~10~ Podejrzana gra w kalambury
— Przepraszamy za chwilę opóźnienia. Witamy wszystkich odbiorców zainteresowanych dzisiejszym wykładem. Z początku oczywiście pozwolę sobie przeczytać notkę do naszych zaginionych pociech, dla których drzwi pozostaną na zawsze otwarte. Dzieciaki, słyszeliśmy o waszych wybrykach w telewizji. Jesteśmy niesamowicie dumni, że zdołaliście uciec z tego autobusu. Wiemy, że nie daliście się złapać zarazie i dalej kroczycie po tym świecie i być może właśnie wsłuchujecie się w mój głos. Zawsze byliście dzielni i wychodziliście z trudnych sytuacji bez naszej pomocy. Wierzymy, że nawet jeśli miałoby to potrwać wiele lat, wrócicie do swoich tęskniących rodziców. A wy, drodzy słuchacze, jeżeli na swojej drodze spotkacie Elenę Mrozek, Tymona Kwiatkowskiego i Matthew Collinsa, przekażcie im moje słowa i wesprzyjcie, chociaż najmniejszą pomocą.
Kiedy usłyszałam głos mojej matki, natychmiast z moich oczu zaczęły kapać łzy. Nie byłam w stanie określić, czy to aby na pewno ze szczęścia. Byłam rozdarta i nie dochodziło do mnie, że właśnie usłyszałam wiadomość od mojej mamy, specjalnie dla mnie i moich najbliższych przyjaciół. Chłopcy objęli mnie i wspólnie czekaliśmy na kolejne informacje.
— Dzień dobry, dzisiaj... I przez kolejne lata również, w dalszym ciągu będziemy zajmować się wynalezieniem przeciwciał na wirus zombizmu. Aktualnie w naszej pracowni, w specjalnym pomieszczeniu, trzymamy dwie sztuki obiektów zarażonych. Numer jeden dalej wykonuje czynności życiowe, a dwójce od razu został zniszczony mózg. Dla przypomnienia jest to jedyny sposób unicestwienia chorego na wirus Solanum, ponieważ ten, nie używa żadnych innych układów w ludzkim ciele. Jeśli państwo również wykonują podobne badania, apeluję o szczególną ostrożność, każda wymiana płynów ustrojowych między organizmami skończy się zakażeniem. Najlepiej wykonujcie wszystko z daleka, w ochronnym rękawicach i bez żadnych, nawet najmniejszych otwartych ran. Jeśli ktoś z waszego grona zacznie mieć podwyższoną gorączkę, silne bóle i przestanie w odpowiednim tempie odbierać bodźce ze środowiska, jak najszybciej należy zamknąć go w izolatce i poddać głębokiej obserwacji.
Następnie odezwała się kolejna niezwykle mądra kobieta, którą była mama Tymka. Nawet będąc niezwykle poważną, zawsze zachowywała w swoim głosie cząstkę opiekuńczości, co powodowało, że z przyjemnością, każdy wsłuchiwał się w wypowiadane przez nią słowa. Natomiast, gdy coś wyprowadzało ją z równowagi, do tego stopnia, że podnosiła swój ton i krzyczała na wszystko, co popadnie, wszyscy bez wyjątku chowali się, jak mysz pod miotłą.
W wypowiedzi usłyszeliśmy wiele nowych pojęć, które nieziemsko nas zafascynowały. To, jak w tych czasach rozwijała się nauka, było po prostu niesamowite. Dobrze wykształceni ludzie mogą stworzyć wiele rzeczy, dzięki którym światu będzie się żyło lepiej. Zapewne w obecnym stanie wszelkie inne projekty stanęły. Aktualnie liczyło się jedynie powstrzymanie bądź chociaż chwilowe osłabienie wirusa, żeby ludzie umocnili swoje siły, wyciągnęli wnioski i walczyli dalej.
— Po dokładnym upewnieniu się, czy zarażony z pewnością został pokonany, możemy zacząć go badać i wyszukiwać w poszczególnych partiach jego ciała, interesujących komórek. Sam mózg zostawimy na koniec, ponieważ jest najbardziej naładowany wirusem. Dzisiaj zajmiemy się po prostu kawałkiem łydki. Natomiast tego pierwszego dobrze zabezpieczonego żywego trupa, dzisiaj nie ruszamy. Mamy w zamiarach dogłębnie obserwować zmiany w jego zachowaniu, które na pewno zajdą przez brak jakiegokolwiek pokarmu. Dobrze, weźmy się za odcięcie interesującej nas kończyny.
