33 + Bonus
„ i care about you"
Ciemnie, mroczne pomieszczenie, oświetlała tylko jedna mała nocna lampa, ustawiona na wielkim metalowym stole. Porozrzucane strzykawki, liczne pojemniki, wypełnione niebieskim płynem, na myśli przywodziły obraz sali szpitalnej, nie zwykłego pomieszczenia w domu jednorodzinnym w centrum Blacktown. Miejsce wydarte niczym z najstraszniejszego horroru, gdzie za każdym rogiem, może czekać na ciebie ciche niebezpieczeństwo. Tak wyglądało jego całe życie. Mimo, że wszyscy wokół to jego uważali za bezwzględnego tyrana, on sam nie potrafił tak pomyśleć. Wciąż był tym samym roześmianym nastolatkiem, który wszystko zrobiłby dla kochającej go matki, ale pod grubą warstwą cynizmu, niechęci do ludzi i żądzy zemsty. Podchodząc do metalowego stołu, zacisnął mocno dłonie na jego krawędzi, czując przepływającą przez jego żył krew. Wiedział, że traci kontrolę, nie tylko nad sobą, ale nad wszystkim, nad czym pracował. Lively, którą przez długi czas starał się zdobyć tylko dla siebie zniknęła, Johny tak po prostu zapadł się pod ziemie, a on został sam, z grupą ludzi, którzy nie byli przygotowani, na to co miało nadejść. On był gotowy, wiedział, że to zakończy to wszystko, na co on nigdy sam się nie pisał. Nigdy nie był przygotowany na to, że kiedy odnajdzie ojca, wpląta się w wojnę, którą może wygrać tylko jedna ze stron. Został mu tylko i wyłącznie Nick, który leżał skulony pod ciemną ścianą. Jego przepocona koszulka opadała nierówno, drżał od dawki narkotyku, który krążył w jego żyłach. Elyas nie znał skutków ubocznych tego co podał chłopakowi, substancja nie była dopracowana i jeśli nie chciał aby chłopak umarł zbyt szybko, musiał przyśpieszyć swój plan. Nie miał jedynie pewności co dzieje się z Lively, która również zaznała smaku narkotyku, który od kilkunastu godzin krążył w jej żyłach. Zemstą byłaby jej śmierć, jednak nie tak to miało się zakończyć. Nie tego chciał jego ojciec, jak i nie tego pragnął on sam.
Chłopak spojrzał na bałagan, który sam chwilę wcześniej zrobił. Gdzieś pomiędzy stertą śmieci, odnalazł jedno zdjęcie, które zawsze nosił przy sobie. Zabierając go do dłoni, przejechał palcami po twarzy kobiety, znajdującej się na fotografii. Jego matka, była jedyną osobą, dla której walczył o to wszystko. Wiedział, że zranił ją nieodwracalnie, wyjeżdżając na drugi koniec kraju, jednak czuł, że już dawno wybaczyła mu to. Bał się o nią, jak o nikogo innego, tym bardziej teraz, kiedy Hemmings wykorzystał ją, jako jego największą słabość. Musiał działać szybko, aby ją jedną uratować, bo nigdy nie miała brać udziału w jego wojnie.
- Elyas? - chłopak odłożył fotografie i rozprostowując wciąż zaciśnięte dłonie, odwrócił się w stronę stojącej w progu dziewczyny. - Wszyscy już są, myślę że możesz zaczynać.
- Pukaj za nim wejdziesz Loren - chłopak warknął na zmieszaną dziewczynę, która niezdarnie skinęła głową i przygryzła wargę. - Za chwilę do was dołączę - Elyas znów odwrócił się plecami do jego towarzyszki, starając się zrobić wizualny porządek na metalowym stole.
- Mogę cię o coś zapytać? - niska szatynka prawie szeptała, zadając pytanie. Znała Elyas'a od jego pierwszego dnia w tym domu. Widziała na własne oczy jak szybko stacza się na dno gangsterskiego świata, jako jedyna miała odwagę zbliżyć się do niego na tyle, aby móc z nim rozmawiać, jednak strach przed jego osobą zawsze wygrywał, ponad wszystkimi innymi uczuciami.
- Pytaj - chłopak odpowiedział niedbale, nie odwracając się do niej ponownie.
- Jak długo masz zamiar to ciągnąć Ely? Zabija Cię to, widzę to - brunet przełknął ogromną gule, która znalazła miejsce w jego gardle. Nie przywykł do krótkiego zdrobnienia, którym od pierwszego dnia zwracała się do niego szatynka, jednak była to mała namiastka szczęścia, które chciał niegdyś dzielić z tą dziewczyną. Kiedy wszystko runęło jak bańka mydlana po śmierci jego ojca, nie potrafił już być z nią blisko, kiedy widział strach w jej oczach, gdy tylko był obok.
