20. Plama ognia.
Cindy:
Czas ciągnął się jak ciężar, który z każdym dniem dźwigałam na swoich barkach. Mimo, iż minęły dwa pieprzone tygodnie to i tak miałam wrażenie jakby to wszystko stało się wczoraj. Wciąż miałam przed sobą Camilę, która pragnęła takiego samego losu, jaki Dragon podarował Aronowi. Nie potrafiłam się otrząsnąć z kolejnej martwej duszy, która narodziła się w naszej popieprzonej wojnie i najgorsze było to, iż czułam, że to nie koniec. Czułam jak coś niespokojnego i ciężkiego narasta w powietrzu, a ja nie wiedząc co to takiego, mogłam jedynie stać i przyglądać się rozwojowi sytuacji.
Alex przez pierwsze dni była na mnie wściekła, za to, że odważyłam się zrobić coś tak głupiego. Nero wraz z Fabio nie okazywali mi złości, jednak czułam, że coś innego siedzi w ich głowach i ciąży na ich sumieniach i mimo, iż o to zapytałam, otrzymałam odpowiedź, która miałam wrażenie, że jedynie miała mnie uspokoić. Nie była to prawda, jednak przyjęłam ciche ''to nie twoja sprawa'' na klatę i odpuściłam.
Nero zdawał się być wrakiem człowieka, a Carla uświadomiła mnie jedynie w moim przekonaniu. Był nieobecny, siedział ciągle w biurze i trzymał się blisko Dragona, jakby czegoś się obawiał. Stał się również nerwowy, o co nigdy nie posądziłabym blondyna, śpiewającego w samochodzie piosenki Pitbulla w nieco nieodpowiedniej sytuacji. Zawsze, wraz z Fabio byli duszą towarzystwa, rozświetlali ponure humory – teraz był cieniem wszystkich – nawet bucowatego Lorenzo.
Miałam zamiar opuścić ich dom, jednak Nero błagał mnie bym została na wszelki wypadek i odczekała jeszcze jakiś czas. Jego troska była czymś miłym i znacznie przeciwnym od tego, co dostawałam od Lorenzo, czy ostatnimi czasy od wiecznie zimnego Dragona. Anonim, którym okazała się być Camila, właśnie spoczywała pod grubą warstwą błota, a ryzykowne posunięcie, gdzie zabiłam mężczyznę, który odpowiadał za moją krzywdę zakończyło się... jakkolwiek to zabrzmi — sukcesem. Choć w dalszym ciągu dręczyły mnie wyrzuty sumienia, Alex wytrącała je z mojej głowy za każdym, możliwym razem.
Tak więc w dalszym ciągu życie toczyło się na tych samych torach. Dostawałam nieco więcej zleceń na drobne projekty, dzięki czemu mogłam odłożyć pieniądze na normalne mieszkanie, które zawsze chciałam mieć. Jednak najgorszym co było, to spotykanie Dragona w murach tego domu. Jego obecność, kroki, czy głos, czułam i słyszałam z daleka. Nie potrafiłam zrozumieć jego postępowania, jednak mimo to wciąż stawiałam mu czoła, codziennie sprzątając jego gabinet. Wisząca cisza i napięcie w powietrzu było gorszym doświadczeniem, niż patrzenie w jego ciemne i okrutne oczy, gdyż nie wiedziałam z czym wiąże się cała atmosfera i co takiego się wydarzyło, że nie byłam w stanie mu pomóc. A patrząc na niego wiedziałam, co mogę napotkać, w tej sytuacji nie potrafiłam odnaleźć nawet słowa, którym mogłabym zacząć rozmowę. On również go nie szukał, przez co zaczepki w moją stronę ucichły i ulotniły się równie tak samo jak kurz, który codziennie ścierałam z jego biurka czy regałów.
— Tu jesteś — głos Dimy był miłym dźwiękiem, w przeciwieństwie do niskiego i okrutnego tonu Dragona, który miałam zaszczyt słyszeć, gdy rozmawiał przez telefon. — Chowasz się przede mną?
Uśmiechnęłam się, unosząc do góry książkę, którą właśnie czytałam.
— Na szczęście tylko czytam.
Ale nie dało się ukryć, że trochę unikałam innych osób, które przebywały właśnie w tym momencie w domu. — pomyślałam.
Dima zamknął za sobą drzwi, po czym ruszył w moją stronę. Przysiadł tuż obok mnie, zerkając na treść jednej ze stron książki, którą trzymałam.
— A może chowasz się przed kimś innym? — rozejrzawszy się wokół pomieszczenia, lustrował oczami wysokie regały książek i dodał po chwili — Nikt tu nie był chyba od lat.
To by się zgadzało, to miejsce wyglądało na zapominane i to dosłownie. Nim ściągnęłam książkę ścierałam z niej porządną warstwę kurzu.
— Chyba nikt nie lubi tutaj czytać.
