8. Snowman
Dobry wieczór!
Jak już wspominałam rozdział jest dłuuugi... wiec no... sami wiecie co.
Pov Cindy:
Z zgniecionym sercem, jak i rozdartymi uczuciami, zbierałam resztki naczyń, które były równie rozbite, jak ja w środku. Przed oczami wciąż miałam spojrzenie ciemnych tęczówek, które sprawiało, że miałam ochotę po prostu płakać, a jedynie co mnie przed tym powstrzymywało to Dima, który w ciszy pomagał sprzątać mi bałagan, który wyrządził Dragon.
Tak bardzo chciałam by wszystko wyglądało inaczej. Tak bardzo chciałam za nim pójść, i wytłumaczyć skąd mój upór. Po tym co powiedział mi Dragon, patrzyłam na sytuację znacznie inaczej. Nie do strony Rosity, ale również i jego. Pamiętałam doskonale o czym wspominała kiedyś Elena, i słowa Dragona pokrywały się z tym idealnie.
Gdyby chodziło jedynie o mnie w tej sytuacji, byłabym w stanie stawić jej czoła, nawet gdybym miała ponownie wylądować z lufą przy skroni, i miałoby być to moje ostatnie tchnienie. Tymczasem wraz ze mną, jest cała reszta, zaczynając od Alex, Nero i kończąc nawet na pieprzonym Lorenzo.
Jednak teraz, nie potrafiłam wyobrazić sobie nawet sceny, w której widzę, jak Dragon zabija kogoś z nich. Widziałam jedynie te przeklęte spojrzenie, które w dalszym ciągu rozrywało mnie na kawałki, i nie chcąc tego pokazać Dimie, poświęcałam całą uwagę zastawie, starając się nie rozpłakać.
Zbierałam każdy kawałeczek, jakbym miała zamiar posklejać każdy rozbity element. Jednakże, doskonale wiedziałam, że nie będę w stanie tego zrobić. Tak jak i nie będę w stanie posklejać siebie, jeśli nie postanowię trzymać się swojego.
— W porządku Cindy?
Skinęłam głową, jednak nie spojrzałam na Dimę, który momentalnie przestał zbierać drobne kawałki talerza.
— Resztę odkurzymy. Usiądź — powiedział spokojnie, powoli podnosząc się do góry. — Cindy? — zapytał, gdy przez dłuższą chwilę pozostawałam z pozycji kucającej.
— Jesteś samochodem? — zapytałam, wciąż nie patrząc na niego.
Moje spojrzenie pochłaniało zbitą szklankę, gdyż wiedziałam, że jak spojrzę w jego oczy to się rozpłaczę. Serce uderzało w klatkę piersiową, zupełnie tak, jakby pragnęło z niej wyskoczyć i uciec przed kolejną falą poczucia winy.
— Nie. Motorem. Zeszło mi trochę dłużej przy odwożeniu twojej mamy bo musiałem podrzucić chłopakom auto.
Odetchnęłam głęboko, po czym spojrzałam na niego z trudem.
— Zawieziesz mnie do Nero?
Dima zmarszczył swoje ciemne brwi, przez co na jego czole pojawiła się zmarszczka. Nie zadając zbędnych pytań skinął jedynie głową.
— Ale nim pojedziemy, chciałbym cię prosić o jedno.
— Tak? — zapytałam, podnosząc się na równe nogi.
Grymas bólu z lekka wykrzywił moją twarz. W kolanach poczułam dyskomfort, który ewidentnie świadczył o tym, iż zbyt wiele czasu spędziłam w pozycji kucającej. Gdy tylko spojrzałam na mężczyznę stojącego tuż obok, wiedziałam, że mógł to odebrać za potwierdzenie tego, o co pytał Dragona.
— Czy on...
Rozchyliłam z lekka wargi, gdyż przez moment zastygłam.
Mój boże, on naprawdę pomyślał, że Dragon to zrobił.
— Dima, to ja rzuciłam w Dragona talerzem — odezwałam się, zerkając na niepozbierane naczynie, leżące tuż przy drzwiach.
— Coś musiało to spowodować — odezwał się z dozą niepewności.
— Nie była to przemoc z jego strony Dima. Przysięgam, że Dragon mnie nie uderzył.
W tym momencie byłam coś winna Dragonowi, i tym razem nie zamierzałam się ugiąć.
— Dragon nie skrzywdziłby mnie w taki sposób — powiedziałam, patrząc głęboko w jego niebieskie oczy. — I wiem jak może to zabrzmieć, ale gdyby ktokolwiek próbował to zrobić, Dragon byłby tym, który by mnie obronił.
Powinnam była już dawno to zrobić. Dragon nie był mężczyzną, który chodziłby ze mną na zakupy po ulubione lody, czy soki. Był tym który mordował, wymuszał i manipulował. Ale był też tym, który mimo naszej przeszłości, wciąż mnie chronił.
Nie zamierzałam tłumaczyć sobie w głowie tego, co zrobił kiedyś. Jak potoczyły się nasze losy, gdy się poznaliśmy — bo tego, nigdy nie zapomnę i nie będę w stanie zrozumieć. Jednak te szorstkie dłonie, które dawały mi ukojenie i których dotyku się nie obawiałam, zabiły Ricka, Arona i obroniły mnie przed Dallasem, jak i Colinem. Nie mogłam już temu dłużej zaprzeczać.
Nie było to w żaden, nawet w najmniejszy sposób humanitarne, ale było to dla mnie... Byłam popieprzona i po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, że byłam mu za to wdzięczna.
— W porządku Cindy, wierze ci. Po prostu się zmartwiłem, gdy zobaczyłem — zjechał spojrzeniem na stół, przez co lekko się uśmiechnęłam.
— Dziękuję za troskę, naprawdę.
Mimo wszystko byłam pod wrażeniem, że Dima nie stracił panowania nad sobą, że we własnej obronie, nawet nie zamachnął się na Dragona, i nie wyglądał jakby miał chociażby podjąć próbę walki. Był wręcz przygotowany na cios ze strony Brunona.
— Jedziemy? — zapytał na co odpowiedziałam skinieniem głowy.
Spod kasku wydostawały się włosy, które rozdmuchane pojawiały się z każdej strony. Moje ręce mocno obejmowały Dimę, który pędził między samochodami, unikając tym samym korków. Warkot wydobywający się przy przyspieszeniu sprawiał, że przechodziły mnie ciarki, a szybkość powodowała gęsią skórkę.
Było to idealnie otrzeźwienie dla mojego umysłu, gdyż tym razem miałam zamiar porozmawiać z Nero o całej sytuacji. I nie tylko z nim. Lorenzo był kolejną przeszkodą, i chyba tak właściwie największą, która tamowała całą prawdę przed Dragonem.
Nie byłam w stanie określić ile mógł jechać Dima, jednak było to na tyle szybko, że moje dłonie objęły go jeszcze mocniej, jakby miał za chwilę uciec i zostawić mnie samą na tej pędzącej bestii.
Chciałam rozkoszować się tą chwilą, jednak dźwięk huku sprawił, że zesztywniałam. Nie była to adrenalina, a nagłe uderzenie strachu. Napięte mięśnie Dimy pod kombinezonem, świadczyły o tym, iż on również słyszał to samo co ja.
— Złap się mocno — krzyknął.
Nawet nie zaprotestowałam i zrobiłam to co kazał. Mięśnie w bicepsach zaczynały piec, przez co zaczęłam uświadamiać sobie, jak mocno go obejmowałam. Niebezpieczne manewry jakie wykonywał, sprawiały, że do gardła podchodziły mi wymiociny, a każdy strzał wywoływał skręt w brzuchu.
Nie byłam w stanie porozumieć się z Dimą w tym momencie, gdyż skupiony manewrował między samochodami, dzięki czemu unikał również strzałów. Gdy jeden z nich padł tuż przy samochodzie, jadącego obok, ten gwałtownie zahamował i wpadając w poślizg uderzył w samochód, jadący lewym pasem tuż obok.
Z moich ust wydostał się niekontrolowany krzyk, gdyż właśnie na moich oczach mogli zginąć niewinni ludzie. Dima nie mógł strzelić, gdyż oderwanie ręki od kierownicy mogło spowodować brak kontroli nad motorem, natomiast ja nie posiadałam przy sobie broni. Miałam świadomość, że tak właściwie nic nas nie osłania, przez co z trudem oderwałam jedną z dłoni, sprawdzając kieszonki w spodniach Dimy, i ku mojemu zaskoczeniu, tam również nie było pistoletu.
Gdy tylko wykonaliśmy kolejny, gwałtowny skręt w prawo, niespodziewający się tego jak zdołałam spostrzec napastnicy, którzy również poruszali się na motorach pojechali prosto, jednak nim ich zgubiliśmy padł strzał, który trafił w ramię Dimy, tuż obok mojej głowy.
