9.
„ Your friend can by your greatest enemy"
Kiedy samochód Luke'a odjechał wraz z nieprzytomnym Michael'em, Lively nadal obejmowała Shanley, gładząc dłonią jej plecy i wpatrywała się w znikający pojazd. Na podjeździe domu Jamie'go Evans'a było już spokojniej i tylko one dwie wciąż nie potrafiły znaleźć sił, by oddalić się z tego miejsca. Widok przyjaciela w tak okropnym stanie, rozdzierał Shanley od środka. Mogła nawet zapomnieć o tym co widziała w klubie, zaledwie kilka dni wcześniej, jeżeli tylko Mikey wyszedłby z tego wszystkiego bez większych obrażeń. Lively natomiast zastanawiała się nad słowami dziewczyny, których kompletnie nie rozumiała. Chciała zapytać ją o to wszystko, jednak ta uporczywie milczała, ciagle płacząc. Kiedy w posiadłości Evansów pogasła już większość zapalonych świateł, a kilku ochroniarzy skończyło zabezpieczać teren, brunetka odsunęła się od Shanley i pociągnęła ją za dłoń w kierunku samochodu. Wypatrzenie go zajęło jej dłuższą chwilę, gdyż blondynka dobrze ukryła go ulice dalej, niż obecnie się znajdowały. W głowie Liv pozostawał jednak jeden duży problem. Nie miała pojęcia jak uda się jej odjechać, kiedy przyjaciółka nie wyglądała na osobę, która mogłaby w tym momencie prowadzić. Nerwowo ściskała w dłoni kluczyki do samochodu, które znalazła w kieszeni dziewczyny. Mimo, że sama posiadała prawo jazdy, był to zbyt krótki czas, zaledwie kilka miesięcy, by móc wsiąść bez żadnych obaw, do tak szybkiego i napewno nie należącego do tanich, samochodu. Rozglądając się dookoła, zagryzła nerwowo wargę, bo mimo że była to błahostka dla innych, dla niej sytuacja ta była niekomfortowa. Odetchnęła głęboko i niepewnie nacisnęła przycisk pilota, przymocowanego do kluczyków, a kiedy samochód wydał z siebie cichy dźwięk i jego światła zaświeciły się automatycznie, pomogła Shanley zając miejsce pasażera a sama usiadła po stronie kierowcy. Zacisnęła mocno obie dłonie na kierownicy, w duchu modląc się, aby cało dojechać do Carringhton. Czuła, że to nie może skończyć się dobrze. Przekręciła kluczyk i kiedy usłyszała cichy dźwięk silnika, wrzuciła odpowiedni bieg i niepewnie nacisnęła pedał gazu. Samochód zawył niebezpiecznie i szarpnął mocno kiedy próbowała ruszyć. Lively szybko wyrzuciła z głowy wszystkie myśli i starała się skupić na prowadzeniu, w przypominając sobie wszystko co pamietała z nauk jazdy. Zapięła pasy i powoli wyjechała z ulicy, używając odpowiedniej sygnalizacji wjechała na główną drogę. Z każdym pokonanym kilometrem prowadziło się jej coraz lepiej, a zdenerwowanie całkowicie ją opuściło. Zerkała co kilka chwil w stronę przyjaciółki, która nadal trwała w swoim świecie, skupiając wzrok na obrazie za oknem. Lively mogła dostrzec kilka łez, które spływały po jej policzkach. Chciała pomóc blondynce, chociażby dobrym słowem, ale nie potrafiła żadnego pasującego do sytuacji znaleźć. Musiała skupić się na drodze, bo jednak słabo pamiętała dojazd do Carringhton. Szukała jakichkolwiek wskazówek na znakach drogowych, ostatecznie po dobrych kilkudziesięciu minutach rozpoznała otoczenie i drogę prowadzącą do posiadłości. Brama otaczająca dom na jej szczęście była otwarta, nie znała kodu do alarmu żeby go otworzyć i musiałyby tkwić na podjeździe, dopóki ktoś by im nie otworzył. Zaparkowała tuż przed frontowymi drzwiami i gasząc silnik odetchnęła, ciesząc się, że bezpiecznie dojechały. Shanley bez słowa jako pierwsza wysiadła z samochodu i niemalże biegiem dotarła do środka. Lively zajęło to dłuższa chwile, wysiadając czuła, jak jej nogi uginają się od wciąż buzujących emocji.
