hevn ✫

Taeyong od kilku dni nie wychodził ze swojego pokoju. Okropnie wstydził się tego jak wyglądał i nie miał ochoty na tłumaczenie się wszystkim co było tego powodem. Pomijając to, jego współlokator przez cały czas robił to samo. Wyzywał go, szarpał, rzucał w niego różnymi przedmiotami i krótko mówiąc, zrobił sobie z młodszego worek treningowy.

Lee przez to wszystko nie miał ochoty na nic. Nie grał w swoją ulubioną grę, nie odbierał smsów od znajomych, a wszystkie połączenia, które widniały w jego telefonie miały status nieodebranych. Leżał na łóżku z kapturem na głowie i grzywką na oczach wciąż słuchając tego co Ten o nim mówił.

Zdał sobie sprawę, że Taj miał rację. Był naiwnym i głupim kundlem. Jego przyjaciel jest jego przyjacielem tylko z tego powodu, żeby mieć łatwiejszy start na studiach, bo w końcu Lee był uznawany za geniusza i mniej więcej to miał wpisane w papierach. Nie miał zbyt wielu znajomych, bo nie był dobrym materiałem na kumpla. Był beznadziejnym i bezużytecznym gównem. Zgadzał się z każdym słowem, które Chittaphon wypowiedział na jego temat. Powinien zakończyć swoje życie, ale nie umiał. Był tchórzem i nie miał na to odwagi. Miał więc nadzieje, że Ten prędzej czy później go zabije.

~*~

- Hej Doyoung - do stolika, przy którym siedział samotny chłopak dosiadł się Taeil. Kolega z roku i kółka naukowego. - Nie wiesz czemu nie ma ostatnio Taeyonga?

- Yy - Kim zmarszczył brwi starając się skupić na pytaniu, ale właściwie nie wiedział co ma odpowiedzieć. W końcu był jego przyjacielem, więc chyba powinien wiedzieć takie rzeczy? - Jest chory, ale to nic poważnego.

Tak właściwie to nie był pewny, czy Taeyong na pewno jest chory, ale ostatnio jak rozmawiał z nim jakieś dwa tygodnie temu, to taką odpowiedź usłyszał z jego ust.

- Niedobrze - Taeil grzebał pałeczkami w misce patrząc przed siebie - profesor Song o niego pytał. Mamy olimpiadę za miesiąc, a Taeyong jest naszym, no wiesz, głównym mózgiem. Nie wiem tylko dlaczego nie odpisuje mi na smsy, ani ostatnio nie widziałem go na serwerze, aż tak jest chory?

- Mówiłem już, to nic poważnego - Doyoung czuł jak zaczynają się pocić mu ręce. - Ale serio nie grał przez ten cały czas?

- No nie - Moon włożył pałeczki do ust kończąc powoli swoje danie - dlatego pytam.

- Okej, pójdę dzisiaj do niego i powiem, że profesor o niego pyta - Kim spojrzał ponad głowę Taeila widząc jak Jaehyun razem z Seo zbliżają się w ich kierunku.

- No hej - Jung odezwał się pierwszy i usiadł obok Doyounga, a Johnny zajął miejsce obok Taeila.

- O czym rozmawiacie? - Johnny nachylił się nad stołem - jakieś ploteczki?

- Rozmawiamy o olimpiadzie z matematyki - Doyoung uśmiechnął się delikatnie patrząc na chłopaka z kręconymi włosami, który zdawał się w ogóle nie zwracać uwagi na starszych kolegów.

- Dobra, to ja już będę leciał. Wiesz, profesor Song nie lubi czekać - Taeil westchnął ciężko patrząc na kolegę po czym wstał od stołu i zarzucił plecak na ramię.

- To może kolega chociaż powie, jak ma na imię zanim zniknie? - Jaehyun spojrzał na chłopaka, który szykował się do odejścia od stołu.

- Kolega ma na imię Taeil - Moon nie ujawnił na swojej twarzy nawet krzty emocji po czym odwrócił się na pięcie i po chwili zniknął za drzwiami.