Karmazynowe krople prysnęły na szybę mojego kasku, a szok momentalni zmroził mi krew. Przez moment miałam wrażenie, iż Dima stracił panowanie nad motorem. Mój mocny uścisk pozwolił wyczuć jak zachwiały mu się dłonie, jednakże w efekcie końcowym zdołał utrzymać kierownicę.
Mimo zapanowania nad ciężką maszyną nie pojechał prosto, w stronę domu gdzie mieszkałam wraz z całą resztą. Skręcił pod bar, który z pewnością należał do nich i gdy tylko warkot silnika ustał, wypuściłam go z objęć, i rzucając kask, zeszłam z motoru, na którym wciąż siedział Dima.
— Dima? — zapytałam zszokowana, ściągając tym razem jego kask.
Ciężko dyszał, i nawet nie zdołałam spojrzeć na jego ramię, gdyż z baru wybiegli trzej mężczyźni. Ich szyje zdobiły po bokach dobrze mi znanie tatuaże, przez co wiedziałam kim są.
— Co się stało?! — krzyknął jeden z nich, ściągając z motoru Dimę.
— Ktoś nas gonił — odezwałam się jako pierwsza, ruszając za mężczyznami, którzy chwycili Dimę, pomagając mu wejść do środka.
— Dajcie spokój, wszystko jest okej — syknął od niechcenia Dima. — Jesteś cała Cindy? — zapytał, zwracając się w moją stronę.
Kroczyłam tuż obok niego, przez co widziałam jak kolory z jego twarzy odeszły w sekundę. Gdy jeden z ludzi Dragona dotknął miejsca, w którym Dima został postrzelony, blondyn syknął, a dłoń ochroniarza momentalnie została oderwana, przez co dało się spostrzec jej wewnętrzną część, która została pokryta krwią.
— Trzeba zadzwonić po Dragona. To na pewno ludzie z Vegas.
Dopiero teraz byłam w stanie zlustrować otoczenie, gdyż wciąż skupiałam się na bladej twarzy Dimy. Bar nie należał do tych, do których chętnie bym uczęszczała. Jego wnętrze nawet w najmniejszym stopniu nie przypominało Scelty. Zawsze porównywałam każde miejsce, do tego klubu, gdyż mimo tego co tam się dzieje, wystrój naprawdę zapierał dech w piersiach.
Dima usiadł na krześle, tuż przy barze, od razu prosząc barmana o alkohol, jednak jeden z mężczyzn, który do nas wybiegł wyraźne zaoponował.
— Nie ma mowy. Trzeba to zobaczyć.
— Zachowujesz się, jakbym dostał pierwszy raz — uśmiechnął się jakby nostalgicznie, kiwając w stronę barmana. — Czystą.
— Nie Dima — odezwałam się, stając u jego boku. — Alkohol rozrzedza krew. Nie ma mowy żebyś ranny pił cokolwiek. Najpierw lekarz.
Dima spojrzał w moją stronę, a jego uśmiech stał się szerszy.
— Cieszę się, że jesteś cała.
— Za to ja nie cieszę się ani trochę, bo jesteś ranny i do tego jeszcze chcesz chlać.
Dima prychnął, kręcąc z lekka głową.
— Mówiłem ci kiedyś Cindy, że pracowałem dla Antonia. To, że jestem miły dla ciebie, nie oznacza, że jestem też dla innych. To samo jest z tym — zerknął za siebie, z lekka się krzywiąc. — To, że nigdy nie widziałaś mnie rannego, nie oznacza, że nigdy nie dostałem.
— Ale nie dostałeś przy mnie...
— Cóż — westchnął. — To prawda, więc mam nadzieję, że to pierwszy i ostatni raz.
— Wodę dla tego pana — powiedziałam do ciemnoskórego barmana, na co ten uśmiechnął się, po czym schylając się, wyjął spod lady butelkę wody. — A wy, dzwońcie po lekarza — odezwałam się do dwóch mężczyzn, stojących obok Dimy, po drugiej stronie.
Trzeci gdzieś zniknął. I nim zaczęłam się zastanawiać kiedy tak naprawdę straciłam go z oczu, w barze wybrzmiał głos, od którego dostałam gęsiej skórki. Prócz jego tembru, słyszałam ciężkie kroki, które echem odbijały się w mojej głowie, a wraz z owym dźwiękiem, moja wyobraźnia podsuwała mi nie obraz postrzelonego Dimy, który siedział tuż obok, a ciemnych tęczówek, które były przepełnione zdradą.
Nie byłam w stanie wyobrazić sobie momentu, w którym dowiaduje się prawdy. Jego reakcji, wyrazu twarzy, uczuć, które z pewnością wyszłyby na powierzchnię.
Wszyscy niszczyliśmy Dragona... bez wyjątku. I nawet nie miałam pojęcia jak mogłabym to odwrócić.
— Co się do kurwy stało? — warknął Dragon, przez co momentalnie zapragnęłam schować się za barem.
Zamiast tego z trudem odwróciłam się, stawiają czoła temu, co wciąż tkwiło w mojej głowie. Tym razem poczucie zdrady nie było tak bardzo dostrzegalne. Dragon zlustrował mnie z góry na dół, jakby szukał najmniejszej zadry, by następnie przenieść wzrok na siedzącego na krześle Dime, który właśnie upijał łyk wody.
— Nie mam pojęcia — odezwał się, odstawiając szklankę na blat. — Strzał padł z nienacka. Nawet nie wiedziałem, że ktoś za nami jechał.
— Jechałeś z nią motorem? — mogłoby się zdawać, że zadał owe pytanie ze spokojem, ale znałam go zbyt dobrze, by nie wyczuć nuty wściekłości, która z każdą sekundą narastała.
Przez to moje serce ponownie zaczęło uderzać tak, jakby chciało stąd uciec. Chciałam być na niego wściekła, starając sobie przypomnieć to co zrobił kiedyś, jednak w tym momencie to, że się martwił, sprawiło że motyle w brzuchu ożyły.
— Dragon, to moja wina — odezwałam się, patrząc na jego oziębłą twarz. — To ja chciałam jechać motorem.
— Mogła zginąć — warknął Dragon, ignorując moje tłumaczenia.
Nawet na mnie nie patrzył. Poświęcał całą uwagę Dimie, który ponownie stawiał czoła jego gniewowi.
— Wiem — odezwał się, nieco ściszonym głosem.
Dragon ruszył do przodu, a ja ponownie tego wieczoru chciałam go powstrzymać. Stanęłam przed nim, zaciskając dłonie na jego ciemnej koszuli. Ciepło jego ciała sprawiło, iż przez moje plecy przeszedł dreszcz, który dręczył każdy, najdrobniejszy nerw.
— Proszę Dragon, przestań. On jest ranny. Potrzebuje lekarza.
Fakt, że mnie nie słuchał był drażniący, ale to jak mnie zignorował odsuwając mnie na bok jak nic nie ważącą lalkę, wkurzył mnie jeszcze bardziej. Jednak w głębi duszy czułam, że zasłużyłam na to.
Wystarczyło, że Dragon dopadł Dimę, a już trzymał go za koszulę. Na twarzy blondyna malował się wyraźny grymas bólu, który z pewnością został spowodowany postrzałem.
— Dragon, proszę — odezwałam się błagalnym tonem, jednak on mnie nie słuchał.
— Ostatni raz wiozłeś ją na tym pieprzonym motorze — warknął Dragon, potrząsając Dimą. — Mogła tam kurwa zginąć! Wiesz jak Vegas daje nam w kość, a ty bawisz się w przejażdżki?!
— To ja sama chciałam! — krzyknęłam, ciągnąc Dragona za biceps. — Dragon przestań! On jest ranny!
Dragon na mój nieugięty, jak i wciąż błagalny ton puścił Dimę, jednakże w dalszym ciągu nie odwrócił się w moją stronę.
— Jeden to Rosjanin — odezwał się chłodno. — Pozbieraj dupę, i do roboty — powiedział chłodno, ruszając na tyły pomieszczenia, w których nie zostały jeszcze włączone żadne światła.
Dima bezdźwięcznie skinął głową, a ja zszokowana patrzyłam na znikającego w ciemności Dragona.
~ . ~
Siedziałam z Dimą do samego końca. Przymknęłam jedynie oczy, gdy jeden z ludzi Dragona wyjmował mu kulę, która utkwiła w środku. Na szczęście żaden mięsień nie został uszkodzony, a kula nie pozostawiła za sobą żadnych poważnych skutków ubocznych.
Byłam wściekła, że nikt nie zadzwonił po lekarza, jednak Dima pozostał nieugięty, a Dragon miał to po prostu gdzieś. Teraz siedziałam na zielonej kanapie, wpatrując się w wypaloną w niej dziurę. Chcąc myśleć o czymś innym zastanawiałam się w jaki sposób ona powstała, i kto urządzał to obrzydliwe wnętrze, jednakże jęki dochodzące do pokoju w którym przebywałam, nie pozwoliły mi się na niczym skupić.
