15.

     „ I still want you"

    Dla nikogo to nie był dobry dzień. Lively nie potrafiła się uspokoić, nawet gdy dotarli do Carringhton. Ściskała w dłoni małe urządzenie USB, które miało w sobie tajemniczą wiadomość, którą bała się otworzyć. Luke nie zdążył jej zatrzymać, kiedy jako pierwsza wysiadła z samochodu i wkraczając w głąb domu, swoje kroki skierowała w stronę swojego tymczasowego pokoju. Potrzebowała chwili dla siebie, aby ułożyć rozbiegane i nerwowe myśli, ale przede wszystkim uspokoić swoje ciało. Ręce wciąż jej drżały, serce uderzało nierówno o ścianki klatki piersiowej, a oddech chociaż już mocniejszy, wciąż był urywany. Była zawiedziona sobą, swoją postawą w całej tej sprawię. Wszystko co działo się, dotyczyło właśnie jej, a ona nie potrafiła nawet zawalczyć o samą siebie, nie myśląc o ratowaniu przyjaciół. Nie mogła znieść tej bezsilności, która ją ogarnęła, chciała walczyć, jednak  nie potrafiła odnaleźć właściwej drogi. Nie umiała odnaleźć w sobie siły, która popchnęłaby ją do działania.

            Kiedy już chociaż trochę w jej organizmie wszystko wróciło do stabilnej normy, o ile tak Lively mogła nazwać stan w którym się znalazła, przypomniała sobie o jednej osobie, której teraz potrzebowała. Tak szybko jak znalazła się w pomieszczeniu, tak szybko z niego wybiegła, zbiegając do kuchni, która jak w każdym domu, stanowiła jego centralny punkt. Zastała w niej Ashton'a, który rozkładając przedziwnie urządzenia na stole, zajął się naprawą swojego komputera.

            - Widziałeś Calum'a? – brunetka zapytała, zwracając tym samym uwagę chłopaka.

            - Nie, od dwóch dni nie pokazywał się. Dostałem od niego jedynie krótką wiadomość – Ashton wzruszył obojętnie ramionami i powrócił do przerwanej czynności.

            - Jaką wiadomość?

            - Chce odpocząć, chyba wszyscy tego potrzebujemy Lively. Ta sprawa nas przytłacza...

            - To zostawcie ją, ona dotyczy mnie! – mimo, że wiedziała jak trudno jest wszystkim nie tylko jej, gdzieś w środku uderzyły ją słowa Ashton'a. Nie czekała już na dalszy rozwój sytuacji, odwróciła się z zamiarem jak najszybszego opuszczenia pomieszczenia.

            - Liv, poczekaj! Lively, nie oto mi chodziło! - Ashton krzyknął za nią, jednak dziewczyna zniknęła już za drzwiami.

            Brunetka nawet nie próbowała się zatrzymać, zatrzasnęła drzwi pokoju i po raz kolejny wybrała numer Calum'a. Po kolejnym głuchym sygnale, rzuciła telefon mało delikatnie na niebieską pościel i zacisnęła dłonie w pięści. Czuła gdzieś w środku, że chłopak nie zostawiłby jej w takiej chwili. Wiedział, że tylko w nim miała oparcie. Była pewna, że stało się coś, co zmusiło go do takiej decyzji, była również zła, że Ashton tak łatwo uwierzył w jedną otrzymaną wiadomość. Do jej głowy wpadł tylko jeden pomysł, który zdecydowała się wykonać. Rozejrzała się po korytarzu i słysząc stłumione głosy Shanley i Michael'a w pokoju chłopaka, jak najciszej potrafiła, dostała się do salonu, gdzie na komodzie zauważyła kluczyki do samochodu blondynki. Dziękowała w duchu, że dziewczyna zostawiła je w tym samym miejscu co zawsze, co o wiele ułatwiało jej plan. Pozostało jej jedynie bezszelestnie udać się do wyjścia i znaleźć zaparkowany samochód, co nie mogło być trudne, ponieważ wszystkie pojazdy stały zaparkowane w garażu. Przeszkodę stanowił jedynie Ashton, który nadal przebywał w kuchni, a Lively znając jego wyostrzony słuch, wiedziała, że nie przejdzie obok niego niezauważona. Jednak do jej głowy wpadł kolejny pomyśl, który zdecydowała się wykorzystać. Przedostała się na tył domu, gdzie znajdowało się jeszcze jedno osobne wejście, którego nikt nie używał, albo przynajmniej Lively nie zauważyła by ktoś przez nie wychodził. Po chwili była już na zewnątrz, a kolejne kilka minut zajęło jej odnalezienie samochodu, odpalenie silnika i wydostanie się poza bramę wjazdową do posiadłości. Nie czuła się dobrze, nie mówiąc nikomu dokąd się wybiera, jednak uznała, że przynajmniej tak odebrała wszystkim jeden powód mniej, który mógłby ich zadręczać.

