díoltas ✫


Doyoung już spał, kiedy do jego uszu dobiegło pukanie. Na początku stwierdził, że oleje sytuacje, ale miał dziwne przeczucie, że lepiej będzie, jeśli jednak podejdzie do drzwi i przepędzi żartownisia.

Zwlekł się cichutko z łóżka, włożył na stopy kapcie i założył swój puchaty szlafrok. Skierował się do drzwi i nawet nie zerkając przez wizjer, otworzył je.

Widok chłopaka stojącego przed nim połamał jego serce na kawałki.

– Pomóż mi – Taeyong wyszeptał cicho – proszę.

Kim na początku pomyślał, że to jeden z jego koszmarów, jednak i tak od razu otworzył szerzej drzwi ciągnąć chłopaka za rękę do środka. Starając się być jak najciszej, wszedł do łazienki wciąż trzymając za rękę przyjaciela. Usadowił go na jednej z szafek i zamknął za sobą drzwi.

– Taeyong – Doyoung zaczął cichym głosem, jednak nie wiedział nawet co powinien był powiedzieć.

Chłopak wyglądał okropnie, miał poszarpaną koszulkę, sińce na szyi, obojczykach czy twarzy, a jego warga była rozcięta. Nie zdążył się ponownie odezwać, bo z oczu Lee zaczęły lecieć łzy.

– Taeyongie – Kim sam poczuł jak jego oczy stają się mokre. Tak bardzo był na siebie zły, że pozwolił doprowadzić swojego przyjaciela do takiego stanu.

Sam wiele razy mówił, że ich przyjaźń nie potrzebuje słów, że znają się na wylot, a mimo tego nie pomógł mu. Przecież dobrze wiedział, że nie dzieje się dobrze, widział co się dzieje z Taeyongiem, ale bał się tego. Bał się, że usłyszy coś, czego słyszeć nie chciał, bo nie wiedział totalnie jak się zachować. Przecież ich życie zawsze było bez skaz.

– Dobierał się do mnie – zachrypnięty głos Taeyonga rozszedł się po łazience. – Mówiłem mu, żeby mnie zostawił, ale to tylko go nakręcało jeszcze bardziej.

Doyoung otworzył usta chcąc się odezwać, ale natychmiast je zamknął. Nie mieściło mu się w głowie, to co przed chwilą usłyszał. Czy Ten przypadkiem jeszcze całkiem niedawno nienawidził jego przyjaciela?

– Poczekaj, może chociaż zmyje Ci krew – Kim wziął swój ręcznik, namoczył jeden róg pod kranem po czym nachylił się nad chłopakiem delikatnie zmywając krew z okolic jego ust. Serce dosłownie mu pękało widząc ten nieszczęsny obrazek. – Ale, no wiesz, czy on...

– Nie – Lee wyszeptał cicho – uciekłem mu.

W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.

– Doyoung, co ty tam robisz po drugiej rano i z kim? Słyszałem kogoś jeszcze – zza drzwi słychać było głos Jaehyuna, którego chyba obudzili. – Mówiliśmy, że nie możemy sprowadzać do pokoju innych osób, chyba, że wcześniej to uzgodnimy, tak? Jest po drugiej rano, a ty tak po prostu zapraszasz kogoś do naszej łazienki? To łamanie reguł.

Kim rozejrzał się po pomieszczeniu po czym zatrzymując wzrok na Taeyongu, poczuł jak zalewa go irytacja. Był wkurzony na to, że przyjaciel Jaehyuna tak bardzo skrzywdził jego najlepszego przyjaciela. Podszedł do drzwi i otworzył je.

– Pomagam Taeyongowi – Kim stanął przy Lee w ręku trzymając lekko już poplamiony krwią ręcznik. – I nie wydzieraj się tak, bo obudzisz Johnny'ego hyunga.

– Matko co Ci się stało? – Jung patrzył na chłopaka z lekkim przerażeniem w oczach. No cóż, obrazek, który miał przed oczami, nie należał do najpiękniejszych.

– Twój przyjaciel go tak urządził – Doyoung założył ręce na klatce piersiowej robiąc z ust dzióbek. – Mówiłem, że on jest niebezpieczny. Jutro idę to zgłosić gdzie trzeba, ale dzisiaj Taeyong zostaje tutaj.

