ROZDZIAŁ 12
°°°Erin
Jasne światło raziło mnie w oczy. Nie wiedziałam, gdzie się znajduje ani co się stało. Dookoła słyszałam szumy, niewyraźne głosy. Miałam strasznie sucho w ustach i chciało mi się pić. Nie mogłam jeszcze otworzyć oczu czy też się poruszyć. Bolało mnie całe ciało, ale nie pamiętałam od czego. Nie pamiętałam, nic co się wydarzyło przed tym, jak odpłynęłam.
Ktoś chyba wszedł do pomieszczenia, ale nie byłam w stanie stwierdzić kto. Spróbowałam jeszcze raz otworzyć powieki. Rozchyliłam je lekko i natychmiast zamknęłam, ponieważ w pokoju było zdecydowanie za jasno dla mnie.
- Spokojnie bez pośpiechu, nic Ci nie grozi. - Usłyszałam nie wyraźnie. Nie potrafiłam rozpoznać głosu. Sens wypowiedzianych słów do mnie nie dochodził.
Otworzyłam usta, żeby# coś powiedzieć, ale przez suchość w nich nie udało mi się to. Po paru próbach udało mi się przyzwyczaić wzrok do jasności w pomieszczeniu.
Rozejrzałam się dookoła i stwierdziłam, że znajdowałam się w szpitalu czy czymś takim. Nie kojarzyłam tego miejsca. Leżałam na łóżku przykryta białą pościelą i podpiętą kroplówką, ściany, jak i sufit były koloru jasnobeżowego, w pokoju znajdowały się przeróżne maszyny, dwie pary drzwi jedne pewnie prowadziły do łazienki, a po mojej prawej był stolik nocny, na którym stała szklanka i mała butelka wody mineralnej.
Zwróciłam uwagę na młodego mężczyznę o błąd włosach i niebieskich oczach ubranego na biało. Przypuszczałam, że był to lekarz albo pielęgniarz. Mężczyzna chwycił butelkę i nalał wodę do szklanki, przysunął naczynie do moich ust# pomagając się napić. Po chwili odsunął naczynie i położył je z powrotem na stolik.
- Co się stało? - Wychrypiałam słabo.
- Wpadłaś na pole magnetyczne w twojej celi. - Wytłumaczył mi, a ja nie wiedziałam, o jaką cele mu chodzi. Nie rozumiałam nic.
- Nie rozumiem. Jakiej znowu celi? Jakie pole magnetyczne? - Zapytałam po chwili zastanowienia.
- Nic nie pamiętasz? - Zapytał zdziwiony moim brakiem pamięci.
- Nie, nie pamiętam. - Przyznałam zgodnie z prawdą.
- To pewnie w wyniku urazu, który powstał w trakcie odrzutu. - Stwierdził spokojnie.
- Możesz mi wytłumaczyć, gdzie się znajduje i coś się stało? - Miałam nadzieję, że się zgodzi mi to wszystko wyjaśnić.
- Spokojnie. Mogę ci powiedzieć tylko tyle, że wpadłaś na pole magnetyczne w swojej celi. - Powtórzył to, co wcześniej mi powiedział.
- Tak to już wiem, ale gdzie jestem i jakim cudem znajdowałam się w celi? - Zapytałam już podirytowana brakiem jakichkolwiek informacji ze strony mężczyzny.
- Może zawołam kogoś, kto odpowie na Twoje pytania. - Po tych słowach wyszedł z pomieszczenia.
Chciałam usiąść, ale coś mi to uniemożliwiło, a tym czymś były skurzane pasy. Teraz nie rozumiałam już nic.
Znajdowałam się nie wiadomo gdzie, podobno wpadłam na pole w jakiejś celi, do której nie wiedziałam, jak się dostałam, a do tego wszystkiego byłam skrępowana pasami jak jakaś psychopatka, którą nie jestem albo więzień. Obstawiałam to drugie.
Moje ostatnie wspomnienia sięgały mojego treningu z Kylo Renem. Nie wiedziałam jakim cudem znalazłam się w takim położeniu i ciekawiło mnie gdzie obecnie znajduje się Kylo, może on by mi odpowiedział na wszystkie pytania i wytłumaczył, co tutaj się wyrabia.
