8.
„ Everything will be fine"
Centrum Newcastle, chociaż wydawało się wszystkim spokojnym miejscem, skrywało w sobie wiele tajemnic i zakamarków, które nie jednego przyprawiłyby o gęsią skórkę. To właśnie w jednym z nich znalazła się Shanley, śledząc czarne Audi. Wiedziała, że mężczyzna za którego śledziła już dobre kilka minut, jest z pewnością zamieszany we wszystkie ataki na nich i Lively. Był jej szansą na zdobycie kilku istotnych wiadomości, które mogły pomóc im, w dalszym doszukiwanie się prawdy, o tym co się wokół nich działo. Kiedy samochód jadący kilka metrów przed nią, zatrzymał się, sama zwolniła i znalazła wolne miejsce, tak aby móc nadal go obserwować, nie zdradzając swojej obecności. Niepewnie wysiadła z samochodu i wolnym krokiem udała się w kierunku budynku, za którego drzwiami zniknął czerwono włosy. Okolica nie była przyjemna, a kiedy zimny podmuch wiatru przywiał do niej zapach zgnilizny i odór alkoholu, od razu przyłożyła dłoń do ust. Miejsce to było na tyle ponure i brudne, że przyprawiało ją o mdłości. Jednak czuła, że jeśli nie poświęci tej zagadce jeszcze kilku minut, przegapi coś, co może okazać się być dla nich bardzo istotne. Zdeterminowana i lekko odurzona nieprzyjemnym zapachem, przedostała się pod duże, już mocno zniszczone drzwi i czekała aż wysoki mężczyzna wpuści do środka ludzi, ustawionych przed nią w kolejce. Rozejrzała się jeszcze raz po okolicy, która wydawała się jej znajoma. Pamiętała ten budynek i te same drzwi jak przez mgłę, jednak mogła niemalże przysięgnąć, że była już w tym miejscu. Był to jeden z najgorszych klubów w mieście, z obskurnym wnętrzem i przerażającą okolicą, jednocześnie będący jedną z ulubionych miejscówek Blacthorna, przed jego śmiercią. Blondynka teraz była już niemalże pewna, że za wszystkimi atakami stoi ktoś, z jego bliskiego otoczenia.
W środku znalazła się bez większych przeszkód, kiedy tylko dotarła do baru, od razu w tłumie odnalazła mężczyznę, którego śledziła. Jego mocno czerwony kolor włosów wybijał się z tłumu. Zajęła miejsce w jednej z lóż na podwyższeniu, mając doskonały widok na całą sale. W tak obskurnym miejscu, ku zaskoczeniu blondynki bawiła się dość spora liczba osób, większość już dobrze pijana. Jeden ze starszych mężczyzn uśmiechnął się do niej dwuznacznie, zajął miejsce bok niej i swoją dłonią pogładził jej kolano. Szybko zniesmaczona zrzuciła jego dłoń i wywracając oczami, odeszła w inną część sali. Ponownie odnalazła wzrokiem mężczyznę, którego śledziła i niemalże zamarła w miejscu, kiedy rozpoznała osobę stojącą obok niego. Tylko jedna osoba potrafiła mieć ten sam zwariowany kolor włosów, który teraz odbijał się w jej tęczówkach. Tą osobą był Michael. Zamrugała kilka razy, mając nadzieję, że są to jedynie przewidzenia, jednak kiedy za każdym razem je otwierała wciąż widziała niebieskie włosy przyjaciela. Rozmawiał z mężczyzną, którego śledziła i nie wyglądało na to żeby robił to z przymusu. Shanley nie miała pojęcia co ze sobą zrobić. Była tak przestraszona i zaskoczona tym co zobaczyła, że nie widziała jak zniknąć z tego miejsca, póki nikt nie zauważył jej obecności. Zaciskając pięści odwróciła się poszukując wyjścia, w głowie mając jedynie ucieczkę z tego przeklętego, obskurnego baru, zanim przyjaciel jeszcze zdąży zainteresować się jej osobą.Przedzierając się przez pijany tłum, wpadła w kogoś, odbijając się od jego klatki piersiowej. Podniosła głowę z zamiarem przeproszenia, ale słowa zamarły w jej ustach. Wysoki brunet o ciemnoczekoladowych tęczówkach, uśmiechał się w irytujący sposób i wzrokiem skanował jej sylwetkę.
