19. Coraz bliżej prawdy.

Dzień dobry🥟

Cindy:

Cała się telepałam, choć nie było mi nawet zimno. Siedziałam w samochodzie Lorenzo na siedzeniu pasażera, wyginając palce w nerwowym tiku. Martwy wyraz twarzy Camili wciąż stał przed moimi oczami. Mrugając, podjęłam próbę odpędzenia łez, wszystkich wyrzutów sumienia i jej obraz.

Zawsze uważałam, że moim koszmarem był Dragon i to co mi zrobił, jednak to nie było jedynym co mnie czekało. To co zrobiła Camila, postawiło niemalże podobne piętno co czyny Dragona.

Camila była skrzywdzonym człowiekiem, który zagubił się w swoim smutku, żalu i rozpaczy. Popchnęło ją to do tak wielu rzeczy, że nie jestem w stanie uwierzyć, że potrafiła uczynić to sama. To całe porwanie, było jej sprawką, dokończyła to co zaczął Aron... więc to wszystko było kontynuacją. Pamiętałam moment, w którym Dragon mi o tym powiedział, a ja nie ponownie nie potrafiłam uwierzyć, że ludzie są zdolni do czegoś takiego.

Camila wyraźnie sugerowała, że czeka na mnie coś jeszcze. Jednakże nie zdążyłam o to zapytać i już tego nie zrobię. Utopienie jej na mokradłach przez Lorenzo nie było wielkim wyczynem. Po prostu rzucił jej bezwładne ciało na ziemię, która pochłonęła już nie jedną duszę...

­­­­­­­­— Czułem, że coś jest nie tak, kiedy tylko wsiadłaś do tego pieprzonego samochodu.

Był dla mnie taki jak zawsze — zimny i zirytowany. Nawet nie musiałam nic mówić, wystarczy, że stałam nieopodal jedynie oddychając, a on miał ochotę mnie udusić.

— Więc mnie widziałeś — stwierdziłam sucho. — Jakim cudem? Sprawdzałam, czy nikt za mną nie jedzie.

Nie patrzyłam na niego, a na wprost, lustrując powoli pojawiające się budynki. Nie potrafiłam wyjść z szoku, bo to co się wydarzyło, nigdy nie powinno mieć miejsca, i kto jak kto, ale żeby w tym wszystkim pomógł mi Lorenzo?

— Wzięłaś samochód z nadajnikiem — oznajmił.

— Ale skąd miałeś pewność, że jechałam nim ja?

— Ściany mają uszy. Pamiętasz? A jakbyś nie zauważyła, dom jest wielki.

— Więc nikt nie wiedział, że tu jestem poza tobą?

— Nikt poza mną — potwierdził.

— Miałeś idealną okazję.

— Do czego? — kątem oka widziałam, że spojrzał na mnie z widocznym zdziwieniem.

I tym razem również i ja zmusiłam się do tego, aby na niego spojrzeć. Brąz w jego oczach wciąż był taki sam. Miałam wrażenie, że zawsze był przesiąknięty niechęcią do mnie i do wszystkiego co miało ze mną związek — prócz Alex.

— Do tego żeby wrzucić mnie tam zaraz za nią.

— Po co, skoro wykończysz się sama Cindy? Albo on zrobi to jako pierwszy z nami.

Na moment zapanowała cisza, którą o dziwo polubiłam. Była o wiele przyjemniejsza, niż rozmowa o Dragonie, i o tym, co się dzieje i może się stać. Byłam świadoma tego, że to w końcu wyjdzie na światło dzienne, a jeśli nie, Dragon już na zawsze będzie żył w kłamstwie, ponieważ nikt by nie zaryzykował tym, jak zareaguje na prawdę.

— To nie ja to wymyśliłam — mgła świadczyła jedynie o tym, że za moment eksploduje. Zacisnąwszy na moment zęby przymknęłam oczy, aby obezwładnić uczucie pieczenia pod powiekami, następnie je otworzyłam by zmierzyć się z tym, co siedziało obok mnie. — To wy stworzyliście to bagno, nie ja, więc przestań mnie ciągle obwiniać Lorenzo.

