ámote ✫

Każdy ranek to początek nowego dnia, a każdy nowy dzień to szansa, nadzieja na coś lepszego. Tak było w przypadku Tena, gdy tylko otworzył oczy czuł, że dokonał dobrego wyboru. W głębi wiedział, że od tego momentu wszystko się zmieni.

Obrócił się na bok i ujrzał Taeyonga, który będąc jeszcze półnagim ubierał na siebie spodnie i zarzucał koszulkę przeglądając się jeszcze w lustrze kilka razy. Wyglądał jakby coś mu przeszkadzało albo coś go gryzło. W momencie, w którym zaczął zapinać wisiorek na szyi Taj westchnął przeciągle, tym samym zwracając na siebie jego uwagę.

- Nie śpisz już - Lee uśmiechnął się delikatnie, jednak natychmiast spoważniał. Przeczesał palcami włosy i przejrzał się w lustrze ostatni raz.

- Czemu mnie nie obudziłeś? - Taj uniósł brew przecierając wierzchnią częścią dłoni oko.

- Nie widziałem takiej potrzeby - młodszy wzruszył mimowolnie ramionami.

- No tak - Ten przejechał językiem po wargach po czym usiadł na łóżku wciąż przykrywając się kołdrą, bo jedyne co miał na sobie to bordowe ślady po pocałunkach i zadrapania. - Musisz iść na zajęcia? - Taj uniósł brew wpatrując się w chłopaka.

- Tak - odpowiedział szybko, jakby to była jedyna właściwa odpowiedź.

- Szkoda - starszy przygryzł dolną wargę uśmiechając się smutno. - Moglibyśmy jeszcze razem poleniuchować.

Taeyong przełknął głośniej ślinę po czym wziął głęboki wdech, a na jego ustach pojawił się ironiczny uśmiech.

- Nigdy nie było nas, Ten - młodszy zmarszczył brwi - a przynajmniej nie w tym sensie. Przeleciałem Cię, bo chciałem się na tobie odegrać, tyle. - Przerwał. - Jesteśmy kwita, możemy teraz być zwykłymi współlokatorami.

W pokoju zapanowała cisza, jednak nie na długo.

- Zasługiwałem na to - Taj spojrzał na Taeyonga, który ponownie zmarszczył brwi, jednak teraz w pytającym geście. - Co nie zmienia faktu, że i tak moglibyśmy razem poleniuchować.

- Nie tym razem - Lee uśmiechnął się do niego łobuzersko po czym pokręcił głową. - Poza tym cholera, jednak lepszy jesteś na dole niż na górze. Yuta musiał albo nieźle udawać, albo nie potrzebuje dużo do szczęścia.

Taeyong zaśmiał się jeszcze nerwowo pod nosem po czym złapał za plecak i zniknął za drzwiami pozostawiając Tena samego sobie.

Ten spodziewał się takiego zakończenia, ale wow, dostać dwa razy z rzędu mentalnie w twarz, to mu się nawet nie śniło. Nie wiedział, że słowa Taeyonga mogą być tak bolesne. Cholerny dupek nie wiedział jak trudne dla Tena było oddanie się mu w taki sposób.

Taj poczuł jak zaczyna robić mu się słabo i jak świat wokół niego wiruje, jednak nie chciał pozwolić, aby to znów się stało. Nie chciał znów toczyć walk sam ze sobą. To był tylko przytyk, Taeyong chciał mu dopiec, bo cholera, należało mu się. Teraz Ten będzie mógł żyć normalnie, wcale nie musi się już tak kontrolować. Wszystko będzie dobrze.

Ups.

~*~

Chenle i jego uśmiech chochlika nie są dobrym połączeniem. Bo to oznacza tylko jedno - knucie.

- Nie będę wam mówił o czym Taeil i Johnny rozmawiali - Jisung wywrócił oczami - to prywatne rozmowy.

- Takie prywatne, że znasz ich treść? - Jaemin uniósł brew.

- Może zapomnieli, że on był w pokoju obok, mózgu - Donghyuck westchnął ciężko wywracając oczami.