- Turner - Shanley wycedziła przez żeby, a na jej ustach pojawił się grymas zniesmaczenia. Przeklinała w głowie, że osobą na którą musiała właśnie wpaść, był nie kto inny jak Elyas, jednak zaskoczyła ją jego obecność w tym miejscu. Nigdy nie podejrzewała go o kontakty z Blackthorn'em, mimo że był zepsutym i działającym jej na nerwy facetem, wydawało się, że trzyma się od kontaktów z którymkolwiek gangiem z daleka. Zawsze wszyscy uważali, że jedyną rozrywką jest dla niego denerwowanie innych i branie udziału w wyścigach, gdzie dużą ich liczb wygrywał.
- Wood - Elyas wypowiedział jej nazwisko z tą samą oschłością w głosie a jego irytujący blondynkę uśmiechem, nie znikał z jego ust. - Cóż za spotkanie!
- Wolałabym go uniknąć - Shalney zacisnęła swoje drobne dłonie jeszcze mocniej i przewróciła oczami.
- Szukasz przyjaciela? - brunet zapytał, ale kiedy zauważył jak przerażenie wypływa na jej twarz, uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Nie wiedziałem, że tak łatwo będzie mu was oszukać - Elyas zaśmiał się krótko i spojrzał gdzieś poza jej ramieniem. Shanley bez spoglądania s tą samą stronę, wiedziała, że jego słowa piją do obecności Michael w tym miejscu.
- O czym ty mówisz? - blondynka starała się wyglądać na spokojną, tak jakby cała ta sytuacja była jej obojętna, a w tym miejscu znalazła się przez przypadek.
- Jesteście naiwni. Ufacie mu bezgranicznie a tak naprawdę nie wiecie, kto próbuje was pozabijać. Zabawne, że uważałem was za jakiekolwiek zagrożenie - Elyas zaśmiał się krótko i odszedł, zostawiając ją zdezorientowaną na środku sali. Shanley po słowach chłopaka przestraszyła się o wiele bardziej. Wiedział on tak wiele, o atakach, o Michael'u, nie miała jednak pojęcia skąd miał te wszystkie informacje. Jej serce pękało, kiedy docierały do niej myśli, że Mikey, którego uważała za przyjaciela, za osobę za którą mogłaby oddać życie, postanowił ich zdradzić. Musiała jak najszybciej opuścić do przeklęte miejsce, nie chcąc pozostawać w nim ani sekundy dłużej. Obraz rozmazywał się jej przed oczami, kiedy wsiadała do środka. Nie była osobą wrażliwą, jednak czuła się, jakby ktoś wbił ostry nóż w jej serce. Uczucie zdrady było gorsze niż inne upokorzenia, w sekundzie straciła zaufanie do Michael'a. Nie chciała wierzyć, ze ktoś z kim była tak blisko, mógł tak łatwo ja oszukać. Nie tylko ją, ale wszystkich, cała ich piątkę. Uderzyła dłonią w kierownice i po chwili oparła o nią czoło, chcąc chociaż trochę się uspokoić. Wciąż chciała wierzyć, że był ich przyjacielem.
***
Dni mijały szybko. W nowej posiadłości Lively zaaklimatyzowała się dość łatwo i bez problemu poruszała się po jej pomieszczeniach. Mimo swoich nalegań, nikt nie pozwolił jej wrócić do swojego mieszkania, w którym jak uważali, nie była już bezpieczna. Chociaż brunetka nie podzielała ich zdania, nie posiadała argumentów, które mogły kogokolwiek przekonać. Czas spędzała głównie z Calum'em, bądź Shanley, która wydawała się jej od kilku dni dziwnie przygaszona. Mimo usilnych starań i pytań, blondynka zdawkowo na nie odpowiadała i za każdym razem wszystko zwalała na swoje zmęczenie i niewyspanie, ze względu na ciągłą obserwacje Eveans'a. Po ostatnich zdobytych przez Ashton'a informacji, chłopcy zdecydowali się złapać ludzi, którzy odpowiedzialni byli za wszystkie morderstwa i groźby, wysyłane pod jej czy ich adresem. Dlatego od kilku dni obserwowali dom Jamie'go Evans'a, który był kolejną osobą na liście. Tego wieczoru Lively nie miała ochoty na kolejne samotne przesiadywanie w pokoju, dlatego poprosiła Calum'a o towarzyszenie mu w nocnej obserwacji. Przyjaciel zgodził się, chociaż niechętnie, z niezadowoleniem wymalowanym na twarzy. Luke'a, który słyszał ich rozmowę, nie przerywał im ani słowem. Od ich ostatniej rozmowy, nie zamienili ani słowa, chociaż Lively starała się ponownie z nim porozmawiać, on skutecznie się z tego wycofywał.