- Uu jakiś łepek nie mówi do Ciebie seniorze, jak się z tym czujesz? - Johnny uśmiechnął się widząc zszokowaną minę Jaehyuna, po czym ułożył rękę tak jakby trzymał mikrofon i podsunął ją pod usta przyjaciela.

- Chcesz w pysk? - Jaehyun zmarszczył brwi patrząc na rówieśnika po czym, gdy Seo zaczął znów wkładać sobie frytki do ust, zwrócił się w stronę Doyounga. - Coś nie tak?

- Um, nie - Kim uśmiechnął się nieśmiało - wszystko w porządku, hyung. Chyba.

~*~

- Za chwilę przyjdzie tu Ten - Yuta spojrzał na swojego współlokatora, który uniósł brew wciąż wpatrując się w swój telefon.

- Za chwilę to przychodzi Kun - Chińczyk odpowiedział nawet nie zaszczycając Japończyka swym spojrzeniem.

Yuta oparł się o swoje biurko licząc w myślach do dziesięciu, zawsze tak robił, gdy czuł, że zaraz zacznie się wydzierać. A w rozmowach z Sichengiem opanowanie jest bardzo ważne.

- Nie możesz chociaż raz ty pójść do niego? - Nakamoto odwrócił się przodem do swojego rozmówcy, uniósł brew i wpatrywał się w niego.

Sicheng westchnął teatralnie po czym odłożył telefon na swoje uda i opierając głowę o ścianę spojrzał na Yutę. Uśmiechnął się delikatnie po czym przejechał językiem po wargach.

- Nie - odpowiedział krótko wciąż się uśmiechając.

- Bo? - Nakamoto wciąż intensywnie wpatrywał się w Chińczyka.

- Bo to też mój pokój? A znając Ciebie i twoją przyjaciółkę zrobicie sobie z niego burdel - Sicheng skrzywił się na samą myśl po czym wziął do ręki komórkę i znów zaczął wpatrywać się w jej ekran.

- Sam jesteś burdel - Yuta burknął pod nosem po czym usiadł na swoim łóżku biorąc od razu do ręki komórkę. Nienawidził tego zarozumiałego Chińczyka. Po prostu go nienawidził.

Po chwili jednak, ktoś otworzył drzwi od pokoju i zajrzał zza nich.

- Jestem - Yuta spojrzał na osobę, której głos znał bardzo dobrze.

- O jesteś już, wchodź - Japończyk uśmiechnął się widząc Tena, który zawiesił swój wzrok na Sichengu.

- O - zaczął - ty tutaj? - wskazał palcem na chłopaka, który zmarszczył brwi patrząc na niego.

- W końcu to mój pokój - Sicheng wywrócił oczami widząc Taja, który, według niego, wyglądał dosłownie jak rasowa dziwka.

- No tak, ale myślałem, że jesteś z Kunem - chłopak wzruszył ramionami i wchodząc do środka zamachnął się tak, że zrzucił płaszcz Chińczyka na podłogę. Podniósł go powoli i odwiesił na miejsce kątem oka widząc jak Chińczyk się krzywi.

- Dla twojej wiadomości, Kun zaraz tu przyjdzie - Sicheng odpowiedział powoli wstając z łóżka.

- Serio? - Chittaphon uniósł obie brwi w zdziwieniu. - A przed chwilą widziałem go jak z jakimś chłopakiem wchodził do pokoju. - Taj wzruszył ramionami wkładając dłonie do kieszeni dżinsowej kurtki. - Dlatego się zdziwiłem widząc Cię tu, bo - urwał - a nieważne.

Chittaphon zaśmiał się cicho po czym podrapał się po głowie. Sicheng początkowo wywrócił jedynie oczami, jednak po chwili zaczął szperać coś w komórce i kilka sekund później biorąc swój płaszcz do ręki wyminął Taja znikając na korytarzu. Ten zamknął za sobą drzwi i przekręcił klucz w drzwiach.

- Serio widziałeś Kuna? Jesteś pewny, że to on? - Yuta ułożył się wygodnie na łóżku patrząc na przyjaciela.