— Daliśmy ci możliwość Cindy. Miałaś okazję zaznać życia, którego tak bardzo chciałaś, czyli bez niego, a ty to spierdoliłaś.

Jego dłonie zacisnęły się na kierownicy, a stopa zbyt mocno wcisnęła pedał hamulca, przez co moje plecy uderzyły o oparcie fotela.

— I kłamstwo było w waszym wypadku jedynym rozwiązaniem?

— To ty od niego uciekłaś — warknął.

— Mam nadzieję, że nie mówisz poważnie — pokręciłam głową w niedowierzaniu. — Wiesz doskonale co zrobił! Przez to wszystko nie żyje Elena, a ty wytykasz mi, że uciekłam?! Chciałbyś być trzymany jak jakiś pies w zamknięciu?

— Chciał jej dać nowe życie wiesz? Chciał żeby wybrała co ma robić i nie pozwolił jej wrócić do Ojca, który chciał ją z powrotem tylko po to, by ją wykorzystać, bo miał długi. Ale wy postanowiłyście knuć za jego plecami i odjebać coś takiego.

Oboje usłyszeliśmy za sobą głośny klakson, oraz serię przekleństw jaką rzucił w naszą stronę mężczyzna stojący za nami w czarnym Mercedesie. Dopiero po chwili zorientowaliśmy się, że zapaliło się zielone światło na sygnalizatorze. Lorenzo wcisnął gaz, patrząc wrogo w lusterko.

Przez moment myślałam o tym co powiedział, jednak skoro chciał to zrobić, dlaczego jej nie poinformował? Nie wierzę, że gdyby się o tym dowiedziała, to wciąż byłaby za tym aby to zrobić, by uciec od tego czego tak bardzo pragnęła.

— Więc dlaczego jej tego nie powiedział?

— Bo nie zdążył.

Teraz nie wiedziałam co tak właściwie czuje. Pieczenie pod powiekami, zaciskające się gardło i serce, które rozkruszało się na drobne kawałeczki. Wiedziałam, że nikt nie pozbiera kawałków, które opadły na ziemię. Tymi kawałkami była Elena, porwanie i... Dragon z przeszłości.

— Właśnie Lorenzo, nie zdążył. Widzisz, jak wiele płaci się za błędy? Mam nadzieje, że wiesz ile zapłacimy za nie my.

— Oczywiście Cindy, że wiem. Wszyscy to wiemy, a twoja obecność i relacja między wami w tym nie pomagają. Wiesz, że wszyscy zginiemy? — powiedział to tak, jakby odpowiadał na pytanie o pogodzie. Nie o tej słonecznej co prawda, ale pochmurnej, takiej z piorunami i wierzyłam, że prócz piorunów, będzie tornado i sztorm w jednym.

— To nie tak, że tego chciałam. On pojawiał się na każdym kroku.

— Tak jak wtedy gdy siedziałaś na jego kolanach w klubie? — zapytał kąśliwie.

Prychnęłam.

— Myśl sobie co chcesz Lorenzo, ale cała ta sytuacja wyglądała nieco inaczej, zobaczyłeś tylko niezręczny skrawek, ale nie widziałeś tego, jak próbowałam go uratować i to nie jeden raz.

— Chociaż raz się na coś przydałaś. Mam ci pogratulować?

— Nie powiedziałam ci tego, bo oczekuje pochwał i pragnę przypomnieć, że to ty omotałeś moją przyjaciółkę — skinęłam w jego stronę palcem — więc uwaga, twoja relacja, też niczego nie ułatwia.

Lorenzo skręcił w uliczkę, w której było znacznej tłoczniej. Korki, odgłosy klaksonów i przebiegający ludzie przez ulicę, nie zważający na brak pasów, czy czerwone światło.

