3

Obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Nawet nie mogłam jej unieść. W dodatku nie mogłam się ruszyć. Moje ręce i nogi były ciasno związane liną. Nawilżyłam językiem swoje spierzchnięte wargi i otworzyłam oczy. Leżałam na tyłach jakiegoś ładnego auta na twardej podłodze. Tyłek i plecy bolały mnie niemiłosiernie. Miałam ogromną ochotę się rozprostować, gdybym tylko do cholery mogła!

- Stary, nasza księżniczka się ocuciła - odezwał się jakiś głos z przodu. Odwróciłam tam głowę zbyt nagle, gdyż po moim kręgosłupie przeszedł nieprzyjemny prąd. Jęknęłam, wierzgając się lekko.

- Dzień dobry, maleńka - odparł miękki głos tuż za moimi plecami. Podskoczyłam ze strachu, co wywołało u niego niski śmiech.

- Nie nazywaj mnie tak - warknęłam o suchym gardle. Marzyłam o szklance pełnej wody, choć pewnie będę potrzebowała całej litrowej butelki by uciszyć swoje pragnienie. - Powinnam obić Ci pysk, kutasie.

- Ouu, bardziej zadziorna niż się tego spodziewałem - skomentował szatyn. Nie ukrywając : był przystojny, i to nawet bardzo bardzo. Miał piękne piwne oczy, które błyszczały tajemniczą iskrą. Trzy dniowy zarost pokrywał jego męską szczękę, a swoje malinowe wargi miał wykrzywione w uśmiechu.

Mimo swojej zajebistości, o której z pewnością wiedział, był totalnym dupkiem.

- Więc, Tris Johnson, lat dziewiętnaście, zamieszkała wcześniej w Doncaster, nie mylę się? - zapytał retorycznie, siadając naprzeciwko mnie i rozwiązał mi powoli nogi. Sapnęłam z ulgą gdy poczułam jak do moich odrętwiałych stóp wraca krew.

- A ty co? Agent FBI? - splunęłam. Twarz chłopaka stężała.

- A ty powinnaś być dla mnie nieco milsza - parsknął ostro. W jego głosie było pełno złości.

- Dla kogoś, kto pozbawił mnie przytomności i... kurwa mać gdzie mnie wywozisz, zajebany chuju?! - krzyknęłam i mimo bolącej wszak głowy próbowałam się unieść. On jednak mocno mnie chwycił i przyparł do podłogi auta, znajdując się nade mną i z łatwością unieruchamiając.

- Widzisz? Nie minęły dwie minuty od Twojego przebudzenia, a jestem już nad Tobą - powiedział ironicznie.

- Zabawne - wywróciłam oczami.

- Jeszcze raz wzniesiesz oczy to pogrywanie ze mną się skończy.

- Możesz mi co najwyżej skoczyć, dupku.

- Uwierz mi, te role w magiczny sposób się zamienią w najbliższej przyszłości - puścił mi oczko.

- Pieprz się - syknęłam.

- Tak przy chłopakach? Zresztą, nie będą mieli nic przeciwko, w ostateczności powstanie sześciokącik - powiedział z chrypką. - A teraz stul ten swój pysk, inaczej go dotkliwie obiję, rozumiemy się? - dodał groźniejszym tonem. Tylko prychnęłam. - Rozumiemy się?! - zagrzmiał, raptownie chwytając moją szyję i mocno ją ściskając. Zachłysnęłam się powietrzem, próbując go choć trochę uchwycić. Pokiwałam lekko głową i od razu mnie puścił. Zakasłałam głośno, czując jeszcze większą suchość w buzi. Zabiłabym za szklankę wody. - Zacznijmy od początku. Co robisz w Berkley tak zupełnie sama, skarbie?

- Przyjechałam na studia - odpowiedziałam słabym głosem.

- Tyle to my też wiemy - parsknął śmiechem chłopak. - Dlaczego sama?

- Bo miałam taki kaprys - prychnęłam.

- Dlaczego odpowiadasz tak zgryźliwie? Próbuję być miły!

- Dusisz kogoś poprzez bycie miłym? - parsknęłam. - Gratuluję, pewnie Twoje przyjaźnie nigdy nie trwają długo.

- Chłopacy jeszcze żyją, więc jednak cuda się zdarzają - burknął. - Wiesz czemu tu jesteś?

- Nie - szepnęłam, obserwując go dokładnie, czy nie chciał zrobić czegoś co by mogło zaszkodzić mojej osobie. - Choć chwila, niech zgadnę! Mój cudowny tatuś znowu coś odwalił, prawda?

- Przekonasz się już o tym w najbliższym czasie.

- I to zapewne dzień w dzień w waszym towarzystwie? - westchnęłam.

- Powinnaś nam dziękować, że bawimy się dla Ciebie w ochroniarzy - odezwał się któryś z nich.

- Nie prosiłam o to! - powiedziałam na tyle głośno, by mnie usłyszał.

- To byś już tutaj nie siedziała - odparł szatyn. - Dzięki nam jeszcze trochę pożyjesz.

- Bardzo się z tego cieszę - zadrwiłam.

- Coś ty taka dzisiaj zgryźliwa? Chyba naprawdę lubisz do siebie zwabiać wrogów - odparł chłopak.