- Tak jak Mark zapomina o tym żeby uprzedzić nas, że do niego przyjdziesz - Renjun uśmiechnął się sztucznie.

- W czym Ci tak bardzo przeszkadza moja obecność? - chłopak uniósł brew.

- W oddychaniu - Huang wywrócił oczami - im więcej ludzi w tej klatce tym mniej tlenu.

- Przynajmniej my mamy czas dla siebie - Jaemin puścił oczko do Jeno, który zaśmiał się cicho.

- Powiedz to Markowi, nie mi - Donghyuck machnął dłonią niczym rozkapryszona księżniczka. - Poza tym jak Ci to tak przeszkadza to możesz się ze mną zamienić na pokoje.

- Nie zgadzam się - Zhong wydął dolną wargę - nie chcę być sam z parą w pokoju.

- No widzisz - Donghyuck spojrzał na Jeno i Jaemina - a ja jakoś muszę dawać radę.

Nagle obok ich stolika stanął jakiś chłopak, którego Chenle od razu pociągnął za dłonie wskazując miejsce obok siebie.

- Moi drodzy to jest Jungwoo - Zhong skierował obie dłonie na nowego, tak jakby pokazywał jakąś ważną rzecz w muzeum, uśmiechając się przy tym szeroko.

- Hejka - Jungwoo pomachał do wszystkich - jestem Jungwoo, ale możecie mi mówić jak chcecie. Najlepiej po imieniu.

- Mówiłem, że jak typ ma na imię Jungwoo to musi być gejem, teraz patrząc na niego to jest jeszcze bardziej pewne - Jaemin odezwał się sprawiając, że Jeno uderzył się dłonią w czoło.

- Jeśli to jest podryw, to kochany wybacz - Jungwoo odrzucił nieistniejące, długie włosy do tyłu - ale jestem zajęty.

- Ja również - Jaemin złapał Jeno za dłoń i splatając z nim palce, uniósł je do góry.

- I są już jak małżeństwo - Chenle uśmiechnął się szeroko ukazując wszystkim swoje białe zęby - nic ich nie ruszy.

- Aw, słodko - Jungwoo przejechał palcami po stole - to jak ja i Yukhei. Jesteśmy ze sobą tak związani, że trudno by mi było żyć bez tego debila.

- Czyżbyś znów wspominał o mnie, skarbie?

Wysoki, przystojny i mający nieziemski uśmiech chłopak właśnie stanął za Jungwoo kładąc dłonie na jego ramionach. Był, wow, naprawdę cholernie pociągający.

- Oczywiście, w samych superlatywach - Jungwoo przygryzł lekko dolną wargę i przesunął się robiąc swojemu chłopakowi miejsce.

- Jestem Yukhei i chętnie bym z wami został na dłużej, no i poznał was wszystkich - Yukhei spojrzał na chłopców - ale niestety mam trening i przyszedłem tylko powiedzieć swojemu roztargnionemu chłopakowi, że zapomniał wziąć ze sobą komórki.

- To jak go znalazłeś? - Donghyuck uniósł brew.

- Telepatia - Yukhei puścił oczko w jego kierunku, po czym postawił telefon przed Jungwoo. Dał mu jeszcze szybkiego buziaka w policzek i żegnając się ze wszystkimi wyszedł z sali.

- Mark i tak jest przystojniejszy - Donghyuck burknął pod nosem wywracając oczami.

- Słodki jest - Zhong uśmiechnął się rozmarzony.

- To prawda - Jungwoo przytaknął uśmiechając się przy tym i lekko rumieniąc.

- Wiem, że jestem słodki - nagle znikąd zjawił się Mark - ale żeby mówić o tym na głos?

- Co ty tu robisz? - Donghyuck uniósł brew, gdy Mark stanął za nim.

- Zabieram Cię - Lee uśmiechnął się zawadiacko.

- Moje modły zostały wysłuchane - Renjun powiedział to bardziej do siebie, ale spokojnie wszyscy go mogli usłyszeć.

- Gdzie? - Donghyuck uniósł brew zszokowany.

- Tajemnica - Mark złapał go za łokieć i delikatnie zaczął pomagać mu wstać. - Do zobaczenia później.

