Returning Home#11

Jutro wylatuje do Dublina, mam wielką nadzieję, że jednak nie ziści się scenariusz jaki przechodzi mi przez głowę bo inaczej rozwiąże umowę z Irlandczykami i będą mogli sobie wsadzić te swoje teksty typu
" Bez naszej współpracy Twój interes jest nie warty" właśnie nie prawda bo mogę ich całkowicie olać i nie zrobi mi to różnicy bo prawda jest taka, że ja już mam tyle kasy, że mogłabym konkurować z Shelbym o władzę...

Tylko po co? Jak już wspomniałam nie będę mu niszczyć wizerunku bo on i tak już dużo przeszedł więc po go jeszcze krzywdzić? A poza tym on nie niszczy mojego wizerunku więc to byłoby trochę nie na miejscu gdybym nagle zaczęła wbijać mu gwóźdź do trumny...

Był między nami chwilowy zgrzyt, ale to już ustąpiło i chyba mogę powiedzieć, że Tommy, to mój przyjaciel tylko ta Lizzie... szczerze nie podoba mi się jej osoba. Trzeba będzie się jej bardziej przyjrzeć i wyciągnąć o niej informacje...

Przekroczyłam próg budynku w którym, Tommy, miał swoje biuro, a gdy weszłam do środka ona od razu na mnie spojrzała

- Ja do Tommy 'ego, ale to nie Twoja sprawa- Wyminęłam jej stanowisko i poszłam w kierunku gabinetu

Po cichu otworzyłam drzwi i zajrzałam do środka, a potem zapukałam w nie

- Hej- Przywitałam się- Nie przeszkadzam?- Zapytałam

On podniósł głowę i spojrzał na mnie

- Liv, nie nie przeszkadzasz. Chodź

Weszłam do środka zamykając za sobą drzwi, a potem podeszłam do biurka

- Mam do Ciebie prośbę

- Do mnie?- Wnioskuję, że był zaskoczony

- Tak, widzisz jutro wylatuję do Dublina i zostawiam swój dobytek bez nadzoru. Czy mógłbyś przypilnować fabryki i mojego mieszkania?- Zapytałam z nadzieją, że się zgodzi

Patrzył na mnie tym swoim wzrokiem który, ciężko było rozszyfrować więc nie wiem co myśleć...

- Dobrze- Nagle się odwiesił- Zaopiekuję się Twoim dobytkiem gdy Ciebie nie będzie- Ulżyło mi

- Na prawdę?- On lekko przymknął oczy i pokiwał głową na tak- Dziękuję Ci

- Jak długo Cię nie będzie?- Zapytał po chwili

- Parę dni, dowiem się co Irlandczycy spierdolili, ochrzanię ich i wrócę

- Nie chciałbym być w skórze Irlandczyków gdy dopadniesz ich. To byłoby ciekawe i, aż mi szkoda, że tego nie zobaczę- Przyznał

- Cóż, może zobaczysz jak kogoś ochrzaniam. Co prawda nie Irlandię, ale może Londyn?

- Sugerujesz mi coś?

- Myślę, że polecę do Londynu załatwić kilka spraw, przy okazji zachaczę o Scotland Yard i dowiem się czego ten inspektorzyna na prawdę chce- Przedstawiłam mu swoje plany i nie wiem czy za wcześnie tego nie zrobiłam

Sądząc po jego minie jaką przybrał gdy usłyszał co zamierzam zrobić w Londynie to niezbyt podobał mu się ten pomysł... chyba

- Liv... - Wziął papierosa którego, odpalił- Wiem, że lubisz stawiać na swoim i za cholerę nikt Cię nie odwiedzie od planów- Wypuścił dym z ust- Ale nie rób tego- Powiedział stanowczo

- Co?

- Składając wizytę Scotland Yardowi spowodujesz, że i oni nami zaczną się interesować, a tego bym nie chciał. Jeden inspektor już wystarczy

- Tommy, tu chodzi o Ciebie, o mnie, o nasze rodziny- Starałam się mu wyjaśnić o co toczy się walka- O
Peaky Blinders i...- Przerwał mi

- Zdaję sobie z tego sprawę, ale moja rodzina jest dla mnie najważniejsza, Peaky Blinders również są ważni dla mnie- Zatrzymał się i spojrzał na mnie- Ty jesteś dla mnie ważna Oli, nie wyobrażam sobie, żebym kolejny raz miał Cię stracić

- Tommy już mówiłam, że...- Znowu nie dał mi dokończyć

Zgasił papierosa, a potem podniósł się, podszedł do mnie i uklęknął przede mną tym samym patrząc mi w oczy... czy on musi mieć tak niesamowicie niebieskie oczy? Mam wrażenie, że widzę w nich morze...

- Wiem, że jesteś silna, wiem, że doskonale radzisz sobie sama, ale to nie zmienia faktu, że ten inspektor robi wszystko, żeby dorwać Peaky Blinders, a Ty nie należysz do gangu

- Czy Ci się to podoba czy nie, należę. Shelby to także moja rodzina mimo, że nie nazywam się Shelby- Stwierdziłam- Jestem z wami i to się nie zmieni

- Wiem, ale musisz być ostrożna bo...- Tym razem ja mu przerwałam

- Tommy- Odważyłam się i dotknęłam swoją dłonią jego policzka- Zawsze jestem ostrożna, a poza tym mam to- Odsunęłam marynarkę i pokazałam mu swoją broń

Gdy ją położyłam na biurku od razu się wyprostował i spojrzał na broń z szokiem...