- W ogóle dlaczego ja z Tobą rozmawiam? Nie znamy się, wchodzisz mi w drogę na imprezie, demolujesz dom mój i moich przyjaciółek, a na samym końcu mnie porywasz? - prychnęłam, mierząc go ostrym spojrzeniem. - Uwierz mi, nie z takimi typami jak ty miałam do czynienia w swoim życiu.

- Oj kochanie... - szatyn się zaśmiał gardłowo i przybliżył swoją twarzą do mojego ucha. Czując jego ciepły oddech na szyi zesztywniałam. - Jestem od nich o wiele gorszy.

- O co Ci w tym wszystkim chodzi? Po cholerę mnie porywasz? - zapytałam ze słyszalnym jadem w głosie.

- Dla zemsty, maleńka - puścił mi oczko.

- Zemsta jest wewnętrzną klęską człowieka - powiedziałam, patrząc w jego ciemne oczy. Louis otworzył usta, ale po chwili je zamknął, powstrzymując się od odezwania się. - I ty doskonale o tym wiesz.

- Zamkniesz się w końcu? - warknął wstając z podłogi samochodu i otrzepał swoje ubrania z kurzu. - Jeśli jeszcze raz do końca drogi się odezwiesz, zaknebluję Cię i wykorzystam w bardzo zły sposób.

- Kutas - mruknęłam pod nosem.

- Co? - popatrzył na mnie pytająco.

- Może ty też się zamkniesz? Twój głos już mnie irytuje - splunęłam.

- Ty suko... - syknął, a gdy już miał ponownie schylić się w moją stronę, czyjaś ręka chwyciła go za ramię.

- Mieliśmy ją dowieźć w jednym kawałku do Paul'a, pamiętasz? Potem będziesz mógł robić z nią co Ci się żywnie podoba - powiedział, spoglądając na mnie obojętnie. Chłopak stojący obok szatyna miał mulacią cerę, ciemne spojrzenie i pełne usta. Również tak jak jego kijowy przyjaciel miał postawną sylwetkę i był przystojny, ale nie ukrywałam faktu, że mnie przerażał. W jego oczach było coś, co mówiło mi, żebym trzymała się od niego z daleka. I to zamierzałam zrobić.

Uciec przy najbliższej okazji.

***

- Au! Trochę delikatniej frajerze! - jęknęłam, gdy wypchnął szatyn wypchnął mnie mocno z auta, a ja o mało co nie zaliczyłam bliższego kontaktu z ziemią, gdyby nie ręce pozostałych, które mnie przed tym powstrzymały.

- Z takimi jak ty nie wolno obchodzić się delikatnie - warknął. - Zaprowadźcie ją do Paul'a, zaraz do was przyjdę - odezwał się do reszty, na co oni kiwnęli głowami i ciągnąc mnie za ręce ruszyli ku ogromnemu budynkowi. To była prawie jak willa, a nie normalny dom piątki chłopaków! Interesowało mnie w jaki sposób doszli w posiadanie takiego lokum. Bo na to na pewno uczciwie nie zarobili. Lecz nie odważyłam się ich o to zapytać. I tak pewnie miałam u nich sobie ostro przekichane, jeśli mnie porwali.

- Idź szybciej - pośpieszył mnie jeden z nich, o kręconych włosach, klepiąc mnie w pośladek. Zesztywniałam i posłałam mu ostre spojrzenie.

- Jeszcze raz mnie dotknij, a tego pożałujesz - fuknęłam, a on parsknął ironicznym śmiechem.

- Czekam na to - wywrócił oczami i wyprzedził nas, gdy specjalnie zwolniłam tempo chodu. Rozejrzałam się po okolicy. Nic, tylko drzewa i droga. Żadnej drogi ucieczki.

Lecz czemu nie miałabym próbować?

Zerknęłam szybko za siebie. Louis jeszcze majstrował coś przy aucie, mulat szedł z przodu, a jakiś blondyn i brunet trzymali mnie mocno za nadgarstki. Szybko oceniłam swoje szanse. Blondyn wyglądał na chuchro, gorzej było z tym drugim.

- Raz się żyje - mruknęłam pod nosem i uderzyłam blondyna z łokcia w podbródek. Blondyn zaskoczony puścił mnie, a ja w tempie ekspresu kopnęłam blondyna w krocze i uderzyłam w twarz, po czym rzuciłam się do ucieczki.

- Serio?! - usłyszałam za sobą zdesperowany krzyk mulata, na co się gorzko zaśmiałam. Chłopacy biegli za mną, ale niedostatecznie blisko, by póki co mnie dogonić. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

Raptownie padłam na ziemię z ogromną siłą, przez co zabrakło mi dechu w płucach na kilka chwil.

- Już drugi raz jestem nad Tobą, czy to nie jest zbieg okoliczności? - spytał mnie ze śmiechem szatyn, ale za chwilę jego rozbawienie znikło z twarzy. - Jeśli jeszcze raz spróbujesz nam uciec, to uwierz mi, wtedy już nie będę taki miły, jasne? - mówił twardym tonem, skanując moją twarz ciemnym spojrzeniem. - Jasne!? - krzyknął, gdy nie uzyskał ode mnie odpowiedzi. Zadrżałam i skinęłam posłusznie głową. Louis zaśmiał się gardłowo i poklepał mnie dłonią po prawym policzku. - Grzeczna dziewczynka.

*************

Uwielbiam takie zbiegi okoliczności :'D XD

Do zobaczenia! xoxo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top