Mark uśmiechnął się lekko po czym Donghyuck złapał go pod rękę i ciągle wypytując o cel ich podróży, oboje opuścili stołówkę.

- Dlaczego on - Jungwoo wskazał palcem na Renjuna - przyjął wyjście tamtego z taką ulgą?

- Opowiem Ci - Chenle uśmiechnął się szeroko.

- Znowu to samo - Jeno schował twarz w dłoniach.

- Chenle powinien spisać to i wszystkim wysyłać na maila, bo plik byłby bardzo duży - Jisung wywrócił oczami.

- Właściwie - Jaemin spojrzał na Jeno - mamy wolny pokój, może pójdziemy się pouczyć?

- Brzmi nieżle - Jeno zaśmiał się cicho i po chwili już wstawał od stołu.

- Czy idziecie przeze mnie? - Jungwoo spojrzał na chłopców.

- Idą skorzystać z tego, że Donghyucka nie będzie w pokoju - Renjun przejechał językiem po wargach. - To nie twoja wina.

- Jesteś miły - Chenle zmarszczył brwi - wszystko w porządku?

- Miałeś mu historię życia opowiedzieć - Huang zmarszczył brwi olewając pytanie Chenle.

- Faktycznie! A więc Donghyuck miał kiedyś bardzo niewyparzoną gębę - Chińczyk westchnął ciężko. - Ale może zacznę od początku.

Nowi przyjaciele zawsze musieli dowiedzieć się wszystkiego, a Jungwoo wiele ominęło.

~*~

Ten postanowił, że na pierwsze zajęcia dzisiaj nie pójdzie, bo nie miał ochoty na robienie jakichś porównań, dzisiaj nie nadawał się do liczenia. Resztę wykładów jakoś przeżyje, na nich przynajmniej nie ma obowiązku odzywania się.

Odkąd rano przeprowadził rozmowę z Taeyongiem nie mógł się zbytnio na niczym skupić. Z jednej strony się tego spodziewał, ale z drugiej czuł, że jest zraniony. Jednak miał jakąś tam nadzieję, że to wszystko potoczy się inaczej. No cóż, nie wyszło. Co prawda nie był zły na Taeyonga, bo pewnie na jego miejscu zrobiłby to samo, ale mogło być mu trochę smutno, prawda? Teraz jedynie marzył o tym, aby ich relacje były normalne, żeby mogli nadal oglądać razem filmy, żeby gdzieś czasem razem wyszli, jako przyjaciele. Nie oczekiwał wiele, ale wydawało mu się, że na tyle obu stać.

Odnosił wrażenie, że Taeyong też go polubił i że nie udawał wszystkiego, a to już było coś. W końcu dopiero przy nim Taj poczuł się komfortowo, tak jakby wracał do siebie. Mógł zrzucić maskę i stracić czujność. Pewnie Johnny nazwałby te uczucia odpowiednio, ale Tenowi te słowa nigdy by nie przeszły przez myśl, a nawet jeśli to nigdy by ich nie przyswoił. Wmawiał sobie, że jego serce jest jak kamień i nie chciał tego zmieniać.

Szedł korytarzem i tak jak kiedyś miał gdzieś czy ludzie na niego patrzą, czy nie. Mimo tego co Taeyong powiedział rano, czuł się naprawdę dobrze. A może tylko tak sobie wmawiał?

W pewnym momencie poczuł jak odbija się od kogoś, a raczej to ktoś odbija się od niego. Uniósł wzrok i od tej chwili wszystko zaczęło dziać się w zwolnionym tempie. Kiedy zobaczył osobę, która właśnie stała naprzeciwko niego poczuł jak krew uderza mu do głowy, a w uszach słyszał pisk.

- Hej - wyższy spojrzał zaskoczony na Taja - Ten.

Chłopak odezwał się, a Taj poczuł jak robi mu się gorąco. Zaczęło kręcić mu się w głowie i wydawało mu się, że nie ustoi ani minuty dłużej.

- L-lucas.

Ten poczuł jak gardło, w którym mu zaschło, zaczyna go piec. Miał wrażenie, że ktoś ściska jego klatkę piersiową stalowymi prętami, przy okazji je podpalając.