— Pojechałem za tobą dla niej — jego jabłko Adama drgnęło, jakby wypowiedzenie tych słów kosztowało go zbyt wiele. — Wiem, że gdyby coś ci się stało, ona by tego nie przeżyła — spojrzał na mnie, jednak nie z odrazą jaką zawsze wyczuwałam, w jego oczach kryło się coś, czego nawet nie chciałam nazywać. — Dla nich obojga jesteś ważna, nie wiem dlaczego, ale tak jest i staram się to zaakceptować.

Odetchnęłam, zbyt głośno, gdyż cisza obezwładniła nas obojga. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na brak muzyki, która przydałaby się w samochodzie.

— Ja dla Alex, też jestem w stanie poświęcić wiele. Nigdy nie mówiłam jej o was, bo chciałam ją chronić.

— Więc kłamałaś, dla jej dobra?

— Oczywiście — przyznałam. — I zrobiłabym to kolejny raz gdyby to miało ją trzymać z dala od tego wszystkiego.

— Więc rozumiesz.

— Nie Lorenzo — zaoponowałam. — Moje kłamstwo to co innego. Ja to zrobiłam by ją chronić. Wy okłamaliście człowieka, który jest zdolny do wielu rzeczy o których nawet z pewnością nie jestem w stanie pomyśleć. Nie porównuj jej do Dragona.

Lorenzo ruszył powoli, rozglądając się uważnie przed sobą.

— Dlaczego nie poprosiłaś o pomoc?

Domyśliłam się, że pragnie zmienić temat, pytając o Camilę.

— Bo nie chciałam, aby ktokolwiek ucierpiał. Nie wiedziałam kim jest ten człowiek.

— Mogłaś powiedzieć o tym Nero, pomógłby ci — Lorenzo ruszył w końcu, zostawiając za nami gwar ulicy i zaczął zmierzać w stronę odosobnionej fortecy, w której ktoś mroczny, ją rozświetlał.

— Nie mogłam. Kazała mi być sama.

Westchnął ciężko, a irytacja zaczynała wypływać wprost na jego twarz.

— To była ona?

Skinęłam głową.

— Najgorsze w tym wszystkim jest to, że była do tego zdolna ze względu na Arona. Wiesz, że gdyby Dragon się w to zagłębił, mógłby sobie coś przypomnieć?

Skinął głową, jednak w jego brązowych oczach widziałam, że wyobraża sobie obraz furii w jaką wpada Dragon. To przerażało każdego, on przerażał każdego.

— Groziła ci przez to, że on go zabił?

— Widziałam ją wcześniej i ona mnie też, czułam, że ją kojarzę, ale nie wiedziałam skąd. Zawsze miała mocny makijaż, tatuaże, pokręcone włosy, teraz wyglądała inaczej. Te pogróżki, porwanie... to wszystko ona — pokręciłam głową. — Jakim cudem dała to wszystko zrobić sama?

— Sugerujesz, że ktoś jej pomagał?

Wzruszyłam ramionami.

— Nie wiem, ale naprawdę ciężko mi w to uwierzyć, tak samo jak w to, że nie podzieliłam jej losu i w to, że siedzimy tutaj razem, rozmawiając.

— Musimy się w końcu dogadać, ale nie myśl sobie, że cię lubię.

Skrzywiłam się, zerkając na jego profil.

— Ty też nie wyobrażaj sobie za dużo.

— Uratowałem cię drugi raz.

— No tak, jesteś niezastąpionym ochroniarzem. Chyba lubisz dawne czasy. Często je wspominasz?

Zaśmiał się cicho pod nosem, a moja reakcja była zbyt naturalna. Rozchyliłam wargi, wpatrując się w niego z widocznym zaskoczeniem.

— No tak z dwa razy dziennie, szczególnie, że teraz jestem kaleką i nie mogę zbyt dużo biegać przez kolano.

Chciałam mu podziękować po raz kolejny za to, co zrobił dla mnie przed klubem, jednakże zrezygnowałam z tego. Robiłam to już kilkukrotnie i za każdym razem słyszałam to samo, tym razem chciałam oszczędzić tego tematu.

— Z pewnością twoim najlepszym wspomnieniem było duszenie mnie.

Wywrócił oczami, wjeżdżając powoli w naszą dzielnicę.