Ciepły uśmiech Dimy, zachęcił i moje usta do lekkiego rozciągnięcia się.
— W takim razie dobrze, że pojawiłaś się ty i ożywisz to miejsce.
Mój uśmiech z lekka przygasł na wspomnienie wyprowadzki, którą mimo wszystko planowałam. Nie mogłam mieszkać non stop w domu Dragona, a w szczególności dokładać się do jakichkolwiek rachunków, czy zakupów. Pomijam fakt, że nie byłoby mnie na to stać, nawet z obecnym stanem konta, ale nikt by nawet nie przyjął ode mnie tu ani grosza.
— Wytarłam tylko skrawek kurzu i przewietrzyłam tu trochę.
— A to już dużo według mnie — machinalnymi ruchami potarł swoją szyję, potem spojrzał na mnie z niepewnym wyrazem twarzy — i mam nadzieję, że ożywisz przyjęcie na które chciałem cię zaprosić.
Coś wewnątrz mnie zacisnęło gruby supeł i rozum podpowiadał, że nie będzie on należał do tych łatwych i nie rozwiążę go od razu.
— Dima...
— Bo nie wyobrażam sobie iść tam z kimś innym, niż z tobą.
— To chyba nie jest dobry pomysł — zamknęłam książkę, po czym odłożyłam ją tuż obok siebie. — Nie nadaje się na tego typu imprezy, wiesz doskonale, że przynoszę tylko pecha.
— Pecha to będziesz mieć gdy zostaniesz tutaj sama. Nie możesz cały czas zadręczać się jedną sytuacją Cindy.
— Przeze mnie zginęła kolejna osoba, jak mam się nie zadręczać Dima?
— Ty też mogłaś zginąć — powiedział to nieco ostrzej, niż miał w zwyczaju do mnie mówić. — Mogło ci się naprawdę coś stać, gdyby Lorenzo nie pojechał tam za ciebie — urwał na moment. — Myślisz, że ona by płakała za tobą i miała wyrzuty sumienia gdyby cię tam zabiła?
Przełknęłam z trudem, niepewnie patrząc w jego niebieskie oczy.
— Nie wiem jakby się zachowała, ale gdyby żyła być może powiedziałaby mi coś jeszcze.
Dima westchnął.
— Naprawdę uważasz, że kobieta, która chciała twojej krzywdy zlitowałaby się jakimś Bożym cudem nad tobą i powiedziała ci więcej, niż chciała żebyś wiedziała?
Zagryzłam wargę próbując nie przyznać, iż miał rację.
— Może coś byśmy poradzili.
— Cindy ta kobieta chciała cię zabić i dobrze, że Lorenzo zrobił to pierwszy. Nie żałuj kogoś, kto nie miał sumienia i z premedytacją zgotował ci piekło.
— Ona ewidentnie zasugerowała mi, że to nie koniec, więc jak mam się czuć Dima? Nie dowiem się o czym mówiła bo nie żyje, a jeśli za tym kryje się coś innego? Coś o wiele gorszego?
— Cindy — Dima przykrył swoją dłoń moją, która leżała na udzie, a następnie z lekka się przybliżył. — Jesteś tutaj z nami, więc nic ci nie grozi.
— Ale moja mama nie. Poza tym nie mogę ciągle tu siedzieć, muszę ruszyć dalej, a non stop ciągle coś mi przeszkadza i mnie zatrzymuje. Czuje się jakbym koczowała na fortunę Dragona.
— Więc to o niego chodzi? — Poczułam lekki chłód, gdy zabrał dłoń z mojej. Ostatkami sił próbowałam to zignorować i nie spojrzeć w tamto miejsce.
— Nie — zaooponowałam. — Nie zawsze musi chodzić o niego. Tu chodzi o mnie i o to, że jeśli nie zrobię ze sobą niczego, będę stała w miejscu. Muszę znaleźć pracę, mieszkanie na które będzie mnie stać, a w dalszym ciągu nie zrobiłam ani jednej z tych rzeczy.
Naprawdę czułam się gównianie ze swoją sytuacją, a jeszcze gorzej z tym, że rozmawiałam o tym z Dimą. Nie wiedziałam dlaczego, ale czułam, że nie chciał abym poszła dalej, że chciał, bym została tutaj razem z nimi.
— Czyli odpowiedź brzmi nie?
Nadchodzącą odpowiedź poprzedził głos Rosity. Ewidentnie rozmawiała przez telefon, ponieważ żadne z nas nie słyszało odpowiedzi od jej rozmówcy. Nieświadoma niczego przystanęła przy zamkniętych drzwiach biblioteki, a ja wraz z Dimą jak prawdziwi szpiedzy, słuchaliśmy tego co ma dopowiedzenia.
