16. Mistrz w grze.
Dzień dobry i przepraszam za spóźnienie!
Pov Cindy:
Zawsze wiedziałam, że nie należę do osób, które mają szczęście. Przyciągałam do siebie to, co najgorsze i moje dotychczasowe życie idealnie to udowadniało. I tak właśnie pech, który mnie nie opuszczał postawił przed człowiekiem, przez którego dzisiaj wręcz płonęłam ze złości. Wciąż stałam tak, jak na początku, a po kilku sekundach ciemne oczy spojrzały w lustro, patrząc wprost na mnie.
— Jeśli nie nauczysz się pukać, to w końcu zobaczysz coś, czego nie powinnaś.
— Czujesz to Dragon? — pociągnęłam teatralnie nosem. — Tak wali hipokryzja.
— Za to ty już na kilometr jedziesz blondynem.
Zmrużyłam z lekka oczy, zbliżając się o krok.
— Naprawdę Dragon? Nie sądzisz, że to dziecinne?
Spokojnie zakręcił wodę, strzepnął nadmiar wody i chwycił bordowy ręcznik. Wycierał je powoli, jakby czekał na wybuch z mojej strony, jakby to on był tą benzyną, która za chwilę mnie odpali. Odwróciwszy się do mnie, zbliżył się o kilka kroków, a ja nieruchomo stałam w miejscu, z lekko uniesionym podbródkiem. Dragon był znacznie wyższy i nawet gdybym stanęła na palcach, nie zdołałabym zrównać się z jego oczami.
— Ja też mam ci wytknąć rzekomą narzeczoną? Bądź i nie rzekomą bo wiesz, tak się składa, że naprawdę do siebie pasowaliście.
— Cindy, uważaj — ostrzegawczy ton jedynie zachęcił mnie do dalszego kłapania jęzorem.
— Na co? Nie powiedziałam nic złego — dźgnęłam go palcem w pierś.
Dragon miał się już odezwać, gdy spojrzał w miejsce, gdzie została uszkodzona sukienka.
— Co to? — gdybym była kimś obcym, na dźwięk tonu jego głosu, jak i spojrzenia uciekałabym jak najdalej, teraz jedynie przeszedł mi po plecach dreszcz, który starałam się zignorować.
— Rozdarta sukienka, nie widzisz? — byłam wściekła, a co gorsza, nie potrafiłam się powstrzymać. Ich widok i braku kontaktu z nim przez trzy dni, dał mi naprawdę popalić.
— To akurat widzę kurwa wyraźnie. Kto ci to zrobił?
Zamilkłam, patrząc jedynie na jego twarz.
— Pytam ostatni raz, kto?
Zimny dreszcz powędrował po moich plecach w górę, by za chwilę ześlizgnąć się na sam dół.
— Nikt mi nic nie zrobił Dragon. Po prostu jakaś kobieta zahaczyła o mnie na parkiecie i rozdarłam sukienkę. Przyszłam czegoś poszukać, żeby naprawić to chociaż częściowo — zerknęłam na sukienkę, przypominając sobie, że przez rozdarcie na wierzch wychodził bok mojej piersi.
Przez moment analizował to co mówiłam. Widziałam, jak walczy z każdą myślą w głowie, nie wiedząc w co może mi wierzyć.
— Widział cię ktoś, jak tu szłaś?
— A co? Zamierzasz ukryć zbrodnię, którą spłukałeś w zlewie, czy zastraszałeś biedną kelnerkę, której kieliszki omal nie spadły z tacy?
— Od razu myślisz, że kogoś zabiłem?
Nie kogoś, a ją.
— Więc kogoś zmaltretowałeś?
— Która kelnerka zbiegła ze schodów?
— Nie wiem — wzruszyłam ramionami, próbując nie dociekać odpowiedzi na pytanie. — Była bardzo młoda, nawet nie pamiętam jej twarzy.
