12

„ Let's start a game"

Cichy, ale jednak uporczywy dźwięk dzwonka telefonu, przedarł się przez sen Lively. Brunetka niechętnie sięgnęła po urządzenie, nie spoglądając na nie przesunęła palcem po ekranie i przyłożyła telefon do ucha.

- Halo? - ziewnęła lekko, przeciągając ręce i mrugając kilkakrotnie powiekami.

- Liv, co się z tobą dzieje? - usłyszała po drugiej stronie zirytowany głos Calum'a i wyprostowała się lekko, przypominając sobie o tym gdzie aktualnie się znajduję. - Od piętnastu minut dobijam się do twojego mieszkania, a ty nawet nie reagujesz - chłopak westchnął a Lively od razu przed oczami widziała, jak nerwowo przeczesuję dłonią grzywkę.

- Ohh cześć Cal - szepnęła cicho - Zapomniałam Ci powiedzieć, nie nocowałam dziś u siebie.

- To gdzie ty jesteś? - brunetka od razu wyczuła w głosie przyjaciela zmartwienie - Byłaś u Shan?

- Nie, ja jestem poza miastem - jęknęła cicho, kiedy otworzyła przymknięte powieki, a mocne słońce poraziło jej źrenice - Jestem w Sydney.

- Co ty robisz w Sydney! Lively powinnaś mi mówić o takich rzeczach - głos Calum'a nie należał już do najprzyjemniejszych. Chłopak był wyraźnie zdenerwowany i bardzo przejęty.

- Przepraszam Cal, nie było czasu.

- Mam tylko nadzieję, że nie jesteś tam sama - brunet westchnął, trochę uspokajając się - Coś się stało? Coś w sprawie z twoim ojcem?

- Jest ze mną Luke, nie martw się proszę.

- To znaczy, że wszystko między wami znów jest w porządku? - Calum spytał, z wyraźnie wyczuwalną nadzieją w głosie.

- Nie wiem Cal, to jest skomplikowane - Lively westchnęła i jednym ruchem podniosła się, z wygodnego łóżka. - Chyba chciałabym, żeby było jak dawnej.

- Chociaż u was się coś układa - brunet westchnął w słuchawkę, a jego ton automatycznie stał się smętny i ponury.

- Co się dzieje?

- To nie jest rozmowa na telefon Lively.

- Jak wrócę obiecuje, że porozmawiamy Cal - dziewczyna zacisnęła mocno wargi, zdając sobie sprawę, że przez ostatni czas zaniedbywała przyjaciela, kiedy on nigdy jej nie zawiódł.

Kończąc swoja rozmowę z Calum'em, rozejrzała się po pomieszczeniu i ziewnęła przeciągle. Mimo, że przespała ponad osiem godzin, wciąż czuła się na wykończoną i nie było to spowodowane podróżą. Męczyły ją wszystkie nierozwiązane sprawy i tajemnice, które z każdym kolejnym dniem zamiast znikać, wciąż tylko pojawiały się nowe. Przetarła dłońmi zaspaną twarz i niechętnie udała się do łazienki, gdzie po trzydziestu minutach mogła już z pełnym zadowoleniem, spojrzeć w lustro nad umywalką. Przypominała sobie w tej jednej chwili, jak ponad rok wcześniej spoglądała w to samo lustro. Dostrzegała tak wiele zmian, jej naturalnie lekko falujące włosy były o wiele dłuższe i teraz z odcienia karmelu, wpadały w czerwień, bo zaledwie kilka tygodni wcześniej, zdecydowała się je przefarbować. Oczy, w których mimo wszystko wciąż było widać zmęczenie, malowały się nowe uczucia powodując, że błyszczały delikatnie. I może była naiwna, ale wiedziała, że dzieje się tak tylko i wyłącznie przez Luke'a i ich ostatni wieczorny pocałunek. Na jej ustach mimowolnie pojawił się drobny uśmiech, z którym nie czuła się źle. Widziała teraz jak wiele zmieniło się, nie tylko w niej samej ale również w jej życiu.

- Wyspana? - podskoczyła lekko, słysząc głos Luke'a. Spojrzała w jego stronę. Blondyn opierał się o framugę drzwi, a z jego jeszcze mokrych włosów kapało kilka kropelek wody. Uśmiechnęła się do niego, chłopak przejechał ręcznikiem ostatni raz po blond kosmykach i wrzucił go do kosza na pranie tuż za nią.

