Rozdział II
Witam waaaaaaaaaaaas ^^ O to kolejny rozdział nowego opowiadanka :D Z góry chcę was przeprosić, ale nie mam zielonego pojęcia ile wyjdzie z tego rozdziałów. Chciałem zrobić OneShota... ale coś nie wyszło xD A! Muszę wam powiedzieć, że razem z Shinem ustaliliśmy, że szczotka do podłogi przywdzieje miano "Bogumiłki", dlatego jak spotkacie się z tym określeniem, to wiedzcie, że chodzi o szczotkę xDDD Dobra! Lecim z tym rozdziałem :D
Stanąłem jak wryty, patrząc się to na chłopaka, to na drzwi o które się opierał. Nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie się dzieje.
- To jakiś chory żart, prawda? Albo nie! Wiem! Ja mam halucynacje! - krzyknąłem łapiąc się rękoma za głowę. - Obudź się Mike! - mruknąłem sam do siebie i uszczypnąłem się w policzek. Oczywiście to nic nie podziałało, poza tym, że został mi na twarzy czerwony ślad.
- Szczypiąc się nie sprawisz, że zniknę - mruknął czerwonowłosy i założył ręce na piersi.
- Ale.. ale... Ja nic nie rozumiem! Jak ty tu... ja to się... Boże uratuj mnie, błagam! Ja chyba zdurniałem do końca! Zawsze byłem trochę nie ten, ale to już jest przesada! Przecież to nie możliwe, żeby do naszego świata przeniósł się mój bohater! - zaczynając swój niekończący się monolog, dreptałem po pokoju mrucząc bardziej do siebie i zupełnie ignorując chłopaka - To jakiś durny żart co nie? Hej! - krzyknąłem i spojrzałem na swoją szafę. - Bartek! Wyłaź stamtąd! Ja wiem, że to ty! - powiedziałem i otworzyłem ją na oścież. Niestety nikogo tam nie było, jak również w innych szafkach, a nawet na balkonie i za oknem. Gdy już zacząłem potrząsać kotem i gadać do niego, jak do mojego znajomego, który (byłem na sto procent o tym przekonany) na pewno zawładnął ciałem mojego biednego zwierzątka, Ryuu wkroczył do akcji i próbował zabrać mi Czarnego. Jednakże zareagowałem błyskawicznie i odsuwając się jak najdalej, trzymając oczywiście kota pod pachą, złapałem za Bogumiłkę i zacząłem wymachiwać nią przed nosem czerwonowłosego.
- Ani mi się waż zrobić krok dalej. Bo normalnie aktywuję tryb super Bogumiłki i wtedy będziesz biedny! - warknąłem zaciskając pięści na kiju od szczotki.
- Dobra, dobra. Spokojnie ogierze - chłopak cofnął się krok do tyłu i podniósł ręce w geście obronnym.
- No i tak ma być - chuchnąłem na swoje czarne włosy, które przysłoniły mi obraz jednocześnie przeszkadzając w obserwowaniu intruza.
Rzuciłem kota na łóżko i nakazałem mu leżeć ( a niech zna swoje miejsce co nie?) i podszedłem bliżej chłopaka. Obszedłem go z każdej strony, ilustrując wszystko bardzo dokładnie. Oczywiście Bogumiłka czekała w pogotowiu, dlatego Ryuu ani myślał o tym, by choćby drgnąć.
- Powiedz mi mój drogi... - zacząłem stając naprzeciwko niego - Skąd ty żeś się tu w ogóle wziął?
Czerwonowłosy podrapał się po głowie, ale widząc moją minę na wszelki wypadek opuścił ręce wzdłuż ciała.
- E... w sumie to sam nie wiem jak to się stało. Usłyszałem swoje imię, wypowiadane z twoich ust i jakoś tak samo wyszło. I bam! O to jak się tu znalazłem.
- Jakoś samo wyszło hę? - zapytałem odkładając szczotkę i siadając na fotelu.
- No... no tak.. - mruknął i zrezygnowany opadł na łóżko. Zerwałem się w z siedzenia w try miga i stanąłem na równe nogi. Wbiłem w niego złowrogie spojrzenie, ale chyba mój wzrok od zabijania nie do końca zadziałał w tym wypadku, ponieważ chłopak nadal oddychał i wyciągał swoje przeszczepy w każdą stronę świata.
- Czy ja... pozwoliłem ci usiąść ?! I to jeszcze na MOIM łóżku?! - krzyknąłem stając tuż nad nim.
- Oj, przestań się tak wydzierać. Jestem zmęczony... - odparł lekceważąco Ryuu, co o mało nie sprawiło, że prawie wyszedłem z siebie i stanąłem obok.
- Jesteś zmęczony ?! Jak ja ci zaraz... - chciałem złapać Bogumiłkę i zacząć mu grozić, ale nie zdążyłem tego zrobić. Poczułem szarpnięcie i rękę, która pociągnęła mnie za kark w stronę łóżka. Gdy już otworzyłem zaciśnięte z przerażenia oczy, zobaczyłem czerwonowłosego, który zawisnął tuż nade mną ze złowieszczym uśmieszkiem na twarzy. Wydarłem się jak głupi i zacząłem machać rękoma i nogami.. bosz nawet głową machałem, by tylko wydostać się spod tego silnego ciała, jednak wszystko na marne. Zbliżył się do mnie, a ja momentalnie znieruchomiałem.
- Co ty... - nie dokończyłem, ponieważ ten idiota chuchnął mi w szyję.