- Czy ja wiem? - Ten wzruszył ramionami patrząc w sufit. - Może to nie był on? Może w ogóle nic takiego nie widziałem?

Japończyk zaśmiał się dość głośno i pokręcił głową niedowierzająco.

- Jesteś pojebany - Yuta zwrócił się do przyjaciela, który zmrużył oczy patrząc na niego. Chwilę później Taj wskoczył na łóżko Japończyka i znalazł się nad nim przygwożdżając jego dłonie do materaca.

- A ty nie? - Ten uśmiechnął się łobuzersko przybliżając swoją twarz do tej jego.

- Nie tak jak ty - Japończyk przygryzł delikatnie dolną wargę Taja, który przymknął oczy.

- Oboje jesteśmy szaleńcami, Yuta - Chittaphon otworzył szerzej oczy patrząc w oczy Nakamoto. Przysunął swoją twarz jeszcze bliżej i musnął delikatnie jego usta przejeżdżając językiem po jego dolnej wardze, po czym oderwał się od niego i puszczając mu oczko zaśmiał się. Zszedł z łóżka i podszedł do okna.

Yuta natomiast pozbierał się leniwie i podszedł do szafy. Wyciągnął wcześniej przygotowane ubrania i skierował się do łazienki.

- Zaraz wracam - zwrócił się do Taja, który zmarszczył brwi patrząc na niego.

- Widziałem Cię nago nie raz, coś nagle taki cnotliwy? - włożył dłonie do kieszeni swojej kurtki patrząc jak jego przyjaciel znika za drzwiami do łazienki.

- No ja wiem, ale po prostu chciało mi się siku - głos Yuty dochodzący z łazienki rozbawił Taja, który stał właśnie przed lustrem i wpatrywał się w swoje odbicie.

Chwilę później wszedł Japończyk, ubrany był w bardzo podobnym stylu do Tena, jednak ich wygląd i tak się różnił. Podszedł do łóżka Sichenga i wytarł ręce w jego poduszkę.

- Co ty robisz? - Ten zmarszczył brwi.

- Nie wymyłem rąk - uśmiechnął się szeroko. - A jak tam z tym twoim współlokatorem? - Yuta wcisnął się przed lustro tyłkiem odsuwając przyjaciela.

- Spoko, ustawiłem szczeniaka - Ten uśmiechnął się cwaniacko - nie będzie już szczekał.

Yuta zastygł w bezruchu widząc odbicie twarzy swojego przyjaciela w lustrze. Zabrzmiało to dość diabolicznie przez co po plecach przeszły mu ciarki.

- Co masz na myśli? - Nakamoto przejechał balsamem po ustach wciąż wpatrując się w odbicie lustrzane Taja.

- Porozmawiałem z nim - chłopak wzruszył ramionami po czym podszedł do Japończyka.

- To może po imprezie pójdziemy do Ciebie?

- Niby po co? - Ten warknął zirytowany.

- No dawno u Ciebie nie byliśmy, a ja już mam dość tego zasranego Chińczyka.

- Taeyeon? Taeyou? - Taj zmarszczył brwi patrząc w sufit.

- Taeyong.

- Nieważne. Szczeniak siedzi tam cały czas, więc i tak nie będziemy sami. To bez sensu. - Ten czuł jak zbiera się w nim irytacja. - Nie rozmawiajmy o tym. Nie psuj wieczoru.

- Okej - Yuta wywrócił oczami poprawiając ostatni raz włosy. Odwrócił się i wręcz odbił się od swojego przyjaciela.

- Wyglądasz mega pociągająco - Ten uniósł w uśmiechu jeden z kącików ust. - Gdyby nie to, że idziemy na imprezę - przejechał ręką po jego nagim ramieniu - przeleciałbym Cię tu i teraz.

- W takim razie może dzisiaj kogoś uda mi się poderwać - Yuta uśmiechnął się szeroko ukazując przy tym swoje zęby.

- A jak nie to - chłopak wyciągnął klucz ze swojej kieszeni machając nim przed twarzą przyjaciela.