Obserwując przez lornetki niski domek w bogatszej dzielnicy Newcastle, Lively czuła się conajmniej dziwnie. Przez pierwsze trzy godziny posiadłość wydawała się być spokojna i cicha, usypiając już nawet Lively. Jej oczy zamykały się coraz bardziej, a krótkie ziewnięcie wydostało się z jej ust już kilka razy. Brunetka ożywiła się w chwili, kiedy Calum sięgnął po swój telefon i niechcący dotknął jej dłoni. Przyjaciel wyglądał na poruszonego, a Lively czuła całą sobą, ze dzieje się coś niedobrego. Od wystukania w klawiaturę kilku słów nie minęło zbyt wiele czasu, a obok nich zaparkował czarny mustang, który zdążył już być wyremontowany po ostatnim przegranym wyścigu. Luke opuścił szybę w swoim aucie i przyglądnął się ich dwójce, skanując wzrokiem ich twarze.
- Co się dzieje?
- Widzisz to auto zaparkowane dwa domy dalej? - Calum wskazał dłonią ciemny samochód nieznanej dla Lively marki i ponownie zwrócił się do Luke'a. - Stoją tu od dobrej godziny, czuję, że zaczyna się coś w końcu dziać.
- Zostańcie tu, a ja zorganizuje resztę - Luke wrzucił wsteczny bieg z zamiarem nawrócenia. - Gdyby się coś działo nie pozwól wyjść jej z samochodu! - zgromił Calum'a surowym spojrzeniem,m. Ten pokiwał głową na znak, że zgadza się ze słowami przyjaciela. Gdy tylko Luke odjechał, Calum od razu zaśmiał się pod nosem czym zwrócił uwagę Lively. Dziewczyna spojrzała na niego pytając unosząc brwi, jednak chłopak nic sobie z tego nie robił, nadal śmiejąc się w najlepsze.
- Co ci się stało? - Lively zapytała zirytowana, kiedy cichy śmiech Calum'a nie miał końca.
- To jest cholernie zabawne, to jak zachowujecie się jak małe dzieci - zaśmiał się jeszcze raz i trochę spoważniał. - Nie potraficie zrozumieć, że nie umiecie ze sobą nie rozmawiać, ale widzę że cholernie chcecie pokazać, że jest odwrotnie.
- To on się do mnie nie odzywa, więc dlaczego to ja mam się ciągle starać?
- Zrozum go, boi się tego co poczuł, boi się że miłość zniszczy go tak jak kiedyś.
- O czym ty mówisz? - brunetka zaciekawiona i jednocześnie zdezorientowana, spojrzała na poważnego już bruneta.
- To nie ja powinienem Ci o tym mówić, to sprawa Luke'a i sam musi Ci to wytłumaczyć - Calum wzruszył ramionami i odrywając wzrok od przyjaciółki, wrócił nim w kierunku domu Evans'a. - O cholera! - zaklął pod nosem i szybko wyjął broń z schowka.
- Gdzie ty idziesz? - spanikowana Lively złapała chłopaka za dłoń, kiedy ten próbował wysiąść z samochodu.