– Naprawdę? – Jung zmarszczył brwi patrząc to na Doyounga, to na Lee, który siedział na szafce już prawie zasypiając. – Nie wierzę, że Ten mógł się posunąć tak daleko.

– Jak widzisz, chyba nie do końca go znasz – Kim wzruszył ramionami. – Poczekaj tu z nim chwilę. Taeyong – zwrócił się do przyjaciela – zaraz przyjdę.

Lee przez chwilę siedział w łazience jedynie z Jaehyunem, ale nie przeszkadzało mu to zbytnio tak długo, jak Jung się nie odzywał.

– Co się stało? – starszy odezwał się patrząc kątem oka na Lee. Nie był w stanie spojrzeć na niego ot tak po prostu. Chłopak wyglądał naprawdę... źle.

Taeyong jednak się nie odezwał. Nie chciał, nie miał siły, nie miał najmniejszego powodu, żeby to robić. Właściwie to nawet się bał, że powie coś nie tak, a przecież Jaehyun to przyjaciel Tena, więc, gdyby powiedział coś niewłaściwego, to na pewno by się to na nim odbiło.

Na szczęście chwilę później pojawił się już Doyoung trzymający w ręce jakieś ubrania. Podszedł do przyjaciela, a następnie zwrócił się do starszego.

– Mógłbyś zostawić nas samych, hyung?

– J-jasne – Jaehyun zmarszczył brwi po czym spojrzał jeszcze raz na chłopaka i zniknął za drzwiami.

– Yongie, przebierzesz się sam czy Ci pomóc? Może chcesz się wymyć?

– Chciałbym – Taeyong wychrypiał cicho.

– W takim razie ubrania masz tutaj – Doyoung wskazał palcem na ciuchy, które przed chwilą położył na szafce. – Ręcznik masz na wieszaku zaraz przy kabinie, jest świeży, więc się nie krępuj. Używaj sobie, czego chcesz – Kim uśmiechnął się delikatnie. – Większość kosmetyków i tak jest moja.

Taeyong przytaknął, a jego przyjaciel opuścił łazienkę. Chłopak jedyne czego pragnął to tego, żeby pozbyć się z siebie tego wstrętnego zapachu, który zostawił po sobie Ten.

W tym czasie Doyoung stał oparty o ścianę naprzeciwko drzwi od łazienki i zastanawiał się nad tym czy dobrze zrobił, zostawiając go tam samego. Wierzył jednak w to, że Taeyong nie zrobi sobie nic głupiego.

– Przykro mi – głos Jaehyuna doszedł do jego uszu.

Na początku Doyoung zmarszczył brwi, jednak później westchnął cicho przymykając oczy.

– Mi również – wyszeptał cicho przygryzając przy tym dolną wargę.

– Co teraz będzie? – Jung oparł się o ścianę obok młodszego.

– Taeyong zostanie tu na noc, a rano pomyślę. Na pewno nie pozwolę mu wrócić do tego zwyrodnialca. – Doyoung zacisnął mimowolnie dłonie w pięści na samą myśl o Chittaphonie. Nienawidził tego typa z całego serca. – Będzie spał na moim łóżku, a ja na podłodze.

– Czy możecie przestać w końcu gadać, noc jest od spania i ja rozumiem wszystko, ale możecie pogruchać rano, prawda? – Johnny uniósł się na łokciach i mimo zamkniętych oczu zwrócony był twarzą w ową dwójkę.

– Nie będziesz spał na podłodze – Jaehyun oburzył się słysząc jego słowa.

Tak, oboje totalnie olali Seo, a rano mu wmówią, że mówił jakieś dziwne rzeczy przez sen.

– Ze mną też Doyoung spać nie będziesz, bo sam się ledwo mieszczę, sprawa rozwiązana, dobranoc. – Johnny z powrotem wyłożył się na swoim łóżku i prawdopodobnie znów poszedł spać. Oby.

– Możesz spać ze mną, a Taeyong będzie spał u Ciebie, bo on potrzebuje więcej miejsca – Jung spojrzał na Doyounga, który przygryzał dolną wargę.

W tym momencie drzwi od łazienki otworzyły się, a w nich stanął Lee, jego włosy były jeszcze dość wilgotne, a ubrania Doyounga wisiały na nim jak na wieszaku. Kim przełknął ślinę, od razu zrzucił z siebie szlafrok i założył go na ramiona przyjaciela.