I wtedy to do niego dotarło, wszystko.

Odwrócił się na pięcie i patrząc w podłogę szybkim krokiem skierował się do pokoju. Został oszukany i upokorzony. To wszystko do cholery było ustawione. Czuł jak po policzkach zaczynają spływać mu łzy i nie mógł nad nimi zapanować. Miał wrażenie, że zaraz rozpadnie się na miliardy małych kawałeczków, drżał i trząsł się jednocześnie, żołądek podszedł mu do gardła i czuł posmak krwi. Znowu skończy się tak samo.

Wszedł do pokoju zamykając za sobą drzwi i niewiele myśląc wyciągnął walizkę spod łóżka. Zaczął pakować swoje rzeczy, a po jego policzkach łzy spływały cały czas. Czuł się taki słaby, do tego oszukany i sponiewierany.

Pierdolony Lee Taeyong to wszystko uknuł, nie chciał się na nim odegrać. Chciał go zniszczyć.

Taj szybko sięgnął do szafki i chwycił za pudełko, które przecież było puste i rozpłakał się na dobre. Wziął komórkę w drżące dłonie i mimo łez spadających na ekran, udało mu się wybrać numer do jedynej osoby, której bezgranicznie ufał i na którą zawsze mógł liczyć.

- Mamo? - Ten pociągnął nosem. - Zarezerwuj mi najszybszy lot, wracam do Tajlandii. - Chłopak nawet nie pozwolił dojść kobiecie do głosu. - Nie martw się, nic sobie nie zrobię, skontakuj się z doktorem, chcę z nim porozmawiać od razu po przylocie, proszę. Opowiem Ci wszystko w domu. Kocham Cię najmocniej.

Ten okropnie bał się tych dwóch słów. Chociaż wypowiadając je szczerze dodawały mu odwagi. Wiedział jak silne są i jak ważne mają nacechowanie, jednak nigdy nie szczędził ich w kierunku swojej mamy. Zawsze stała po jego stronie i starała się jak najlepiej. Dla niej żył i dla niej nie chciał znów przechodzić tego samego.

Założył na siebie szybko za dużą bluzę, a na głowę czapkę, przykrywając ją jeszcze kapturem. Zamknął walizkę i założył mały plecak na ramię by po chwili opuścić pokój. Nie mógł zostać.

Nie chciał znów być na dnie.

~*~

- Trochę odzwyczaiłem się od waszego towarzystwa - Seo leżał na łóżku i wpatrywał się w swoich przyjaciół.

- No nie moja wina, że wolisz siedzieć u Taeila - Doyoung uniósł wzrok znad biurka by popatrzeć na starszego.

- Bo niezręcznie mi się z wami siedziało - chłopak wzruszył ramionami.

- Dzięki Johnny - Jung zmarszczył brwi odrywając wzrok od komiksu.

- Nigdy się przy tobie nawet nie całowaliśmy - Kim wpatrywał się w kartki przed sobą starając się zrozumieć zadanie. Na próżno.

- No nigdy nie wiadomo co byście nagle zaczęli robić - Johnny westchnął ciężko - zwłaszcza w nocy. Bałem się, że pomyliście, że śpię i zaczniecie - przerwał na moment - kopulować.

- Johnny - Doyoung zrobił większe oczy krzywiąc się przy tym.

- Wiedząc jaką Doyoung jest cnotką, bałeś się o takie rzeczy? - Jung uniósł brew uśmiechając się przy tym prześmiewczo.

- Nie jestem cnotką - Kim zgromił wzrokiem ukochanego.

- Doyoungie... - Jaehyun uśmiechnął się do niego znacząco.

- Dobra jestem - młodszy wywrócił oczami po czym skupił swój wzrok na Seo - ale nawet jakbym nie był to uwierz mi, że nic takiego by się nie stało, bo to obrzydliwe.

- Seks? - Johnny uniósł brew.

- Seks z publicznością - Doyoung wziął głębszy wdech po czym zaczął bazgrać po kartce.

- Uspokoliście mnie - Johnny uśmiechnął się szeroko moszcząc się bardziej na swoim łóżku.