Dragon omiótł spojrzeniem pomieszczenie za mną, by po chwili zrobić krok w przód. Tym razem zmuszona byłam cofnąć się do tyłu, gdyż upadłabym gdybym tego nie zrobiła.
— Co ty robisz? — zapytałam, wciąż cofając się do tyłu, podczas gdy Dragon poruszał się do przodu.
Szłam do tyłu, do momentu, aż oboje przystanęliśmy na środku pokoju. Wtem, Dragon przysiadł na skraju pościelonego łóżka, czekając aż podejdę bliżej.
— Chodź, naprawimy to.
Przez moment rozmyślałam, czy aby na pewno nie jest to jakiś podstęp, jednak po dłuższej chwili zrobiłam to. Zbliżyłam się, stając tuż naprzeciw niego, między jego nogami. Kojący zapach i przyjemne ciepło, bijące z nóg, o które się otarłam, było naprawdę niesamowite.
Dragon schylił się i unosząc nogawkę, wyjął zza buta niewielkich rozmiarów nożyk. Nim zdążył cokolwiek zrobić, od razu zabrałam głos.
— Ale chciałam ją naprawić, a nie pociąć.
— Wybacz, że nie mam igieł aby zszyć to jak profesjonalista. To nie zakład krawiecki.
— Ooo, czyli gdybyś je miał to byś to zrobił. Mam rozumieć, że jesteś krawcem?
— Zawodowym.
Prychnęłam pod nosem, przyglądając się temu, co miał w zamiarze zrobić. Położył dłoń na moim udzie, przyciągając mnie bliżej. Wystarczyło, że jego skóra zetknęła się z materiałem sukienki, a moje serce zaczynało przyspieszać swój rytm.
— Nie sądziłam, że jesteś człowiekiem wielu talentów.
Kącik jego ust delikatnie drgnął, co nie zdołałoby mi umknąć nawet gdyby zawitały tu egipskie ciemności. Uniosłam z lekka rękę, aby mu nie przeszkadzać. Dragon chwyciwszy rękojeść nożyka, zbliżył ostrze do rozdarcia, robiąc na środku niewielką dziurę.
— Słaby z ciebie krawiec — syknęłam, patrząc na to, co właśnie zrobił.
— A z ciebie zrzędliwa klientka. Poprzedni, nawet klienci krwawiący nie byli tak wybredni jak ty.
Przez moment przetwarzałam jego słowa. Zmarszczyłam z lekka brwi, przez co na czole pojawiła się lekka bruzda.
— Zszywałeś ludzi?
— Dziurawię, zszywam. Człowiek wielu talentów — zacytował kąśliwe moje słowa, na co miałam ochotę wywrócić oczami.
Jednak powstrzymałam się, patrząc jedynie jak chowa nóż, a następnia odpina spinkę mankietu, by przełożyć ją przez dziurę, którą chwilę temu zrobił, by ją zapiąć. Sukienka nie przylegała już tak perfekcyjna jak wcześniej, jednak złączony materiał nie odsłaniał już wystającej piersi. Spinka była złota i okrągła, z grawerem, któremu nie zdołałam się przyjrzeć. Odznaczała się o wiele bardziej, niż agrafka, którą miałam w zamiaru znaleźć.
— Dziękuję — wydusiłam z siebie, jednak ze słyszalną rezerwą w głosie.
Dragon po tych słowach położył ręce na mojej tali, a następnie wstał. Mierzący sto dziewięćdziesiąt cztery centymetry wzrostu, górował nade mną niczym góra lodowa. Zaczął stawiać kroki w przód, spychając mnie do tyłu. Cofałam się bez zawahania, aż w końcu napotkałam za sobą szafę. Moje plecy zderzyły się z jej drzwiczkami, a jego ręce spoczęły po obu stronach mojej głowy.
— Myślę, że usługa krawiecka nie obejmuje tego typu opłat.
— Pani jest specjalną klientką.
— Wystarczy rabat. Więc ile się należy?
— Uśmiech, który mu dałaś. Tyle się należy.