— Tak będę z Dragonem — powiedziała, a drobny kawałeczek serca rozkruszył się i upadł na dno supła, który momentalnie zacisnął się mocniej. — Nie ma opcji, że ktokolwiek wie. Tak, na pewno — uspokajała rozmówcę po drugiej stronie słuchawki. — Jedynym najgorszym problemem jest ona, ale to też niedługo załatwię. — Nastała chwila ciszy, przez co wraz z Dimą spojrzeliśmy na siebie. Oboje domyślaliśmy się o kim tak właściwie mówi. — Jak już mówiłam, załatwię to, a teraz idę bo na pewno jest w swoim gabinecie, buziaczki, pa — głośne cmoknięcie i stukot szpilek, który umilkł, gdy tylko popędziła na górę w stronę swojego celu — czyli Dragona.
Zmieszani sytuacją upewniliśmy się oboje, że nikogo nie ma. Nasłuchiwaliśmy przez moment i nie słysząc już żadnego głosu, ani dźwięku świadczącego o tym, iż ktoś wciąż jest za drzwiami.
Irytowała mnie myśl, że pójdzie tam z nim, jednak irytowało mnie jeszcze bardziej to, że zamierzałam tam pójść tylko dlatego aby... właśnie, po co? Żeby zobaczyć jak na nią patrzy? Jak z nią rozmawia, czy chociażby dotyka ją? A jeszcze bardziej byłam wściekła za słowa, które opuściły moje usta, nim zdołałam pomyśleć. Przypływ uczucia, którego nie znosiłam było znacznie silniejsze, niż hamulce, którymi ostatnimi czasy miewałam coraz rzadziej.
— Czyli odpowiedź brzmi tak — odpowiedziałam z uśmiechem, skrywającym za sobą ściśnięty supeł, potrzaskane serce i gorycz wypełniająca moje gardło.
I najgorsze w tym wszystkim było to, że wiedziałam czym była ta gorycz, było nią uczucie, którego nie znosiłam... zazdrość.
~ . ~
Alex stała tuż przy umywalkach, próbując zapiąć pasek na kostce, od butów. Małe dziurki były wyzwaniem dla jej głowy, gdyż piąty kieliszek, czegoś niebieskiego płatał jej figle.
— Chryste — stęknęła, po czym podpierając się jedną ręką o umywalkę z pochyliła się najmocniej jak tylko potrafiła. — Kto robi takie zapięcia?
— Twój ulubiony projektant — byłam pewna, że nie bełkotałam, jednak gdy schyliłam się by pomóc jej w zapięciem, zwątpiłam w swoją trzeźwość.
Świat z lekka zawirował, jednak nie na tyle, bym nie zdołała utrzymać równowagi. Nie byłam w stanie patrzeć na to wszystko z trzeźwym umysłem i z tym przeklętym uczuciem w środku. Zazdrość była najgorszą z tortur, ale nie była to jedyna tortura. Świadomość, że nie powinnam tego czuć uderzała zbyt mocno, świadomość, że nie powinno mnie to obchodzić również.
Tona śniegu spadła mi na głowę, powodując dreszcze i otępienie na samą myśl, że wszystko popsułam, że byłam tak naiwna myśląc, że zagram w tą grę nic nie czując. Że dam radę patrzeć na niego każdego dnia i tak po prostu kłamać bez wyrzutów sumienia, bo kiedyś zrobił mi coś okropnego.
Walka z zapięciem butów zakończyła się sukcesem, dzięki mojej drobnej pomocy. Pomogłam wstać Alex, na co ta mocno mnie przytuliła, wygłaszając przemowę na temat tego, jak mocno mnie kocha.
— Jest dupkiem wiesz? — bełkotała, wciąż trzymając mnie w objęciach. — Ja na jego miejscu nigdy bym nie wpuściła cię z rąk, wiesz?
— Alex? — zapytałam, gdy zaczęła się z lekka kiwać.
Nie miałam nic przeciwko temu by zatańczyć wolnego, ale podniesienie jej z podłogi, byłoby dla mnie wyzwaniem większym, niż pomoc w zapięciu jej buta. Była ode mnie wyższa o głowę, a w tych szpilkach nawet o dwie.
— Hmm?
— Ten taniec może skończyć się naszą klęską.
— Jaką klęską?
— Lorenzo wywiezie cię do domu, jak zacznie zgarniać nas z podłogi, a ja nie chcę tu zostać sama.
— Co ty pleciesz? Ja się nigdzie nie wybieram. A zgarniać to będę ja gruby hajs, jak Fabio przegra zakład.
Odsunęłam się z lekka od niej, po czym odchyliłam głowę patrząc z lekka w górę. Byłam do tego zmuszona przez buty, które na sobie miała.
— Jaki zakład?
Zrobiła minę, świadczącą o tym, że powiedziała zbyt dużo niż chciała i być może powinna. Ale ja nie zamierzałam odpuścić. Zmrużyłam oczy, po czym moje ręce spoczęły na biodrach.
Wywróciła oczami, opierając się o zielone kafelki w łazience. Na jej rękach momentalnie wyłoniła się gęsia skórka, jednak nie zważała na to, skupiając na mnie całą swoją uwagę.