— Powiedz Nero o wszystkim co się wydarzyło. Spróbuj niczego nie pominąć. Możesz mieć rację i Camila mogła współpracować z kimś stąd.

Skinęłam głową, gdy mijaliśmy bramę. Lorenzo od razu wjechał do garażu, a następnie zatrzymał samochód.

— A teraz wypad, nie chce, żeby więcej osób zobaczyło nas razem. Jeszcze pomyślą, że cię lubię.

— Co za absurd, ciebie nawet psy nie znoszą Lorenzo — chwyciwszy za klamkę otworzyłam drzwi, po czym wysiadając z samochodu trzasnęłam drzwiami mocniej niż powinnam.

— To nie obora, żebyś trzaskała tymi drzwiami!

— Roko twierdzi inaczej.

— Wrzód — rzucił w moją stronę.

— Menda.

Dragon:

Zmęczenie sklejało moje powieki, gdy wchodziłem do środka. Chwyciwszy klamkę, nacisnąłem ją, a w salonie od razu powitały mnie różnorodne odgłosy, jak i ledy, które oświetlały salon wraz z żywymi kolorami padającymi z telewizora.

Powoli wchodziłem do środka, a na kanapie zastałem widok, który rozluźnił każdy mój mięsień. Śpiąca Cindy na kanapie, wraz z Luką, który przy bajce, kolorował rysunek, przypominający to, co właśnie wyświetlane było na telewizorze.

Wyglądała spokojnie, choć przez ostatnich kilka dni chodziła nie do poznania. Nie łykała moich zaczepek, sztucznie się uśmiechała, będąc myślami gdzieś daleko.

— Wujek! — powiedział z zachwytem, na co momentalnie przyłożyłem palec do ust, aby dać mu znać, by był ciszej.

Cindy poruszyła się i westchnęła, lecz nie otworzyła oczu. Jedynie rozchyliła delikatnie usta, przez co wyglądała jeszcze piękniej.

— Jak dobrze, że jesteś, tak bardzo chce mi się pić — szepną Luca, odkładając flamastry.

Jego palec, jak i skrawek koszulki Cindy, który leżał tuż przy kolorowance był niebieski, przez co ponownie kącik ust powędrował ku górze.

— Czyli jestem bohaterem — szepnąłem równie cicho, po czym wyciągając ręce w stronę Luki, chwyciłem go.

Brązowe loki połaskotały mnie w policzek i choć wszystko inne ciągnęło mnie do innej burzy złotych loków, tak starałem się całym sobą być z Luką.

Posadziłem go na blacie, po czym wyjąłem szklankę, lecz gdy tylko chwyciłem butelkę z wodą, usłyszałem cichy śpiew Luki. W telewizorze wybrzmiewała piosenka, którą znał nad wyraz doskonale. Śpiewający malec nie zorientował się, że zbyt długo zajmuje mi tak szybka czynność jak nalanie wody. Jednak wsłuchiwanie się w słowa które śpiewał, pochłonęło całą moją uwagę.

Zastygłem, gdy usłyszałem ''Skaza'', byłem niemal pewny, że słyszałem to z czyiś ust, a raczej z tych rozchylonych, śpiących na kanapie.

— Szkoda, że ciocia Cindy śpi, zrobiłaby nam naleśniki tak jak kiedyś — entuzjastycznemu tonowi głosu, towarzyszyły dyndające stopy, które uderzały w kuchenną wyspę.

Przetwarzałem jego słowa, i próbując udawać niewzruszonego, nalałem Luce picia, po czym zwróciwszy się w jego stronę, podszedłem bliżej, podając mu szklankę.

— Smaczne były, prawda? — postanowiłem udać, że wiem o czym mówi, licząc na to, iż dowiem się nieco więcej.

— Nie pamiętam — wzruszył ramionami i trzymając w obu dłoniach kubek, nachylił go ku swoich ust, nabierając kilka sporych łyków. — Tak samo jak nie pamiętałem pierwszej części bajki, więc ciocia zadbała o to bym sobie przypomniał — uśmiechnął się, po czym wytarł rękawem usta.