- Nawet bardzo - Lively przygryzła dolną wargę i oparła dłonie o zimną umywalkę. Przez jej głowę przebiegło jedno wspomnienie, a ona sama zaśmiało się cicho, czując się jakby już kiedyś to wszystko się działo. Mimo, że wtedy to był tylko sen, a Luke wyglądał zdecydowanie inaczej, gdzieś w jej głowie mocno zarysowało się to jedno wspomnienie. Wtedy nie wiedziała jeszcze, że ich historia potoczy się tak niespodziewanie.

- Gotowa? - blondyn zerknął na nią z ukosa, kiedy podszedł bliżej i przeglądając się w lustrze poprawił włosy, zaczesując je dłonią do tylu.

- Nie wiem czy jestem gotowa na nowe tajemnice z życia mojego ojca - dziewczyna spojrzała na niego, jednak po chwili opuściła głowę, czując jak wspomnienia ostatnich dni źle na nią działają. Luke podniósł swoją dłonią jej podbródek i wpatrując się w nią, przetarł kciukiem jej mokry policzek.

- Jestem tu, pamiętaj.

- Nie zostawisz mnie już? - dziewczyna szepnęła cicho, a na ustach blondyna pojawił się delikatny uśmiech.

- Nie Lively, nie zostawię cię - pociągnął ją w swoją stronę, oplatając jej ciało swoimi dłońmi i oparł brodę na czubku jej głowy. Lively, chociaż starała się uwierzyć w słowa chłopaka, gdzieś w środku bała się to zrobić. Tak niewiele mogło się stać, a on znów mógł ją zostawić i zapomnieć o niej. W głowie wciąż siedziało jej to, jak rok temu opuścił ją bez słowa, teraz była pewna, że nie dałaby sobie rady bez niego po raz drugi. Zacisnęła swoje pięści na koszulce Luke'a i oparła głowę na jego klatce piersiowej, wdychając zapach jego perfum.

****

Lively niepewnie wysiadła z samochodu Luke'a i rozejrzała się po okolicy. Chociaż znajdowali się w samym centrum Sydney, a po ich przeciwnej stronie rozpościerał się wieżowiec World Tower, brunetka nie poznawała tej okolicy. Luke spojrzał na kartkę trzymaną w dłoni i przeszedł kilka metrów, skręcając za róg ulicy, znajdując się tym samym na Liverpool Street. Lively podążała tuż za nim. Chłopak zatrzymał się przy jednym z budynków mieszkalnych i zajął się próbą otwarcia jego zamka. Lively poświęciła tą chwilę na przyjrzeniu się okazałemu mieszkaniu. Było ono naprawdę zadbane, a czerwona kostka wyróżniała się na tle innych domów, stojących obok. Kiedy Luke po dłuższej chwili uporał się z zamkiem, spojrzał na nią i szepnął aby została a on sprawdzi czy kogoś nie ma w środku. Przystanęła przy drzwiach, nerwowo przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę.

- Czysto - blondyn otworzył szerzej drzwi i spojrzał na nią, czekając aż przejdzie przez próg. Lively była jednak na tyle zdenerwowana całą sytuacją, że nie potrafiła ocenić, czy aby napewno chce wejść do środka i poznać kolejne tajemnice. Jednak kiedy poczuła na sobie naglące spojrzenie chłopaka, weszła do mieszkania, rozglądając się po jego wnętrzu. Urządzone było bardzo przytulnie. Ściany koloru kawy z mlekiem, idealnie współgrały z ciemnymi meblami. Gdzieś głęboko w podświadomości brunetki przewinął się obraz salonu i prowadzona przeczuciem, postawiła pierwsze kroki na schodach i wspięła się na pierwsze piętro. Znajdowały się na nim trzy pary mahoniowych drzwi, jednak tylko jedne przykuły największą uwagę Lively. Były to ostatnie drzwi na samym końcu korytarza, gdzie na ciemnym drewnie widniał niewielki obrazek misia, narysowany ręką dziecka. Z drżącymi dłońmi nacisnęła klamkę i zaglądnęła do pomieszczenia. Dominujący róż na ścianach i białe meble nie były niczym niezwykłym dla niej, jednak wszystkie zabawki i rysunki, przypominały jej te, które sama malowała mając kilka lat. Głęboko w podświadomości odtworzył się nagle obraz małej biegającej po mieszkaniu dziewczynki i chłopca, który dokuczał jej, goniąc ją a wszystko obserwował roześmiany ojciec, jej ojciec. Dopiero teraz przypominała sobie ten dom, to w nim spędziła najlepsze 6 lata życia, z których nie pamiętała jednak zbyt wiele. Wtedy nie myślała o przemocy i broni, o gangach czy zabójstwach. Kochała ojca, nie znając jego dalszych zamiarów wobec niej. Nie zatrzymywała się długo w pomieszczeniu, kiedy wiedziała już co to za mieszkanie, z powrotem zeszła na dół i odszukała Luke'a, który przeglądał stos papierów przy wielkim drewnianym biurku. Domyślała się, że wszystko wciąż było własnością jej ojca, a dokumenty również musiały należeć do niego. Usiadła na fotelu po drugiej stronie biurka i lekko przechylając głowę przyglądała się blondynowi. Chłopak czując jej spojrzenie na sobie podniósł wzrok i odłożył dokumenty na bok.