— Może i jestem złą przyjaciółką, ale swoje wiem — założyła dłonie na piersi.
— Jesteś najlepszą, pijaną przyjaciółką jaką kiedykolwiek mogłabym mieć.
Jej dłoń spoczęła na sercu, a mina wskazywała na to, iż alkohol w połączeniu z moimi pijackimi słowami ją rozczuliły.
— Cóż — zaczęła niepewnie — teraz, to nawet głupio mi zacząć po tym co powiedziałaś.
Uniosłam brew.
— Myślisz, że się obrażę?
— Myślę, że usłyszysz coś oczywistego, jednak to i tak cię w pewien sposób dotknie.
— Jak bardzo mnie dotknie?
— Chwyci cię za twoje piękne serduszko, ale być może w tym samym momencie wyjdzie z ciebie demon, który będzie mnie wyklinał.
— Demon jest coraz bardziej ciekawy co wymyśliliście.
Niepewny, lekko zamglony wzrok dał mi do zrozumienia, że tyczyło się to jednej osoby, tej samej, która zasiała we mnie to przeklęte uczucie i sprawiała, że każdego dnia kiełkowało.
— Że gdy Dragonowi w końcu skończy się okres i wielki tyłek Rosity łącznie z jej atutami z przodu, nie będą równe twoim blond lokom i piękniej twarzy na punkcie której ma pieprzoną obsesję.
Nie potrafiłam skryć szoku, który właśnie wykwitł na mojej twarzy, łącznie z piekącymi rumieńcami, które zaczynały również pochłaniać moją szyję.
— Mam rozumieć, że to twoje stanowisko? Więc jakie jest Fabio?
— Cóż to stanowisko nas obojga, różnica w tym wszystkim jest taka, że on był za tym, że najpierw wytargasz ją za kłaki, bo uznał, że masz do tego dryg. Natomiast ja byłam za tym, że postąpisz jak ty i to Jaszczur przyjdzie do ciebie jak pies.
W pierwszej kolejności miałam ochotę znaleźć Fabio i go udusić, nie tylko za to, że właśnie nawiązał do sytuacji, która wydarzyła się spory czas temu. Wytarganie za kłaki Rosity nie miało nic wspólnego z Dragonem, a z Eleną, którą bezwstydnie obrażała. To jej słowa rzucane w kierunku Rudej, wywołały nagłą chęć pozbawienia ją włosów, a druga była taka, że mimo mojej sympatii do niego, czułam obrzydzenie, ze względu na to co zrobił na jednym z przyjęć. Od dzisiaj jakakolwiek nie będzie to sytuacja, tak nikt nie zagoni mnie do szafy w celu ukrycia się.
— Nie jesteś zła? — zapytała zdziwiona, po dłuższym czasie mojego milczenia.
Nie byłam — a z pewnością powinnam. Dlaczego do cholery nie byłam zła?
— Jestem.
— Nie, nie jesteś — dźgnęła mnie palcem z chytrym uśmiechem. — A ja doskonale wiem dlaczego.
— Oo doprawdy? Więc mnie oświeć.
— Bo chciałabyś i jednego, i drugiego — powiedziała to z nie kryjącym się, szczerym i rekinim uśmiechem. — Ale spokojnie, za kłaki mogę wytargać ją ja, podczas gdy Jaszczur będzie aportował do ciebie.
— Alex! — z lekka uderzyłam ją w ramię, na co głośno się zaśmiała.
Przyjaciółka chwyciła mnie pod ramię, po czym spojrzała ze znacznie delikatniejszym uśmiechem, nie przypominającym tego wcześniejszego.
— Powinnaś się teraz bawić, bo czy tego chcesz, czy też nie tak się właśnie stanie Cindy. Ona nigdy nie będzie tobą i on doskonale o tym wie i z każdym dniem będzie się przekonywał o tym na nowo. A co lepsze, będzie pękał z zazdrości widząc jak dobrze bawisz się z Dimą. Ba! Już pęka, widząc cię w tej pięknej sukience.
Alex miała znacznie więcej stylu ode mnie. Potrafiła ubrać się na każdą okazję, czego naprawde jej zazdrościłam. Smukłą sylwetkę i skórę w kolorze porcelany, ozdobiła butelkowa, zgniła zieleń. Klasyka i każdy odcień zieleni oraz czerwieni — należał do niej. I mimo, iż namawiała mnie na bordo, tak wybrałam czarną, klasyczną, długą suknię bez ramiączek. Jedynie srebrny naszyjnik, który dostałam od Alex przykuwał największą uwagę.
Wisiorek, który otrzymałam od Dragona zdjęłam z trudem. Tego wieczoru chciałam się uwolnić od jakiejkolwiek myśli związanej z nim, a za każdym razem patrząc na to, co miałam na szyi widziałam wieczór, w którym go dostałam. Pamiętałam o chwili, która była dla mnie tak ważna oraz intymna.