— Często oglądałeś z ciocią bajki? — ukradkiem zerknąłem w stronę wciąż śpiącej Cindy.

— Niezbyt, ale na tyle, bym nauczył się piosenek — odpowiedział rozpromieniony. — A ty wujku, często oglądałeś z ciocią bajki?

— Hmm — udałem zamyślonego. — Chyba też niezbyt często.

— Pewnie dlatego, że oboje wtedy zasnęliśmy — uśmiechnął się, odkładając szklankę tuż obok siebie. — Może cioci było przez to smutno, i nie chciała z tobą ich oglądać, ja już następnym razem nie zasnąłem.

Mięsień w mojej szczęce drgnął. Mały Luka strącał każdy mój pionek, sprawiając, że przegrywałem ze swoją cierpliwością do tej ich pieprzonej gry.

— Nie chciałem uczyć się piosenek, to pewnie dlatego.

— Ciocia na pewno nie była na ciebie aż tak zła. Może zapytam ją czy chciałaby znów razem obejrzeć bajki? Tak jak kiedyś — Luka powiedział to nieco zbyt głośno, przez co ponownie położyłem palec na ustach.

— Lepiej nie, sam zapytam ciocię, okej? — szepnąłem, wystawiając w stronę Luki małego palca.

Ten z szerokim uśmiechem skinął głową, po czym położył swojego małego palca na moim, przybijając pieczę obietnicy.

— Umowa? Ani mru, mru cioci?

— Ani mru, mru — potwierdził, szeptając.

— A teraz uciekaj spać.

— A ciocia?

— Zaraz obudzę ciocię, żeby poszła do siebie.

— A mógłbym obejrzeć do końca?

Zerknąłem w stronę Cindy, której twarz tonęła w blond włosach i koszulce, która jak zawsze była zbyt duża.

— Ale później idziesz spać — potwierdziłem swoje słowa skinieniem palca w jego stronę, na co ten bez zastanowienia zgodził się i popędził w stronę kanapy, na której wciąż spoczywały blond loki.

~ . ~

Stukałem piórem w blat biurka, mając przed sobą listę nazwisk powiązanych z człowiekiem, który był w klubie jako cel, lecz nie został zabity. Sprawa wciąż się nie wyjaśniła, a nie zamierzałem ukrywać, że ciężko było mi ją zamknąć zważywszy na to, że on wie o tańczącej Cindy w naszym klubie. Widział ją i śmiałem wątpić w to, że jej nie skojarzył — jej nie da się nie pamiętać.

Lecz mimo tak ważnej sprawy, słowa małego Luki ugrzęzły mi w głowie. Byłem naprawdę wściekły, przez co skupienie się graniczyło z cudem. Nie było nawet takiej możliwości, bym cokolwiek dzisiaj zrobił.

Głosy, które zawsze szeptały mi wszystko co najgorsze, dzisiaj krzyczały do mojej głowy, a broń leżąca na biurku lśniła znacznie mocniej od lampy odbijającej światło niż zazwyczaj, zupełnie jakby mnie kusiła.

Wiedziałem, że muszę wyjść i utopić swoją złość z dala od miejsca, które sprawia, że ona z każdą sekundą rośnie. Jednak jak zawsze coś musiało pójść nie po mojej myśli, i to co dostrzegłem, było ostatnim czego bym teraz chciał.

Cindy stała w progu drzwi, owinięta kocem, z wciąż pomazaną koszulką niebieskim flamastrem. Miała wysoko upięte włosy, przez co uwidoczniła smukłą szyję, jak i zarys połyskującego z lekka łańcuszka, który ode mnie dostała. Patrzyłem na nią bez wyrazu, chociaż w tym momencie dłonie samoistnie zacisnęły się w pięść.

— Zgubiłaś się?

Miałem zamiar sprawić, by zniknęła stąd jak najszybciej, albo zrobię coś, czego nie będę mógł odkręcić.

— Ym... — zakłopotanie momentalnie zawitało na jej twarzy. Rozejrzała się nerwowo, po czym postawiła niewielki krok do przodu, aby po chwili przymknąć drzwi.