Zastygłam, patrząc na usta, które wypowiedziały te kilka słów. Nie miałam pojęcia co odpowiedzieć, ani zrobić. Spodziewałam się słownych potyczek, jak mieliśmy to w zwyczaju, a nie czegoś, co doszczętnie mnie uciszy.
Pochyliwszy się, z lekka przybliżył swoją twarz do mojej, by następnie przyłożyć usta do mojego ucha.
— No dalej Cindy, wiem, że potrafisz — szepnął. Jego głos był pozbawiony jakiegokolwiek humoru, jednak dało się wyczuć nutę kąśliwości.
Dragon był zły.
— Skoro nie chcesz pieniędzy, to moje dziękuję musi ci wystarczyć — mówiłam spokojnie, choć nogi z każdą sekundą drżały mi coraz mocniej.
Nie mogłam mu dać szczerego i beztroskiego uśmiechu, na pewno nie w tym momencie. I byłam świadoma, że nie było to w pełnej mierze moją winą, a naszą. W końcu oboje sobie to zafundowaliśmy. Tyle, że ja miałam znacznie gorzej. Ja wciąż tym żyłam, Dragon się od tego uwolnił i zaczął od nowa, podczas gdy ja tkwiłam w przeszłości. Ciężkiej, skomplikowanej przeszłości.
— Nie wystarczy — odsunął się od mojego ucha, by spojrzeć mi w oczy.
Atmosfera jaka między nami panowała, była niemalże ciężka do zniesienia. Aby jakkolwiek ją rozrzedzić, uśmiechnęłam się i to z pewnością nie w sposób, jaki zrobiłam to podczas tańca.
Mięsień w jego szczęce drgnął, a ciemność, która w tym momencie na mnie patrzyła pochłaniała wszystko. Gęstą atmosferę, wymuszony uśmiech, jak i mój dech. Do tego wszystkiego dołączyły usta. One również przyłączyły się do katuszy, zabierając mi jedną z większej broni — mowę.
Pocałunek wyrażał to jaki był Dragon. Nieustępliwy, zaborczy i wściekły. Jednak chociaż przez moment nuta delikatności zdołała przebić się przez wszystko inne. Nie protestowałam, bo nie potrafiłam. I z tego powodu byłam na siebie zła. Nie byłam konsekwentna, ani nie grałam do jednej bramki z Nero. Grałam do swojej własnej, tam gdzie byłam tylko z Dragonem.
Nasze wargi ocierały się o siebie, a języki tańczyły w jednym rytmie. Rękoma sięgnęłam jego karku, drażniąc palcami włosy. Były krótsze z dołu, jednak dłuższe na górze. Dragon chwycił nagle jedną z moich nóg, zahaczając je o własne biodro.
— Jesteś na mnie zły, za to w klubie? — wiedziałam, że tym pytaniem mogę zepsuć chwilę, jednak musiałam to wiedzieć.
Owy wieczór był dla mnie koszmarem i nie miałam na myśli tego, że zapomniałam gdzie był przycisk. Tego wieczoru zabiłam człowieka, z premedytacją i choć nie powinno tak być, zaraz po przebudzeniu pojawił się mały zalążek poczucia winy, który siedział wewnątrz mnie i nie potrafiłam nic z tym zrobić, choć Alex również przyznawała mi rację.
Dragon uniósł mnie do góry, a sukienka znacznie się podwinęła. Objęłam go nogami w pasie, gdy oderwał swoje usta od moich.
— Cholernie. To co zrobiłaś Cindy, było pieprzonym przegięciem — wiedziałam, że powstrzymuje złość, jednak jego oczy, jak i wyraz twarzy mówiły za siebie.
— Nie chciałam zepsuć ci wieczoru. Domyślam się, że przez to zamieszanie musisz mieć teraz problemy.
— Myślisz, że tu chodzi o pieniądze?
— Po coś w końcu działa ten klub. Wszystko miało wydarzyć się po cichu.
Dragon chwycił moją twarz, zmuszając mnie abym na niego spojrzała.