Mężczyzna, którym zajmował się Dragon, Dima, jak i jeden z facetów, którzy wyszli po mnie i Dimę gdy tylko przyjechaliśmy krzyczał i mówił w języku, którego nie znałam. Nim zaczęli ''rozmowę'' Dima upierał się bym wróciła do domu, jednak przystałam na swoim i wolałam zostać do samego końca, aby upewnić się, że wszystko z nim dobrze.
Próbowałam zdusić świadomość, że Dima będąc rannym musiał pracować, a raczej robić za zwyrodnialca bo żaden normalny człowiek nie nazywałby tego pracą. Bawiłam się nerwowo paznokciami, próbując tym razem skupić się na ostatnim, z którego odpadła hybryda, lecz cienkie ściany i kolejny, pełen boleści krzyk sprawił, iż podniosłam się na równe nogi.
Nie było ze mną nikogo, kto by mnie pilnował i mimo dozy niepewności, wstałam z kanapy, która zaskrzypiała od nagłego ruchu. Gdy tylko wyszłam z pomieszczenia, moim oczom ukazał się niewielki korytarzyk. Duża część światła padała od strony, gdzie można było wejść do klubu, natomiast tutaj, panowała ciemność. Jedyny, delikatny snop światła padał zza drzwi, za których dochodziły jęki, rosyjskie słowa, jak i dźwięki uderzeń.
Przełknęłam z trudem, by następnie delikatnie otworzyć drzwi. Klamka skrzypnęła na tyle cicho, iż nikt nawet nie zorientował się, że stoję w drzwiach. Zimne, jasne światło z lekka zakuło mnie w oczy, gdyż we wcześniejszym pomieszczeniu było ono zbyt ciemne, jak i ciepłe.
W tym momencie mój oddech zatrzymał się na kilka sekund, widząc jak osłabiony Dima wymierza mężczyźnie cios, którego głowa bezwładnie opadła w dół. Twarz na wpół przytomnego mężczyzny praktycznie nie istniała. Pokryta była czerwoną cieczą, z licznymi rozcięciami, oraz guzami, które mówiły wprost, że nie wyjdzie stąd o swoich własnych nogach.
— Посмотри на меня! (Posmotri na menya!)* — w zdumieniu otworzyłam szerzej oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co widziałam.
Dima był całkiem innym człowiekiem, będąc w pobliżu Dragona. Wiedziałam kim jest, lecz mimo to łudziłam się, że ma w sobie cząstkę człowieczeństwa, gdyż wobec mnie nie okazywał krzty tego, co widziałam przed swoimi oczami.
Dragon siedział na krześle tuż za Dimą, obserwując całą sytuację. Mimo, iż widziałam jedynie jego profil, to czułam jak wygląda wyraz jego twarzy. Nie drgnął nawet na sekundę, z uwagą wpatrywał się i wsłuchiwał w rozmowę, której nie potrafiłam zrozumieć.
Powinnam wejść, i zatrzymać to wszystko, ale nie zrobiłam tego. Stałam w drzwiach do momentu, aż Dragon wyczuł moją obecność. Ciemność w jego oczach obezwładniała moje jasne tęczówki. Światło gasło w momencie, gdy ciemność, wypełniona uczuciem zdrady otulała ją, i ściskała, jakby pragnęła sprawić, aby blask już nigdy się nie pojawił.
Teraz zaczynałam czuć się jak ofiara Dragona, którą zaraz zaatakuje. Jednak on po chwili zerwał kontakt wzrokowy, zwracając swoją uwagę na Dimę, którego ciosy, jak i rosyjskie słowa wypełniały przerwy, między pojękiwaniami mężczyzny siedzącego na stołku.
— Wystarczy Dima. Zabieraj swoją podziurawioną dupę i wynocha stąd — beznamiętny, jak i obojętny ton był dla mnie naprawdę denerwujący.
Po takim wydaniu Dragona, nie wiadomo czego można się spodziewać, a to było najgorsze.
~ . ~
Zaraz po przyjeździe Dima otrzymał mocne tabletki przeciwbólowe i położył się spać, natomiast ja, zamiast przeżywać to co wydarzyło się wcześniej, i czego świadkiem byłam w piwnicy, jak totalna psychopatka z niecierpliwością nasłuchiwałam kroków Nero, jak i dźwięku drzwi od jego gabinetu.
Naprawdę musiałam z nim porozmawiać. Oszukiwanie Dragona musiało zakończyć się jak najszybciej. Wyrzuty sumienia zaczynały ciążyć na moich barkach coraz mocniej, a uczucia, które zaczynały narastać, naprawdę zaczynały być dla mnie ogromną przeszkodą.
Przyznanie się do tego było pierwszym krokiem do przodu. Nie zrobiłabym w tym momencie tego przed nikim innym, gdyż nie miałam odwagi wypowiedzieć tych słów na głos. Jednak moje dzisiejsze poczucie winy, zdołało pchnąć mnie do głębszego myślenia.
Zależało mi na Dragonie... naprawdę mi na nim zależało. Jednak nim cokolwiek bym zrobiła, musiałam pokonać największe przeszkody, które może i nie do końca sama spowodowałam. Mogłabym stwierdzić, iż największym było kłamstwo, którym go karmiliśmy, jednak tą pierwszą, był początek naszej znajomości.
Nie byłam pewna, czy aby na pewno to wszystko nie jest syndromem. Nie potrafiłam przeskoczyć tego, jak wcześniej trzymał w zamknięciu mnie, oraz Elenę. Do tego dochodziła obecna sytuacja, której wisienką była Rosita — kobieta, która była ''obiecana'' Dragonowi. Pamiętałam rozmowę z Antoniem. Jego niema zgoda na nasz ''związek'' była dość dziwna, lecz ja mimo wszystko stałam przy swoim.
Potrzebowałam rozmowy z Nero. Potrzebowałam to zakończyć i nawet jeśli miałabym wziąć całą winę na siebie, to zrobię to i albo skończę martwa, albo jak mężczyzna, którego Dima katował w piwnicy.
Odetchnęłam głęboko słysząc ciężkie kroki. Jednak nie była to jedna para, a kilka, przez co gwałtownie poderwałam się do góry. Chwyciwszy za klamkę, otworzyłam drzwi i bez grama dyskrecji, wyjrzałam na korytarz, a widok gwałtownie chwycił mnie za serce.
Nero właśnie otwierał drzwi do gabinetu, a zaraz za nim wchodził Fabio, oraz dwóch mężczyzn, których nie znałam. Momentalnie ruszyłam do przodu, kładąc dłoń na zamykających się już drzwiach.
Para ośmiu oczu momentalnie spojrzała w moją stronę, przez co poczułam lekkie zakłopotanie. Jednakże, swoją uwagę utkwiłam w Fabio, którego niebieskie oczy przepełnione były zmęczeniem.
— Fabio — imię wypowiedziałam na wydechu i gdy tylko ruszyłam w jego stronę, on rozłożył swoje dłonie. Rzucając się w nie, poczułam zwietrzałe perfumy, których zapach przebijał odór dymu z papierosów.
— Cieszę się, że wróciłeś cały — wyszeptałam cicho, wprost w jego pierś.
— Jest cała i zdrowa Cindy — powiedział to równie cicho co ja, na co odetchnęłam z ogromną ulgą.
— Jesteś bohaterem Fabio. Jak mogę ci się odwdzięczyć? Potrzebujesz czegoś? — uniosłam głowę, patrząc prosto na przystojną twarz.
— To czego teraz potrzebuję... — westchnął, z zadziornym, jednak wciąż pełnym zmęczenia uśmiechem — nie mógłbym otrzymać od ciebie. Chyba oboje wiemy, kto by mnie wykastrował.
Mimowolnie uśmiechnęłam się. Fabio nawet w takiej sytuacji potrafił zachować swój humor. Nosił tą samą maskę, którą odziewał każdy z nich, choć jego zdawała się być tą najmniej przerażającą.
— A coś, co mogłabym ci dać? — zapytałam cicho, zdając sobie sprawę, iż nie byłam tu z nim sam, na sam.
— Chcę, żebyś zrobiła coś dla siebie blondi — puścił do mnie oczko, przyozdabiając swoją twarz delikatnym uśmiechem. Jego niebieskie oczy w tym samym czasie zlustrowały otoczenie za mną, a głowa z lekka nachyliła się ku mojego ucha. — Nawet jeśli mielibyśmy mieć przez to kłopoty — zniżył głos, na tyle, że poirytowany ton Nero wybrzmiał zza moich pleców.