— Nie chcę wykorzystywać Dimy Alex, on na to nie zasługuje.
— Kto powiedział, że wykorzystujesz? Jesteście przecież przyjaciółmi — powoli ruszyłyśmy w stronę sali, na której rozgrywało się całe przyjęcie. Odgłos klasycznej muzyki coraz bardziej stawał się głośniejszy, a rozmowy na korytarzach, balkonach, czy też na patio zaczynały powoli się ze sobą mieszać, tworząc lekki, niezrozumiały bełkot.
— Boje się, że on tak na to nie patrzy. Nie chciałabym tego zniszczyć, a jeśli mam być szczera, nie wiem czy powoduje jakieś sytuacje, które dają mu sprzeczne znaki. Na przykład jak to, że tu z nim jestem.
— Cindy, powiedziałas mu wyraźnie, że widzisz go jako przyjaciela?
Skinęłam głową, mijając grupkę mężczyzn.
— Więc temat zakończony. Jeśli on tego nie rozumie to jego problem. To on stwarza sobie nadzieję i sytuację, w których myśli, że coś zdziała. Ty jesteś w tym wszystkim szczera.
Uśmiechnęłam się z lekka, wiedząc iż w jej słowach pobrzmiewa prawda. Jednak moje przybycie tutaj, wiązało się tylko z jednym człowiekiem i to przez to dopadały mnie wyrzuty sumienia.
— Masz rację, ale wiesz dlaczego zgodziłam się tu być — odpowiedziałam nieco ciszej, mijając znajome twarze.
Oczywiście, że wiedziała. Zaraz po całej sytuacji zadzwoniłam do niej, a Alex poza tym, że utwierdziła mnie w tym, że będę cierpieć to dodała, że będzie w tym ze mną i już następnego dnia wyciągnęła mnie na zakupy.
— Widzisz tylko same negatywy— zaczęła, gdy weszłyśmy na salę. — Daj spokój, rozluźnij się trochę. Oboje na tym korzystacie, a czego Dima nie wie, to go nie zaboli. A teraz chętnie napiłabym się czegoś stamtąd — skinęła głowę w stronę stołu, przy którym zgromadziła się mała kolejka. Zza ludzi można było dostrzec różnego rodzaju przystawki, jak i trunki w różnych kolorach. Czułam podświadomie, że jeśli wypijemy więcej, to cała impreza może skończyć się jak ta z okazji Halloween, dlatego postanowiłam nieco okłamać anioła stojącego tuż obok mnie.
— Więc ja pójdę po coś do picia, a ty grzecznie poczekasz i załatwisz coś słodkiego.
Zmrużyła oczy, kalkulując co właśnie powiedziałam.
— Dobra, ale jeśli próbujesz wypić wszystko sama, to wiedz, że to będzie zdrada powyżej pasa.
— Cios poniżej pasa — poprawiłam ją z cieniem uśmiechu.
— No właśnie — odwróciła się na pięcie i nieco chwiejnym krokiem ruszyła w stronę stolika, gdzie siedziałyśmy wraz z Lorenzo, Dimą, oraz Fabio z nieznaną, ale za to urodziwą towarzyszką.
Przeszłam obok parkietu, na którym poruszały się powoli liczne pary, a następnie przystanęłam przy stoliku, czekając w kolejce. Stojący przede mną mężczyźni żywo dyskutowali w języku, którym często posługiwał się Dragon, a ja choć nie rozumiałam co mówią, zaczęłam im się przysłuchiwać.
— Jak sprzątasz jego gabinet wycierusie, to też tak podsłuchujesz?
Nawet nie zacisnęłam dłoni w pięść, by powstrzymać złość i irytację spowodowaną głosem kobiety, która stanęła tuż za mną.
— I nie tylko — słowa znalazły swój tor i wytoczyły się spomiędzy moich warg, zanim zrozumiałam, że nie powiedziałam tego tylko w myślach.
Rosita rozchyliła usta, a swoje brązowe oczy otworzyła znacznie szerzej.
— Więc do tego wszystkiego jesteś latawicą — dodała kąśliwie z ewidentnym uczuciem, które urosło we mnie, gdy dowiedziałam się, że przyjdzie tu z nim.
— I jeszcze podglądam — szepnęłam, patrząc na nią. — Nie chcesz wiedzieć ile rzeczy słyszałam i widziałam — nieco przetrzymałam swoje spojrzenie, ukazując lekkie drgnięcie kącika ust.
Powiedzenie jej w tym momencie czego byłam świadkiem z pewnością odgoniłoby jej sen z powiek. Ale gdyby dowiedziała się, że w tym wszystkim znajdował się Dragon i widział równie wszystko co ja... Rosita leżałaby pod aparaturą z powodu ataku serca.
Próba uniknięcia szoku na jej twarzy graniczyła z cudem. Jednak była dobrą zawodniczką i nigdy temu nie zaprzeczę — w końcu miała zostać żoną Dragona.