- Już niedługo się to skończy, obiecuję - nie był pewien czy tą obietnice składa dziewczynie, czy samemu sobie.
***
Rozgwieżdżone niebo nad plażą w Bondi, było piękniejsze niż kiedykolwiek Lively mogła ujrzeć. Jej bose stopy, które już dawno nie dotykały ciepłego piasku, obmywane były przez ciepłe fale oceanu. Czuła się jak w pięknym śnie, nie pomyślałaby nawet, że to co się dzieje teraz, może dziać się naprawdę. Luke szedł tuż obok niej, w jednej dłoni trzymając swoje buty, drugą delikatnie muskał jej dłoń. Brunetka uśmiechała się szeroko, napawając się przepięknym widokiem, oddalonego od nich Sydney. Było już grubo po drugiej w nocy, jednak nie przeszkadzało im to, Liv pierwszy raz od dłuższego czasu poczuła coś w rodzaju spokoju, być może ulgi, czuła że tak powinno wyglądać jej życie. Jednak skutecznie wizje pięknego i spokojnego świata, zaburzały jej nienaturalnie jasno niebieskie żyły, które w panującym dookoła nich mroku, wydawały się jeszcze jaśniejsze. W jej kącikach oczu zebrały się drobne łzy bezsilności, które szybko dziewczyna chciała odpędzić od siebie. Nie mogła zepsuć tej chwili, chciała nacieszyć się nią jak najdłużej będzie mogła, wiedziała że te chwilę są dla niej na wagę złota. Przystanęła na sekundę, zadzierając głowę wysoko. Szukała w gwiazdach odpowiedzi, pomocy, czegokolwiek, co pomogłoby im zakończyć to wszystko.
Luke przystanął przed nią, zakładając dłonie na jej biodrach, również podnosząc głowę i wpatrując się w rozgwieżdżone niebo. Pragnął tego samego co Lively, jednak wiedział, że odpowiedzi i pomoc nie spadną im z nieba. Jednak jak mówi przysłowie, nadzieja matką głupich, a oni byli własnie tymi głupcami, wciąż pełnymi nadziei, że to wszystko to tylko jeden z ich nieszczęśliwych koszmarów. Chciał obudzić się z niego jak najszybciej, czuł że ma teraz w swoich ramionach cały swój świat i nie przeżyje jeśli go straci.
- Lively?
- Hmm? - dziewczyna ani na chwilę nię opuściła uniesionej głowy, z przejęciem przyglądając się gwiazdom.
- Wiesz, ja chyba też nigdy nie potrafiłem tego okazać, ale cholernie mi na tobie zależy - blondyn przygryzł swoją wargę, wpatrując się w tęczówki Lively, w których odbijał się jasny blask gwiazd. Nie przywykł do okazywania uczuć, dlatego nie potrafił ubierać tego w ładne słowa, które ona chciała usłyszeć.
- Wiem Luke - brunetka wtuliła się w tors chłopaka, spoglądając na niego. Czuła, że wszystko czego pragnie ma własnie przy sobie, ale gdzieś w głowie, wiedziała jak szybko może to stracić. Delikatnie wspięła się na palcach i złączyła ich usta w długim pocałunku, w którym przelała wszystko, czego nie potrafiła zastąpić słowami. Nie byli królewną i księciem z bajki, ich życie pisało odmienny scenariusz, a jedyne co im pozostało, to walczyć o szczęście, które nigdy nie było im pisane.
_________
A może tak wrócić do pisania, co wy na to,?
Poniżej bonus za tą długa mie obecność
"BONUS"
- Boże, jaki z Ciebie dupek! - dziewczyna zdenerwowana skrzyżowała ręce na piersiach i ze złością w oczach przyglądała się blondynowi. Nie podobało jej się to jak kilka minut wcześniej potraktował niską blondynkę, która była w niego zapatrzona jak w ósmy cud świata.
- Dlaczego? - chłopakowi z ust wciąż nie schodził uśmiech. Podobało mu się zainteresowanie jego osobą, wśród dziewczyn w ich szkole. Mimo, że żadnej jak dotąd nie dał szansy, lubił bawić się ich uczuciami. Jedyną dziewczyną która pozostawała obojętna na jego urok osobisty była brunetka, z która przyjaźnił się od dzieciństwa. To właśnie ona stała przed nim i z mordem w swoich czekoladowych tęczówkach, po raz kolejny próbowała sprowadzić jego wygórowane ego na ziemię.