— Naprawdę uważasz, że jestem wkurwiony ze względu na kasę? Czy ty aby napewno dobrze się słyszysz?
— Nie przypominam sobie, żebym miała problem ze słuchem.
— Więc słuchaj uważnie, bo nie powtórzę drugi raz — warknął. — Mam w dupie te pieprzone pieniądze. I uwierz, wolałabym się wkurwić o to, niż o twój taniec na scenie, o to, że wszyscy widzieli to, co jest jest tylko dla mnie, a co gorsza o to, że poszłaś z nim tam sama. Kurwa, gdybyśmy cię nie znaleźli, zrobiłby ci krzywdę i nawet nie jesteś w stanie sobie wyobrazić co czułem i czuje nadal gdy o tym myślę, bo wkurwienie jest naprawdę drobnostkowym określeniem.
Patrzyłam na niego, tym razem ze zdumieniem. Silne uczucie w brzuchu, dało do zrozumienia, że jego słowa nie były dla mnie zbędne. Wiedziałam, że chciał powiedzieć mi coś jeszcze, ale i tak usłyszałam więcej niż się spodziewałam. Poprawka, w ogóle nie spodziewałam się usłyszeć czegoś takiego.
Nie chciałam płakać, przez co na mojej twarzy pojawił się znacznie szczerszy uśmiech. Łzy odpędziłam kilkoma szybkimi mrugnięciami. Moje wewnętrzne diabły zatańczyły ze szczęścia, sycąc się słowami, które docierały do mnie raz, za razem, a w jego oczach pojawiła się doza ciepła.
Chciałam zaatakować jego usta, gdy oboje zwróciliśmy się w stronę drzwi. Dźwięk przyciszonych rozmów, sprawił, iż momentalnie oboje spojrzeliśmy na siebie. Z początku nie potrafiłam ich rozpoznać, ale gdy znajdowały się coraz bliżej, zdołałam rozróżnić męską, oraz damską barwę.
Zastygłam, nie wiedząc co zrobić. Przez chwilę wsłuchiwaliśmy się w odgłosy rozmów i w jednej sekundzie, oboje zrozumieliśmy co się dzieje i do kogo one należą. Dragon gwałtownie położył rękę na moich ustach, abym nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Byłam pewna, że nie chodziło tu o to, iż bał się, że ktoś nas przyłapie. Tu chodziło o coś więcej i miał zamiar się tego dowiedzieć.
Schody na naszym piętrze zaczęły z lekka skrzypieć, a szpilki kobiety uderzać o posadzkę. Starała się poruszać cicho, jednak pojedyncze stuknięcia były do wyłapania. Dragon odstawił mnie na ziemię, po czym otworzywszy drzwi ogromnej szafy, wszedł ze mną do środka. Marynarki, oraz liczne koszule, otarły się o moją skórę i gdy miałam zamiar zapytać co jest grane, Dragon ponownie położył dłoń na moich ustach.
Chciałam ją chwycić, aby ją zdjąć, jednak w tym samym momencie zamarłam. Znałam głosy ludzi, którzy weszli do środka. Przez szpary w drzwiczkach wraz z Dragonem, byliśmy w stanie dostrzec co działo się w pomieszczeniu. Zamurowało mnie, gdy dotarło do mnie co tu się właściwie dzieje.
Fabio, obejmował Rositę i obdarowując ją licznymi pocałunkami, kierował się w stronę łóżka. Roześmiana od ucha do ucha, nie okazywała protestu. Szarpała jego włosy, momentami śmiejąc się nieco głośniej.
— Cicho — szepnął Fabio, przejeżdżając opuszkiem palca po jej dolnej wardze. — Jeszcze ktoś nas usłyszy.
Rosita wywróciła oczami, gładząc dłońmi jego klatkę piersiową.
— To zapytamy, czy do nas dołączy — wyszeptała równie cicho, co on.
