
- Nie bój się - Chittaphon uśmiechnął się łobuzersko - to będzie tylko jedna noc. No chyba, że będziesz miał ochotę na więcej.
Taj włożył dłonie pod koszulkę Taeyonga cały czas przygryzając jego skórę w okolicach obojczyków i szyi. W pewnym momencie Lee poczuł przeszywający ból na brzuchu i to nieco go otrzeźwiło. Położył dłonie na klatce piersiowej Tena, starając się go od siebie odsunąć.
- Myślisz, że się wyrwiesz? - Chittaphon uniósł brew patrząc na Koreańczyka, który miał już w oczach łzy. - Za późno.
Ten przejechał paznokciami po talii chłopaka dość mocno je przy tym wbijając w jego bladą skórę, jednocześnie gwałtownie wpijając się w jego usta. Chittaphon siedział na biodrach Taeyonga, a po chwili przygwoździł jego ręce nad głową uśmiechając się przy tym cwaniacko.
- Przecież wiem, że Ci się podobam i chciałbyś mnie mieć - Ten przejechał językiem po szczęce chłopaka na końcu przygryzając płatek jego ucha. - Widzę jak na mnie patrzysz.
Ten ponownie wpił się zachłannie w jego usta dość mocno przygryzając jego dolną wargę. Taeyong poczuł ból, a po chwili jakaś ciecz spływała z kącika jego ust. Nawet nie wiedział czy to ślina, czy krew. Jedyne na czym teraz starał się skoncentrować to na ucieczce.
Taj zrzucił z siebie szybko koszulkę, starając się zrobić to samo z koszulką chłopaka, jednak Lee nie dawał za wygraną.
- Proszę Ten, puść mnie - Taeyong już nawet nie zważał na wszelkie honoryfikaty, za których pomijanie Taj często dawał mu kary.
Ten jednak nie przestawał. Wciąż jeździł paznokciami po jego ciele, składając jednocześnie pocałunki wzdłuż jego szczęki, szyi i obojczyków. W oczach Taja, chłopak wyglądał bardzo niewinnie, a to tylko go nakręcało.
Po policzkach Taeyonga poleciały łzy. Starał się odepchnąć od siebie chłopaka, ale to zdawało się na nic. Ten, mimo wszystko, był od niego silniejszy. Po tym wszystkim co Lee przeszedł, chyba nawet mrówka by go pokonała w siłowaniu się na rękę.
- Proszę Cię, błagam, zostaw mnie.
Jednak jego błagania nie robiły wrażenia na Tenie, a wręcz tylko bardziej go zachęcały, do dalszych ruchów. W momencie, w którym Taeyong poczuł jak jego koszulka zostaje rozrywana przez Taja, nie wytrzymał.
- Puść mnie - Lee krzyknął - nie rozumiesz co do Ciebie mówię idioto? Zostaw mnie w spokoju!
Chittaphon zmrużył oczy patrząc na niego i nie mówiąc zbyt wiele po prostu uderzył go w twarz.
- Przegiąłeś Taeyong, miałem być miły, ale nie zasługujesz na to - w tym momencie Ten zszedł z chłopaka - nie ruszaj się, bo sprawię, że to wszystko będzie Cię bolało dużo bardziej. Mam zamiar Cię przelecieć tej nocy i to nie raz.
Taj skierował się w stronę swojej szafy, a Taeyong niewiele myśląc, mimo przeszywającego go bólu, zerwał się z łóżka i kątem oka widząc jak Ten trzyma w ręce jakieś krawaty i paski, rzucił się do biegu w stronę drzwi. W takim ubraniu jakim był biegł po korytarzu, a z jego oczu płynęły łzy. To wszystko było jakimś koszmarem, nie mógł w to uwierzyć, ale wiedział, że tylko jedna osoba może mu pomóc o tej godzinie. Stanął przy odpowiednich drzwiach i rozglądając się nerwowo, czy przypadkiem Taj za nim nie biegnie, zapukał do nich.
Po dość krótkiej chwili drzwi otworzyły się, a chłopak stojący w nich wyglądał na co najmniej zaskoczonego i jednocześnie zmartwionego.
- Pomóż mi - Taeyong wyszeptał cicho - proszę.
✵ ✵✵
Hejka!! Witam w kolejnym rozdziale, jak się wam podobało?
Ogólnie muszę o tym wspomnieć, ponieważ jest mi naprawdę bardzo miło czytając wszelkie wasze rekomendacje moich ffs (a aktualnie zwłaszcza Revenge) na różnych grupach!! Wasze gwiazdki, wyświetlenia i komentarze również dają mi kopa! Jestem wam wdzięczna! ^^
Co by tu jeszcze? Mam nadzieje, że za dwa tygodnie również się zobaczymy. Do zobaczenia! ;-)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top