Do pokoju weszła młodą dziewczyna w stroju pielęgniarki. Bez słowa podeszła do kroplówki, pod którą byłam podpięta i wstrzyknęła do niej jakiś przezroczysty płyn. Po chwili zaczęłam słabnąć i zrobiłam się senna.
- Co ty mi podałaś? - Warknęłam do dziewczyny, którą już kierowała się do wyjścia. Spróbowałam wyrwać igłę z przedramienia, ale dłoń opadła mi w połowie drogi.
Oczy zamknęły mi się mimo woli i nie mogłam nic na to poradzić. Sekundę później zasnęłam.
°°°°
Nie wiedziałam, ile spałam. Nie mogłam tego stwierdzić przez brak okien i żadnego chronometru w pomieszczeniu. Czułam się już dużo lepiej niż wcześniej, ale wciąż nie byłam w pełni sił.
Niektóre wspomnienia powróciły, takie jak moment mojego porwania to jak patrzałam na rebeliantów i to jak zdrajca szedł w moją stronę razem z Poe Dameronem. Niestety, ale na tym się kończyły moje wspomnienia. Nadal odczuwałam ból głowy.
Chcąc jakoś wpłynąć mocą na swoje ciało, ale nie mogłam sięgnąć po nią. Było to zapewne spowodowane wypadkiem, przynajmniej tak starałam się sobie wmówić, nie chciałam przyjąć do świadomości innej opcji. Pozostałe możliwości nie napawały mnie radością, dlaczego postanowiłam trzymać się nadziei, iż chodziło tylko o mój stan zdrowia.
Przekręcałam się z boku na bok, nie mogąc znaleźć sobie wygodnej pozycji. Nie chciałam jeszcze wstawać, ponieważ wiedziałam, że mogłabym nie ustać na nogach o własnych siłach.
W końcu do pomieszczenia weszła młoda kobieta z dzieckiem na ręku i co dziwne kojarzyłam małą dziewczynkę, która znajdowała się w ramionach kobiety.
Kobieta była niską i drobną blondynką o niebieskich oczach. Ubrana była w szarą sukienkę do kolan oraz brązowy pas, na nogach natomiast miała białe spodnie i męskie buty wojskowe. Włosy związała w niedbały kucyk, a pod oczami maiła cienie świadczące o zmęczeniu.
- Dzień dobry. - Przywitała się blondynka. Dziewczynka przytuliła się jeszcze bardziej do kobiety, którą najprawdopodobniej była jej matką.
- Dzień dobry. - Odpowiedziałam niepewnie, nie znałam zamiarów niebieskookiej, nie ufałam jej, mimo iż była z dzieckiem.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - Stwierdziła jakby przestraszona. Nie rozumiałam jej reakcji. Zachowywała się dziwnie.
- Nie, nie przeszkadzasz.
- To dobrze. Chciałam ci tylko podziękować. - Powiedziała z wdzięcznością.
- Za co? - Zapytałam zdezorientowana jeszcze bardziej niż dotychczas.
- Za uratowanie córki. Gdyby nie ty nie wiem, co by się stało. - Ona była chyba jakąś wariatką.
- Hola, hola. Jak to uratowanie córki? Nic z tego nie rozumiem. O czym ty do mnie mówisz? - Przerwałam jej wypowiedź. To było czyste szaleństwo z jej strony.
Kobieta popatrzyła na mnie zdumiona moimi pytaniami. Cała ta sytuacja była jakaś podejrzanie dziwna, tylko jeszcze nie wiedziałam dlaczego.
- Uratowałaś moją córkę przed obrażeniami po wpadnięciu na pole magnetyczne. - Wytłumaczyła mi, choć to niewiele tak naprawdę wyjaśniało w tej sytuacji.
- Niestety, ale pechowo nic nie pamiętam. Nie wiem, gdzie jestem ani co tu robię, ani co się zdarzyło. Tak naprawdę pamięcią mogłam się cofnąć o miesiące, dni, godziny wstecz i nic na to nie poradzę oraz nie wiem co się wokół mnie dzieje. - Stwierdziłam chłodno w stronę blondynki. Mała popatrzyła w moją stronę przestraszona, jak i zaciekawiona moimi słowami.
- Przepraszam w takim razie. Nie będę już przeszkadzać. - Mówiąc to, odwróciła się na pięcie i skierowała do wyjścia, ale przerwało jej dziecko na rękach.
