11

- Dokończ kąpiel, muszę iść – mruknął Louis, ściągając mnie ze swoich kolan. Niemal od razu zasłoniłam się rękoma i przyciągnęłam nogi do siebie. Tomlinson się zaśmiał, ostatni raz lustrując moje ciało. – Nie musisz się zasłaniać, wyglądasz bardzo apetycznie – puścił mi oko i wyszedł z wanny. Louis był podniecony i świadczyła o tym stercząca męskość. – Tutaj mam oczy, maleńka – odparł rozbawiony, podnosząc do góry mój podbródek swoimi palcami. Zarumieniłam się, spuszczając wzrok na gzyms wanny. – Wrócę niedługo, bądź grzeczna chłopakom.

- Postaram się – parsknęłam.

- Na to liczę – opuszkami palców pogłaskał mnie po policzku i wyszedł z łazienki. Oszołomiona zdałam sobie sprawę, że dałam się dotykać kompletnie nieznanemu mi chłopakowi i bardzo mi się to podobało.

Wait... O czym ja mówiłam?! To było złe, bardzo złe!

Doszłam na kolanach Louis'a Tomlinson'a – osoby, która mnie porwała.

Oniemiała wyszłam z wanny i od razu owinęłam się miękkim ręcznikiem, po czym usiadłam na podłodze, by ochłonąć. Moje serca nadal biło jak szalone, a ciało przeżywało resztki dużej przyjemności.

- Jasna cholera, co ja robię? – westchnęłam głęboko, zamykając oczy. – Jestem taka głupia.

***

Niemal przez całe przed południe przesiedziałam w sypialni, unikając chłopaków. Byłam niemalże pewna, że słyszeli co się działo z samego rana w łazience i wstyd było mi na nich spojrzeć. Ignorowałam swój rosnący głód.

- Tris? – usłyszałam pukanie do drzwi i po chwili wyjrzał zza nich Harry z talerzem z pysznie wyglądającym jedzeniem. Mój żołądek od razu się ścisnął na ten widok. – Przyniosłem Ci coś do wszamania – Harry wszedł do pokoju i dał mi talerz.

- Dzięki – szepnęłam, unikając jego wzroku i wzięłam talerz. Dawno nie jadłam takiego prawdziwego i ciepłego obiadu, a tym bardziej gołąbków, które uwielbiałam.

- Blado wyglądasz – stwierdził Harry, przysiadając na chwilę na brzegu łóżka. Ostatnim razem gdy to zrobił, o mało co mnie nie zgwałcił. Machinalnie się napięłam. Harry to zauważył i z westchnięciem wstał.

- Venus już się obudziła? – zignorowałam jego komentarz.

- Tak, właśnie je – odparł.

- I... pamięta coś, czy...?

- Nic, a nic – pokręcił głową. - Pytała mnie o Ciebie.

- Mogę do niej pójść? – zapytałam go cicho.

- Najpierw coś zjedz, a potem zejdź do nas do salonu – powiedział, po czym wyszedł z sypialni. Zjadłam wszystko w ekspresowym tempie, niemal połykając kawałki gołąbka w całości. Nie patrzyłam na smak potrawy, bo chciałam tylko porozmawiać z Venus. Gdy skończyłam, podniosłam się i opuściłam pokój w pośpiechu. O dziwo zastałam spokojnie siedzącą Venus przy chłopakach i normalnie z nimi rozmawiała. Na chwilę przystanęłam na schodach, patrząc na nią z niedowierzaniem.

- Serio? – spytałam samą siebie.

Musiała być nieźle przyćpana chloroformem, aby nic, a nic nie pamiętać.

Venus jakby wyczuła moją obecność, odwróciła się do mnie twarzą.

- Tris! – wykrzyknęła podrywając się z kanapy. Zeszłam ze schodów i wpadłam w jej ramiona. Ściskała mnie strasznie mocno.

- Nic Ci nie jest? – spytałam ją.

- Tak... Czuję się nieco zamroczona, ale jest naprawdę w porządku – powiedziała. W jej oczach zauważyłam coś, co wzbudziło mnie we mnie wątpliwości i nie wierzyłam w jej słowa.

- Okay... - odparłam niepewnie. Przynajmniej miałam pewność, że nie wiedziała o śmierci swojego chłopaka.

- Dlaczego tutaj jesteśmy? – zapytała mnie szeptem. Chłopaki patrzyli na nas i za pewne podsłuchiwali naszą rozmowę.