Fabio ukazał na swojej twarzy uśmiech, którymi obdarowywał kobiety. Czarujący i pewny siebie uśmiech działał na Rositę, jak paliwo. Jednak nim zdążyła przejąć inicjatywę, Fabio odwrócił ją tyłem do siebie, rzucając na łóżko.
W tym momencie byłam wdzięczna za ciężką, wytatuowaną dłoń Dragona, która wciąż spoczywała na moich ustach. Czułam jego oddech na swoim ramieniu, jak i obojczyku. Z pewnością przyjął niezbyt wygodną postawę. Musiał się schylić, aby zmieścić się do tej szafy.
Dragon siedział cicho, bezszelestnie. Wiedziałam, że patrzy na tą samą scenę co ja. Nawet nie drgnął, zupełnie tak, jakby polował na tą dwójkę. Wino, które wypiłam momentalnie znalazło się w moim przełyku.
Chyba zaraz zwymiotuję.
— Fabio, poczekaj — zaoponowała. — Nie tak na widoku. Dragon gdzieś zniknął zaraz po tym jak dostał telefon i poszedł go odebrać, co jeśli zacznie mnie szukać?
Fabio przytaknął jej, po czym pomagając podnieść jej się z łóżka pociągnął ją w stronę łazienki. Drzwi zamknęły się, a zamek wydał z siebie dźwięk, świadczący o tym, iż zostały one zakluczone.
Dragon powoli otworzył drzwiczki, jednak nie puścił ani mnie, ani nie zabrał dłoni, która wciąż tamowała najmniejszy dźwięk, jaki tylko mogłam wydać. Uniósł mnie nad ziemią, abym nie narobiła hałasu swoimi szpilkami, po czym po cichu wyszedł z pokoju, przymykając z lekka drzwi. W tej pozycji zszedł ze mną na drugie piętro, po czym puścił mnie.
Z winem stojącym w przełyku i bijącym sercem spojrzałam na jego zlodowaciały wyraz twarzy, nie potrafiąc rozpoznać czy był wściekły o scenę jaka właśnie się rozegrała. Stałam oniemiała, nie wiedząc co powiedzieć, a raczej co wypadałoby powiedzieć.
— Cindy, ani słowa o tym co tam widziałaś, zrozumiano?
Zmarszczyłam z lekka brwi, patrząc na niego w zdumieniu.
— Słucham?
— Mówiłaś że dobrze słyszysz. Ani słowa princesa — Dragon zerknął na mnie ostatni raz, po czym ruszył w stronę szerokiego korytarza.
Pov Dragon:
Nie mogłem pokazać przy niej tego, jak bardzo byłem wkurwiony, a co gorsza nie przestałem być od nocy, w której do tego wszystkiego doszło. Gdy zobaczyłem ją walczącą z tym facetem, coś się we mnie obudziło. Zawsze wiedziałem, że byłem jebanym psychopatą, ale kiełkująca we mnie furia przerodziła się w coś znacznie gorszego.
Nie znosiłem myśli, że wszyscy ją wiedzieli, że ten pieprzony bydlak jej dotknął, a w dodatku Nero i Fabio robili ze mnie barana. Przez następne trzy dni, zaraz po tym zdarzeniu w Scelcie musiałem sprzątać syf, który narobili, a co gorsza nie byłem w stanie patrzeć na Cindy.
Nie czułem do niej odrazy, nie potrafiłbym. Czułem wewnętrzną furię, która rozrastała się z dnia na dzień, ale gdy zobaczyłem ją dzisiaj, uśmiechającą się do Dimy... kurwa, miałem ochotę uciąć mu łeb i może bym to zrobił, jednak wiedziałem, że ona nigdy by mi tego nie wybaczyła.
Uwielbiałem patrzeć na jej szczery uśmiech, jednak w mojej obecności praktycznie nigdy jej się to nie zdarzało. Przez co zachodziłem w myśli, czy serio byłem dla niej aż taki zły? Co musiałem zrobić, że na mój widok zrzedła jej mina? Co ona musiała zrobić, że wszyscy byli skłonni dla niej skłamać?