- Czemu jest pani zapięta tymi pasami? - Zwróciła się do mnie z pytaniem. Nie byłam pewna co jej odpowiedzieć, przecież była dopiero dzieckiem.
- Też chciałabym wiedzieć. - Odpowiedziałam. Mała nie wyglądała na usatysfakcjonowaną moją odpowiedzią.
- A to nie wiesz czemu? - Zapytała znowu i wyrwała się rodzicielce, podchodząc bliżej łóżka.
- Niestety, ale nie wiem. - Przyznałam. Mała spróbowała wejść na posłanie, ale jej się nie udało. Zaśmiałam się z jej prób.
- Nie śmiej się. - Oburzyła się i zrobiła obrażoną minę, krzyżując ręce na klatce.
- Bo co mi zrobisz? - Zapytałam się prowokacyjnie jej i znów się zaśmiałam. Ku zdziwieniu jej matki nie robiłam tego we wredny sposób.
- Zrobię Ci... jeszcze nie wiem co ale coś na pewno. - Powiedziała dumnie i wyprostowała plecy. Po chwili zwróciła się do swojej mamy. - Mamo pomóż mi.
- Nie możesz tam wejść. Choć nie przeszkadzaj. - Pouczyła ją kobieta, wyciągając w jej stronę dłoń, za którą mała miała złapać, czego oczywiście nie zrobiła.
- Nie przeszkadzacie. I tak nie mam co robić. - Stwierdziłam. Blondynka popatrzyła na mnie niepewnie, a następnie podeszła do córki biorąc ją na ręce.
- Mamo chcę siąść na łóżku. - Kłóciła się mała i zaczęła się wyginać we wszystkie strony. Skinęłam głową w stronę kobiety, a ta nadal nie do końca postawiła dziecko na podłodze.
- Możesz posadzić ją na łóżku i tak nic jej nie zrobię, nie mam jak przecież. - Przypomniałam jej o mojej sytuacji i pokazowo szarpałam za pasy.
- Nie chodzi mi o to, że jej coś zrobisz, a o fakt, iż jesteś poobijana, a ona nie może usiedzieć spokojnie nawet chwili. - Wytłumaczyła się blondynka, wskazując córkę.
- Nie raz obrywałam mocniej, nic mi nie będzie. - Zapewniłam ją. Matka dziewczynki podniosła ją i posadziła na posłaniu w moich nogach. Mała usiadła, krzyżując nogi i popatrzyła na mnie i swoją opiekunkę zadowolona oraz dumna z wygranej.
- Tylko siedź grzecznie albo zejdziesz. - Ostrzegła córkę, a sama oparła się o barierkę łóżka.
- Jak się nazywasz? - Spytała się mnie dziewczynka. Nie wiedziałam co jej odpowiedzieć, nie mogłam podać jej mojego prawdziwego imienia.
- Tajemnica. - Odpowiedziałam jej. Nie chciałam jej robić przykrości, ale nie chciałam by wykorzystali jakiekolwiek imię przeciwko mnie.
- No powiedz. Ja nazywam się Lili. - Przedstawiła się. Zastanawiałam się jak wytłumaczyć, iż nie mogę jej udzielić odpowiedzi.
- Ładne imię. - Pochwaliłam dziewczynkę, a ona na ten komplement uśmiechnęła się szerzej.
- A ty jak masz na imię? Umiem dotrzymywać tajemnic. Obiecuje, nikomu nie powiem. - Zadeklarowała mi. Do głowy wpadł mi świetny kompromis.
- Nie mogę ci powiedzieć imienia, ale mogę powiedziedzieć ci moje nazwisko i będziesz używać go jako imienia. Co ty na to? - Zaproponowałam jej mój pomysł, mała przez chwilę się krzywiła, po czym na jej twarz wpłynął uśmiech.
- Zgoda. - Powiedziała i poprawiła się na łóżku.
- Na nazwisko mam Ren. - Przedstawiłam się, a mała nagle się zamyśliła.
- Ren. - Powtórzyła i zawiesiła się na chwilę, po czym kontynuowała. - Gdyby "n" zamienić na "y" wyszłoby Rey. Tak jak ta twoja dawna przyjaciółka Mamo.
Gdy mała to powiedziała, zastygłam w bez ruchu na chwilę i popatrzyłam na nią, jakbym się przesłyszała. Zastanawiałam ile osób, mogło mieć na imię tak jak ja przed wstąpieniem do zakonu Ren. Szanse na to były niewielkie. Na szczęście szybko pozbierałam się z szoku i udawałam, że nie znam tego imienia.