- Nie wiem, ale musimy stąd uciec – mruknęłam.

- Jak?

- Tego... też nie wiem, ale wymyślę jakiś sposób. Nie zamierzam tutaj spędzić reszty swojego życia.

- Myślisz, że nam się uda?

- Musi – pokiwałam głową. – Będę próbować, dopóki się stąd nie wydostanę.

- A jaki mamy plan na najbliższe dni?

- Udawać grzeczne i potulne, a następnie ich omamić – uśmiechnęłam się gorzko.

***

Louis'a nie było przez cały dzień, co dało mi czas do namyślenia się i układania planu ucieczki. Teraz było o wiele trudniej, bo wszystkie okna i balkony były zabite deskami tak, aby nie udało się ich otworzyć.

Byłam w dupie.

Szukałam po szufladach wszystkiego, co by mogło nadać się do ucieczki. Nie znalazłam niczego, prócz małego scyzoryka i dwu metrowej liny.

- Nie uda Ci się, Tris – podskoczyłam na łóżku, słysząc czyiś głos. Nie był to Louis.

A był to łysy mięśniak, szef Louis'a.

- I radzę Ci to schować nim wróci Tomlinson, bo nie będzie zadowolony, jak to zobaczy – stwierdził ironicznie, zamykając za sobą drzwi. Miał na sobie ubrania w kolorze czarnym, które opinały jego umięśnione ciało i eksponowały tatuaże.

- Nic Ci do tego – warknęłam.

- Jesteś identyczna jak Twój ojciec – parsknął śmiechem.

- Nie porównuj mnie do tego skurwiela – prychnęłam. – Kim ty w ogóle jesteś i czego ode mnie chcesz?

- Jestem Paul i jesteś tu dlatego, że Twój tatuś naciągnął nasze zaufanie i cierpliwość.

- Nic nowego – westchnęłam.

- Dlaczego nie zostawisz mnie w spokoju? – fuknęłam. – Żadna zemsta tu wam nic nie da.

- Poniekąd jesteś tu i dla własnego bezpieczeństwa.

- Bo?

- Bo problemy przyjechały za Tobą, Tris – odparł. – To ja zleciłem chłopakom niańczenie Cię.

- Radziłam sobie do tej pory sama i nadal by tak było, gdyby nie wy – uśmiechnęłam się do niego krzywo.

- Śledziłem Twoje poczynania i nie sądzę by tak było.

- Jak to śledziłeś? – zapytałam ostro.

- Wiesz, jestem jak ninja, tyle, że biały – puścił mi figlarnie oko.

- Jakim prawem mnie śledziłeś?! – niemal krzyknęłam.

- Nie tym tonem do mnie, mała – ostrzegł groźnie. – Chyba, że mam Ci pokazać, gdzie jest Twoje miejsce.

- Pierdol się – syknęłam, chowając linę i scyzoryk z powrotem do szuflady. Tutaj Paul miał rację : ucieczka miała mi się dziś nie udać.

- Radzę Ci być nam posłuszną. Twoja przyjaciółeczka wygląda na grzeczną...

- Venus tu w ogóle nie powinno być – przerwałam mu. – Powinniście ją wypuścić i tak zabiliście jej chłopaka. Gdy się o tym dowie...

- Nie dowie – powiedział. – Harry tego dopilnuje.

- Nie byłabym tego taka pewna – stwierdziłam, krzyżując ręce na piersiach. – Jestem jeszcze ja i widziałam to wszystko.

- Nie wyjawisz jej prawdy – odparł gorzko.

- A to niby dlaczego? – fuknęłam, śmiejąc się gorzko. Paul podszedł do mnie z poważną miną i pochylił w moją stronę. Jego spojrzenie było przerażające. Niemal wypalało dziury w moim ciele. Brakowało mi języka w buzi, gdy na niego patrzyłam. Nie potrafiłam się odezwać, obronić ewentualnie, gdyby chciał mnie skrzywdzić... Kompletny zanik wszystkiego.

- Dlaczego? – uniósł zagadkowo brew. – Bo Cię kurwa zabiję.


****

Coś groźny ten Paul hahaha XD

Przepraszam, że tak długo nic nie wstawiałam... Nowa szkoła - multum nauki, do której zaraz się zabieram :/

Do zobaczenia! xoxo.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top