- Gdzie on jest?! - wchodząc do wnętrza posiadłości, od progu słyszała zdenerwowany głos Shanley.
- Jest w szpitalu, uspokój się - drugi głos, który odpowiedział dziewczynie, należał do Calum'a. W salonie spotkała ich dwójkę. Brunet wypalał przy oknie papierosa a Shanley z zaciśniętymi dłońmi stałą tuż przed jego sylwetką.
- Nie każ mi się uspokajać! On mógł zginąć!
- Jest stabilny, okej? Wyjdzie z tego - brunet odwrócił się od dziewczyny i wyrzucając wypalonego papierosa przez okno, przeniósł się na wielką sofę. - Teraz to ty mi powiedz o co ci chodziło?
- O czym ty mówisz? - zdezorientowana blondynka spojrzała na przyjaciela i skrzyżowała dłonie na piersiach. Lively widziała malujące się zdenerwowanie na jej twarz. Podeszła do Calum'a informując go tym samym o swojej obecności i usiadła na oparciu sofy.
- Co zrobił Michael? Dlaczego powiedziałaś, że możesz wybaczyć mu wszystko? Co ma oznaczać to „wszystko" ?
- Ohh - Shanley westchnęła zagryzając wargę i odwróciła wzrok od ich natarczywego spojrzenia. Żałowała wykrzyczanych słów, nie chciała aby to wszystko co wiedziała, wypłynęło w takiej chwili. Jednak zbyt długo nosiła w sobie tą tajemnice, opowiedzenie komukolwiek tego co się dowiedziała, zrzuciłoby duży kamień z jej serca.
- Przestań Shanley. Od tygodnia widzę, że jest z tobą coś nie tak. To chodziło właśnie o Michael'a? - Lively nie dawała za wygraną. Może nie była to odpowiednia chwila, ale musiała wyciągnąć z dziewczyny, co tak naprawdę kryło się pod jej tajemniczymi słowami i dziwnym zachowaniem.
- Spotkałam go w "Dark Heart".
- Co ty tam robiłaś? - Calum wyglądał na zaskoczonego, zdawał sobie sprawę co to za miejsce i kto w nim przesiadywał. Lively nie poznawała nazwy wypowiedzianej przez blondynkę, więc nie do końca zrozumiała nagłego oburzenie chłopaka.
- Śledziłam samochód faceta, który próbował nas napaść pod mieszkaniem Liv. Nie ważne co ja tam robiłam, ważne że Mike był tam w innym celu niż ja.
- Co masz na myśli?
- Rozmawiał z jednym z ludzi Blackthorna, wyglądało na to, że chyba dobrze się dogadywali.
- Czy ty coś sugerujesz ? - Lively poczuła jak jej serce przyśpiesza. Nie potrafiła wyobrazić sobie, żeby Michael mógł mieć coś wspólnego z dziwnymi wiadomościami które otrzymywała, włamaniem w Blacktown czy zabójstwem. Słowa Shanley nie mieściły się w jej w głowie.
- Nie wiem co mam myśleć! - Shanley warknęła, ponownie spoglądając na przyjaciół zdenerwowana. - Nie chce aby moje słowa okazały się prawdą, ale jak mam sobie wytłumaczyć to co widziałam i to że ukrywa coś przed nami? - ukryła twarz w dłoniach, czując się niesamowicie bezsilna.
- Muszę z nim porozmawiać - Lively gwałtownie wstała z oparcia sofy i skierowała się w stronę wyjścia.
- Dokąd ty idziesz? - Calum złapał ją za ramie i zatrzymał tuż przed drzwiami.
