Wszystkiego najlepszego, Shion

To był piękny dzień. Jak na wczesną jesień, temperatury wciąż utrzymywały się wysoko. Drzewa powoli gubiły już swoje pożółkłe, liściaste szaty, a delikatny, chłodny wiatr licznie zwiewał je na uliczki miasta. Sam nie wiem, gdzie niosły mnie nogi, chyba na polanę na przedmieściach. Głowę unosiłem wysoko, obserwując drzewa i liście, tak oczarowany, że zdarzało mi się potykać. Słońce jak na tę porę roku zachodziło szybko. Niebo przybrało cudowne barwy, od czerwieni, szafiru po purpurę ametystu. Jednak gdy się odwróciłem, mogłem zauważyć nadciągające, deszczowe chmury. Wiatr przybierał na sile. Dłonią poprawiłem szalik, zacieśniając go bliżej szyi. Zamknąłem oczy, kładąc się na trawie. Czy tak samo pięknie było w mojej duszy? Myśli wirowały mi wokół czegoś zupełnie innego. Deszcz... chciałbym, żeby spadł. Nawet teraz na mnie. Wiatr grał wśród wysokich traw, tak mi się przynajmniej wydawało. Słyszałem głos. Przynosił wspomnienia.

- Shion, zjesz jeszcze trochę ciasta? - zapytała mnie mama, gdy siedząc w kuchni przy stole, popijałem kawę. Akurat skończyłem jeden projekt ustawy i mogłem odpocząć. Wielki, czarny segregator leżał bezpańsko na biurku. Mama zerknęła na mnie przelotnie.- Nie powinieneś dziś pracować - stwierdziła. Trwałem w zamyśleniu, więc puściłem jej uwagę mimo uszu. Okno było otwarte, czułem wpadający, chłodny wiatr. Rozwiewał mi włosy i zwiewał lżejsze klamoty, które leżące w kuchni. Mama pospiesznie wstała i zamknęła okiennicę, komentując coś pod nosem łagodnym tonem głosu. Miałem dziwne wrażenie, że ten wiatr mnie wzywał, żebym wyszedł. Teraz. Podniosłem się na równe nogi, całując kobietę w policzek.- Niedługo wrócę - zarzuciłem na siebie kurtkę, czym prędzej wychodząc z domu.„Wiem, że gdzieś tam jesteś"

Jak znalazłem się na tej polanie? Tak, coś mnie tu przywiodło. Objąłem spojrzeniem teren dookoła. Dopiero teraz ujrzałem, jak bardzo to wszystko odrosło i odżyło po upadku utopii. Jednak miałem w głowie coś jeszcze, jakieś dziwne de ja vu.Zaledwie kilka lat... tylko tyle minęło. Po chwili poczułem coś na swoim torsie. Niewielki, subtelny ciężar. Podniosłem głowę, otwierając oczy. Myszka. Musiałem się jej chwilę przyjrzeć. W pyszczku niosła drobny, fioletowy kwiatek. Zapiszczała, jakby chcąc, bym go wziął.- Aster... - stwierdziłem cicho.Znów skierowałem uwagę na zwierzątko. Była taka znajoma... Nagle poderwałem się gwałtownie. Mój oddech znacznie przyspieszył. Jak bardzo musiałem być rozkojarzony. Rozejrzałem się ponownie. Tak, to ta polana. Myszka zbiegła na ziemię przestraszona i zapiszczała. Dawała wyraźne sygnały, bym za nią poszedł. Trzymając w dłoni nieszczęsny kwiat, ruszyłem za zwierzątkiem, kompletnie nie myśląc, co robię. W głowie miałem tylko jedno. Nadzieję. Biegłem, nie patrząc gdzie i jak daleko. Po prostu biegłem. W końcu stanąłem, uspokajając zziajany oddech. Poczułem delikatne muśnięcie, później kwiat który trzymałem w dłoni znalazł się w moich włosach. Uniosłem głowę, napotykając znajomą parę oczu. Tak samo szarą jak kiedyś. Pochmurną, a mimo to pełną energii. Jego dźwięczny śmiech chwilę później rozbrzmiewał mi w uszach jeszcze przez długi czas. Jego dłoń w moich włosach, ramiona splecione ciasno wokół talii. Moje dłonie na jego plecach, głowa oparta na torsie. Jeszcze długo nie mogłem w to uwierzyć. Nieustający mentlik w głowie, wciąż o tym świadczył.- Zatańczymy, książę? - powiedział dźwięcznie, a ja kiwnąłem.Z naszą wyimaginowaną symfonią, tańczyliśmy. Jak kiedyś. Wiatr niósł melodię. Ten sam, który wołał mnie dziś. Wiatr kradnący duszę, człowiek kradnący serce. Moje serce - już dawno temu. A ja nie zapomniałem. Nigdy. Tak, to był piękny dzień. Jak żaden inny od bardzo dawna. Siódmy września nigdy nie był zwykłym dniem prawda? Cichy szept rozbrzmiał w moich uszach- Wszystkiego najlepszego, Shion.

***
Przez całą moją miłość do powieści i olbrzymią fazę napisałam kilka one shotów o tematyce No.6, którymi chciałam się podzielić. Wszystkie znajdą się w tej książce :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top