            Dotarcie do Newcastle zajęło jej zaledwie trzydzieści minut, dzięki dobrze wyposażonemu autu Shanely. Lively po raz kolejny odważyła się rozwinąć większą prędkość sportowym autem, co lekko podniosło poziom adrenaliny w jej krwi, ale ku zaskoczeniu przyniosło to brunetce pewnego rodzaj ukojenia. Jednak strachem napawało ją otoczenie miejsca, w którym się znalazła. Ciemna nieprzyjemna okolica, wszędzie walające się puste butelki i niedopałki papierosów, były Lively dobrze znane, jednak mimo wszystko wciąż mocno uderzał w nią ten nieprzyjemny obraz. Dostanie się do wnętrza klubu, ku jej zaskoczeniu nie było trudne, gdyż ochroniarz wyglądając jakby dobrze ją znał, otworzył przed nią szeroko drzwi i umożliwił wejście do środka. Mimo, że była tu tylko raz, „Relief" nie wywarło na niej dobrego wrażenia, jednak nie była tu dla przyjemności. Rozejrzała się szybko po prawie pustym wnętrzu klubu i próbując dostrzec gdziekolwiek Calum'a, przeszła przez jego wnętrze. Zrezygnowana i coraz bardziej zmartwiona, przygryzała nerwowo wargę, była już coraz bardziej zmęczona niewiedzą i brakiem jakiejkolwiek wiadomości ze strony przyjaciela. Dłuższe pozostawanie w klubie uznała za zbędne, więc od razu zdecydowała się go opuścić.

            Wychodząc z budynku, zauważyła znajome auto parkujące tuż obok auta Shan, którym przyjechała. Wiedziała, że obecność kierowcy nie może być przypadkowa, żadne z jego pojawień się w jej otoczeniu, na wyścigach czy chociażby w kawiarni, takie nie było. Bez zastanowienia podeszła pod drzwi i zaciskając dłonie w kieszeniach zatrzymała się, czekając aż chłopak wysiądzie z samochodu. Brunet spojrzał w jej stronę, jednak dopiero po chwili dostrzegł, kto tak naprawdę przed nim stoi. Na jego ustach pojawił się lekki ale za razem dziwnie wyglądający uśmiech, a w jego oczach Lively mogła dostrzec dziwny błysk.

            - Cóż za spotkanie Lively – Elyas ukrywał pod swoim uśmiechem zaskoczenie, jakie wywarło na nim zobaczenie brunetki w tym miejscu i to na dodatek samej.

            - Powiedz mi Elyas, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi?

            - Ale w czym? – z jego twarz uśmiech wciąż nie znikał, co zdecydowanie coraz bardziej działało dziewczynie na nerwy.

            - Nagle pojawiasz się w kawiarni i szukasz pracy, a nie wygląda na to że potrzebujesz pieniędzy – brunetka wskazała dłonią na samochód chłopaka, który nie wyglądał jakby kosztował zaledwie kilka tysięcy, a co najmniej kilkadziesiąt. – Pojawiasz się na wyścigach i na dodatek mówisz, że znasz moją tajemnice. Kim ty jesteś?

            - Widzisz, są odpowiedzi których nie możesz zbyt szybko poznać, w swoim czasie dowiesz się wszystkiego – Elyas wyciągnął z kieszeni paczkę czerwonych malboro i odpalając jednego papierosa, uśmiechnął się po raz kolejny tajemniczo, wydmuchując dym tuż nad głową Lively. – Dlaczego nie zapytasz o to przyjaciół? Przecież mnie znają.