- Tak, a co się z nią stało? - Spytałam się kobiety, która nie wiedziała co odpowiedzieć.
- Skąd przypuszczenia, że coś się stało? - Zapytała podejrzliwie. Wpatrywała się we mnie uważnie.
- Twoja córka Powiedziała dawna więc nie macie już kontaktu, a to znaczy, że coś musiało do tego doprowadzić. - Stwierdziłam spokojnie. Nie pamiętałam za wiele ze swojego dzieciństwa, a w tym tej kobiety. Moje wspomnienia kończą się na mężczyźnie z pustyni Jakku, który zabrał mnie do Snoke.
- No tak. Wyjechała z rodzicami nie wiadomo gdzie, od tamtego czasu nie mamy kontaktu. - Skłamała. Wiedziałam to nawet bez użycia mocy, było to widać w jej oczach i tym jak uciekała wzrokiem najdalej ode mnie.
- Przykro mi. - Odpowiedziałam fałszywie.
- Nie trzeba. Lili, choć pani musi odpocząć. - Wystawiła w stronę córki rękę, za którą ta chwyciła i zeskoczyła z łóżka, kierując się za matką do wyjścia.
Bez słowa wyszły z pomieszczenia, zostawiając mnie znowu samą w czterech ścianach. Próbowałam sobie przypomnieć cokolwiek ze swojego dzieciństwa, mimo że nigdy tego nie robiłam.
Nie wiem, ile tak siedziałam i rozmyślałam, ale zaczęła mnie boleć tylko głowa, nic nie wymyśliłam. Nie przypomniałam sobie nic. Nikt do mnie już tego dnia nie zawitał. W końcu postanowiłam się zdrzemnąć, aby zająć czas i odpocząć. Wcześniej sen przypomniał mi część wspomnień.
°°°Hux
Szukaliśmy Ruchu Oporu jeszcze bardziej zaciekle niż wcześniej, ale przynosiło to nikłe skutki. Od porwania Ren każdy był poddenerwowany a w szczególności Kylo Ren. Jego mistrz, a ojciec Erin chodził jeszcze bardziej wściekły jak nigdy wcześniej.
Staraliśmy się znaleźć jakiś trop, ale Rebelianci dobrze się schowali, co nie było żadną nowością. Przez tę całą sytuację przybyło mi dwa razy więcej papierów.
Siedziałem właśnie u siebie w gabinecie, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Nie wiedziałem, kto mi przerywa, ale byłem pewny, że mu się oberwie za to.
- Proszę. - Zawołałem zza biurka, przy którym cały czas siedziałem. Do pomieszczenia wszedł mój adiutant.
- Generale. - Schylił głowę i zdjął czapkę. Zastanawiałem się co, musiało się wydarzyć, że przyszedł do mnie bez wcześniejszego zapowiedzenia.
- Coś się stało? - Zapytałem od razu.
- Tak. Chodzi o Erin Ren generale. - Przerwałam na moment, Ruchem dłoni nakazałem mu kontynuować wypowiedź. - Nasz szpieg podsłuchał rozmowę Generał Organy z jakimś pilotem najprawdopodobniej Poe Dameronem. Usłyszał, iż Rebelianci mają się przenosić.
- Wiadomo dokąd? - Dociekałem, każda informacja była teraz na wagę złota.
- Tak. Mają w planach przenosić się na Endor albo Nabo. Nie zdecydowali jeszcze na dokładną lokalizację. Z tego, co mu wiadomo, muszą to uzgodnić z dowództwem. - Odpowiedział. Mając jakiekolwiek informacje mogliśmy być bliżej odnalezienia Erin.
- Dziękuję. Możesz odejść. - Mitaka znów się skłonił i pośpiesznie wyszedł z mojego gabinetu.
Wysłałem najnowsze informacje, jakie mieliśmy Kylo Renowi, a sam wróciłem do papierkowej roboty. Nie mogłem się doczekać powrotu Ren na Finalizera. Wiedziałem, że po jej powrocie sytuacja, jaka była, teraz się uspokoi i wróci do normy. Przynajmniej taką miałem nadzieję.
°°°°
No i jestem z kolejnym rozdziałem.
Jak się podoba?
Miłego dnia _Vi_Vi_123!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top