— Więc skoro tak uważnie patrzysz, to może w końcu byś się uczesała?
Wydęłam usta, ukazując lekki grymas na twarzy.
— Wycierusy nie lubią ulizanych fryzur — nie spojrzałam na nią, jednak nawiązanie do jej ulizanego koka dało jej żywy znak, że biłam do jej fryzury.
— Wiesz, że się ośmieszasz?
— Wiesz, myślałam, że takie arystokracje jak ty nie swoją w kolejkach, a jednak.
Zapanowała między nami chwilowa cisza. Nawet mężczyźni przed nami ucichli, by następnie zerknąć na naszą dwójkę. Bawiąca mnie sytuacja sprawiła, iż promiennie uśmiechnęłam się do nich, próbując nie wytknąć im tego, że zbyt długo zastanawiają się nad wyborem przystawki, jak i alkoholu.
Mogli być zafascynowani i zaintrygowani naszą małą walką słów, ale tylko Rosita mogłaby zrozumieć podwójną aluzję nawiązującą do tego, co powiedziałam, gdyż napomknięta kolejka nie tyczyła się jedynie tej, w której stałyśmy.
— Ty! — warknęła, ale nim zdołała cokolwiek zrobić w moim kierunku, obie w szoku rozejrzałyśmy się, słysząc krzyki ludzi, mówiące aby paść na ziemię.
Odgłosy bijących się szyb w oknach i huk strzałów zagłuszył muzykę, jak i licznie rozmowy, które jeszcze chwilę temu pobrzmiewały w uszach każdego z gości. Krzyki i widoczna panika sprawiła, iż osłupiałam zaczynając rozglądać się dookoła. Rosita również zdawała się nie wiedzieć co powinna ze sobą zrobić.
W nozdrzach zaczął być wyczuwalny zapach dymu, jednak nigdzie nie mogłam go dostrzec. Zerknąwszy w stronę okna, które pozostało jeszcze nietknięte, dostrzegłam przygarbionych mężczyzn, ubranych na czarno. Dwójka z nich próbowała niepostrzeżenie skradać się w stronę budynku, gdy nagle wybrzmiał kolejny odgłos wystrzału, a jeden z nich padł. Wtedy szyba pękła, a coś ciężkiego powaliło nas na ziemię.
Piszczało mi w uszach, lecz mimo to słyszałam odłamki szyby, która upadała tuż obok. Wielka dłoń, jak i ciało osłaniało moją głowę, oraz twarz. Przez moment złapanie oddechu graniczyło z cudem, i gdy podjęłam pierwszą próbę zaczerpnięcia go, wyczułam znajomy zapach.
Dragon.
Wtem usłyszałam jego głos. Nie był spokojny i oziębły jak zawsze. Zdenerwowany wstał, jednak wciąż nas osłaniając krzyczał w naszą stronę. Patrzyłam na jego usta, próbując cokolwiek zrozumieć, lecz mimo starań, nie potrafiłam. Jego wargi poruszały się w ten sam sposób, jednak oderwawszy od nich spojrzenie, zaczęłam w panice szukać Alex. Gdzieś tu była. Zostawiłam ją i kazałam poszukać czegoś słodkiego. Nagle delikatna i wypielęgnowana dłoń Rosity chwyciła mój nadgarstek, ciągnąc mnie pod stół, przy którym jeszcze chwilę temu toczyłyśmy wojnę.
— Nie pozwól jej stąd wyjść, póki ktoś po was nie przyjdzie — warknął w stronę Rosity, a ja oszołomiona potrafiłam robić tylko jedno — szukać Alex, oraz całej reszty.
Jego twarz zniknęła z pola widzenia, równie jak większości osób. Chowające się kobiety, równie jak my, widziały jedynie buty, jak i słyszały strzały. Próbowałam uspokoić swoje walące serce, gdy piszczenie w uszach ustało.
— Nigdzie nie idziesz — Rosita złapała mnie mocniej, przez co dopiero teraz zorientowałam się, że próbowałam wstać.
Zdezorientowana zmarszczyłam brwi. Ta kobieta była ostatnią osobą, po której spodziewałabym się, że zdoła mnie zatrzymać, a raczej, że kiedykolwiek tego spróbuje.
— To twoja szansa.
Jej ciemne oczy spojrzały na nadgarstek, w miejsce gdzie spoczywała jej dłoń, po czym całą uwagę skierowała w stronę mojej twarzy.
— Nie w ten sposób — syknęła z odrobiną dezaprobaty. — Nie zabijam ludzi, ale pamiętaj, nie miałabym problemu by ktoś to zrobił za mnie.
— I zrobi.