— Pragnę zauważyć, że nasz sąsiad do najszczuplejszych nie należał, więc potrzebujemy chwilki. Pamiętajcie o skafandrze ochronnym, ponieważ przy pracy z takimi zwłokami, dalej istnieje ryzyko zarażenia. Po skończonej pracy dobrze wygotujcie go we wrzątku. — Teoretycznie, wzmianka o sąsiedzie powinna nami w jakikolwiek sposób wstrząsnąć, w praktyce nawet zadowoliło nas pozbycie się tego pasożyta. Grzegorz od zawsze nas nie znosił i nawet się z tym nie krył. Nigdy nie oddawał przypadkowo wykopanych na jego posesję piłek i zawsze krzywo na nas spoglądał. No cóż, kto umrze, ten umrze i trudno. — Dobrze, materiał wsadzamy pod szkło laboratoryjne... Tak, cząsteczki wirusa zombizmu dalej są aktywne. Na szczęście sam zapach nie wywoła u nas żadnych zmian. Sprzęt oczywiście również porządnie zdezynfekujemy po skończonej pracy. Na ten czas nie jesteśmy w stanie nic więcej określić, w kolejnym wykładzie damy wam znać, czy udało nam znaleźć się coś więcej. Słyszymy się za tydzień o tej samej porze. Uważajcie na siebie i bądźcie bezpieczni.
Radio ucichło. W ciszy analizowaliśmy przekazane nam informacje i staraliśmy się jak najlepiej je sobie przyswoić. Liczyliśmy, że usłyszymy coś więcej, bo wykład był naprawdę niezwykle ciekawy i przydatny. Wielu naukowców po wielu tygodniach mogło posiąść brakujące elementy w ich wiedzy, żeby stworzyć coś, czego nikt wcześniej nie podołał. Mam nadzieję, że jak najwięcej uczonych jest w stanie z tego skorzystać, oraz że nikt nie powołany, nie wykorzysta tych informacji w bardziej niszczycielski sposób.
~*~
Postanowiliśmy, że zajmiemy się obgadaniem wszystkiego nazajutrz. Nie był to prosty temat. Każdy też miał odmienne zdanie i stawiał wyżej inne priorytety. Lepiej byłoby, żebyśmy wszyscy przespali się ze swoimi przemyśleniami, którymi chcemy się podzielić i jutro wspólnie podjęli najlepszą możliwą decyzję, biorąc pod uwagę wszystkie propozycje.
Przypuszczając, że wszystko pójdzie tak, jak chciałaby tego nasza trójka. Tej nocy czekałaby nas ostatnia warta. Mimo tego, że lepiej jest się porządnie wyspać, to przyzwyczaiłam się do conocnego wpatrywania się w pusty las, siedząc opatulona kocem na balkonie. Czasami zdarzało się usłyszeć warczenie zarażonych, którzy powolutku przemieszczali się gdzieś daleko w oddali mroku. To zarazem straszne, jak i zarazem niesamowite, że świat zdołał wytworzyć tak rozbudowaną kreaturę. Z pewnością człowiek maczał w tym swoje brudne łapki, aczkolwiek każde światowe laboratorium miało dobre alibi, przez co dalej nie określono genezy wirusa.
Przez zmęczenie mocno piekły mnie oczy. Przydałyby się jakieś dobre krople, myślę, że dobrym zamiennikiem byłby wywar z jeziora, piasku i krwi zdechłej ryby. Ostatniej nocy spałam niewiele, po jakże spontanicznej libacji alkoholowej. Jakie to dziecinne i nierozważne, chociaż... może to nieodpowiedni, ale jakikolwiek sposób na radzenie sobie z tym wszystkim. Właśnie wskoczyłam na kolejny poziom życia, powinnam spędzić go z najbliższymi, jedząc tort i bawiąc się doskonale, dokładnie tak, jak zaplanowałam to sobie w moim dzienniku. Natomiast to, co ma miejsce, dosłownie kontrastuje z tym, jak powinno być! To straszne, że cele i marzenia całej populacji legły w gruzach przez to, co ma miejsce na świecie. Nie wiem jakim cudem tak dobrze sobie z tym radze, wielu nie wytrzymałoby presji i ze strachu skończyłoby ze swoim życiem. Chociaż gdyby nie przyjaciele, pewnie już dawno byłabym w drugim świecie.