— Co tam knujesz Fabio? Ledwo wróciłeś, a już namawiasz ją do jakiegoś gówna!
— Ja też tęskniłem blondasie — Fabio wyprostował się, obdarzając Nero znacznie innym uśmiechem, niż mnie.
W tym samym momencie dotarło do mnie, może i w pewien sposób paranoiczne myślenie, ale... Czy Fabio lubił Nero w sposób, jaki nie powinien?
— Jest w pokoju gościnnym Cindy. Na samym dole — odezwał się Fabio.
Przez moment jeszcze mu się przyjrzałam. Zmrużyłam z lekka swoje oczy, na co ledwo widocznie pokiwał głową. Jabłko Adama mu drgnęło, gdy przeszedł obok niego Nero, który kierował się w stronę swojego biurka. Pozostali ruszyli za nim, stając tuż przed meblem.
Uniosłam wymownie brew, jednakże nic nie powiedziałam. Nie zamierzałam zawstydzać go tuż przed Nero, ani komukolwiek o tym mówić. Może poza Alex...
Kierując się do wskazanego pomieszczenia przez Fabio, usłyszałam głos Rosity, który niósł się z najwyższego piętra, na którym mieszkała wraz z Dragonem.
— Myślałam, że wyjdziemy gdzieś na kolację. Święta lada moment, a ja mam mały drobiazg, który chciałabym ci podarować.
— Rosita, mówiłem ci że jestem zajęty.
— Nie zajęłabym ci dużo czasu — powiedziała zbyt miłym tonem, co z pewnością podirytowało Dragona.
W końcu jego irytowało wszystko, co było tylko związane z okazaniem chociażby krzty dobra.
— Ale rozumiem — odezwała się po chwili. — Wręczę ci go na kolacji świątecznej w Hiszpanii. Cieszę się, że ty również lecisz. Mam drobiazg dla Esther, może chciałbyś zerknąć i chociaż powiedzieć, czy jej się spodoba?
— Innym razem Rosita, spieszę się.
Gdy tylko usłyszałam ciężkie kroki stąpające po schodach, momentalnie ruszyłam w dół, próbując uniknąć spotkania z Dragonem. Przyspieszyłam, lecz mimo to czułam jego spojrzenie na swoich barkach, plecach, pupie, jak i nogach.
Schodził niemalże tuż za mną, jednak nie padły żadne słowa zaczepki z jego strony, co świadczyło jedynie o tym, iż Dragon naprawdę musiał być wściekły, a co gorsza... Naprawdę czuł się zdradzony.
Gdy zeszłam na parter, kierując się w stronę korytarza, widziałam jedynie jak jego sylwetka przemknęła tuż za mną, i mimo, iż nie powiedział ani słowa, ani nie wykonał żadnego gestu, czułam się jakby właśnie przejechał swoimi diabolicznymi pazurami po moich plecach, jak i po szyi.
Odetchnąwszy głęboko, zerknęłam w stronę wyjściowych drzwi, jednak nie zdołałam go tam już zobaczyć, gdyż właśnie się zamknęły. Nie mrugałam, patrząc w nadziei, że się tam pojawi, jednak tak się nie stało.
Otrząsnęłam się w momencie, gdy usłyszałam stukot szpilek Rosity. Nie zerkając nawet w stronę schodów, ruszyłam do pokoju, o którym mówił Fabio. Znajdował się tuż obok siłowni, przez co wspomnienie ćwiczącego tam Dragona, prześlizgnęło się przez moją głowę. Rozmawialiśmy tam wtedy o Aronie.. Przyszłam do niego, ponieważ długo nie wracał. Cholera, już nawet wtedy się o niego martwiłam, choć nie powinnam.
Przełknęłam z trudem, po czym z ogromnym wahaniem zapukałam do drzwi. Gdy palec po raz trzeci spotkał się w twardą nawierzchnią, do płuc napłynęło ciężkie powietrze. Trzecie uderzenie uświadomiło mi, że właśnie stanę twarzą w twarz z przeszłością, od której uciekałam.
Coś wewnątrz mnie zacisnęło pętlę wokół mojego żołądka, jednak nawet to nie powstrzymało mnie przed czwartym puknięciem do drzwi.
— Samanta? — zapytałam cicho, z zastygniętym palcem.
Odpowiadała mi jedynie cisza, która siała niepokój. Nie chciałam wchodzić do pokoju bez jej pozwolenia, po tym gdy przeżyła coś takiego, jednak z drugiej strony obawiałam się, że mogłaby zrobić sobie krzywdę.
Klamka delikatnie skrzypnęła, a zza ledwo uchylonych drzwi wyłoniła się blada twarz kobiety, z zaczesanymi w kok, kasztanowymi włosami.
Jej niepewne oczy przez moment mi się przyglądały, i z tryskający z nich strach, jak i niepewność znikły za zaskoczeniem, jak i pewnego rodzaju ulgą. Otworzyła szerzej drzwi, na co delikatnie się uśmiechnęłam.
Spływająca łza po moim policzku, uświadomiła mi, że właśnie zaczęłam płakać. Oczy Samanty również wypełniły się piekąca mgłą, która momentalnie nikła pod wodospadem spływających łez.
— Cindy — odetchnąwszy głęboko, rzuciła się w moje ramiona.
Obie nie przejmując się nawet tym, iż ktoś może na nas patrzeć, stałyśmy i płakałyśmy, nie mówiąc ani słowa. To co musiała przejść, gdy ja zostałam uwolniona musiało być naprawdę straszne.
— Dziękuję — wyszeptała pociągając nosem. — On przyjechał tam po mnie, tylko dlatego, że ty o to poprosiłaś.
— Nie pozwoliłaś mnie zostawić w tej furgonetce — wyszeptałam drżącym głosem. — Jestem tu dzięki tobie. Przeżyłam, bo zawalczyłaś o mnie.
W ostatnim zdaniu głos załamał mi się na tyle, że brzmiałam zupełnie niezrozumiałe. Gula była zbyt paląca, aby ją powstrzymać.
— Potrzebujesz rozmowy? Pomocy, czegokolwiek? — zapytałam z wciąż drżącym od płaczu głosem.
Samanta pokręciła głową, mocniej mnie obejmując.
— Przepraszam, ale nie potrafię. Nie teraz — dodała po chwili. — Chciałabym wrócić do domu.
— Tutaj jesteś bezpieczna — zapewniłam ją.
— Wiem. Fabio wielokrotnie mi to mówił. Jest bardzo miły.
Odsunęłam się z lekka od niej, po czym chwytając jej ramiona, uważnie przyglądałam się zmęczonej twarzy.
— Cieszę się, że czułaś się bezpiecznie w jego towarzystwie.
— Bardzo o to zadbał.
Odetchnęłam z ulgą, czując ogromną wdzięczność do wiecznie figlarnego Fabio.
— Potrzebujesz lekarza?
— Fabio powiedział, że lekarz i psycholog już jadą.
Przytuliłam ją ponownie, ściskając nieco mocniej.
Była naprawdę odważną kobietą. Znacznie odważniejszą ode mnie. Potrafiła stawić czoła temu, przed czym ja wciąż uciekałam i się chowałam. Nie byłam w stanie zmierzyć się z tym, co wydarzyło się podczas porwania. Tych zamaskowanych mężczyzn, a w szczególności tego, który mi to zrobił.
— Jestem z ciebie dumna — powiedziałam cicho, gdyż głos ugrzązł w moim gardle. — Cieszę się, że stawiasz tak wielkie kroki, po czymś takim.
— Chcę z tym skończyć... i wsadzić każdego z tych powrotów do więzienia.
Ciężki wydech wydostał się spomiędzy moich warg, przez co Samanta ścisnęła mnie mocniej.
— Za to co nam zrobili — kontynuowała. — Mam nadzieję, że gdy trafią za kraty to tam zgniją i zrobią im to samo.
Chciałam uścisnąć ją mocniej, jednakże gdybym to zrobiła, z pewnością bym ją udusiła.
— Samanta... — szepnęłam. — Proszę, nie mów o tym nikomu. Nie mów im o mnie — warga mi drżała, gdyż ponownie to robiłam.
Tchórzyłam, podczas gdy Samanta chciała walczyć z tym wszystkim.
— Nie powiedziałaś Fabio?
Pokręciłam głową, będąc w nią ciągle wtulona. Nie potrafiłam w tym momencie oderwać się od niej i spojrzeć w oczy, które mimo bólu chciały walczyć.
— Nie daj się temu Cindy. Nie daj się tym potworom. Nie jesteś niczemu winna. To ty tu jesteś ofiarą i zasługujesz na szczęście, ale ciężko będzie ci to osiągnąć, jeśli będziesz się chowała przed krzywdą. Wiedz, że masz moje wsparcie. Jesteśmy w tym razem — dodała, pociągając nosem.