- Zostań tu rozumiesz! Jak przyjedzie Luke powiedz mu, że poszedłem do środka. Wydawało mi się, że ktoś wchodził do mieszkania przez okno - zanim Lively zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Calum zniknął już za ogrodzeniem. Nie miała zamiaru dotrzymać obietnicy przyjaciela i gdy tylko odnalazła w schowku drugą broń, wysiadła z samochodu i ruszyła za brunetem. Nie miała pojęcia jak posługiwać się tym co trzymała s dłoni, jednak adrenalina w jej żyłach, szybko stawiała każdy krok, przybliżający ją do posiadłości: Za niskim żywopłotem od razu zauważyła ciemną postać i chowając się za jednym z krzewów, obserwowała jej poczynania. Mężczyzna bez skrępowania próbował otworzyć drzwi od piwnicy, ale kiedy niechcący nadepnęła na gałąź, która złamała się, przeładował broń i ruszył w jej kierunku. Lively przerażona ścisnęła mocniej pistolet trzymany w dłoni i wpatrywała się w zbliżającego się mężczyznę. Kiedy poczuła zimną dłoń na swoich ustach, podskoczyła gwałtownie, wyrywając się na wszystkie strony.
- Cii... Przestań się wiercić bo nas zdradzisz! - gorący oddech Luke'a, który poczuła na swojej skórze, od razu złagodził jej strach - Miałaś być w samochodzie!
- Przestań! - brunetka szepnęła - Nie mam zamiaru patrzeć, jak wy dajecie się pozabijać, a ja nie mogę nawet wyjść z auta!
Luke pokręcił jedynie z niesmakiem głową i wrócić do obserwowania mężczyzny. Lively nie zorientowała się, kiedy ktoś jako pierwszy otworzył ogień a po chwili wszystko przerodziło się w regularną strzelaninę. Kiedy coraz więcej osób wyłaniało się ze swoich kryjówek, Lively nie potrafiła rozpoznać przyjaciół, wszystko działo się zbyt szybko. Pisnęła głośno, kiedy ktoś szarpnął za jej ramie i wystrzeliła przypadkowo z wyciągniętej broni, trafiając go w ramię. Mężczyzna z wielkim trudem uciekł za budynek, nie dając jej możliwości przyglądnięcia się mu. Luke co kilka chwil oddawał głośnie strzały, trafiając kilku innych ludzi. Kiedy odgłosy wystrzałów ustały, a ciężki i płytki oddech Luke'a tuż za nią powoli uspokajał się, odetchnęła cicho i przetarła dłonią mokre od potu czoło. Blondyn odwrócił jej ciało w swoją stronę i ujął twarz w dłonie.
- Nic ci nie jest? - zapytał z troską, która wydawała się w jego głosie naprawdę szczera. Lively pokiwała jedynie głową, że wszystko jest w porządku i poczuła rozlewające się po jej ciele ciepło, kiedy Luke pogładził jej rozgrzaną skórę policzka, swoim kciukiem. - Nie darowałbym sobie, gdyby cokolwiek Ci się stało - oparł swoje czoło o jej i przymykając powieki odetchnął głośno. Krótką chwilę ich intymności, przerwał przeraźliwy krzyk Shanley.
- Michael! - blondynka klęczała nad sylwetką chłopaka, wsuwając jedną dłoń pod głowę leżącego na asfalcie chłopaka, drugą lekko pocierając jego policzek. - Mikey błagam Cie nie zostawiaj nas teraz, wybaczę Ci wszystko! Wybaczę Ci to co zrobiłeś, tylko błagam zostań - Shanley wyglądała na przerażoną, jednak nikt nie wiedział o czym tak naprawdę mówiła. Kiedy Lively wraz z Luke'iem zbliżyli się do nich, od razu zauważyli kałuże krwi, która tworzyła się wokół sylwetki Michael'a. Chłopak wykrwawiał się, oddychając coraz słabiej.
- Szybko zabieramy go! - Luke krzyknął w stronę przerażony przyjaciół i z ich pomocą, zapakowali Mikey'a do jednego z samochodów. Lively objęła ramionami Shanley i przyciągnęła ją do siebie, próbując ja uspokoić.
- Wszystko będzie dobrze! Wszystko... - powtarzała ciągle, pocierając jej plecy. Chciała mieć nadzieje, że jej słowa nie są dalekie od prawdy.
A.N.
Ciężko jest być dorosłym.
nie polecam ...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top