7
Jechałam na oślep. Kompletnie nie wiedziałam, gdzie jestem. Nerwowo ściskałam kierownicę i usiłowałam wyjechać z pól i lasów. Odetchnęłam z ulgą, gdy zauważyłam tabliczkę z napisem „Berkley" i ilość mil do niego. Jednakże nie mogłam się cieszyć zbyt szybko, ale w środku rosłam w dumie.
Uciekłam im. Uciekłam piątce znacznie silniejszym i zręczniejszym chłopakom. Sama nie spodziewałam się po sobie takiej odwagi. Wiedziałam lecz, że oni wrócą.
I miałam niewiele czasu na wymyślenie czegoś, aby ponownie mnie nie złapali.
***
- Tris! Mój Boże, nic Ci nie jest?! – pisnęła głośno Venus, gdy weszłam cała zadyszana do domu po prawie dwugodzinnej podróży. Było już późno i byłam naprawdę zmęczona.
- Nie, nic – pokręciłam głową.
- Gdzieś ty była?! Omal nie wyszłam z siebie, gdy zauważyłam rozpieprzone drzwi! – niemal krzyczała, a na jej twarzy widziałam zdenerwowanie wymieszane ze strachem.
- To nie jest opowieść na teraz, nie możemy tutaj zostać – odparłam, wycierając dłonią lekką warstwę potu z czoła.
- Jak to?! Tris, co się do cholery dzieje!? – powiedziała.
- Gdzie mieszka Twój chłopak? – zapytałam ją.
- W centrum Berkley, nie daleko uniwersytetu – rzekła.
- Weźmy wszystko, co będzie nam potrzebne, zamknijmy ten dom i wypieprzajmy stąd w cholerę.
***
- Louis Tomlinson? – wykrztusiła oniemiała, patrząc na mnie z szeroko otwartymi oczami, gdy opowiedziałam jej całą historię od samego początku. Siedziałyśmy w salonie Jake'a, lecz jego samego jeszcze nie było w domu. Pracował po nocach w miejscowym Starbucks'ie, by zarobić na rachunki i owy dom. – Dziewczyno, coś w ty się wkopała? – spytała mnie Venus.
- Mój ojciec po prostu nigdy nie należał do tych dobrodusznych i idealnych tatusiów – prychnęłam. – Wyjechałam z Doncaster, aby oddalić się od niego i jego ciemnych interesów. Nie wiedziałam, że one pojadą razem ze mną.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Wiesz, że nie puściłabym pary z ust przy Maddie.
- Uwierz mi, nie lubię się takimi rzeczami chwalić – parsknęłam śmiechem. – Ja po prostu chciałam zacząć wszystko od nowa... Nowi znajomi, studia... nowe życie.
- Nie będziesz miała życia, Tris – szepnęła Venus. – Tomlinson sobie Ciebie nie odpuści. On zawsze dostaje tego, co chce.
- Jak widzisz, jestem tutaj – powiedziałam, wzruszając ramionami. – Nawet mnie nie gonił, gdy ukradłam im auto.
- On prędzej czy później Cię znajdzie – stwierdziła. – Przetrząśnie każdy zakamarek Berkley, aby Cię tylko znaleźć.
- Dlaczego wszyscy się go boją?
- Nie boją, a raczej się przed nim płaszczą – wywróciła oczami. – Wyrobił sobie pozycję dzięki ojcu, który miał jakąś tam dużą firmę, ale on zmarł, a Tomlinson się zbuntował. Niby był dobrym chłopakiem, nawet studiował filologię angielską tutaj na uniwerku, ale rzucił naukę, a imprezy były jego i każda laska również.
- Rozumiem... Typ Bad Boy'a – zaszydziłam.
- Ale jest przystojny, co nie? – uśmiechnęła się lekko, biorąc mały łyk swojej kawy ze szklanego kubka.
- Jest – potwierdziłam. Od razu przypomniałam sobie jego ciemny wzrok, którym lustrował moje ciało. Zadrżałam. – Ale ten... Harry...
- Styles? – kiwnęłam głową na tak. – Z tego co słyszałam nie jest taki zły.
- Próbował mnie zgwałcić – odparłam.
- Co? – otworzyła usta ze zdziwienia.
- Poniekąd przez to uciekłam, bo nie chciałam na niego patrzeć – mruknęłam. – Mam nadzieję, że więcej ich nie spotkam.
- Oni sami Cię znajdą – stwierdziła. – Chciałabym Cię od tego uchronić, ale... Tomlinson tutaj rządzi.
- Raz już mu zwiałam, mogę zrobić to i drugi – powiedziałam.
- Tym razem pewnie będzie Cię pilnować.
- Spisujesz mnie już na straty? – uśmiechnęłam się do niej krzywo.