— Zawalczę — powiedziałam, próbując opanować drżące wargi.
~ . ~
Mijały kolejne dni, podczas których pomagałam Samancie stanąć na nogi. Byłam zaskoczona tym, jak waleczna była, po tym wszystkim co ją tam spotkało. Jednak tak jak postanowiła, wróciła do swojego mieszkania, będąc wciąż pod kontrolą psychologa.
Przelew, który miałam otrzymać na szczęście doszedł, dzięki czemu zamówiłam resztę prezentów. Były to drobiazgi, jednak starałam się dobrać je w taki sposób, aby miały dla danej osoby drobne znaczenie. Jedyną osobą która została bez niczego, był Dragon.
Nie odezwał się do mnie odkąd kazałam mu wyjść z mieszkania Alex. Rzucał mi jedynie przelotne spojrzenia, gdy mijaliśmy się w kuchni, czy na schodach. Nie odzywał się, ani nie inicjował zbliżeń. Nawet gdy byłam w jego sypialni, po prostu mnie wyminął. Natomiast zdawało się, iż Rosita była świadoma tego, że coś jest nie tak i działała, jak tylko mogła.
Przesiadywała w jego biurze, rozmawiała z nim na tyle głośno abym zdołała usłyszeć, a nawet dotykała go na tyle, na ile mogła.
Czy byłam wściekła? Oczywiście. Czy na to zasłużyłam? Odpowiedź była jasna.
Teraz to ja zachowywałam się jak psychofanka Dragona. Wypatrywałam go na każdym możliwym kroku, choć starałam się tego nie pokazywać i albo miałam paranoję, albo Nero usilnie starał się unikać rozmowy ze mną. Zupełnie jakby czuł, jaki temat chciałam poruszyć.
Obiecałam sobie, że zrobię to po świętach, gdyż w obecnej chwili nie chciałam psuć nikomu nastroju. Widziałam jak codziennie każdy wracał zmęczony. Momentami dochodziły mnie słuchy odnośnie Vegas, czy Hiszpanii, przez co byłam świadoma jak moje zamiary mogłyby ich zmiażdżyć.
Pakowałam rzeczy do mieszkania Alex. Zamierzałam spędzić święta z mamą, przez co musiałam wziąć ze sobą kilka drobiazgów. Większość rzeczy była już na miejscu, jednak mimo to codziennie miałam palpitację serca na myśl, iż będzie chciała zrobić mi niezapowiedzianą wizytę, jednak ku mojemu znikomemu szczęściu — nigdy tego nie zrobiła.
Byłam pewna, że święta spędzimy oddzielnie wraz z chłopakami, przez co dałam im o dzień wcześniej prezenty. Nero, Fabio, a nawet dochodzący już do siebie Dima byli zaskoczeni i przyjęli je z uśmiechem. Nawet Lorenzo obdarował mnie lekkim drgnięciem brwi, i wargi, która momentalnie powróciła na swoje miejsce, układając się w cienką linię.
— Co to? — zapytał, patrząc na czerwony woreczek, ze złotą wstążką. — Trucizna? — dodał, gdy pociągnął kokardkę i zajrzał do środka.
— Chciałabym, ale mógłbyś poczęstować tym Alex. To niestety tylko Melissa, ale za to w tym drugim pudełku masz ciśnieniomierz — uśmiechnęłam się wymowie, wskazując głową na opakowanie, na co cicho prychnął pod nosem.
— Poważnie?
— Nie — wywróciłam oczami. — Otworzysz to zobaczysz.
Gdy zajrzał do środka, dostrzegając, że rzeczywiście nie ma tam wymienionego przedmiotu z lekka się uśmiechnął. Poza sporą ilością słodyczy, które zajmowały najwięcej miejsca, w środku był nieśmiertelnik, z wygrawerowanym napisem „Dziękuję".
Zawsze to powtarzałam, i nie miałam pojęcia czy kiedykolwiek się to zmieni. Nigdy nie pałałam ciepłymi uczuciami do Lorenzo. Nasza historia, równie jak moja i Dragona nie była kolorowa. Jednakże nie mogłam zaprzeczyć temu, że mimo tego wszystkiego Lorenzo uratował mi życie i omal nie stracił swojego własnego.
Widziałam jak z uwagą przygląda się zawartości, rzucając mi pytające spojrzenie.
— Ja nic dla ciebie nie mam — powiedział z lekką konsternacją.
— Nie oczekiwałam, że będziesz miał. Poza tym nie kupiłam ci prezentu, z nadzieją, że dostanę coś w zamian. To szczery gest. Chociaż... — wydęłam wargi, zerkając na dłonie, w których trzymał prezent. — Nie ukrywam, że wolałabym dać ci jakąś truciznę.
— Czułbym się bardziej komfortowo, gdybyś próbowała mnie zabić.
— Niestety nie dzisiaj. Dziś dostajesz moje miłosierdzie
Lorenzo jakby zdegustowany potarł swoją pierś, ukazując na twarzy udawany grymas.
— Chyba mam zawał.
Zamrugałam, udając wzruszenie, po czym chwyciłam się za serce.
— Dzięki Bogu moje modły zostały wysłuchane.
— Modły? Chyba jakieś pogańskie i szatańskie rytuały. Bóg by cię nie wysłuchał.
Otworzyłam z lekka usta, unosząc swoją brew.
— Mów za siebie.
— Czasami muszę i za ciebie.
Wywróciłam oczami, zaczynając się powoli oddalać.
— Wystarczyło „dziękuję Cindy, to miłe z twojej strony"
— Nie przejdzie mi to przez gardło — krzyknął, gdy powoli zaczynał tracić mnie z oczu.
Nadszedł dzień świąt, lecz ich ciepła atmosfera mimo nadchodzącego spotkania z mamą nie zawitała do mnie. Zamiast czekać z szerokim uśmiechem na mamę w mieszkaniu Alex, wyglądałam właśnie przez okno z mojej sypialni.
Widok niemal kąsał moje serce, i męczył moje sumienie. Może kiedyś byłabym w stanie to zignorować, przejść obok tego obojętnie i nie zawracać sobie tym głowy. Tymczasem właśnie chowałam się za zasłoną, spoglądając na potężne plecy Dragona, które skryte były jak zawsze pod czarną marynarką.
W swojej wytatuowanej dłoni trzymał uchwyt, średniej wielkości walizki znanej firmy Louis Vuitton. Rosita stała oparta o samochód i z uniesioną głową do góry, wpatrywała się w Dragona. Nawet z tej odległości mogłam dostrzec jak jej oczy błyszczały, gdy lustrowała jego twarz, słuchała głosu, czy wdychała jego zapach.
Kiełkowało we mnie uczucie, którego potwornie nie znosiłam. Nie potrafiłam się pogodzić z tym, że przegrałam, przyznając przed samą sobą, że naprawdę zależy mi na Dragonie. Zawsze tłumaczyłam sobie, że to tylko przyzwyczajenie, w końcu tyle razem przeżyliśmy. Odpychałam go, zważywszy na porwanie, jak i na sytuację, w której się znajdujemy, lecz teraz tama pękła i może nawet nie tama a mur, który pozostawi za sobą wiele zniszczeń, jeśli nic z tym nie zrobię.
Przyglądałam się całej sytuacji z zaciśniętymi zębami. To jak mruga w jego stronę gęstymi, pomalowanymi tuszem rzęsami, to jak się zalotnie do niego uśmiecha, dotyka czy przybliża. Do momentu, aż w końcu oboje zniknęli w samochodzie, gdy tylko jeden z ludzi Dragona zabrał od niego walizkę i włożył ją do samochodu.
Oboje spędzą razem święta i cholernie bolało mnie to, że będę pochłonięta tym co robi Dragon, zamiast cieszyć się chwilą z mamą, jak i Alex.
Do mieszkania dotarłam dość szybko. Pierwszy dzień świąt był najważniejszy, przez co było sporo do zrobienia. Większość przygotowała mama, ponieważ była tradycjonalistką i nie ważne, że byłyśmy tylko we trójkę, dla mamy ważne było to, aby każda tradycyjna potrawa została przygotowana.
Mieszkanie wypełniały różnorodne zapachy. Żurawinowy sos do indyka już prawie był gotowy, a ziemniaki które ugniatałam niemalże uzyskały taką konsystencję jaką chciałam. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, a ja wiedząc kto stoi za drzwiami, bez wahania krzyknęłam ''proszę''.
Mama z górą jedzenia, jak i obcym mężczyzną weszła do środka. Odwróciwszy się w jej stronę, zmarszczyłam brwi, jednakże gdy wręczyła mu kilka dolarów, zrozumiałam, iż musiał to być taksówkarz.
— Nie zabrałabym się tu z tym wszystkim sama — westchnęła ciężko, obserwując podłogę, na której mężczyzna pozostawił jedzenie.