– Chodź, położysz się już – Kim złapał Lee delikatnie za dłoń i poprowadził go w stronę pokoju. – To twoje łóżko od dzisiaj.

Taeyong usiadł szybko na materacu nawet nie wiedząc, kiedy od razu się na nim położył. Jego ciało było tak zmęczone, że przestał nad nim panować.

– Dziękuję Ci Doyoung – Lee naciągnął na siebie kołdrę – i przepraszam za wszystko.

– To ja Ciebie przepraszam Taeyongie, zawiodłem jako twój przyjaciel. Zawiodłem jako człowiek – Kim wyszeptał cicho te słowa po czym poprawił przyjacielowi kołdrę i widząc, że chłopak dość szybko zasypia, westchnął cicho.

Obrócił się na pięcie i skierował się w stronę łóżka Jaehyuna, na którym właściciel już siedział. Objął swoje ramiona dłońmi i stojąc przed Jungiem zacisnął mocniej wargi. Czuł, że zaraz się rozpłacze, więc szybko wbił wzrok w sufit starając się nie myśleć o swoim przyjacielu.

– Połóż się już, Doyoung.

Kim powoli opuścił swój wzrok i spojrzał na leżącego już na łóżku Jaehyuna, który odchylał swoją kołdrę ukazując puste miejsce obok siebie. Kim przełknął ślinę, a chwilę później wsuwał się już pod kołdrę. Przykrył się nią po sam czubek nosa i zamrugał kilkakrotnie oczami mając nadzieje, że to wszystko było tylko okropnym snem i zaraz się obudzi. Ale tak się nie stało.

Doyoung spojrzał jeszcze raz na śpiącego Taeyonga po czym przymknął delikatnie oczy i przewrócił się na prawy bok. Czuł się okropnie winny temu wszystkiemu, bo przecież na pewno mógł jakoś zapobiec, a jednak tego nie zrobił. Otworzył oczy i aż podskoczył ze strachu, gdy dosłownie kilka centymetrów od jego twarzy, znajdowała się twarz Jaehyuna, a jego oczy wpatrywały się w niego.

– Nie obwiniaj się – Jung przejechał językiem po swoich wargach – to nie twoja wina.

– Trochę też moja – młodszy wydął dolną wargę – nie jestem dobrym przyjacielem.

– Doyoungie – Jaehyun westchnął patrząc w oczy chłopaka – jutro pójdę porozmawiać z Tenem, a Johnny porozmawia z Yutą, a ty na spokojnie wszystko omówisz z Taeyongiem. A teraz postaraj się zasnąć i nie zadręczaj się już tak, okej?

– Postaram się – Kim uśmiechnął się delikatnie po czym przymknął oczy – dobranoc, hyung.

– Dobranoc.

Jaehyun przez cały czas wpatrywał się w młodszego, który wyglądał wciąż na spiętego. Bardzo chciał już wszystko wyjaśnić, bo widok Doyounga w takim stanie łamał mu serce. Wyciągnął rękę w jego stronę i w momencie, w którym chciał go pogłaskać po policzku, cofnął ją. Westchnął cicho i przymknął oczy, samemu po chwili zasypiając.

~*~

Johnny jedyne czego chciał, to świętego spokoju. Ale niestety jego przyjaciele nie chcieli mu go dać. Przez to właśnie stał przed drzwiami do pokoju Yuty i nawet nie pukając po prostu wszedł do środka.

– Hej Yuta – Seo zamknął za sobą drzwi patrząc na przyjaciela.

– Hej Johnny, dlaczego nie pukasz? – Nakamoto uniósł brew podciągając kołdrę pod szyję.

– Bo nie mam na to czasu – chłopak rozejrzał się po pokoju – gdzie ten chinol?

– Dzisiaj spał chyba u Kuna albo nie żyje, w sumie jest mi to obojętne – Yuta wzruszył ramionami śledząc wzrokiem poczynania Seo. – Wolałbym nawet tę drugą wersję.

Johnny usiadł na obrotowym krześle i podjechał nim do łóżka Japończyka. Ustawił się tak aby idealnie widzieć twarz chłopaka i uniósł brew.

– Gdzie wczoraj byłeś?

– Yyy, a co Cię to interesuje? – Yuta zmarszczył brwi wyjmując ręce spod kołdry.

– Byłeś cały czas z Tenem? – Johnny nachylił się w stronę przyjaciela, który się skrzywił.

– W ogóle z nim nie byłem wczoraj.