- Do szpitala. Muszę to wyjaśnić teraz!
- Nie obudził się jeszcze, to nie ma sensu.
- Zawieź mnie, albo sama tam pojadę!
- Dobrze - Calum westchnął zrezygnowany i wygrzebał z kieszeni spodni kluczyki do swojego samochodu.
***
Pod salą w której znajdował się Mike, Luke siedział na jednym z plastikowych krzesełek, bawiąc się telefonem, podrzucają go w dłoni. Pochłonięty swoim zajęciem nawet nie zauważył, kiedy Lively wraz z Calum'em znaleźli się tuż obok niego a dziewczyna zaglądała przez szklane okno do sali, w której leżał ranny chłopak. Ashton nerwowo przemieszczał się po jego pokoju i spoglądał co kilka chwil w stronę łóżka, na którym Mikey przecierał dłonią zmęczone oczy. Lively widząc wybudzonego chłopaka chwyciła za klamkę drzwi, jednak szybko jej dłoń została szarpnięta i odciągnięta od tyłu.
- Co wy tu robicie? - Luke wyglądał na zdenerwowanego i zdecydowanie nie cieszył się z ich obecności w szpitalu.
- Zagroziła, że jeśli ja jej tu nie przywiozę, sama tu przyjedzie. Nie chciałem ryzykować kolejnych rys na moim aucie - Calum bezbronnie podniósł dłonie do góry w geście kapitulacji. Lively wywróciła tylko oczami i spojrzała gniewnie w stronę przyjaciela.
- Nie jestem tak fatalnym kierowcą, Cal! - fuknęła obrażona i skrzyżowała dłonie na piersiach, zatrzymując wzrok na białym kolorze ścian. Za wszelką cenę starała się wygrać z samą sobą i nie spojrzeć na Luke'a.
- Przecież ona nawet nie ma prawka, więc o czym ty w ogóle mówisz - Luke zaśmiał się cicho, co jednak wzburzyło krew w żyłach brunetki. Calum widząc w jakim nastroju jest Lively, wycofał się w głąb korytarza, nie chcąc brać udziału w awanturze, która niemalże wisiała w powietrzu.
- Przestań udawać, że ciągle wiesz o mnie wszystko Luke! - Lively opuściła dłonie wzdłuż ciała i zacisnęła pięści. Starała się opanować, jednak począwszy od tajemnic Mikey'a, aż po Luke'a udającego, że wciąż zna każdy szczegół z jej życia, nic nie pomagało jej się uspokoić. - Tak się składa, że mam prawo jazdy, ale ty nie mogłeś tego wiedzieć. Chcesz wiedzieć dlaczego? - po raz pierwszy spojrzała w oczy blondyna, który stał tuż przed nią i zdezorientowany szukał wzrokiem pomocy u Calum'a, który jednak czując napiętą sytuację szybko zniknął z jego pola widzenia.
- Słucham? - Luke nie wykrzsztusił z siebie nic więcej. Patrzył tylko zdezorientowany w brązowe tęczówki Lively, w których dostrzegał narastający gniew.
- Nie było cię przez rok! Przez długi rok, w którym nie dostałam od ciebie żadnej wiadomości, nie wiedziałam co się z tobą dzieje, a co gorsze, nie wiedziałam czy wogóle żyjesz! Nawet nie będziesz mógł sobie wyobrazić jak to jest czuć tą cholerną pustkę i strach, o osobę, którą - Lively przerwała na chwilę spoglądając jeszcze raz w niebieskie tęczówki Luke'a, nie będąc pewną słów, które miała wypowiedzieć - Osobę którą się kochało! - dokończyła po chwili, łamiącym się głosem. - Zmieniłam się Luke i zmieniłam swoje życie, tu w Newcastle. Więc nie próbuj udowodnić, że mnie ciągle znasz, kiedy ja nie mogę powiedzieć tego o tobie.