— Mamo, nie zjemy tego — westchnęłam, lustrując indyka na tacy.
— Oczywiście, że zjemy. Alex nam pomoże.
— Alex, nawet nie tknie tego, bo będzie już po obiedzie u siebie.
— Zje, zje — upierała się, po czym pochylając się chwyciła indyka i ruszyła w stronę blatu.
— Mmm — zamruczała, pochylając się nad garnuszkiem, w którym znajdował się żurawinowy sos. — Wygląda pysznie.
— Wygląda, ale czy jest pyszny? — skrzywiłam się lekko, patrząc jak mama chwyta łyżkę aby posmakować przygotowany przeze mnie dodatek.
Gdy tylko wyjęła łyżkę, ponownie zamruczała i promiennie się uśmiechnęła.
— Jest naprawdę pyszny córeńko. A teraz bierzmy się za resztę, zaraz będzie Alex.
— Mamo...?
— Tak?
Zagryzłam wargę, i robiąc błagalne wielkie oczy, uśmiechnęłam się niewinnie w jej stronę.
— Ale zrobisz pudding, prawda?
Mama zaśmiała się i machając ręką ruszyła w stronę jedzenia, mamrocząc pod nosem, że jestem manipulatorką.
Po przygotowaniach, w których przydarzyło się kilka wtop, zasiadłyśmy w końcu do stołu, przy którym znajdowały się różnorodne potrawy. Jak zawsze królował u nas indyk w sosie żurawinowym z tłuczonymi ziemniakami, oraz pieczona szynka z sosem pieczeniowym. Na deser został podany pudding, ajerkoniak i zwykłe ciasto dyniowe.
Do przygotowania zostały nam jedynie pierniki, które mama chciała zrobić później wraz z Alex, a ja nie chcąc się kłócić po prostu przytaknęłam. Jednak, nie ukrywałam że nie uśmiechało mi się z pełnym brzuchem wracać do kuchni, ale mojej mamie zależało na tym, aby w naszej małej rodzinnej tradycji uczestniczyła również Alex.
Gdy tylko mama odeszła od stołu, aby pójść do toalety, spojrzałam na Alex, która wzdychała głaskając się po brzuchu.
— Kurwa, ale się nażarłam — odchyliła głowę w tył, nie przestając masować się po brzuchu.
— Ja też — jęknęłam. — Nie ma szans, że dam radę zrobić te pierniki.
— Twoja mama to pieprzony komandos. Jadła równo z nami i do tego chce zrobić te ciastka.
— Tylko Alex...— spojrzałam na nią, na co zerknęła na mnie, mając głowę w średnio naturalnej pozycji. — Udekoruj te pierniczki jak należy.
— Cindy, miałam wtedy 14 lat i myślałam że dorobienie penisa ciastkowi będzie śmiesznym żartem. I dla nas był w sumie wtedy był — dodała, na co obie się zaśmiałyśmy.
— Apropo — westchnęłam, poprawiając się na krześle. — Jak rodzice zareagowali na Lorenzo?
— Gadamy o penisach, a ty wyjeżdżasz z Lorenzo? — uniosła brew, również poprawiając swoją pozycję na siedzeniu, dzięki czemu jej głowa znajdowała się teraz w naturalnej pozycji.
— Cóż, gdybyśmy gadały o kwiatkach, nigdy bym nie pomyślała o Lorenzo.
— Dlaczego? — zmarszczyła brwi, jakby rzeczywiście nie rozumiała o czym mówię.
— Bo Lorenzo to kutas. Ale mam nadzieję, że twoi rodzice tego nie zauważyli.
— Mama nie — skrzywiła się, ukazując na twarzy grymas niezadowolenia. — Ale tato.. tato był okropnie niemiły. Te święta to jakaś klapa.
Normalnie cieszyłabym się, że Lorenzo dostał w kość, jednak widząc Alex, miałam ochotę udusić i jej ojca, i Lorenzo za to, że celnie wycelował strzałą amora w moją najlepszą przyjaciółkę.
— W końcu twój tato jest prawnikiem. Ma nosa do bandziorów.
— Dobrze, że to Dragon nie jest moim wybrankiem, tylko twoim.
Wystarczyło wspomnienie jego imienia, a serce niemal ścisnęło się w lekki supeł. Jednakże, gdy tylko pomyślałam o tym, z kim siedzi przy jednym stole i że z pewnością będzie spędzał z nią znacznie więcej czasu, supeł stawał się coraz mocniejszy.
— Jego z pewnością by wyczuł jakby tylko stanął w progu. Chociaż... — zatrzymałam się, zagryzając z lekka policzek — Dragon to dobry manipulator. Myślę, że miałby w końcu godnego przeciwnika.
— Myślisz, że dałby radę z moim ojcem?
— Myślę, że na pewno namieszałby mu w głowie, ale czy by go przekonał? Tego niestety nie jestem pewna — wzruszyłam ramionami, na co Alex wydęła usta.
Obie usłyszałyśmy dźwięk spłukiwanej wody. Po chwili zza drzwi wyłoniła się mama, wycierając dłonie w swoją czerwoną sukienkę.
— Chyba ktoś tu zapomniał o ręczniku — napomniała ze swoim charakterystycznym ciepłym uśmiechem.
— Ja powieszę, sama muszę do toalety — wyrwała się Alex, po czym wstając z krzesła wyminęła moją mamę, ruszając do toalety.
Minęło półtorej godziny, odkąd odpakowałyśmy prezenty. Teraz we trójkę siedziałyśmy przy stole popijając grzane wino. Alex rozluźniła się, rozmawiając z mamą o dawnych czasach, jednak mimo to widziałam jak dyskretnie zerka na telefon, sprawdzając godzinę.
Tym razem to ja musiałam iść do toalety. Przepraszając obie panie ruszyłam w stronę pomieszczenia, a gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi, załatwiłam potrzebę.
W owym momencie myłam dłonie stojąc przed niewielkim lustrem. Ledy idealnie oświetlały moją twarz, którą zdobił dość mocny makijaż. Buzia wydawała się szczuplejsza, policzki z lekka zarumienione, wargi pełniejsze, a oczy większe i to wszystko dzięki większej ilości kosmetyków.
Sukienka, którą założyłam była w wyrazistym kolorze. Zbyt odważnym jak dla mnie. Czerwień nie był moją ulubioną barwą, jednak postanowiłam tym razem przekroczyć swoją granicę, wyjść ze strefy komfortu i spróbować.
Sukienka była pierwszym, najmniejszym krokiem, do czegoś większego.
W tym momencie patrzyłam w lustro, próbując pokonać swoje demony, oraz odrazę jaką do siebie czułam. Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu patrzyłam na swoje odbicie nie płacząc, nie chcąc się umyć, czy zbić lustra. Czy była to zasługa tego, że podjęłam taką, a nie inną decyzję?
Gdy przyglądałam się swojemu odbiciu, usłyszałam pukanie do drzwi wejściowych, a następnie liczne krzyki męskich głosów. Otworzywszy szerzej oczy, zakręciłam kurek od wody, ruszając w kierunku natłoku licznych głosów.
W progu drzwi stanęłam oszołomiona, widząc całą ekipę z prezentami w dłoniach, łącznie z Lorenzo, który właśnie przytulał podpitą Alex i Carlę, która onieśmielona chowała się za plecami Nero. Z rozchylonymi wargami, jak i wciąż szeroko otwartymi oczami lustrowałam każdego z mężczyzn, oraz jedyną kobietę, nie dostrzegając nigdzie wytatuowanego, postawnego Dragona.
Po kolei przedstawiali się mojej uśmiechniętej mamie, by następnie ruszyć w stronę Alex, aby ją wyściskać. Owy obraz sprawił, lekką mgłę w moich oczach. Jednak odpędziłam ją, mrugając nieco szybciej.
Cała sytuacja wyglądała jak namalowana, bądź wykreowana w mojej wyobraźni, jednak Lorenzo który się tu znajdował otrzeźwiał mnie, uświadamiając w przekonaniu, że to wszystko — to rzeczywistość, bo przecież nigdy bym go nie zaprosiła na kolację, wraz z moją mamą.
— Cindy! — krzyknął Fabio, momentalnie gnając w moją stronę.
Stojąc jak osłupiała, ocuciłam się w momencie, gdy Fabio wziął mnie w objęcia, mocno ściskając.
— Wyglądasz przepięknie Blondi — powiedział nad wyraz głośno, na co się uśmiechnęłam, również go ściskając.
— Ty również Fabio.
Zaraz po nim podeszła cała reszta. Nero, piękna Carla oraz Dima, który bez zmian był w swoim śliwkowym garniturze, a nawet Lorenzo, który idealnie grał dżentelmena przed moją mamą.
— Dobry z ciebie aktor — szepnęłam do Lorenzo, gdy tylko delikatnie mnie objął.