Była taka jak zawsze, nie chciała poddać się temu, co ją przerażało, choć z drugiej strony miała ochotę uciec.

— Chciałam zapytać, czy wszystko w porządku. Jest późno — miała zachrypnięty głos i normalnie ucieszyłbym się z tego widoku i z tego, że tu jest, ale teraz nie chciałem żadnej z tych rzeczy.

— Jest w porządku — odpowiedziałem sucho, na co zrobiła niepewnie kolejny krok w przód.

— Na pewno?

— Cindy, a co mogłoby nie być w porządku? Pracuje.

Zmarszczyła brwi, przez moment przyglądając się mojej twarzy. Robiła to zbyt długo, przez co zniecierpliwiony wstałem.

— Wracaj do siebie.

I jak na Cindy przystało, zrobiła coś wręcz przeciwnego, do tego co mówiłem. Cofnęła się, stając tuż przed drzwiami.

Prychnąłem, kręcąc z lekka głową.

— Bawisz się w psychologa? Czy moją niańkę?

— Zabawa to ostanie o czym teraz myślę — przełknęła z trudem, gdy zbliżyłem się, stając tuż naprzeciw niej.

Uniosła głowę wyżej, aby być w stanie spojrzeć w moje oczy. Zadarła dzielnie brodę, próbując być nieustępliwą.

— Tak? A ja wręcz przeciwnie, uwielbiam grać, szczególnie w momencie, gdy dochodzą inni gracze.

— Dragon czy ty masz zwidy? Jesteśmy tu tylko we dwoje.

Ale głębokie doły przegranych będą liczne.

Nie odpowiedziałem, zamiast tego przesunąłem Cindy, chwytając za klamkę, lecz gdy jej delikatna dłoń spoczęła na mojej, zastygłem, wpatrując się w nią zbyt długo.

— Cindy, chociaż raz postąp słusznie.

— Właśnie to robię. Chcę wiedzieć co cię gryzie Dragon, wiem, że nie pomogę ci w interesach, ale...

— Więc skoro nie pomożesz, to wyjdź — przerwałem jej, momentalnie tego żałując.

Jej powieki momentalnie się rozszerzyły, a zielono – szare oczy zaszkliły. Przez moment dostrzegłem w nich swój wrogi obraz, lecz gdy zamrugała, szklistość znacznie się zmniejszyła.

Za wszelką cenę chciała mi pokazać, że nie zabolało ją to w żadnym stopniu, jednak wiedziałem, że to pieprzone kłamstwo, wszystko kurwa było kłamstwem, nawet te piękne oczy, w których na siłę szukałem czegoś, co mogłoby mnie uratować.

Ale skoro w tym momencie, widząc ją w tym stanie, byłem gotów sięgnąć po broń, nie mogłem tu zostać, nie mogłem się ugiąć pod ciężarem jej spojrzenia i serca, które mi okazywała za każdym pieprzonym razem, nawet jeśli na to nie zasługiwałem.

— Przywykłam do tego, że taki dla mnie jesteś, więc uwaga, ani trochę mnie to nie zabolało.

Spojrzałem znacznie głębiej w jej oczy, usta, a następnie zjechałem spojrzeniem po szyi, zatrzymując się na uwypukleniu, które znajdowało się pod koszulką. Naszyjnik na specjalne zamówienie, który otrzymała na prezent przypomniał o tym co wydarzyło się przed świętami, jak i równie co w czasie ich trwania.

Miałem wrażenie, że zawieszka naszyjnika, zaczyna bić wraz z jej sercem, przez co ponownie spojrzałem w jej oczy — wciąż nieustępliwe.

Gdyby tylko zdawała sobie sprawę co tak właściwie kryje się za mną, na ekranie monitora rzuciłaby się pędem w tamtą stronę. Przybrałaby tą swoją waleczniejszą postawę, jednak wiedziałem, że wtedy serce, które biło naprawdę, tuż pod jej piersią, rozpadłoby się na milion kawałków i nie zdołałaby mi go już nigdy więcej okazać. Nie zamierzałem dopuścić, by dowiedziała się o śmierci człowieka, który nie powinien zginąć z jej rąk.