- To dziwne, te wszystkie dokumenty mają datę zaledwie z kilku dni przed jego śmiercią - przeczesał dłonią włosy - Tak jakby on wciąż tu przebywał.

- Dziwię się, że nie sprzedał tego mieszkania, kiedy się stąd wyprowadziliśmy - Lively spojrzała na liczne papiery na biurku, ale jej uwagę przykuła ramka ze zdjęciem stojąca po jej prawej stronie. Wzięła ją do ręki i z niemałym zdziwieniem przyjrzała się obrazkowi. Tak bardzo Louis nienawidził jej czy Mii jej matki, jednak wciąż ich wspólne rodzinne zdjęcie, zajmowało najwięcej miejsca na drewnianym meblu. Chociaż sama tęskniła do lat kiedy tak naprawdę Louis'a i Mie mogła nazywać rodzicami, nie posądziłaby nigdy Blackthorna o sentymentalność i tą samą tęsknotę.

- Mieszkaliście tu? Pamiętasz ten dom? - Luke zdziwił się, jednak w jego głosie dziewczyna dostrzegła lekkie zaciekawienie. Widziała po oczach chłopaka, że w jego głowie pojawiła się nowa myśl i nie była przekonana czy była ona dobra.

- Niedokładnie - odłożyła ramkę na poprzednie jej miejsce - Miałam zaledwie kilka lat jak przeprowadziliśmy się do Blacktown, ale parę szczegółów pamiętam.

- Wiesz gdzie jest jego sejf?

- Tutaj? - Lively zdziwiła się pomysłem blondyna. - Po co miałby tu coś trzymać?

- Płacił alimenty na drugiego syna, muszą być gdzieś wyciągi z banku albo chociaż informacja na jakie nazwisko dokonywał wpłat.

- Skąd o tym wiesz?

- Przeczytałem w nocy wszystkie listy, które wymieniał z tą kobietą. Nie zajmował się synem, jednak płacił dość pokaźną kwotę - Lukę odpowiedział wymijająco i podszedł do najbliższej ściany, przesuwając kilka obrazów. Kiedy podniósł ostatni, który przedstawiał martwą naturę, uśmiechnął się w stronę Lively zwycięską i zdjął go, odstawiając na ziemie. Sejf nie był duży, zakończony tabelą kodu i małym wyświetlaczem. Do złudzenia przypominał ten z posiadłości w Blacktown, jednak zdecydowanie różnił się rozmiarem.

- To by było zbyt proste, żeby był to ten sam kod co do tamtego sejfu - Luke wstukał mimo wszystko ciąg cyfr, jednak tak jak przypuszczał, sejf pokazał błędne hasło. Lively przyjrzała się małej klawiaturze, kiedy podeszła bliżej i stanęła obok Luke'a, próbując przypomnieć sobie wszystkie najważniejsze hasła, które kiedyś przeczytała w notatniku ojca. Przymknęła powieki i w wyobraźni przewracała zapisane strony i setki cyfr. Dziękowała w tym momencie za swoją pamięć fotograficzna, która wiele rzeczy jej ułatwiała. Dobrze pamiętała jedną z nich z zapisanym kodem do sejfu w Blacktown i gdzieś obok drugimi, którego miała użyć gdyby ten pierwszy okazał się błędny.

- 2501 - szepnęła cicho.

- Co ?