- A ty i Taeil? - Jaehyun uniósł się na łokciach, kładąc komiks na swoim brzuchu.

- Co ja i Taeil? - Seo uniósł brew.

- No oficjalnie jesteście razem już, tak? - Doyoung spojrzał na starszego, który zmarszczył brwi.

- Nie.

- Jak nie, jak tak? - Jung zaśmiał się cicho.

- Wszyscy wiedzą, że powiedziałeś mamie Taeila, że jesteś jego chłopakiem - Doyoung wyszczerzył swoje zęby w szerokim uśmiechu. - Gratuluje wam, bardzo.

- Mogłem się spodziewać, że skoro nikt miał nie wiedzieć, to oczywiście wiedzą wszyscy.

- Tak to działa mój drogi, jak Chenle coś wie, to wie już każdy jego przyjaciel - młodszy uśmiechnął się przyjaźnie. - Ale mówił o was tak słodko, że nie powinieneś mieć mu tego za złe.

- Ciekawe skąd to wie - Johnny zmarszczył brwi i wbił wzrok w sufit, a Doyoung spojrzał znacząco na Jaehyuna, który wzruszył ramionami.

- No pewnie stąd, że Taeil mieszka z Jisungiem, a Jisung z Chenle jest na kablach praktycznie przez cały czas - Jung znów wziął do ręki komiks i zaczął do czytać.

Po krótkiej chwili ciszy w pokoju, której Doyoung teraz bardzo potrzebował, do środka wszedł Yuta, uprzednio oczywiście pukając.

- Hejka, nie przeszkadzam wam? - Japończyk powoli stawiał kroki.

- Nie - Johnny uśmiechnął się szeroko i od razu zrobił miejsce na swoim łóżku - siadaj.

Nakamoto uśmiechnął się delikatnie i usiadł obok przyjaciela.

- Coś się stało? - Jaehyun ponownie odsunął od siebie komiks. - Wyglądasz jakby coś Cię gryzło.

- Widzieliście dzisiaj Tena? - chłopak uniósł brew.

- Nie - Jaehyun odezwał się automatycznie. - A ty?

- No właśnie - Japończyk podrapał się po głowie - tak, ale nie wiem. To było dziwne.

- To znaczy? - Johnny uniósł brew.

- To znaczy, że mnie całkowicie olał - Yuta podrapał się po karku - widziałem jak z jakimś typem stoi, po czym odwrócił się i przeszedł obok mnie, jakbym w ogóle nie istniał. A rano jak się go pytałem czy przyjdzie na zajęcia, to też mnie olał.

- Może pokłócił się z Taeyongiem? - Johnny uniósł brew wpatrując się w Nakamoto.

- W sumie to całkiem możliwe - Doyoung ułożył długopis między wargami robiąc zamyśloną minę - Taeyong był dzisiaj tylko na jednych zajęciach, do tego był nieobecny jakiś - przerwał - może nawet smutny? Trudno powiedzieć. W ogóle nie czaił co do niego mówię, jak się go zapytałem czy jest największym debilem to przytaknął. Normalnie by mnie zripostował.

- Czyli się pokłócili - Johnny westchnął ciężko - to smutne.

- Nie mówiłeś nic - Jaehyun spojrzał na młodszego.

- Bo przypominam Ci kochanie, że już się nie wtrącamy w sprawy innych - Kim uśmiechnął się szerzej machając przy tym szybko rzęsami.

- Fakt - Jung burknął pod nosem.

- Pogodzą się - Johnny uśmiechnął się wesoło - Ten naprawdę go polubił. W końcu zaczął robić postępy jeśli chodzi o życie w społeczeństwie.

- Mam nadzieję, że to nic wielkiego i Ten nie wróci do tej swojej maski - Yuta przygryzł dolną wargę wzdychając cicho.

- Na pewno - Doyoung odezwał się, jednak w głosie można było usłyszeć niepewność, bo wcale nie był tego pewien.

- Mam jakieś złe przeczucia - Jaehyun położył komiks na swojej twarzy starając się uspokoić.