Szczerze?
Mimo wszystko nie wyobrażałam sobie, żeby na zawsze zostać zamkniętą w schronie. Oczywiście, bardzo chciałam tam wrócić, do mamy, która sama wspomniała, że zawsze będzie na mnie czekać no i uzyskać stabilność oraz poczucie bezpieczeństwa. Jednak pomimo że jest źle i z każdym dniem narażamy się na śmierć, to jesteśmy w tym razem. Gdyby nie ta wycieczka, to już od początku siedzielibyśmy z rodzicami. Matthew nie zacząłby chodzić z Anią, a rudowłosa zostałaby na zawsze uwięziona ze swoimi potwornymi rodzicami.
Zmieniając wartę, dziewczyna jedynie przekazała mi latarkę. Wiedziałam, że po tak ciężkim dniu nawet nie powinnam nastawiać się na nocne życzenia. Na balkonie każdy traci rachubę czasu i nie odczuwa tego, że już nastał kolejny dzień. Szczególnie że teraz bez Facebooka i codziennego zapisywania dat na marginesach, ciężko było się połapać, kto kiedy świętuje wskoczenie na kolejny poziom życia. Myślę, że po prostu w jakiś sposób przyzwyczaiłam się do tego, że co roku już czekała na mnie jakaś miła niespodzianka. Też nie zrozumcie mnie źle. Ja również staram się organizować, jak najlepsze rzeczy dla moich bliskich, by ci mogli poczuć się szczęśliwi i zaskoczeni.
Coś koło drugiej piętnaście usłyszałam, jak ktoś przedziera się przez pokój. Domyśliłam się, że jest to mój parter w zbrodni, więc gdy przeskoczył przez prowizoryczną dziurę na okno i usiadł obok mnie, wcale się nie zdziwiłam. Od samego początku spędzaliśmy nasze warty razem, lepiej było posiedzieć na nich dwa razy dłużej z kimś, niż krócej samotnie. Rozmowy w ciemności wyzwalają taką szczerość i zaufanie, dzięki czemu wzajemnie poznaliśmy siebie i dowiedzieliśmy się takich rzeczy, których totalnie się po sobie nie spodziewaliśmy. Fajnie, że tę ostatnią noc również przesiedzimy we dwoje.
Wpatrywałam się w jego profil, podczas gdy ten skupił się na obserwowaniu drzew. Cierpliwie czekałam, aż on pierwszy przerwie ciszę i zacznie temat, na który będziemy dyskutować przez najbliższe godziny. Ten natomiast nie odezwał się, ale położył na moich udach trzy obszerne książki. Ze zdziwieniem starałam się odczytać z jego zamkniętych ust odpowiedź na to, czym są te tajemnicze zlepki kartek. Sięgnęłam po latarkę i oświetliłam nią okładki.
Były to wszystkie trzy tomy igrzysk śmierci.
Wybór tych tytułów nie był przypadkowy. Jeszcze przed wycieczką oraz w jej trakcie, wspominałam o tym, jak bardzo wciągnęła mnie pierwsza część. Niestety nie zdołałam jej dokończyć, ponieważ podczas wypadku autobusowego wypadłam z siedzeń i poleciałam do przodu. Przez co, w przeciwieństwie do reszty, nie zdołałam zabrać swoich rzeczy i sama książka musiała zostać gdzieś pod moim siedzeniem. Byłam niesamowicie zaskoczona tym prezentem. Od razu zauważyłam, że „W pierścieniu ognia" i „Kosogłos" są zupełnie inaczej wydane niż część pierwsza. Otworzyłam ją i natrafiłam na moją różową zakładkę.
— Jakim cudem to odzyskałeś? — zapytałam. Byłam w wielkim szoku, przecież on nie mógł wrócić do tego autobusu, poza tym na pewno już dawno go usunęli, żeby nie zagradzać ruchu drogowego.