- Skąd wiesz co ja czułem? Myślisz, że łatwo było mi zostawić cię tutaj i nie myśleć co tak naprawdę się z tobą dzieję? Wiedziałem jednak, że masz chłopaków i zawsze możesz na nich liczyć, tak jak ja - Luke nabrał gwałtownie powietrza i jeszcze raz spojrzał na Lively, która zagryzała ze zdenerwowania wargi. Przybliżył się w jej stronę i zacisnął dłoń na jej ramieniu - Nie możesz powiedzieć, że nie wiem co to strach o kogoś kogo się kocha! Wiele rzeczy o mnie jeszcze nie wiesz, Lively.
- I może nie chce ich wiedzieć! - brunetka warknęła przez zaciśnięte zęby i wyrwała obolałe ramie z uścisku blondyna. Wiedziała, że będzie żałowała każdego swojego słowa, jednak emocje były w niej zbyt ogromne, aby mogła przemyśleć wszystko za nim cokolwiek powie. - Przestań udawać kogoś kim nie jesteś Luke.
Blondyn nie odezwał się już ani jednym słowem. Odwrócił się od niej i jak najszybszym krokiem odszedł w stronę wyjścia. Lively miała ochotę krzyczeć ze złości. Tak długo czekała na to żeby w końcu go zobaczyć, a kiedy już się to stało, to nie potrafili nawet ze sobą rozmawiać. Wiedziała, że nie powinna mówić takich słów, nigdy nie postawiła się w jego sytuacji, ani nie znała powodu jego wyjazdu. Może tez cierpiał, tak jak ona gdy myślała o nim każdego dnia, jednak nie usprawiedliwiało to jego zachowania. Nabrała kilka głębszych oddechów i kiedy już trochę się uspokoiła, nacisnęła na klamkę prowadzącą do szpitalnej sali. Wchodząc do małego, pomalowanego na niebiesko pomieszczenia, czuła jak jej serce przyśpiesza. Ashton dostrzegając ją w drzwiach sali, przerwał swój monolog i spojrzał na nią zdziwiony. Pewnie jak każdy nie spodziewał się jej obecności, jednak było to dla Lively najmniej istotne.
- Ash, mogę porozmawiać z Michaelem? Na osobności? - zapytała ściszonym głosem, nerwowo pocierając dłonie o siebie. Chłopak przyglądał się jej przed dłuższą chwile, być może widząc malującego się zdenerwowanie na jej twarzy, jednak ostatecznie kiwnął głową na znak zgody i po paru sekundach opuścił pomieszczenie. Kiedy tylko dookoła zapadła grobowa cisza, do Lively dotarły ciche dźwięki urządzeń, podpiętych przeróżnymi kabelkami do ciała wycieńczonego przyjaciela. Michael wyglądał słabo i był bardzo blady. Jego klatkę piersiową przysłaniał biały bandaż, który jednak przemókł ciemno czerwoną krwią, w okolicy mostka. Lively zatrzymała się przy końcu wysokiego, zakończonego metalowymi barierkami łóżka i zacisnęła na nich swoje dłonie.
- Nie przyjechałaś tylko sprawdzić jak się czuje, prawda? - ku zaskoczeniu brunetki, jako pierwszy odezwał się Mikey. Lively przeniosła na niego swoje zakłopotane spojrzenie i od razu dostrzegła w jego oczach strach i zagubienie. W jej oczach pojawiły się drobne łzy a ręce zaczęły niebezpiecznie drżeć. Nie wiedziała jak rozpocząć to nieprzyjemną rozmowę. Bo jak można zapytać przyjaciela, dlaczego pomaga ją zabić ?
- Możesz mi to wszystko jakoś wyjaśnić? - zapytała ściszonym głosem, spoglądając w oczy chłopaka.
- To wszystko nie jest tak jak myślisz. Chciałem tylko pomóc, jednak trochę straciłem nad tym kontrolę.
☆☆☆☆☆☆☆
O matko .
.
.
zakochałam się w "Sounds Good Feels Good"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top