- Czy Ty wreszcie przestaniesz tak traktować te wszystkie dziewczyny? - brunetka podniosła głos mając nadzieję, że chociaż w ten sposób dotrze do chłopaka. Miała już dość oglądania kolejnych zapłakanych dziewczyn, które za każdym razem chłopak odsyłał z przysłowiowym kwitkiem.
- Ale jak? - blondyn dobrze wiedział o czym mówi jego przyjaciółka, nie słyszał tych słów po raz pierwszy z jej ust.
Za każdym razem gdy olewał kolejną dziewczynę, brunetka robiła mu wyrzuty, często obrzucając go najgorszymi wyzwiskami. Jednak wiedział, że mimo że teraz gotuję się wręcz ze złości, gdy ochłonie wszystko wróci do normy. Była żywym głosem jego sumienia, które w nim już dawno zanikło. Jako jedyna krytykowała jego zachowanie, nie starała fałszywie podlizywać się mu by tylko zdobyć jego uwagę. Nie musiała. Od dawna liczył się tylko z nią, mimo że miał wokół siebie wielu przyjaciół. Wiedział, że brunetce przeszkadza jego popularność, to że jest tak rozchwytywany, ale nigdy nie powiedziała mu tego w prost. Teraz gdy tylko patrzył na jej palące czekoladowe spojrzenie, układał w głowie plan szybkiego poskromienia jej złości.
- Mógłbyś chociaż raz zachować się jak facet, a nie zapatrzonym w siebie egoistą ! Nie rób im tej złudnej nadzieji, po to aby później je spławić. Nie zabawiaj się z każdą! Nie wiem co ty chcesz tym udowodnić, ale bardziej popularny nie będziesz Luke! - dziewczyna po raz pierwszy użyła tak ostrych slow. Nie potrafiła już inaczej do niego dotrzeć, postawiła na szczerość, z resztą jak zawsze.
Przez krótką chwilę myślała, że po raz pierwszy blondyna uderzyły jej słowa, że może w końcu zrozumie jak traktuję i rani te wszystkie niczemu winne dziewczyny. Jednak po chwili, na jego twarzy dostrzegła zadziorny uśmiech i już wiedziała, że jest na straconej pozycji. Zacisnęła dłonie w pięści, czując napływającą irytację.
- Czyżbyś była zazdrosna Livie? - chłopak przygryzł dolną wargę, bawiąc się jednocześnie małym czarnym kolczykiem, w niej umiejscowionym.
Spojrzał na nią wyraźnie rozbawionym niebieskim spojrzeniem, gdy ona stała przed nim z lekko rozchylonymi malinowymi wargami. Nie mógł się powstrzymać, uwielbiał sposób w jaki denerwowała się na jego zaczepki. Byli tylko przyjaciółmi, lecz jemu nie przeszkadzało to, aby łamać granice, które wyznaczała brunetka. Uwielbiał tańczące ogniki w jej oczach, gdy tylko zbliżał się zbyt blisko, łamiąc jej przestrzeń osobistą, albo czasem łapał za dłoń, nieco inaczej niż zawsze. Mimo, że czasem robił to specjalnie, po to by ją podenerwować, uwielbiał jej bliskość.
- Ughh... Jesteś niemożliwy Luke! - uniosła ręce w geście poddania i odwróciła się od chłopaka, poszukując wzrokiem reszty znajomych.
Nie miała ochoty wdawać się w bezsensowną rozmowę, dobrze wiedziała, że blondyn robi to tylko po to aby ją zdenerwować. Uwielbiał to, a ona przyzwyczaiła się do jego zaczepek, starała się większość ignorować, jednak w duchu zgadzała się z słowami chłopaka. Była zazdrosna, może nie w ten sposób w jaki on by oczekiwał, ale była. Na jednej z ławek dostrzegła bruneta, który zabierał się do swojej kanapki. Podeszła do przyjaciela szybkim krokiem i usiadła zirytowana obok. Chłopak ugryzł kanapkę i swoje zaciekawione spojrzenie przeniósł na dziewczynę. Uniósł swoją w brew lekko do góry w geście zapytania.
- Trzymaj mnie, bo za raz mu coś zrobię! - brunetka wysyczała wściekle przez zęby i przymknęła powieki próbując się uspokoić.
- Hemmings od rana działa na nerwy? - chłopak szturchnął brunetkę delikatnie w bok i ugryzł kolejny kawałek kanapki.
- Calum kiedy on nie działa nam na nerwy? - dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i wyciągnęła głowę aby złapać kilka promieni słonecznych.
- To prawda, nie było jeszcze tak pięknego dnia - brunet zaśmiał sie cicho w czym powtórowała mu dziewczyna. - Więc, co dzis zrobił nasz kochany Luke?
- Spławił dziś rano Emme, która to już w tym tygodniu ?