Próbowałam zignorować nieprzyjemny dreszcz, jaki wciąż mi towarzyszył, gdy tylko był zbyt blisko niż powinien. To nie tak, że zapomniałam o tym, jak przycisnął mnie do ściany w garderobie Dragona, bo podejrzewał mnie, jak i Elenę o spisek, jednakże byłam mu wdzięczna za to co zrobił, w końcu uratował mi życie, lecz nawet po przez to, nie wierzyłam w to, że kiedykolwiek zostaniemy przyjaciółmi.
— A z ciebie aktoreczka — powiedział to równie cicho co ja.
— Matko ile was tu przyszło! — krzyknęła szczęśliwa mama. — Zaraz wszystko odgrzewam! Siadajcie. Cindy! — zwróciła się do mnie, kiwając na mnie palcem. — Poszukaj siedzeń. Skocz może do sąsiadów, to pożyczą trochę krzeseł.
Miałam ochotę wywrócić oczami, jednak nie zrobiłam tego. Duch świąt kazał mi się uciszyć, przez co bez słowa wyszłam z mieszkania, jednak nim zamknęłam drzwi, pojawił się za mną Dima.
— Cześć — uśmiechnął się, na co odwzajemniłam drobny gest również się z nim witając.
— Jak się czujesz?
— Dobrze — odpowiedział bez chwili zawahania. — Ale teraz czuję się jeszcze lepiej.
— To pewnie dzięki mojej mamie — zażartowałam, na co Dima prychnął.
— Pani Isabel wygląda pięknie, ale ty wyglądasz zjawiskowo. Nie widziałem cię nigdy w czerwonym.
Próbowałam powstrzymać rozkwitający na policzkach rumieniec, i zaczynając pukać do sąsiada, unikałam spojrzenia Dimy.
— Nie powinnaś się zawstydzać Cindy. Chyba będę musiał nauczyć cię przyjmować komplementy.
Miałam na niego spojrzeć, lecz w tym samym czasie drzwi otworzyła nam młoda kobieta, której zielona sukienka idealnie podkreślała atuty kobiecości. Nie mogąc się powstrzymać zerknęłam na Dimę, który wyprostowany patrzył prosto w oczy kobiety, a nie na jej ciało.
Na ową reakcję miałam ochotę się zaśmiać, przez co kącik ust delikatnie drnął ku górze. Powstrzymał się ze względu na to, że stałam obok, czy też naprawdę był po prostu dżentelmenem?
— Dobry wieczór — zaczął Dima. — Przepraszamy, że przeszkadzamy, ale chcieliśmy zapytać, czy nie mielibyście przypadkiem pożyczyć trochę krzeseł?
Kobieta zerknęła to na mnie to na Dimę, jakby próbowała zrozumieć co robimy tutaj we dwoje, jednakże po kilku sekundach z uśmiechem skinęła głową zapraszając nas do środka. Wzięliśmy z Dimą po dwa krzesła, gdyż w domu były tylko cztery, czyli o cztery za mało. Pomyślałam, aby zabrać jedno dla Dragona, jednak nie byłabym w stanie wziąć trzech krzeseł na raz.
Nie pytałam nikogo o niego. Nie byłam w stanie, choć wiedziałam, że pojawienie się ich tu wszystkich było zasługą Alex, jednak ją zamierzałam wypytać o to nieco później.
Gdy tylko oboje przeszliśmy przez próg, w domu pachniało każdą potrawą, którą zdołałam skosztować z mamą, jak i Alex.
W tym momencie zaczynało robić się naprawdę miło, choć było na tyle ciasno, że niektórzy zmuszeni byli jeść w powietrzu. Fabio w duecie z Nero, dbali o atmosferę, a Dima podsycał ją, łapiąc za półsłówka Fabio.
Teraz nie tylko ja, mama i Alex, ale wszyscy dekorowaliśmy ciasteczka. Poprzez mały metraż, każdy obijał się łokciami, próbując przyozdobić swoje ciastko.
— Suń się blondasie, a nie rozpychasz się tymi swoimi krzywimy grabiami — odezwał się Fabio do Dimy, na co ten rozepchnął się jeszcze mocniej, zajmując więcej miejsca przy blacie kuchennym.
— Tylko nie krzywymi. I pamiętaj, na podłodze jest więcej miejsca.
— No właśnie jest więcej miejsca, więc wynocha na ziemię.
— Dima — syknęła Carla. — Zachowuj się, nie jesteś u siebie. Poza tym taki z ciebie perfekcjonista, a nigdy nie widziałam tak krzywo ozdobionej choinki.
Dima spojrzał z dezaprobatą a Carlę, przyglądając się swojej piernikowej choince.
— To przez Fabio. Rozpycha się i nie mam pola do popisu — wzruszył ramionami, na co Carla wywróciła oczami.
— To nie moja wina że masz zeza i do tego krzywe łapy. Nawet mój dzwonek wygląda lepiej — powiedział dumnie Fabio, wskazując na ozdobiony wzorami wypiek.
— Oboje ozdabiacie te pierniki tak, że nawet za darmo bym ich nie wziął — odezwał się Lorenzo, który jako jedyny niechętnie przyłączył się do zabawy.
Nie ozdabiał swojego własnego pierniczka. Robił to wspólnie z Alex, stojąc tuż za jej plecami.
— Ba! Musielibyście mi dopłacić, żebym wziął gryza — dodał, na co Nero się zaśmiał.
— Na szczęście nie mam drobnych przy sobie, więc możesz się tylko połasić darmozjadzie.
Po wyczynie jakim było ozdabianie pierników i spakowanie ich do pojemników, wszyscy ponownie zasiedli do stołu, ponownie kosztując jedzenia, jak i grzańca, który zrobiła mama. Atmosfera wciąż była przyjemna, lecz gdy rozbrzmiało pukanie do drzwi, które usłyszałam jedynie ja, gdyż każdy zajęty był rozmową, momentalnie zamarłam.
Klamka poruszyła się, a zza nich wyszedł Dragon, ubrany jak zawsze w czarny garnitur, z czapką mikołaja na głowie. Serce zabiło dwa razy szybciej gdy lekko się uśmiechnął, dostrzegając jak mama wstaje z krzesła i pędzi w jego stronę w wyciągniętymi rękoma.
— Czekałam na ciebie olbrzymie! — Dragon objął moją mamę, próbując tym samym nie opuścić prezentów, które trzymał w wytatuowanych dłoniach.
A jak jak zahipnotyzowana, wpatrywałam się w jego twarz, która zdawała się być tak ciepła, gdy była przy nim moja mama.
— Mamo już wystarczy! — krzyknęłam, tym samym zwracając uwagę każdego z siedzących przy stole na siebie.
Mama puściła Dragona, uważnie mu się przyglądając i w tym samym czasie pozostali wstali od stołu, ruszając z jego stronę poza mną i Alex.
— To twoja sprawka? — szepnęłam, mimo, iż wiedziałam, że nikt nas nie usłyszy.
— Utopiłabym tego gada w wannie, ale wiem, że chciałabyś żeby tu był.
Nie odezwałam się, mimo, iż chciałam zapytać jak to zrobiła, to jedynie patrzyłam nieco zaskoczona jej słowami. Nigdy nie spodziewałabym się tego, że Alex postara się o to, aby Dragon siedział z nią, jak i ze mną w jednym pomieszczeniu.
— Są święta, a to mój dodatkowy prezent. Prezent mój i Fabio — dodała. — Schlejemy wszystkich, a ty wykorzystaj to tak, jak należy, a przede wszystkim tak, jak tego chcesz.
— Alex...
— Cicho, bo się rozmyślę. Pamiętaj, że robię to dla ciebie nie dla tego gada, który już dawno powinien posłużyć za kawałek mojej torebki, a nawet butów.
Otworzyłam szeroko oczy, patrząc na jej kozaki.
— To prawdziwa skóra?
— Nie — wydęła usta w niezadowoleniu. — Obudziłaś we mnie wyrzuty sumienia i kupiłam te z eko skóry. Ale gdyby ktoś zrobił mi buty z niego — skinęła głową w stronę Dragona, który witał się z Fabio. — To uwierz, że dopłaciłabym za jakiś dodatek. Na przykład portfel?
— Jesteś okropna — szturchnęłam ją, po czym zwróciłam oczy ku zbliżającemu się Dragonowi.
Dopiero gdy chwyciłam za podłokietniki, aby wstać, zorientowałam się jak bardzo spociły mi się dłonie. Z odbijającym się sercem o żebra, objęłam Dragona jakby był najzwyklejszym kolegą, potajemnie zachwycając się jego zapachem.
— Wesołych Świąt Princesa — szepnął, na co uścisnęłam go jeszcze mocniej.