- Skąd... od kiedy nosisz masz broń?- Zapytał

- A Ty od kiedy?- Zadałam mu to samo pytanie, lecz nie uzyskałam odpowiedzi- No właśnie- Wzięłam broń i włożyłam ją z powrotem za pasek

- Na prawdę Cię nie poznaję

- Słyszałam, że szukasz kogoś kto by wytrenował Twoje konie?- Zapytałam

- Właściwie to nie bo już kogoś znalazłem

- Szkoda, bo podobno chciałeś być najlepszy, a ja znam kogoś kto trenowałby Twoje konie tak, że wygrałyby każdy wyścig- Próbowałam dać mu do zrozumienia, ale też to była prawda

- Przykro mi, ale już znalazłem osobę idealną na to stanowisko

- Mhm. Kto to?- Zapytałam z czystej ciekawości

- May Carleton, właścicielka stadniny koni Carleton, od dzieciństwa jeździ konno. Ma dobre kontakty z zarządem wyścigowym- Zaczął mi wyjaśniać- A Twój człowiek kim jest?

- Po co pytasz skoro już zatrudniłeś tą... kobietę?

- Z ciekawości

- Ian Fitzwalter, ma 19 lat, od urodzenia dorasta wśród koni, mając 3 lata uczył się jeździć konno. Miał kuca czystej krwi, nazwał go Lightning

- Błyskawica? Nigdy dotąd nie słyszałem, żeby ktoś tak nazwał konia- Zdziwił się

- Nazwał go tak dlatego, że koń był niezwykle szybki, brał udział w wyścigach, odnosił sukcesy. Wielokrotnie zdobył złoty medal. Do tego pochodzi ze szlacheckiej rodziny co można wywnioskować po nazwisku- Pochwaliłam go

- Kandydat idealny

- Owszem, zławszcza, że chcesz, żeby Twoje konie wygrywały więc tylko najlepsi mogą je szkolić

- Cóż...- Zaczął się zastanawiać- Nie podpisałem jeszcze umowy z May, więc z chęcią bym poznał Iana- Zgodził się

- Nie pożałujesz, chłopak na prawdę ma talent, a poza tym kocha konie. Zadzownię do niego i powiem, żeby przyjechał do Birmingham

- Świetnie

Spojrzałam na zegarek na moim nadgarstku, dochodziła 14:30...

- Będę się już zbierać, muszę załatwić jeszcze kilka spraw i spakować się- Powiedziałam- Ah, oczywiście nie będzie Ci przeszkadzać to kim on dla mnie jest?- Dopytałam bo po Tommym, to wszystkiego można się spodziewać

- A kim jest?

- To chrześniak mojej mamy

- Czyli rodzina? Nie widzę problemu

- Dziękuję- Podniosłam się z fotela, a potem podeszłam do drzwi

- Odprowadzę Cię- Szybko poszedł i otworzył drzwi, a potem oboje wyszliśmy z jego gabinetu

Tommy, odprowadził mnie do drzwi wejściowych, a w międzyczasie zamieniliśmy jeszcze kilka słów, Tommy, przypominał mi pewne wydarzenie które, ja nie wspominałam za dobrze

- Wiedziałaś, że Pani Collins, może Cię złapać, a i tak poszłaś do jej ogrodu i...

- I zrywałam czereśnie, żeby następnie je zjeść- To wspomnienie wywołało u mnie śmiech- Tak, pamiętam to, ale Ty też nie byłeś lepszy

- Tak? A niby co takiego zrobiłem?

- Zrywałeś rajskie jabłka i strzelałeś nimi z procy. Raz trafiłeś w okno- Do dzisiaj mam tą scene przed oczami- Uciekaliśmy, aż się za nami kurzyło

- Cóż... te jabłka mogły nie być zgniłe- Stwierdził, na co ja się skrzywiłam

Spojrzałam na Lizzie, patrzyła na mnie z obrzydliwym wzrokiem, ale ja akurat miałam ją w głębokim poważaniu...

- Fajnie się wspomina, ale muszę lecieć. Sprawy same się nie załatwią

- Długo Cię nie będzie?- Zapytał

- Dwa lub trzy dni, samolot mam jutro 15:00 więc wcześniej wpadnę i dam Ci klucze od mojego mieszkania i fabryki

- Dobrze, będę czekał

- Dziękuję- Odważyłam się i go przytuliłam, a potem wyszłam z budynku i wsiadłam do samochodu po czym odjechałam...

..........................................................
................................


Rozdział XI
........................
Wygląda na to, że relacje
Liv i Tommy 'ego, się poprawiły?
.............................
Pytanie na jak długo?
.................................
A jeśli chodzi o Lizzie, to będzie ona próbowała zaszkodzić Liv, ale z bardzo marnym skutkiem
........................................
Sorry, ale ja nie lubię Lizzie
.............................................
Nikt nie komentuje nowych rozdziałów ☹ i mi smutno 😔

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top