Czułem jak mięsień w mojej szczęce drga, gdy odsunąłem jej drobne ciało od drzwi. Z wyraźnym szokiem spojrzała w moją stronę, a ja bez wahania otworzyłem drzwi. Korytarz powitał mnie ciszą, którą momentalnie zakłóciła Cindy.

Jej drobne kroki i ciężki oddech wisiał tuż nad moich uchem, choć zdawałem sobie sprawę, że była niższa, jak i o kilak stóp dalej ode mnie.

— Jeśli teraz wyjdziesz, to okażesz się pieprzonym bucem Dragon!

— A ty jeśli będziesz za mną dreptać, to staniesz się nadętą i naiwną babą.

Coś przeleciało nad moją głową, zahaczając o moje włosy i upadając tuż pod moimi nogami. Koc zawinięty w kulkę był amunicją, którą Cindy wykorzystała przeciw mnie. Zatrzymałem się, wpatrując w to, czym we mnie rzuciła. Czułem na sobie jej wściekłe spojrzenie, przez co miałem ochotę jeszcze bardziej jej dopiec.

— I to taką, która pocieszenia potrafi szukać tylko u Dimy.

Atmosfera która nas otaczała, zgęstniała. Mimo, iż wciąż na nią nie spojrzałem, tak oczami wyobraźni widziałem wypieki na jej policzkach i to nie z zawstydzenia, a z wściekłości, ale wyrzucenie tego z siebie było silniejsze, niż ugryzienie się w język.

— Mam nadzieję, że swojej przyszłej żonie zafundujesz choć odrobinę szacunku i nie zadrwisz z jej dobroci — drżący głos dał znać, że z pewnością jej oczy przypominały teraz dwie, świecące perły, które zapowiadały katastrofę w postaci potoku łez.

A ty, zaoferujesz znacznie więcej szczerości Cindy.

Nie spojrzałem na nią, bo gdybym to zrobił zmiękłbym. Po prostu ruszyłem w dół schodów, nie słysząc za sobą Cindy. Wiedziałem, że stoi oniemiała, nie wiedząca co tak naprawdę się stało.

Ale ona sama zgotowała sobie ten los, zgadzając się na okłamywanie mnie, karmienie mnie tym w naszej każdej wspólnej chwili.

Nie mogłem trafić nigdzie indziej, jak do Scelty. Znajome miejsce, znajoma dudniąca i zarazem zagłuszona muzyka, wenecka szyba i smak, który wypalał moje kubki smakowe. Poruszyłem szyją na boki, a ta wydała z siebie dziwne, strzelające dźwięki.

Trzymając szklankę w dłoni z lekka nią poruszałem, wpatrując się w bursztynowy płyn, który obijał się o ścianki naczynia. Wracałem do każdego momentu, który mógłby mi cokolwiek powiedzieć. Nero nigdy nie wspomniał słowem o Cindy, za to o Elenie mówił nad wyraz wyraźnie.

Przez moment miałem wrażenie, że sytuacje, gesty czy słowa, które kojarzyłem z Eleną, należały do Cindy... Wciąż zadawałem sobie tak wiele pytań, a nie potrafiłem na nie odpowiedzieć. Ale jedyne co mnie najbardziej dręczyło, to co takiego zrobiłem, że ją przede mną ukryli?

Uratowałem ją razem z Nero, by później mieć ochotę ją ukatrupić, gdy weszła do mojej sypialni, a to, że tam była, nie mogło być przypadkiem. Cindy nie pomyliła pokoi, słyszała mnie w domu i przyszła sprawdzić, czy żyję, w końcu wszyscy myśleli, że nie — albo wypiłem za dużo i właśnie sobie wkręcam.

Skrzypnięcie drzwi zdołało sprawić, iż oderwałem spojrzenie od wciąż obijającego się alkoholu o ściany szklanki. Liczyłem na znajomy widok długonogiej Hailey, pokrytej tatuażami i z zbyt jasnymi włosami.