Odgłos kroków niósł się w korytarzu, który prowadził do biblioteki. Dom Cortezów, był naprawdę wielki, jednak bywałem tu wiele razy, zanim umarł ojciec. Mieli sporo posiadłości i byli zaprzyjaźnioną rodziną. Robiliśmy z nimi interesy, przez co łączyło nas zaufanie. Stacjonowali się głównie w Phoenix, jednak dla Nero i Carli zdecydowali się połączyć imprezę i na ta okazję, przenieść się do Grand City.
Otworzywszy drzwi, zobaczyłem w pomieszczeniu Lorenzo, Nero, oraz Dimę. Brak Fabio był oczywisty i choć dla Cindy było to zaskoczeniem, dla mnie nie było nim wcale. Śledząc ich twarze, próbowałem z nich wyczytać cokolwiek. U Nero od sprawy ze Scaletą malował się stres, u Lorenzo wkurwienie, jak i znudzenie, a u Dimy? Dima jak zawykle starał się być lodowaty, choć wiedziałem że jest wkurwiony równie jak i ja.
— Gdzie Fabio? — zadałem głupie i retoryczne pytanie, aby nie dać po sobie poznać, że znam odpowiedź.
— Dzwoniłem, ale nie odbiera — odezwał się Nero.
Był moim najlepszym przyjacielem i mimo całego tego gówna to się nie zmieniło. Byłem naprawdę wkurwiony za to co robił, za to, że ukrywał przede mną tak wiele, ale to ile dla mnie zrobił, też było dla mnie ważne.
Westchnienie, które wydostało się spomiędzy moich ust przepełnione było zirytowaniem. Wchodząc w głąb pomieszczenia, oparłem się o regał z książkami, przyglądając uważnie Nero.
— Chyba gryzą cię wyrzuty sumienia?
Jego niebieskie oczy przeskanowały podłogę, by następnie spojrzeć na mnie.
— Wiem, co poszło nie tak.
— To, że ona tam kurwa była, było nie tak Nero i to, że chciałeś przede mną to wszystko ukryć! Myślałeś, że się nie dowiem?!
— Powiedziałbym ci jakby było po wszystkim.
— Chryste Nero — odezwał się Lorenzo. — Ty i Fabio upadliście na głowę. Wiecie, że nie robimy interesów z Dubajczykami? Będą dociekać i szukać winnych.
— Wiedzieliśmy kto to jest — warknął Nero. — I nie będziemy mieli z nimi problemu.
— I dlatego zgodziliście się żeby wzięła w tym wszystkim udział? — Dima zabrał głos. Wybrzmiał zbyt głośno, przez co z lekka zmrużyłem oczy. — Zrobiliście z niej dziwkę!
Teraz zaczynało się we mnie powoli gotować. Fakt, że go to obchodziło równie co mnie, był denerwujący, a to, że oglądał nagranie z kamer i widział ją wraz z innymi na tej pieprzonej scenie dolewał oliwy do ognia.
Dźwięk otwieranych drzwi, rozbrzmiał w momencie gdy miałem zamiar zabrać głos. Zdyszany Fabio wszedł do środka i poprawiając swój krawat, zatrzasnął za sobą drzwi.
— Sory za spóźnienie — powiedział zdyszany, wygładzając tym razem marynarkę. — Co mnie ominęło?
Mięsień w mojej szczęce drgnął, gdy zacisnąłem z lekka zęby. Nie zamierzałem dać ponieść się emocjom, które wewnątrz mnie buchały. Próbując uspokoić palący się we mnie ogień, odetchnąłem w ciszy.
— Skąd to opóźnienie Fabio? — zapytałem beznamiętnie, zupełnie tak, jakby ledwo co mnie to interesowało.
— Moja partnerka — odchrząknął. — Pomagałem mojej towarzyszce — poprawił się.
— Prawdziwy z ciebie dżentelmen.
Kącik jego ust drgnął w delikatnym uśmiechu.