– To gdzie byłeś?

– Na zakupach? – Yuta położył dłoń na swoim czole patrząc na przyjaciela, który zaczął go powoli irytować.

– W nocy też? – Seo uniósł brew.

– Johnny o co Ci chodzi, co? – Nakamoto uniósł się na łokciach. – Właściwie nie wiem od kiedy się mną tak interesujesz, ale wczoraj byłem kupić sobie nowe buty, a wieczorem byłem ze znajomymi, ale nie z Tenem. Wcale nie musiałem Ci tego mówić, bo nie jestem na posterunku, ale liczę na to, że dasz mi teraz spokój, bo jestem zmęczony.

– Yuta, ty nie masz innych znajomych oprócz nas.

– Słucham? – Japończyk zmarszczył brwi po czym zaśmiał się cicho. – Tak się składa, że mam.

– Nie zrozum mnie źle, ale po prostu w nocy Taeyong przyszedł do nas do pokoju i-

– Jaki Taeyong? Współlokator Tena?

– Tak – Johnny przytaknął po czym pochylił się opierając łokcie na swoich udach i splatając ze sobą palce dłoni. – Przyszedł w środku nocy poobijany, gdzieś tam też trochę zakrwawiony i ogólnie stwierdził, że mu to Chittaphon zrobił.

Yuta zwilżył językiem wargi intensywnie nad czymś myśląc.

– Mówił też, że Ten się do niego dobierał – Seo przygryzł górną wargę wbijając wzrok w puste łóżko Sichenga. – Co jest raczej dziwne, bo jak jeszcze Ten się do nas odzywał, czyli gdzieś na początku jak mu go przydzielili do pokoju, to nienawidził go z całego serca.

– Racja, ale co do wczoraj to nie byłem z nim na imprezie, bo miałem już inne plany i ugh – Japończyk przerwał swoją wypowiedź przymykając przy tym oczy.

– Czy on, no wiesz – wyższy przerwał na chwilę – tobie też robił takie rzeczy?

– Ten czasem bywał agresywny w łóżku, nie zaprzeczę, ale raczej nigdy nie robił mi celowo krzywdy – Nakamoto spojrzał na Johnny'ego – może niekiedy wymuszał na mnie niektóre rzeczy, ale raczej nie zrobiłby mi nic złego.

– Nie chciałem w to wierzyć, no bo Ten jest świrnięty, ale żeby aż tak? – Seo pokręcił głową. – Zszokowany jestem, bo chłopak naprawdę nie wygląda dobrze.

– Pewnie Tenowi nie udała się impreza – Yuta wzruszył ramionami patrząc na ekran komórki, który przed chwilą się zaświecił.

– A więc teraz mi powiedz co to za nowe buty – Johnny uśmiechnął się delikatnie i rozsiadł się wygodniej na krześle.

– Co masz na myśli? – Nakamoto jakby natychmiast się spiął od razu chowając komórkę pod kołdrę.

– No nie wiem, buty? – Seo zaśmiał się widząc reakcję przyjaciela.

– Ah, no tak – Yuta ułożył usta w dzióbek i wskazał palcem na obuwie – to tamte.

– Całkiem niezłe – Johnny spojrzał na buty po czym przeniósł wzrok na Japończyka – a teraz mi powiedz o jakich nowych butach pomyślałeś.

– Nie rozumiem.

– No kim są te twoje prawdziwe nowe buty – chłopak uniósł jeden z kącików ust w półuśmiechu.

– N-nie wiem o czym mówisz.

– Dobra, to poczekam, aż będziesz gotowy, żeby przedstawić mi swoje nowe buty – Johnny zaśmiał się cicho, jednak natychmiast spoważniał. – Kurde, to z powodu tych butów pokłóciłeś się z Tenem?

– Ugh – Japończyk zaczął – w pewnym sensie tak.

Johnny wstał z krzesła i skierował się w stronę drzwi.

– Będę już leciał. A ty powiesz mi chociaż jak nazywają się te twoje nowe buty? – Seo uniósł brew patrząc na przyjaciela, który wywrócił oczami i ponownie przykrył się kołdrą po samą szyję.

– Hansol – bardziej wyszeptał niż powiedział.

– Brzmi cool, mam nadzieje, że kiedyś go mi jednak przedstawisz – Johnny uśmiechnął się raz jeszcze po czym, gdy Yuta przytaknął głową, wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi.