- Kiedy ty to? Jak-

- Jak całkowicie przypadkiem, bo przecież niecelowo, zrzuciłem jego płaszcz na podłogę to wyciągnąłem klucz z kieszeni, więc jak coś to - przerwał uśmiechając się łobuzersko i przysuwając się do swojego przyjaciela, przybliżył swoje usta do jego ucha - mamy gdzie razem wrócić i skończyć noc razem. - Ten przygryzł delikatnie płatek jego ucha palcami przejeżdżając po jego pasku u spodni.

Yuta odsunął się od niego uśmiechając się delikatnie i spojrzał w oczy przyjaciela, które niebezpiecznie zalśniły.

- Idziemy? - Japończyk uniósł brew, a chwilę później poczuł jak Chittaphon łapie go za dłoń i ciągnie w stronę drzwi. Będąc już na korytarzu zamknął je za sobą i włożył klucz do kieszeni.

- No to idziemy na polowanie - Ten uśmiechnął się szeroko, a Yuta zaśmiał się słysząc jego słowa.

Kochał Chittaphona, kochał go jako swojego najlepszego przyjaciela, jako osobę totalnie popieprzoną, ale szczerą i nie bojącą się być sobą. Dzięki niemu sam nabrał pewności siebie i nie udawał nikogo. Był wdzięczny, że los postawił mu go na drodze, bo miał naprawdę wiele powodów do tego, by kochać Tena i chcieć być przy nim do samego końca.

~*~

Yuta właściwie nie wiedział, którą butelkę piwa właśnie pił i wcale mu to nie przeszkadzało. Jedyne co go zirytowało to fakt, że został sam, bo jego przyjaciel tańczył na parkiecie z jakimś nowo poznanym typem. Nie był zazdrosny, bo w końcu nie miał o co, byli tylko przyjaciółmi i zdawał sobie sprawę, że pod tym względem nikt mu go nigdy nie odbierze. Spojrzał kątem oka na Tena, który śmiał się i tańczył, chociaż ledwo trzymał się na nogach. Chwilę później poczuł jak ktoś go szarpie za ramię, więc odwrócił się gwałtownie już mając przygotowaną mowę na „odpierdol się", jednak zobaczył roześmianą twarz swojego przyjaciela.

- Wchodź na bar! - chłopak złapał go za dłoń i wchodząc na bar wciągnął Japończyka za sobą.

Yuta bujał się w rytm piosenki, która rozchodziła się po całym klubie i całkiem mu się to podobało, a widząc jak Ten jest szczęśliwy, sam taki był. Jednak po kilku piosenkach i łykach alkoholu jego nogi niezbyt chciały z nim współpracować. W momencie, w którym chciał zejść, poślizgnął się i widział już oczami wyobraźni jak leży plackiem na podłodze, jednak w locie prawdopodobnie ktoś go złapał. Otworzył oczy i ujrzał zaskoczonego chłopaka, który obejmował go, badając przy okazji wzrokiem.

- Następnym razem bardziej uważaj, bo może mnie tu nie być, a wtedy rozwalisz sobie głowę - chłopak ustawił Japończyka do pionu i uśmiechnął się szeroko, po chwili znikając ze swoim kolegą w tłumie imprezowiczów.

Nakamoto został sam. Nawet nie zdążył podziękować ani zapytać chłopaka o imię. Właściwie nie był w stanie złożyć w głowie jakiegokolwiek zdania, a co dopiero wypowiedzieć go na głos i to jeszcze w tak krótkim odstępie czasu. Usiadł przy barze i zamówił drinka, szukając wzrokiem swojego przyjaciela, jednak na próżno. Westchnął cicho i wziął do ręki szklankę z napojem. Popatrzył na parasolkę, która zdobiła jego drinka i uśmiechnął się do siebie, wyciągnął ją ze szklanki wraz ze słomką i przyłożył jej brzeg do ust. Przechylił ją, szybko pozbywając się napoju, po czym uśmiechnął się delikatnie sam do siebie.