- Trochę mi głupio, że po tym jak poznałem Hansola tak się od niego odciąłem - Yuta podparł podbródek na pięściach, które ułożył z dłoni. - To było dziecinne.

- Wy byliście dziecinni - Johnny przejechał językiem po wargach tym samym je zwilżając.

- Prawda - Nakamoto uśmiechnął się słabo. - Trochę za tym tęsknię.

- Nie układa wam się z Hansolem? - Jaehyun uniósł brew.

- Nie o to chodzi - przerwał - raczej myślałem o tej przyjaźni. No wiecie, już nie ma szans, żebyśmy znowu mogli sobie tak bardzo zaufać.

- Może powinniśmy zadzwonić do Tena i wyjść gdzieś z nim, co? Jak myślicie? - Seo uniósł brew biorąc do ręki komórkę.

W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Johnny jedynie krzyknął, że jest otwarte i po chwili w środku stał Taeyong.

Jaehyun od razu wbił w niego swój wzrok czując jak robi mu się niedobrze. To nie wskazywało na nic dobrego.

- Nie ma tu Tena? - Lee spojrzał na Doyounga roztrzęsionym wzrokiem.

- Nie - Doyoung odezwał się cicho - coś się stało?

- Zniknął - Taeyong odezwał się przełykając głośno ślinę. Ułamek sekundy później jego plecy boleśnie spotkały się ze ścianą.

- Mówiłem Ci, że Cię zabiję jak go skrzywdzisz - Jaehyun zacisnął mocniej dłoń na szyi chłopaka, jednak Doyoung z Johnnym szybko podbiegli do dwójki, oddzielając ich od siebie.

Taeyong cały drżał, do tego czuł jak boli go kręgosłup i tył głowy, ale cholernie na to zasługiwał.

- Nie ma go w pokoju, duża część jego rzeczy zniknęła, paszport też - Lee wyszeptał, jednak na tyle głośno, aby każdy dobrze do usłyszał.

Johnny przez cały czas trzymał Jaehyuna, który jedyne czego chciał to widzieć jak głowa Taeyonga uderza w ścianę i zostawia za sobą krwawe ślady.

- Jak to się stało - Yuta wczepił palce w swoje włosy - Taeyong kurwa, wiedziałeś, że Ten ma problemy, że się leczył.

- Od jakiegoś czasu nic już nie brał, ale wiem, nic mnie nie usprawiedliwia, tak cholernie chciałem się na nim odegrać - Lee spojrzał na Doyounga, który lekko go przytulał - przysięgam, że go znajdę, obiecuję. Zostawię go w spokoju, ale błagam, jeśli wiecie, gdzie jest, że nic mu nie jest, powiedzcie mi.

- Nie mam pojęcia - Yuta wypowiedział półszeptem wpatrując się w zdruzgotanego Taeyonga - może być wszędzie.

- Jeśli Ten - Jaehyun zamrugał kilka razy oczami biorąc głęboki wdech - coś sobie zrobi, nie pożyjesz długo.

- Taeyong - Doyoung spojrzał prosto w jego oczy - pomożemy Ci. Ten się znajdzie, obiecuję.

Kim wysunął w jego kierunku mały palec i Taeyong czuł, że zaraz wybuchnie z niemocy. Był pojebanym skurwysynem. Owszem Ten zasługiwał na zemstę, ale nie na taką. Taeyong musiał żyć ze świadomością, że chęć wyrównania rachunków przysłoniła mu zdrowy rozsądek, a jego serce pompowało zepsutą krew.

Czyli jak z ofiary stać się oprawcą.


✵✵✵

Hejka!! Witam w kolejnej części, jak wrażenia? :-)

Co prawda wiem, że rozdział jest krótszy niż zazwyczaj, ale nie chciałam przedłużać na siłę, myślę, że to zrozumiecie. Ogólnie chciałam go dodać wczoraj, ale niestety mi się nie udało, bo przyznaję, że koncert Imfact trochę mnie wybił z rytmu, haha.

Dziękuję wam za obecność i że zostawiacie po sobie ślad, to mnie bardzo motywuje!

Nie przedłużam, życzę miłego tygodnia i do zobaczenia w następnym rozdziale! :-D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top