- Nie, ale... Louis to Louis, on dowiedzie swego - odparła niepewnie. – Chodź, nawet Ci zazdroszczę.
- Czego? – prychnęłam.
- Z tego co słyszałam, jest zajebisty w łóżku – uśmiechnęła się szelmowsko.
- Venus! – pisnęłam zawstydzona, rumieniąc się na całej twarzy.
- Nie powiesz mi, że jeszcze się z nikim nie pieprzyłaś – zaśmiała się, ale widząc moją minę, odpowiedź dostała jak na tacy. – Nie wierzę... Jesteś dziewicą?! – krzyknęła cicho.
- Pozory mylą – uśmiechnęłam się niewinnie i cicho ziewnęłam. – Jezu, jestem taka zmęczona, a nie wiem czy będę w stanie zasnąć.
- Ja też. Mam nadzieję, że nas nie znajdą, bo nie mam ochoty na uciekanie – stwierdziła, rozkładając się na kanapie. Ja więc się przeniosłam na wygodny i duży fotel tuż obok, aby ona miała miejsce i wzięłam kocyk z oparcia. Opatuliłam się nim po samą szyję.
- Nawet nie wiesz jak boję się tej nocy – szepnęłam do niej kilka minut później. Spojrzała na mnie lekko zamroczona.
- Ja też – westchnęła cicho. – Będzie dobrze.
- Oby – zamknęłam oczy i po unormowaniu swojego oddechu, zawładnął mną płytki sen.
~ Louis P.O.V ~
- Nie ma ich – warknąłem do chłopaków, gdy tylko przeszukałem cały dom. Jakby ślad zaginął po Johnson. Jej przyjaciółeczki też nie było. Domyślałem się, że o wszystkim musiała jej powiedzieć. – Cholera – westchnąłem rozdrażniony.
- Jeśli ma włączony telefon, Zayn spokojnie ją namierzy – powiedział Liam, kładąc nogi na szklanym stole w pokoju gościnnym dziewczyn.
- Dajcie mi pięć minut – Zayn wstał z kanapy i pokierował się do holu.
- Więc, jak to teraz robimy? – zapytał mnie Harry. – Zabieramy ją, czy też i tą drugą?
- A co? Nie masz czego bzykać? – parsknąłem śmiechem.
- Wiesz, ta Venus jest całkiem niezła – stwierdził. – A jej chłopaka szybko mogę się pozbyć.
- Nie chcę mieć jego krwi na rękach – zaoponowałem.
- Spokojnie, pójdzie na mnie – wywrócił oczami. – Ty będziesz miał swoją Tris. Zobaczymy ile jeszcze będzie twarda wobec Ciebie.
- Przestanie być, gdy dobiorę się do jej dziewiczej cipki – chłopacy zaśmiali się.
- Chłopacy, jest na Mercury Road 35 – oświadczył Zayn, z powrotem wracając do naszej czwórki.
- To jedziemy Panowie – klasnąłem w dłonie.
***
Na miejscu byliśmy w ciągu dziesięciu minut. Zaparkowaliśmy trochę dalej od domu, w którym była Tris z tą Venus. Mogły nas zauważyć, a tego nie chcieliśmy.
- Liam, sprawdź z Niall'em czy ten dom ma tylne wejścia, ja z Zayn'em i Harrym wejdziemy przez przednie drzwi lub piwnice – powiedziałem szybko, a oni skinęli głowami i zaczęli rozchodzić się w swoje wyznaczone strony. – Stop! – syknąłem do nich raptem, gdy zobaczyłem, jak jakiś chłopak wszedł na posesję domu.
- Chłopak Venus – stwierdził Harry wychodząc gwałtownie na przód i wyjął broń.
- Styles! – warknąłem głośno, ale było już za późno. Harry strzelił, a chłopak padł plackiem na chodnik. – Masz cholerne szczęście, że nikt tu nie mieszka – fuknąłem, wymijając go i ruszyłem do domu. Wiedziałem już na sto procent, że dziewczyny się obudziły. Musieliśmy działać szybko. – Masz niezłego cela – powiedziałem do Styles'a, gdy zauważyłem, że rana postrzałowa w ciele chłopaka tkwiła dokładnie między łopatkami. Styles tylko wywrócił oczami i z kopniaka otworzył drzwi. Wszedłem do środka tuż za nim.
Wszystko okazało się łatwiejsze, niż to sobie wyobrażałem.
Dziewczyny stały oniemiałe w salonie i patrzyły na nas szeroko otwartymi oczami ze strachu. Spojrzałem pierw na chłopaków, a potem skierowałem swój wzrok na Tris. Uśmiechnąłem się szeroko.
- Myślałaś, że tak łatwo ode mnie uciekniesz?
*****************
:'3
Do zobaczenia! xoxo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top