            - To nie jest ich sprawa, to o mnie wam wszystkim chodzi – zagryzając wargę Lively próbowała ukryć, że słowa Elyas'a ją zaskoczyły. Nikt nigdy nie powiedział, kim tak naprawdę jest brunet, chociaż go znali. Nie rozumiała czemu nadal jej nie ufali, skoro wiedzieli kim jest i co przeszła. Nie chcąc dłużej rozmawiać z chłopakiem, odwróciła się od niego, jednak zatrzymał ją jego głos.

            - Nie boisz się? Wiesz, że stawką jest twoje życie.

            - Właśnie o to chodzi Elyas, że nie mam nic do stracenia. Nie ma nikogo na tym świecie, komu tak naprawdę zależało by na moim życiu. Oczywiście oprócz tego, kto szuka zemsty.

            - Może nie dostrzegasz kto jej szuka, a ta osoba jest blisko ciebie – Brunetka odwróciła się w jego stronę, przyglądając się uważnie jego twarzy. Jak zawsze wszystkie emocje trzymał gdzieś głęboko, pod maską obojętności, jednak wiedziała, że gdyby tylko znała go lepiej, mogłaby dostrzec to co nosi w sobie. Słowa bruneta uderzyły w nią mocno, powodując zmieszanie i natłok myśli, których po woli przybywało. Nie uwierzyła mu, nie potrafiła pozwolić zawładnąć tym myślą nad sobą, że ktoś z jej przyjaciół może być przeciwko niej. Chciała mu zadać jeszcze kilka pytań, zaszczepił w niej okropne uczucia i ogromny strach. Jednak w chwili gdy otwierała usta, usłyszała za plecami mocne trzaskanie drzwiami i głośny przeraźliwy śmiech.

            - Czasem tak sobie myślę, że mam niesamowite szczęście – wysoki mężczyzna przetarł rozbawiony dłonie i zbliżył się w ich kierunku. Lively nie poznawała go, widziała jego ciemne odrażające oczy po raz pierwszy, wiedziała, że zapamiętałaby ten widok na długo.

            - A ja czasem sobie myślę, że jesteś idiotą Caylon – zaśmiał się równie przerażająco Elyas, jednak Lively dostrzegła jego napięte mięśnie, kiedy mężczyzna znów zrobił kilka kroków w ich stronę.

            - Kto to jest? – szepnęła cicho Lively, kiedy chłopak wyszedł przed nią, chowając ją za swoimi plecami.

            - Caylon jest głową gangu tu w Newcastle – równie cicho odszepnął brunet. – Inne miasto, inny gang, który na twoje nieszczęście, również chce cie dopaść.

            - Dlaczego?

            - Tak dla zasady, chcą mieć to co wszyscy, czyli ciebie – wzruszył obojętnie ramionami, i powrócił wzrokiem do Caylon'a, który coraz bardziej nerwowy wyciągał broń za paska. – Odjeżdżaj stąd szybko.

            - Czy ty chcesz mi pomóc? -zdziwiona Lively spojrzała na Elyas'a.

            - Po prostu stąd odjedź, jeśli chcesz być żywa.

            Lively nie pozwoliła się długo namawiać. Odwróciła się w stronę samochodu i wsiadając słyszała tylko krzyki Caylon'a. Odpalając silnik, dotarły do niej pierwsze strzały, jednak odjeżdżając z piskiem opon, chciała znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. W jej głowie powstał niesamowity bałagan, którego teraz nie potrafiła poukładać.

            Kiedy znalazła się pod posiadłością w Carringthon, nie spodziewała się, że cały dom będzie rozświetlony. Spoglądając na zegarek, dostrzegła, że nie było jej ponad dwie godziny, co tak naprawdę dla niej, zdawało się być tylko krótką chwilą. Zerknęła na telefon, który zostawiła w samochodzie, zauważając na nim kilkanaście nieodebranych połączeń od Shanley. Zgasiła silnik samochodu, jednak jeszcze kilka minut, z wyciągniętymi dłońmi na kierownicy starała się poukładać w głowie, wszystko to co usłyszała od Elyas'a. Kiedy przekraczała próg domu, nie wiedziała że kolejne wydarzenia, jeszcze bardziej namieszają w jej głowie. Na pierwszy rzut oka wszystko był jak przed jej wyjściem i miała nadzieję, że nikt nadal nie zorientował się, że jej nie było. Nie spotkała jedynie Ashton'a w kuchni i dopiero gdy znalazła się w salonie, dostrzegła wszystkich przyjaciół, nerwowo dyskutujących. Shanley przemierzała pokój już po raz kolejny, Ashton sprawdzał coś nerwowo w swoim komputerze, a Mikey starał się w małym stopniu uspokoić blondynkę. Lively odłożyła klucze do samochodu blondynki na poprzednie ich miejsce, robiąc przy tym więcej hałasu niż chciała. Spojrzenie całej trójki spoczęło na jej sylwetce, brunetka poczuła jak ich wzrok wypala niemalże dziurę w jej skórze.