Hailey nie pojawi się tu ani jutro, ani za tydzień, czy nawet miesiąc. Po sytuacji, która wydarzyła się z Cindy, została przeniesiona do innego klubu z innymi warunkami pracy. Ze ''szczytu'' za jaką miała swoją pozycję w Scelcie, stoczyła się na dno, gdzie napiwek graniczył z cudem.

Rebe z początku była ciężka do skojarzenia, trudności dodał kolor włosów, które zmieniła z czarnych, na jasne — zupełnie takie, jak miała Cindy. Była doświadczoną tancerką i jedną z dziewczyn w domku. Teraz zajęła miejsce Hailey i przez nową sytuację, zdaje się nieco zagubiona.

Niepewnie przymknęła drzwi, jednakże zostawiła ja uchylone, jakby chciała mieć pewność, że gdyby cokolwiek się działo ktoś ją usłyszy i tu przyjdzie.

— Wszystko dobrze? — ten niepewny i cichy głos, z niewiadomych przyczyn przypomniał mi o Cindy, o jej drżącym tonie i łzach, których nie widziałem.

Ale czułem, że tam były. Gromadziły się w niej głęboko i teraz albo wypłakuje się w poduszkę, albo w ramię pieprzonego Dimy. Ta myśl sprawiła, że zaczynałem być ponownie zły.

Zamierzałem utopić swoją złość w każdej poprzedniej szklance, którą wypiłem i piłem nadal. Gdy myślałem, że mi się to udało, pomyślałem o nim i każdy wypity łyk, okazał się podpałką do większego wkurwienia.

Nie odpowiedziałem jej i nawet nie miałem pojęcia dlaczego. Po prostu patrzyłem na jej włosy, nie na półnagie ciało, tylko na cholernie włosy.

— Dragon? — zapytała, robiąc delikatny krok w przód, przez co dopiero teraz zorientowałem się, że w jednej dłoni trzyma nadgryzione jabłko, tak więc musiała mieć przerwę.

— Spokojnie, jeszcze żyję.

Uśmiechnęła się i nie wiedząc co mogłaby więcej zrobić, spojrzała z lekka w dół.

— Myślałam, że coś się stało. Jesteś tu sam, a zazwyczaj widuję cię z całą resztą.

Uniosłem z lekka brew.

— Tak? A z kim jeszcze mnie widywałaś? — w mojej głowie wydawałem się rozluźniony. Zawsze starałem się panować nad sobą, jednak w tym momencie, po niewinnym zderzeniu się z Lucą i tym co mi powiedział, nie wiedziałem czy stawiam czoła swoim demonom.

— Nie bywałam tu zbyt często od jakiegoś czasu — z lekka się skrzywiła, zakładając nerwowo wolną dłonią kosmyk włosa za ucho.

Może widywałaś mnie z Cindy? Z blondynką, o której wspomniała Hailey. O dziwo nie pamięta jej twarzy, choć zawsze skupia się na kobietach kręcących się w naszym otoczeniu.

Przez moment myślałem, że rzeczywiście powiedziałem to na głos, jednak jej reakcja świadczyła jedynie o tym, iż to diabły w mojej głowie podsuwają mi jedynie ową sugestię.

Przytaknąłem, choć nie wierzyłem w jej wersję słów. Ponownie skupiłem swoją uwagę na naczyniu w dłoni, zaczynając wykonywać te same koliste ruchy, które sprawiały, iż trunek obijał się o ścianki szklanki.

— Wracaj do pracy Rebeca.

Nie miała charakteru Cindy i zrobiła to, co kazałem, odwróciła się, lecz chwyciwszy klamkę przystanęła, gdy usłyszała mój głos.

— Pamiętaj, że idąc z Diabłem po jabłka, zostaniesz bez jabłek i bez torby.

Rebe mocniej ścisnęła dłoń w której trzymała owoc, przez co kącik moich ust z lekka drgnął ku górze.

Wiedziała co tu jest grane i miała świadomość, że moja obsesja z każdym dniem wskrzesza się na nowo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top