Wystarczyło wyjść na chwilę z pokoju i już czuł się bogatszy o kilka informacji. Nie bez powodu, jak był młodszy, chciał zostać policjantem.

~*~

Jedyne co Jaehyun miał w głowie, to to, aby przypadkiem nie uderzyć Tena, gdy tylko otworzy drzwi. To zdecydowanie mogłoby pokomplikować sprawy. Właściwie nadal miał nadzieje, że to nieprawda i właśnie to oczekiwał usłyszeć z ust przyjaciela.

Stanął przed drzwiami od jego pokoju i wziął głębszy wdech, a następnie zapukał w nie dość zamaszyście. Gdy nikt mu nie otworzył, ponowił pukanie.

Chwilę później drzwi otworzyły się, a zza nich wyłonił się nie kto inny tylko Chittaphon.

– Czego chcesz Jaehyun? – Ten ziewnął przeciągając się.

– Aż tak bardzo go nienawidzisz? Aż tak bardzo Ci przeszkadza?

Ten uniósł brew przez chwilę zastanawiając się o co chodzi. Zawiązał swój szlafrok w pasie i uśmiechnął się delikatnie.

– Nie wiem o co Ci chodzi.

Jaehyun westchnął ciężko słysząc odpowiedź przyjaciela i zacisnął mocniej wargi w głowie licząc sobie do dziesięciu. Naprawdę strasznie go irytował.

– Czemu zrobiłeś to Taeyongowi? To obrzydliwe i podłe.

– O czym ty do cholery mówisz? – Chittaphon założył ręce na klatce piersiowej marszcząc przy tym czoło.

– Znęcałeś się nad nim i jeszcze obłapiałeś go swoimi brudnymi łapskami. Nawet nie wiesz jak Doyoung to przeżywa

Ten uśmiechnął się delikatnie zwieszając głowę i wbijając wzrok w podłogę zaśmiał się cicho.

– A ty co? Jego pierdolony obrońca? – Taj spojrzał na chłopaka unosząc brew. – Czy może jednak o Doyounga w tym chodzi?

– Nie spodziewałem się tego po tobie. Owszem, jesteś pojebany, ale żeby aż tak? – Jaehyun wykrzywił swoje usta w półuśmiechu. – Jesteś obrzydliwy.

– Dziękuję za komplement, mój drogi przyjacielu – Ten puścił do niego oczko – a teraz wypierdalaj, bo marnujesz moje cenne sekundy życia.

– Dobrze wiesz, że Taeyong w życiu by nawet na Ciebie nie spojrzał, tym bardziej, nigdy by się z tobą nie przespał, więc zamierzałeś go zgwałcić. To chore – Jung skrzywił się lustrując wzrokiem Taja. – Trzymaj się od niego z daleka, Ten. Ostrzegam Cię.

Chittaphon uśmiechnął się szeroko ukazując przy tym swoje zęby i mrugając przy tym kilkakrotnie oczami. Podszedł do Jaehyuna i wbił swój palec w jego klatkę piersiową.

– Wyzwanie przyjęte – wyszeptał cicho, a w jego oczach pojawił się błysk.

Taj puścił jeszcze oczko Jaehyunowi po czym obrócił się na pięcie i znikając w swoim pokoju zamknął za sobą drzwi.

Jaehyun nie do końca to miał na myśli, gdy mówił Doyoungowi, że porozmawia z Tenem. Tak właściwie to prawdopodobnie pogorszył tylko sytuacje. Z drugiej strony może Chittaphon to wszystko oleje i zapomni o sprawie? Może jednak coś źle zrozumiał?

Kogo ty Jaehyun próbujesz oszukać? Módl się teraz tylko o to, żeby Ten nie wziął tego na poważnie, bo inaczej – masz przejebane.


✵ ✵✵ 

Minęły dwa tygodnie, więc znów was witam w kolejnym rozdziale! Oczywiście jak zawsze chcę wiedzieć, co sądzicie! :D

Baaardzo wam dziękuję za wszelką aktywność, jesteście ekstra! ^^

A teraz tak poza ff, to powiedzcie mi, że nie jestem sama i wy również nie możecie doczekać się fan meetingu Taetenów w Bangkoku!! :")

Dobra teraz to już koniec. Myślę, że spotkamy się za dwa tygodnie znów, ale nie obiecuję. W każdym razie, do zobaczenia! ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top