— To ja wziąłem twoje rzeczy z autobusu po wypadku. Może nie było tego po mnie widać, ale okropnie przeraziłem się, że coś ci się stało. Również chciałem pomóc, szczególnie że reszta jak najszybciej uciekła z pojazdu. Ktoś krzyknął mi, żebym wziął twój plecak, więc to zrobiłem. Rozejrzałem się i zabrałem również to, co leżało obok. Nad tą książką chwilę się zastanawiałem, ale przypomniałem sobie, z jakim zainteresowaniem byłaś w nią wcześniej wczytana.
O tym, że Julek zadziwia mnie z każdym dniem, wspominałam wam już wiele razy. Jednak dzisiaj po prostu zaniemówiłam z wrażenia. Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, jaką świetną relację będę z nim dzieliła w przyszłości, nie uwierzyłabym.
— Ale skąd pamiętałeś, że to dziś? Jesteś ostatnią osobą, od której spodziewałam się dostać życzenia tak szybko.
— Przecież wiesz, że mam pamięć do dat... Tysiąc pięćset sześćdziesiąty dziewiąty, czyli odkrycie Ameryki przez Krzysztofa Kolumba. — Spojrzałam na niego i mocno się zaśmiałam. — A tak na poważnie, to przekartkowałem cały twój planer jak spałaś.
Po tym wyznaniu mina lekko mi zrzedła, ale i tak byłam w świetnym humorze. Chyba nigdy nie dostałam aż tak przemyślanego prezentu. Pomijając fakt, że Matt i Tymek co roku wymyślali coś genialnego, dla przykładu, w zeszłym roku o północy dali mi zaledwie pięć minut na spakowanie się na dwa dni, po czym zaciągnęli mnie do auta i z mamą Matta pojechaliśmy na jeden z najlepszych dni w moim życiu. Uwierzcie mi, że takiego spontanicznego wyjazdu na taką skalę nie przeżyje już chyba nigdy. Szkoda tylko, że finał tego dnia przyczynił się do zmiany mojego życia o sto osiemdziesiąt stopni.
— Chciałem jeszcze dodać, że koszty wypożyczenia spadną na jakiegoś niczego świadomego gówniarza, który akurat nazywał się w tamtym mieście tak samo jak ja.
— Dziękuję Julek. — Położyłam głowę na jego ramieniu i w ciszy obserwowałam konstelacje gwiazd. Było... Po prostu przyjemnie. Czułam się bezpieczna, tak, jakby wszystko już się ułożyło.
— Dlaczego tak bardzo zależy wam na powrocie? — zapytał nagle.
— A co innego mielibyśmy zrobić? — Mocno zaskoczyło mnie to pytanie. Nigdy nie pomyślałam, że w ogóle istnieje inna opcja. — Tam jest bezpiecznie, zapasów starczy na wiele lat, a nasze mamy sukcesywnie będą ratować świat dosłownie za ścianą.
— To brzmi pięknie, ale czy aby na pewno tak jest? — Dał mi chwilę na zastanowienie, podczas której oparł swoją głowę na mojej. — Nie czujesz się teraz wolna? Pomyśl, jeśli tam wrócimy, zostaniemy na zawsze zamknięci. Poza tym tyle osób spowoduje jedynie szybsze pochłonięcie zapasów, co jeżeli się skończą?
— Rodzice na pewno to przemyśleli. W odpowiednim czasie zaczną hodować zwierzęta, albo sadzić różne nasiona. Myślę, że ta kwestia jest dla nich najmniejszym problemem.
— A co z relacjami? Sama widzisz, jak często w grupach zdarzają się konflikty. Wyobraź sobie teraz, że wybucha wielki konflikt w waszym schronie, a ty jesteś zmuszona na zostanie tam, bez możliwości wyjścia i wysłuchiwanie kłótni każdego dnia przez nie wiadomo ile lat. — Od razu pomyślałam o moim ojcu.
— A co lepszego proponujesz? — spytałam po dłuższej ciszy. Starałam się poznać jego zdanie i lekko wyminąć niewygodny temat.
— Zwiedzać świat, usamodzielnić się, jeśli przyjdzie taka okazja, to osiedlić się gdzieś na stałe. Może w przyszłości udałoby się nam stworzyć działającą społeczność.