- Może 5? - podsunął przyjaciel.
- Serio? Za chwilę nie będzie dziewczyny w szkole, której nie olał!
- Ty będziesz.
- Tak, ale dlatego, że ja potrafię z nim wytrzymać, jesteśmy przyjaciółmi. Nie wiem dlaczego on to wszystko robi...
- Bo wie, że nie może mieć Ciebie - chłopak wzruszył ramionami, tak jak by mówił rzecz oczywistą. Dziewczyną otworzyła jak dotąd przymknięte oczy i przeniosła swój wzrok na bruneta.
- Coo?
- Nie mów, że tego nie widzisz Livie?! - brunetka odszukuję wśród szkolengo tłumu blondyna - Boże, wy na prawde jesteście siebie warci.
- Calum, chyba coś pomyliłeś! - dziewczyna kiwa przecząco głową, nie wierząc w słowa przyjaciela. Przez krótką chwile obserwuje zachowanie blondyna, który po raz kolejny kokietuję zapatrzoną w niego dziewczynę. Gdy widzi jej wzrok na sobie, odsuwa się od niej i z uśmiechem na ustach kieruję się w ich stronę.
-Hood posuń swój tłusty tyłek - Luke rzuca do przyjaciela i wciska się na miejsce między nimi.
- Mój tylek nie jest tłusty! - Calum wstaje ze swojego miejsca i mierzy wzrokie blondyna.
- Jedz więcej tych swoich kanapek z Nutella, to na pewno będzie - chłopak zakłada na oczy ciemne okulary i wykrzywia głowę aby obronić się przed słonecznym światłem.
- Wal się Luke! - zirytowany brunet rzegna się z przyjaciółką i zostawia ich samych na niewielkiej ławce.
- Więc dalej jesteś na mnie wściekła? - blondyn lekko wbija brunetce palce w bok, dobrze wiedząc, że nie nawiedziła kiedy to robił. Dziewczyna odsuwa się od niego, nie dając mu możliwości na powtórzenia gestu.
- Wiesz co, nie rozumiem Cię! Mógł byś mieć jedną, na prawdę wspaniałą dziewczynę, a Ty wolisz zabawiać się wszystkimi - dziewczyna nie stara się już nawet na przyjemny ton głosu. Z obojętnością kieruję do niego słowa, nawet nie spoglądając na niego.
- Ughh... Myślisz że to takie proste.
- Bo jest! Wystarczy podejść, zapytać czy się z tobą nie umówi! Tylko teraz to nie wiem czy której uwierzy, że to coś na serio.
- Tak uważasz! - poczuła jak chłopak zaciska dłonie w pięści, wiedziała już że tym razem uderzyły go jej słowa. Mimo, że nie lubiła go ranić, było to jedyne wyście aby zrozumiał to co robi. Spojrzała na niego, jednak przez ciemne szkła na jego nosie, nie dostrzegła jego niebieskich tęczówek, jednak wiedziała że chłopak się jej przygląda.
- Luke, zrób to dla mnie, chociaż raz umów się z dziewczyną ale nie po to by ją na drugi dzień spławić. Umów się z dziewczyną, która na prawdę Ci się podoba - złapała delikatnie jego dłoń, robiła tak zawsze gdy mówiła coś ważnego. Zdjęła z jego oczu ciemne okulary, chciała zobaczyć odpowiedź w jego tęczówkach. Blondyn delikatnie skinął głową, na znak zgody.
- Dobrze - uśmiechnęła się i założyła jego ciemne okulary, zakrywając swoje czekoladowe tęczówki. - Chodźmy na lekcje, mam angielski nie mogę się spóźnić - podniosła się z ławki, słysząc dźwięk dzwonka.
- Livie? - przyjaciel złapał ją za dłoń, zmuszać aby odwróciła się do niego. - Umów się ze mną! - spojrzała na niego zdezorientowana, zaskoczyły ją jego słowa.
- Co?
- Chciałaś bym umówił się z dziewczyną, która mi się podoba, więc robię to - chłopak uśmiechnął się i przysunął dziewczynę bliżej siebie. Objął ją jedną dłonią w tali a drugą ściągnął z jej oczu ciemne okulary, by móc przejrzeć się w jej czekoladowych tęczówkach. Zaśmiał się, widząc małe czerwone wypieki na jej bladych policzkach, spowodowane jego bliskością i dotykiem. Oparł głowę o jej czoło, w jej oczach ponownie zatańczyły małe ogniki, które uwielbiał.
- Livie, nie chce byśmy byli tylko przyjaciółmi - musnął delikatnie jej usta swoimi i pociągnął ją za dłoń w stronę szkoły.
--
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top