- Powiedziałem, że jestem zmęczony. Jeżeli nadal będziesz tak krzyczał, to mogę ci zrobić bardzo niegrzeczne rzecz... - nie zdążył dokończyć, ponieważ dostał ode mnie patelnią w głowę. No co? Przecież każdy trzyma pod łóżkiem patelnię! Tak na wszelki wypadek!
Chłopak złapał się za głowę jęcząc z bólu, a ja czym prędzej uciekłem ze skażonego pola i przytuliłem do piersi Bogumiłkę.
- Czyś ty zgłupiał? - wymamrotał Ryuu masując obolałe miejsce.
- Nie moja wina. Sam mnie zaatakowałeś... - odparłem wzruszając ramionami i siadając z powrotem na fotelu. Chłopak wymamrotał pod nosem jakieś przekleństwo i podniósł się stając obok mnie.
- Dobra, słuchaj Mike. Zacznijmy może od początku co? Przede wszystkim, nie wiem jak się tu znalazłem, nie wiem jak mam wrócić, czy w ogóle wrócę i nie wiem co mam ze sobą zrobić. Ale! Jako iż jesteś moim stwórcą, powinieneś za wszystko wziąć odpowiedzialność! - zaśmiał się, a cały czar prysł.
- Słucham?? Dlaczego ja! Ja cię tu wcale nie chciałem! - mruknąłem chowając twarz w dłoniach. - Co ja mam z tobą zrobić? - spytałem bardziej sam siebie niż jego.
- Zaopiekuj się mną - odparł chichocząc.
- Ale z ciebie śmieszek. Naprawdę. Do kabaretu idź jak jesteś taki radosny. Od razu się przydasz światu na coś.
- Co to kabaret? - spytał opierając się o biurko i wbijając we mnie wzrok czerwonych oczu.
- Eh... nie ważne. No dobra... W takim razie... Może jesteś głodny? Albo chcesz coś do picia? - zapytałem zerkając ukradkiem na osobę, którą prawdopodobnie będę musiał gościć w swoim domu przez nieokreślony czas. Wypadałoby w tym wypadku jakoś się dogadać...
- Z chęcią bym się czegoś napił - odparł.
- W takim razie zapraszam szanownego pana do kuchni - mruknąłem wstając i wskazując ręką wyjście z pokoju. Ryuu już wiedział, gdzie ona się znajduje dlatego powolnym krokiem ruszył w tym kierunku, a ja za nim. Oczywiście wraz z Bogumiłką. Tak na wszelki wypadek.
***
Weszliśmy do kuchni, w której zrobił się mały bałagan, dlatego na początku postanowiłem trochę tu ogarnąć. Gdy już dało się zauważyć podłogę, zabrałem się za robienie kawy dla nas obojga. Ustawiłem dwa kubki, wsypałem rozpuszczalną i postawiłem czajnik na gazie.
- Co ty robisz? - głęboki głos odezwał się zza moich pleców. Odskoczyłem jak oparzony, celując w niego końcówką kija.
- Mówiłem! Tryb super Bogumiłki i możesz się pożegnać z ładną twarzyczką! - krzyknąłem.
- Jej... weź wrzuć na luz, bo mi tu zejdziesz zaraz - prychnął i usadowił się na jednym z krzeseł, ustawionych przy blacie.
- Nigdy nie zachodź mnie od tyłu, bo nie ręczę za siebie... - warknąłem, wyłączając gaz.
- Bo niby co mi zrobisz panie artysto? - zadrwił ze mnie. Niestety chyba zapomniał, że drwiąc ze mnie zadziera także z Czarnym (który zjawił się w kuchni niczym ninja) i ze szczotką.
- Bo poznasz gniew kija - odparłem nalewając gorącej wody do kubków.
- Kija? Zaciekawiłeś mnie kotku
- Od szczotki idioto! Od szczotki! - warknąłem stawiając przed nim kubek z parującą kawą. - A masz i się udław!
Ryuu przysunął sobie bliżej kawę i łapiąc za ucho od kubka, upił łyk napoju. Chwilę po tym, zaczął kaszleć i łapać się za gardło.
- Oh, no przestań się wydurniać. Nie nabiorę się na to - machnąłem na niego ręką, jednak on nadal nie przestawał. Zerknąłem na niego niepewnie, ale widząc jak jego twarz zaczyna przypominać dorodnego buraka rzuciłem się z miejsca by mu jakoś pomóc.
- Hej! Żartowałem z tym udławieniem się! Hej! - klepnąłem go po plecach, łapiąc jednocześnie za ramiona, ponieważ zaczął mi się osuwać na ziemię. - Weź się w garść Ryuu! - szepnąłem prawie płacząc, ale w tym momencie on zupełnie się uspokoił i oplótł mnie swoimi silnymi ramionami.
- Ależ ty jesteś dziecinny - mruknął przytulając mnie do siebie - Zawsze chciałem to zrob..
- Do mnie moja Bogumiłko!! - wydarłem się, a koniec od szczotki wylądował centralnie na głowie czerwonowłosego.
Stanąłem na schodkach od kuchni i wbijając mordercze spojrzenie w zwijające się w spazmach ciało (nie no, tak szczerze to tylko ZNOWU trzymał się za głowę) rzuciłem :
- Idę na górę. Mam nadzieję, że jak przyjdzie ci do głowy tam zaglądać, to po drodze połamiesz sobie obydwie nogi i wybijesz wszystkie zęby.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top