            - Mój Boże nic ci nie jest! – ucieszona na jej widok blondynka podbiegła do niej, mocno zamykając jej ciało w uścisku. – Gdzie ty do cholery byłaś? – po chwilowym przypływie troski, Shan odsunęła się od Lively i z oskarżeniem w oczach warknęła w jej stronę. – Nie wiesz co myśmy tu przechodzili!

            - Szukałam Calum'a – Lively wzruszyła jedynie obojętnie ramionami, odsuwając się od przyjaciółki i bez kolejnych wyjaśnień wyszła z pomieszczenia, kierując się w stronę swojego pokoju.

            Mimo, że nie chciała wierzyć w słowa Elyas'a, gdzieś w jej podświadomości mocno wyryły one swój ślad, nie pozwalając teraz myśleć jej o niczym innym. Opadła zmęczona na puchowe poduszki i ukrywając twarz w dłoniach, starała się oczyścić umysł, co kompletnie jej nie wychodziło. Nie wierzyła, że ludzie którym zawdzięczała tak wiele, którym zawdzięczała życie, mogli by tak po prostu ją oszukać. Była załamana, jednak również nie miała podstaw by nie uwierzyć w słowa Turner'a.

            - Nie rób tego więcej! – z bezsensownego wpatrywania się w sufit, wyrwał ją zdenerwowany głos Luke'a, który niespodziewanie pojawił się w jej pokoju.

            - Po co wam to wszystko? Dlaczego wciąż chcecie mi pomagać? – Lively podniosła się z łóżka, podchodząc bliżej blondyna.

            - O czym ty mówisz Liv?

            - Skąd mogę wiedzieć, że to nie ktoś z was chce się zemścić? Te wszystkie wiadomości, on zna każdy mój ruch!

            - Chyba nie myślisz, że ktokolwiek z nas po tym wszystkim co przeszliśmy, chciał by Cię skrzywdzić? – Luke podszedł bliżej i lekko złapał dłoń dziewczyny, podnosząc ją na wysokość swojej klatki piersiowej. – Nie zrobilibyśmy tego.

            - Nie wiem co mam myśleć Luke, dlaczego ty miałbyś tego nie zrobić? To ty ukrywałeś się po śmierci Blackthorna – podniosła wzrok, spoglądając w jego niebieskie tęczówki, które rzadko były tak niebieskie jak tego wieczoru. Bała się reakcji chłopaka na jej słowa, jednak to co zrobił zaskoczyło ją jeszcze bardziej. Zbliżył się na tyle blisko, że ich oddech mieszały się w jeden, tworząc między nimi barierę ciepłego powietrza, tylko po to by po chwili delikatnie musnąć jej malinowe usta. Podnosząc jej dłonie, zaplótł je na swoim karku i delikatnie przyciągnął ją za biodra, tak, że niemalże stykali się całymi ciałami. Z delikatnych pocałunków przerodziło się w coś głębszego, powodując że z każdą chwilą Lively czuła, jak jej serce przyśpiesza. Kiedy blondyn odsunął się od niej, wciąż czuła jego gorący i nierówny oddech na swoim policzku, a jej usta lekko obrzmiałe od intensywności pocałunków, wciąż czuły smak jego ust.

            - Bo zależy mi na tobie – tym jednym zdaniem Luke rozwiał wszystkie wątpliwości, które Lively nosiła w sobie. Biła od niego prawda, która nie pozwalała jej nie uwierzyć w jego słowa. I mimo, że nie chciała przerywać tej chwili, przypomniała sobie o jednej istotnej rzeczy. Sięgnęła do kieszeni  i wyciągając z niej małe urządzenie USB, pokazując je blondynowi.

            - Chyba powinniśmy to sprawdzić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top