— Cześć Dragon — odpowiedziałam, mając w głowie plan, który pojawił się w momencie, gdy wypowiedział zaledwie te trzy słowa.
Wesołych Świąt, Princesa.
Święta rzeczywiście okazały się szczęśliwymi. Atmosfera przy stole stała się jeszcze cieplejsza, a ja chcąc zachować się tak jak należy, próbowałam powstrzymać się od zerkania na Dragona. Wszyscy zgodnie z obietnicą Alex pili spore ilości wina, przez które pojedyncze osoby zaczęły odpadać.
Pierwszą z nich był Dima, który mając na wpół przymknięte oczy dopijał szklankę wina, oblewając swoją koszulę, jak i stół. Carla puściła bełkotliwy komentarz, na temat tego że pedanctwo Dimy ucierpi, a Dragon, który jako jedyny był trzeźwy zaniósł go do sypialni, aby odespał to co wypił.
Później każdy po kolei powoli tracił kontakt z rzeczywistością, nawet Lorenzo, który zawsze miał w zwyczaju nie spożywać alkoholu, właśnie przysypiał na krześle, wraz z Alex. Pozycja, w której spali była godna podziwu. Głowa Alex oparta została o jego ramię, natomiast szyja Lorenzo została wygięta w tak nienaturalny sposób, że już teraz wiedziałam jak będzie cierpiał, gdy tylko się obudzi.
Padli wszyscy... wliczając w to moją mamę, którą właśnie Dragon pomógł mi zanieść na kanapę. To był mój moment. Moja próba, która pozwoli mi pójść dalej, albo stchórzyć.
Zagryzłam wargę, wycierając ponownie spocone dłonie w czerwoną sukienkę.
— Dragon? — nie wiedziałam czy go wołam, czy o coś pytam, ale po raz pierwszy odkąd kazałam mu wyjść z tego mieszkania spojrzał na mnie.
Lustrowałam jego twarz z uwagą, śledząc każdy jej najmniejszy szczegół.
Nie odpowiedział. Jedynie uniósł pytająco brew, na co przełknęłam z trudem, zagryzając nerwowo wargę.
Nie bądź tchórzem Cindy... Zrób to...
— Czy każdy z twoich klubów jest dzisiaj otwarty?
Dragon wyprostował się i rozglądając po pomieszczeniu pełnym naszych bliskich, którzy w owym momencie pod wpływem alkoholu spali, zwrócił się ponownie do mnie.
— Nie — odpowiedział ze słyszalnym zaciekawieniem.
— A który jest zamknięty?
— Scelta.
Oddech niemal ugrzązł mi w płucach, jednak momentalnie nad tym zapanowałam, skupiając się po raz pierwszy na ustach, jak i białych zębach, równych Dragona.
Ze wszystkich klubów jakie miał w Grand City musiała być otwarta Scelta. Miejsce, którego sama nazwa wywoływała ścisk żołądka.
— Zabierzesz mnie tam? — zapytałam, nieudolnie próbując ukryć swoje zawstydzenie. — Nie pytaj proszę dlaczego, po prostu zrób to. Zabierz mnie do Scelty.
Dragon z lekkim zawahaniem skinął głową, po czym ruszył do drzwi, jednak nim je otworzył przystanął, czekając, aż wyjdę jako pierwsza.
Mimo moich uwag, że się rozbijemy, jeśli mnie nie posłucha, Dragon ignorował mnie rozmawiając przez pół drogi przez telefon. Jedna rozmowa dotyczyła świąt, a raczej tego, żeby ktoś stał przed budynkiem i informował Dragona, gdyby działo się coś niepokojącego.
Myśląc o tym, aby nie stchórzyć totalnie zapomniałam o swoich bliskich i o tym, iż naprawdę mogło im grozić niebezpieczeństwo gdy byli nieprzytomni. Na szczęście Dragon miał wszystko pod kontrolą, tak jak zawsze...
Ściskałam nerwowo sukienkę, próbując nie stchórzyć. Odważna czerwień, którą na sobie miałam nie odwzorozywała tego, co czułam w środku. Momentami nerwowo zagryzałam wargę, wyobrażając sobie jak mogłabym to zrobić.
Najlepszym pomysłem, było założenie kostiumu, który przypadł mu do gustu, jednak nie było mowy abym po niego występowała. Musiałam improwizować, tak jak to robiłam do tej pory. Gdy tylko zajechaliśmy pod Sceltę, cisza, która między nami panowała nieco mnie stłamsiła. Zaczynała być ciężka, i obawiałam się, że będzie mi ją coraz ciężej unieść.
Dragon zaparkował samochód i oboje wysiedliśmy z pojazdu. Z widocznym zdenerwowaniem obserwowałam jak spokojny, i chłodny niczym lód zamyka auto by następnie wyciągnąć w moją stronę dłoń.
Ten delikatny gest zdołał zapalić drobną iskrę, która z lekka mnie rozluźniła. Próbowałam ukryć każdą emocję, jednak nie potrafiłam powstrzymać drżącej ręki, która przykryła jego. Dragon zacisnął ją, zupełnie jakby chciał dodać mi otuchy, jednak wiedziałam, że mogła to być jedynie moja bujna wyobraźnia, w końcu nie wiedział tak naprawdę co zamierzałam zrobić.
Czerń jego oczu pochłaniała moją drżącą dłoń, jednak cisza wciąż otulała nas z każdej możliwej strony. Gdy Dragon postawił pierwszy krok w stronę wejścia odetchnęłam, czując lekką ulgę. Oboje weszliśmy z innej strony. Nie było to główne wejście, a te boczne. Gdy wytatuowane palce wystukały kod na panelu, coś brzęknęło, a Dragon otworzył drzwi przepuszczając mnie w nich, jednak nim weszłam głębiej przystanęłam, widząc przytłaczającą mnie ciemność.
— Z prawej jest światło — odezwał się męski, chrapliwy ton głosu.
Wciskając przycisk, moim oczom ukazał się korytarz, oświetlony w ten sam piękny sposób, którego nie byłam w stanie zapomnieć. Czarny sufit, na którym znajdowało się milion drobnych lampek, przypominało gwieździste niebo, bądź świetliki, które przykleiły się do nieba, i oświetlały te przeklęte miejsce. Spojrzałam w dół, lustrując podświetlaną lekkim błękitem podłogę.
Nie mogłam zrozumieć dlaczego w tak pięknym miejscu, dzieją się takie rzeczy.
W pierwszej kolejności chciałam zapytać o pokój, ale gdy spostrzegłam ogromną, pustą scenę, do której właśnie dotarliśmy, zatrzymałam się i zwróciwszy się w jego stronę, wypuściłam spomiędzy warg drżący wydech.
— Gdzie mogę puścić muzykę? — zapytałam, na co zmarszczył z lekka brwi.
— Cindy, cokolwiek kombinujesz...
— Usiądź proszę — wskazałam na krzesło, które znajdowało się przy stoliku. — I powiedz, gdzie mogę włączyć muzykę.
— Włączę sam — odezwał się nieco zirytowany, jednak gdy tylko postawił krok w przód położyłam dłonie na jego klatce piersiowej, po czym unosząc głowę, spojrzałam na niego.
— Włączę sama.
Dragon przez dłuższą chwilę przyglądał mi się, analizując po kolei każde moje słowo, jednak w efekcie końcowym skinął głową, i wskazał na tył sceny.
Gdy tylko ruszyłam w owym kierunku, słyszałam jak odsuwa krzesło, a pode mną niemal ugięły się kolana. Stres jaki czułam, powoli wyłaniał się na powierzchnię. Gdy weszłam po schodach, ruszyłam na tyły wielkiej sceny, za którą znajdowała się konsola wraz z laptopem.
Lepkimi dłońmi włączyłam urządzenie, wpisując w przeglądarce YouTube piosenkę, która jako pierwsza przyszła mi na myśl i nosiła tytuł ''Snowman''. Nie potrafiłam obsługiwać świateł, żadnego przycisku, ani suwaka, który się tu znajdował. Mimo, iż pojedyncze były podpisane, odważyłam się dotknąć tylko jednego. ''Reflektory górne — lekki róż''
Pociągnęłam suwak na konsoli do góry, przez co usłyszałam głośne kliknięcie. Dragon nie krzyknął, ani nie zareagował w żaden sposób, co oznaczało, że niczego nie popsułam. Ostatni raz spojrzałam na swoją sukienkę, przełykając głośno ślinę.
Bądź odważna, jak kolor, który włożyłaś.
Odetchnąwszy głęboko po raz ostatni wcisnęłam spację, puszczając piosenkę, która wypełniła scenę Scelty. Dziś, zatańczę na wielkiej scenie, dla największego potwora, który trzymał w garści moją mała duszę, i jeszcze mniejsze serce.
Посмотри на меня! (Posmotri na menya!)* — spójrz na mnie!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top