— Kazał mi cię pilnować — ścisnęła mocniej moją dłoń. — I wtedy to ja mogę być martwa jeśli to zignoruje, więc siedź z tym swoim tyłkiem na miejscu. Nawet między tą całą szarańczą i w czarnej sukience będziesz się rzucać w oczy. Jesteś łatwym celem. Twoje włosy widać nawet w zgaszonym świetle, więc siedzisz tu dopóki ktoś tu nie przyjdzie.
Ignorując to co właśnie do mnie powiedziała, z lekka się schyliłam, próbując zorientować się jak wygląda sytuacja. Liczne strzały nie umilkły, jednak zapach dymu był coraz mocniejszy.
— Coś się pali — pociągnęłam głośno nosem. Rosita uczyniła ten sam gest, przyznając mi rację.
— Racja, ale nie tutaj — ona również z lekka się pochyliła aby kontrolować sytuację.
— Tutaj nie, ale w innej części budynku już tak — oznajmiłam.
— Ktoś po nas przyjdzie.
Przełknęłam z trudem, czując w kościach, że zbyt szybko może się to nie zdarzyć. I to nie tak, iż myślałam, że o nas zapomnieli, lecz to co rozgrywało się przed nami nie zadawało uspokoić się za chwilę.
Strzały zaczęły padać z każdej strony przez co znajdujący się ludzie w środku, nie wiedzieli gdzie mogą się ukryć i gdzie celować. Nie wyglądało to na spontaniczną akcję, a na coś zaplanowanego, na co nikt z tutaj zebranych nie był gotowy. Wtedy zobaczyłam człowieka, który zaczął wchodzić do środka i leżącego martwego ochroniarza, leżącego przy drzwiach sali. Wszyscy zajmowali się ostrzałem z zewnątrz i nikt tak naprawdę nie zorientował się, że ktoś może wtargnąć do środka.
— Rosita — szturchnęłam ją. — To żaden z naszych, prawda? — pytanie było retoryczne, gdyż byłam pewna, że nie. Jednakże to ona znała tu znaczną większość ludzi.
Niemo pokręciła głową. Jej brązowe oczy zaszkliły się, jakby właśnie zobaczyła swoją śmierć. Ruszyłam na klęczkach w stronę stołu, który był połączony z naszym, wtem usłyszałam głos, który na samym początku mnie irytował.
— Cindy, stój — syknęła. — Nie możesz tam iść, rozumiesz? Nic nie zrobisz!
Zignorowałam ją, jednak tym razem nie próbowała mnie zatrzymać. Czuła, że miałam rację, jednak z dziwnych powodów nie chciała mi ich przyznać. Nic nie byłam w stanie zdziałać sama, jednak martwy ochroniarz posiadał broń, którą mogłam uczynić znacznie więcej. Czołgałam się pod stołami, próbując zignorować krzyki kobiet, zdezorientowane spojrzenia, jak i świadomość tego, że napastnik zaczął atakować. Wszyscy zdawali się być zaskoczeni i wszystko było tak chaotyczne, że sama do końca nie byłam pewna czy robię słusznie.
Rosita miała rację, przez moje włosy z pewnością szybko pochwycę jego uwagę, dlatego nie miałam zbyt wiele czasu, by wstać z kolan i ruszyć w stronę ochroniarza. Strzelający mężczyzna stał tyłem, jednak widziałam jaki był jego cel — wytatuowany diabeł, strzelający w zupełnie innym kierunku, niż był mężczyzna, który bez żadnych skrupułów szedł w jego stronę.
Teraz, albo nigdy.
Wyczołgałam się spod stołu i omal się nie przewracając, podbiegłam do ochroniarza. Długa sukienka sprawiła, że z lekka upadłam na jego ciało, a krew, która sączyła się z jego rany poplamiła naszyjnik, jak i praktycznie cały dekolt.
— Dragon! — głos i pisk Rosity sprawił, że momentalnie się odwrócił, a mężczyzna nacisnął spust.
Pierwszy strzał otarł się o rękę Dragona, lekko go raniąc. Jego oczy skupiły się wpierw na napastniku, a później na mnie. Wtedy złapałam pistolet, nacisnęłam spust i... tyle. Rozbrzmiało jedynie głuche kliknięcie, co świadczyło tylko o jednym — broń była nienaładowana.
Jednak strzał, który oddał Fabio stojący nieopodal Dragona, powalił na marmurową posadzkę człowieka, który tu wtargnął i nie zdołał zabić nikogo więcej. Zza pleców usłyszałam kolejne licznie kroki, strzały i krzyki ''wchodzą''.
Sięgnęłam do drugiej kieszeni ochroniarza, upewniając się, że w magazynku tym razem była amunicja.
— Cindy! — to ryknięcie zdołałabym usłyszeć nawet, gdybym pozostała głuchą do końca życia. Jednak jak na mnie przystało, nie posłuchałam Dragona i wycelowałam pierwszy strzał w stronę zamaskowanego faceta, biegnącego w stronę sali.