— To również brzmi pięknie, ale wcale nie jest tak proste, jak się wydaje.
— A co w życiu przychodzi bez problemu? Świat umarł, a z każdym kolejnym dniem będzie tylko gorzej. Nieuniknione, że przyjdzie dzień, w którym ktoś z nas powiadomi resztę o ugryzieniu i będziemy musieli go zabić. Życie jest takie krótkie, a ty naprawdę chcesz spędzić je w metalowej puszce?
Może nie całkowicie, ale miał rację. Trochę rozjaśnił mi ściśnięte perspektywy, ale to wcale nie spowodowało, że nagle chcę porzucić plan, który był mi wpajany od najmłodszych lat. Wywołał mi spory mętlik w głowie, więc przez brak odpowiedzi, dałam mu znać, że nie jestem w stanie dalej ciągnąć tej rozmowy.
Przez dłuższy czas leżeliśmy wtuleni w siebie. Może nie był to idealny sposób spędzania urodzin i z pewnością będą wyglądać one całkowicie inaczej niż poprzednie, ale inne wcale nie znaczy gorsze. Nie liczyły się dobra materialne, tylko to, kto nam je wręcza. Dla mnie największym prezentem był brak samotności i posiadanie tak wielu cudownych osób w moim życiu. Są ogromnym skarbem od losu. Wiem, że jest mnóstwo ludzi, którzy nawet nie mają kogo poprosić o wysłanie notatek z lekcji. Na co komu bycie miliarderem, skoro w wielu przypadkach te osoby w samotności sączą drogi alkohol w willach za sumy nie z tej Ziemi. Wolę do końca życia żyć skromnie, ale mieć mnóstwo wspomnień, które z dumą będę opowiadać swoim wnuczętom.
Przez wszystkie warty, nikomu nie zdarzyła się żadna ciekawsza sytuacja. Dlatego też, po części, była to według większości strata czasu. Oczywiście wraz z Julkiem musieliśmy być tymi pierwszymi, którzy na ostatniej prostej trafią na ciężką przeszkodę.
Szczerze? Horda zombie nie zdziwiłaby nas tak bardzo, jak to, co właśnie cicho wyłoniło się z krzaków. Obydwoje się przestraszyliśmy i niedowierzająco, poświeciliśmy latarką w to, co przeszkodziło nam w nierobieniu niczego konkretnego.
Dlaczego dzisiaj? W jakim celu? Starałam się w głowie odpowiedzieć na zadane przez siebie pytania, ale nie nasunęła mi się żadna sensowna odpowiedź.
Sylwetka trzymała palec na ustach, prosząc nas o milczenie. Kiwnęliśmy głową na znak, że nie musi się o to martwić i wyczekiwaliśmy, aż w jakiś sposób przekaże nam, co jej w duszy gra.
W tym momencie rozpoczęła się podejrzana gra w kalambury.
Najpierw palcem wskazywała na swoją latarkę, a chwilę później na nas. Od razu domyśliłam się, że chodzi o nasz sprzęt, więc chwyciłam go do ręki. Kobieta uniosła kciuki do góry i zaczęła pokazywać dalej. Przytrzymała źródło świata, zrobiła kilka kroków w bok, położyła je na ziemi, po czym wróciła na wcześniejsze miejsce. Następnie ręką wskazała na urządzenie, dłoń zbliżyła do ucha i na koniec dotknęła nią ust.
O kurwa.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
{2500 słów}
Witajcie wszyscy! Co prawda po nieco dłuższej przerwie, aczkolwiek święta, nowy rok, ogólnie tamtoroczny grudzień nie sprzyjał mi z pisaniem.
Rozdział nieco krótszy, ale chyba postaram się na takie przerzucić i postarać się publikować częściej. Wiem, że zazwyczaj są w niedzielę, ale jako że dawno nie było, to tym razem jest w środku tygodnia.
Fabuła mocno się rozkręciła, jak myślicie, co takiego przekazała im Sandra?
Bardzo dziękuję za przeczytanie tego rozdziału i życzę Wam w tym nowym roku, żebyście spędzili go najlepiej jak tylko się da i spełnili wszystkie swoje cele poprzez ciężką pracę ^^ <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top