Nie widział sensu w tym, aby nadal gnić w tym miejscu, więc wstał ze stołka i przytrzymał się baru. W głowie dość mocno mu się kręciło, ale to nie pierwszy i nie ostatni raz w jego życiu, więc odczekał chwilę i ruszył przez parkiet w stronę wyjścia. Nie martwił się o Tena, bo zdawał sobie sprawę, że sobie poradzi. Przedzierał się między tańczącymi ludźmi ledwo stojąc na nogach. Trzy punkty, który musiał wykonać to wyjść z klubu, złapać taksówkę i wrócić do akademika. Nawet jeśli dostanie karę, a na pewno ją dostanie, jak na portierni zobaczą go w tym stanie.

Gdy otworzył drzwi wyjściowe wziął głębszy wdech, czując jak zaczyna kręcić mu się w głowie. Zrobił kilka kroków i napotykając schody zatrzymał się przed nimi, w duchu przeklinając na wszystko. Poczynając od tego, że kto przy klubach robi wejście przy schodach, a kończąc na tym, że w ogóle się urodził.

Przygryzł delikatnie wargę i zaczął powoli stawiać kroki, szło mu całkiem nieźle, więc nawet nie wiedział, kiedy przyspieszył. W połowie drogi jednak jego nogi postanowiły spłatać mu psikusa i potknął się o swojego własnego buta. Lecąc w dół miał tylko nadzieje, że nie rozbije sobie głowy lub co gorsza, nie zadrapie twarzy.

Kilka sekund później jedyne co czuł, to ból i pieczenie na nogach oraz dłoniach. Otworzył oczy i zamrugał nimi kilka razy, widząc jednak, że ktoś przed nim stoi poczuł się żałosny. Spojrzał na swoje dłonie, które były płasko położone na chodniku, po czym uniósł powoli wzrok ku górze.

- Znowu się spotkamy - chłopak uśmiechnął się łobuzersko kucając przy nim.

- Ja, ała - Yuta czuł, jak zbierają mu się łzy w oczach. Totalnie nie rozumiał tej sytuacji i powoli zaczęło go to wszystko przerastać. Teraz nawet miał jakieś zwidy.

- Mówiłem Ci, żebyś uważał - chłopak złapał jego dłonie w swoje i spojrzał na nie delikatnie się krzywiąc.

- Boli mnie noga i kolana - Nakamoto patrzył prosto w duże oczy wyższego i wziął głębszy wdech by pozbyć się tych głupich szklanych oczu. - Chyba umieram.

- Spokojnie - chłopak zaśmiał się cicho i złapał go pod ramiona - wstaniemy teraz, ok?

Chwilę później przy akompaniamencie jęków Nakamoto oboje wstali, jednak chłopak wciąż podtrzymywał Yute.

- Mam Cię odprowadzić do domu czy sam sobie poradzisz?

- Zostaw tu mnie - Yuta skrzywił się próbując stanąć samemu - na pastwisko losu.

- Słucham?

- Nikt się nie obchodzi i tak co ze mną się dzieje. Wylejmy to.

Chłopak uśmiechnął się słysząc słowa kompletnie pijanego Japończyka i widząc jego stan. Nie mógł go zostawić tutaj, a nie zapowiadało się, aby niższy mógł mu wskazać drogę do domu.

- W takim razie - wyższy włożył rękę pod jego kolana, a drugą podtrzymywał go na plecach. - Pójdziemy do mnie.

Yuta już nawet nie usłyszał ostatnich słów nieznajomego. Po prostu odleciał.


✵ ✵✵

Witam, witam! Kolejny rozdział już za nami! : D

Patrząc na to ile Revenge ma już wyświetleń, gwiazdek i komentarzy jestem naprawdę pod wrażeniem, oczywiście, waszej aktywności! Jestem baaardzo wam za to wdzięczna!

Oprócz tego, zbliżamy się do ujawnienia pobocznych szipów i zastanawiam się, jak wam się spodobają. No cóż, przekonamy się w kolejnych rozdziałach! ^^

Nie przedłużając, do zobaczenia w następnym rozdziale!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top