- Spróbujmy 2501 - odpowiedziała głośniej i sama wstukała zapamiętany kod w klawiaturę. Obydwoje spojrzeli na siebie z ogromnym zaskoczeniem, kiedy drzwi sejfu lekko uchyliły się a wyświetlacz zgasł. Luke tym razem był szybszy i jako pierwszy zaglądnął do środka, wyciągając gruby plik papierów. Rozłożył je na biurku, a brunetka nie odchodząc od metalowej skrzyni w ścianie, przejrzała pozostałe rzeczy. Oprócz pliku banknotów pieniężnych, znalazła w nim również dowody osobiste ze zdjęciem Louis'a, jednak z innymi nazwiskami. Zaciekawiło ją jednak małe kwadratowe pudełeczko, ułożone w samym środku i przewiązane czerwoną kokardką. Wzięła je niepewnie do dłoni i rozwiązała je, otwierając wieczko. W środku znalazła srebrny łańcuszek, z zawieszką w kształcie małego klucza, do złudzenia przypominającego prawdziwy klucz do malutkiego zamka. Uniosła go przyglądając się mu uważnie, a kiedy chciała ponownie umieścić go w pudełku, zauważyła na jego spodzie małą kartkę. Rozchyliła ją w placach i spojrzała na równe i staranne pismo.

„Znajdź mnie, siostro"

- Luke - szepnęła cicho kiedy jej dłonie zaczynały już drżeć, a oddech stał się płytszy - Nie przez przypadek mieliśmy się tu znaleźć.

***

Chociaż Calum nienawidził miejsca, w którym w tym momencie się znajdował, czas lekko umilała mu postać brunetki, którą mógł obserwować na drugim końcu baru. Klub był zatłoczony, jak każdego piątkowego popołudnia i mimo, że należał niegdyś do Blackthorna, a teraz do jego ludzi, nie miał zbyt wielkiego problemu z dostaniem się do środka. Zamówił kolejnego drinka i z naciągniętym kapturem na głowę, nie odrywał wzroku od Kiry, która od dobrych kilku minut flirtowała ze starszym blondynem. Calum zacisnął mocno pięści, czując irytację i złość, kiedy widział jak dziewczyna nachyla się do chłopaka i szepcze coś w jego stronę, lekko muskając wargami jego ucho. Był cholernie zły na siebie, za to na co pozwolił sobie przez ostatnie tygodnie. Dobrze wiedział kim jest dziewczyna, a mimo wszystko brnął w znajomość z nią jeszcze bardziej, teraz uświadamiając sobie, że nie wydostanie się z niej bez ofiar. Chociaż poznali się tak naprawdę przypadkiem, to ich kolejne spotkania już nim nie były, pozwalając chłopakowi pierwszy raz odnaleźć w sobie uczucia, o które nigdy nie posądzał by samego siebie. Jednak największym błędem jaki popełnił, było rozpoczęcie znajomości na kłamstwie, a teraz brnął w nie coraz mocniej. Kira była jedną z gangu Blackthorna, jednak nowa w tym świecie, nie znała go, co pozwoliło mu na łatwe oszukanie jej i podanie fałszywego nazwiska. Nie sądził jednak wtedy, że ta znajomość nie skończy się na jednym spotkaniu, a tym bardziej, że to on będzie chciał więcej. Spuścił wzrok na blat, kiedy kelner znów postawił przed nim szklankę wypełnioną kolorowym płynem. Mimowolnie po sekundzie jego wzrok znów powędrował w kierunku Kiry, która teraz była już sama i namiętnie stukała w ekran swojego telefonu. Calum po kilku sekundach poczuł wibracje w swojej kieszeni, a kiedy odblokował telefon, na wyświetlaczu pojawiła się wiadomość, właśnie od brunetki. Lekko uśmiechnął się pod nosem, wypił szybko drinka i odpisując na wiadomość skierował się do wyjścia z klubu. Naciągnął mocno kaptur na twarz, tak aby przypadkiem ktoś go nie rozpoznał i przechodząc przez główne wejście wcisnął telefon w kieszeń spodni. Zatrzymało go dopiero mocne szarpnięcie za bluzę i kilka mocnych ciosów w brzuch, które otrzymał niemalże od razu.

- Co do cholery - zakrztusił się krwią i klęknął na kolana, trzymając się za obolały brzuch.

- Zabawę czas zacząć - usłyszał jeszcze stłumiony śmiech, i poczuł kolejne uderzenie, tym razem w tył głowy, tracąc po kilku sekundach przytomność.

A.N.

To chyba nie jest to czego oczekiwałyście...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top