To jak upadł na ziemię, wywołało momentalnie gęsią skórkę. Jednak nie miałam odwagi go zabić. Celowałam w nogi, aby nie zdołał pobiec dalej, wtem w oddali Nero wbiegł z całą resztą. Jedna strona jego marynarki zdawała się być doszczętnie zniszczona przez ogień, a twarz, pokiereszowana nie przez odłamki szkła, które wcześniej spadało, a przez ciosy jakie musiał od kogoś dostać.
Blondyn ujrzawszy mnie momentalnie podbiegł, strzelając w głowę mężczyzny, którego chciałam jedynie powstrzymać przed wtargnięciem tutaj. Chwyciwszy mnie za łokieć podniósł do góry. Dookoła strzały powoli zaczęły słabnąć, a odgłosy krzyków, płaczu i paniki, nie zdołały umilknąć nawet na chwilę.
— Wszystko dobrze mała? — niebieskie tęczówki zlustrowały mnie od góry do dołu. Przerażenie z jego twarzy zniknęło, gdy zorientował się, że krew spoczywającą na moim dekolcie nie należy do mnie.
— Myślałam, że go zabije — powiedziałam to nad wyraz cicho przez co zmarszczył brwi. — Szedł do niego od tyłu, nie widział go, ale... ale okazało się, że magazynek był pusty — absurd słów w momencie gdy rozgrywało się tu coś takiego, było niewyobrażalne.
— Do wyjścia Cindy — powiedział nieugięcie, przez co momentalnie odwróciłam się w stronę Dragona i Fabio, którzy tym razem wychylali się przez okno, by za chwilę znów się schować, aby nie zostać trafionym.
— Nie mogę...
— Alex już tam jest — zaczął, ciągnąc mnie w stronę wyjścia.
— A Rosita?
— Zaraz ktoś po nią przyjdzie, zabierzemy wszystkich Cindy, ale to nie będzie takie łatwe.
Przełknęłam z trudem, patrząc tym razem na jego rękę. Tak jak dostrzegłam wcześniej, jego prawą rękę pokrywała spalona część rękawa i nie chciałam wiedzieć jakie obrażenia musiał mieć pod nim. A skoro widziałam coś takiego, to ani ja, ani Rosita nie oszalałyśmy i rzeczywiście obie czułyśmy dym.
— Powinieneś wrócić ze mną — zaczęłam, nie mogąc się zatrzymać. Nero ze znaczną siłą ciągnął mnie w stronę wyjścia, nerwowo obracając się za siebie.
— Wrócę, wszyscy wrócimy, ale musisz iść do samochodu. Będziemy rozproszeni wiedząc, że tu jesteście i coś może wam się stać, dlatego proszę Cindy wsiąć do tego pieprzonego samochodu.
Niekontrolowana łza spłynęła mi po policzku, gdy próbowałam wyminąć martwe ciała na ziemi i się o nie, nie potknąć. W tle słyszałam dyszącą Rositę i Fabio, który ją wyprowadzał, próbując równocześnie uspokoić, jednak ta wciąż mówiła o Dragonie i o tym, że został tam bez nich.
— On jest tam sam — powiedziałam do Nero. — Sam słyszałeś.
— Zaraz tam wrócimy, nic mu się nie stanie Cindy.
— Jest ranny, jak ty — dyszałam, przez co moje słowa brzmiały nieco niezrozumiale. Wciąż czułam mocny uścisk Nero i gulę, która rosła za każdym razem gdy myślałam o tym, jak nie zdołałam pomóc Dragonowi.
Suv stał już zaparkowany. Wiele aut wyjeżdżało w pośpiechu. Słychać było pisk opon, jak i krzyk kobiet, które próbowały uciekać na wysokich szpilkach bez jakiekolwiek pojazdu.
— Cindy — wydyszała Alex, siedząca na tylnich siedzeniach auta. Wyciągała w moją stronę swoje szczupłe i długie ręce, patrząc swymi niebieskimi, zaszklonymi oczami.
Wtedy nie wiedząc czemu odwróciłam się za siebie. Chciałam zobaczyć, czy Rosita idzie tuż za nami, jednak zamiast tego, spojrzałam wyżej, lustrując budynek, który w połowie zajmował już ogień. Z przerażenia krzyknęłam, widząc w oknie posturę mężczyzny, który przypominał Dragona — walczył z kimś, a cień kolejnego faceta dał mi do zrozumienia, że ktoś próbował go powalić.
Łzy zasłaniały mi zdolność widzenia, a nogi próbowały ruszyć w jego stronę, jednak ręce Nero skutecznie mnie zatrzymały. Wepchnął moje ciało samochodu, a następnie Rositę, która zbyt mocno opadła na mnie, jak i na Alex.
— Obiecuję, że wróci cały — zatrzasnął drzwi, a kierujący Lorenzo samochodem wcisnął gaz. Szamoczącą mnie trzymała Alex, wraz z Rositą, a oddalający się widok zaczynał zlewać się w jedną plamę ognia, który pochłaniał coraz większą część budynku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top