— To co mnie ominęło?
— Gadanie o Cindy i o tym, że jest dziwką — odezwał się jako pierwszy Lorenzo.
— Lorenzo — syknąłem. — Jestem na skraju, więc nie każ mi wyładować się na tobie.
W odpowiedzi na moje słowa uniósł ręce.
— Więc, może niech lepiej Nero w końcu wyjaśni ''co poszło nie tak'' nim stracę twarz?
— Hailey — zabrał cicho głos. — Hailey, zabrała numer Cindy. Wyszła jako ostatnia jeśli chodzi o dziewczyny, więc zostały tylko dwa numery. Wiedziała, który jest Cindy i go podmieniła, licząc na to, że zarobi więcej. Myślała, że daliśmy jej lepszego klienta.
Przetarłem dłonią po szczęce, próbując naprawdę nie wybuchnąć. O Hailey nie miałem wcześniej pojęcia. Po trzech dniach sprzątania bajzlu który zrobili, byłem zmęczony. Nie dość, że klub, który nosił dobre imię stracił je w jeden wieczór, to straci również tancerkę, która pracowała z nim od początku.
— To dlatego przez te trzy dni nie było cię na granicach? — zapytał Lorenzo.
— Cindy zabiła nie tego człowieka — od razu skwitowałem, szczędząc czasu na szczegółowe wyjaśnienia. — Hailey podmieniła ten pieprzony numer, a co się z tym łączy? Że człowiek na którego polowali wciąż żyje i wie gdzie jest Cindy, a ten, który nie miał nic wspólnego z tą sprawą, leży zakopany w piachu.
Lorenzo spojrzał wściekle na Fabio i Nero, którzy w tym momencie milczeli.
— Czekaj kurwa, to kto w takim razie zginął?
— Jakiś wspólnik Cortezów. W każdym razie, na szczęście nie mieliśmy z nim interesów — odpowiedział za mnie Fabio.
— Jesteście kretynami — warknął Lorenzo. — Ryzykujecie tyle dla blond konusa?!
Nero zareagował przede mną. Zrobił krok w przód, wskazując palcem w jego stronę.
— Licz się ze słowami Lorenzo — syknął. — Ciebie nic nie obchodzi poza pieprzeniem jej przyjaciółki i czubkiem swojego nosa.
Lorenzo zbliżył się, przyjmując bojową postawę.
— Od Alex trzymaj się z daleka.
— Bo co? Gdyby nie to, nigdy byś jej nie poznał, więc okazałbyś Cindy więcej wdzięczności — zatrzymał się, jednak wiedziałem, że chciał powiedzieć coś więcej. — A jedyne co pokazujesz to pogardę. Ona nic ci nie zrobiła, wręcz dała ci coś, dzięki czemu odżyłeś po stracie Diany.
— Okazuje jej irytację i brak zainteresowania, bo uwaga, ona gówno mnie obchodzi. To był zwykły przypadek, że poznałem Alex, równie dobrze mogłem ją spotkać w sklepie, na ulicy, gdziekolwiek, więc przestań pieprzyć Nero. Ona tylko szkodzi, nie widzisz tego?! Po co ją tu sprowadziłeś, żeby wszystko spieprzyła?! Wy i wasza głupota namąciła w interesach. I wszystko dla tego poczochranego koczkodana!
Lorenzo zrobił kolejny krok w przód, Nero drgnął, ale byłem szybszy. Nim zdołałem się zorientować moja pięść została wymierzona w twarz Lorenzo. Oboje gwałtownie upadliśmy na ziemię i tym razem to ja poczułem cios. Gdy tylko na nim usiadłem, poleciało kolejne i kolejne uderzenie, przez co z nosa zaczęła sączyć się czerwona ciecz. Lorenzo podjął próbę przekręcenia się, jednak nie dało się ukryć, że byłem cięższy. Wtem mocne szarpnięcie ostudziło chęć zadania następnych ciosów. Ręce Fabio i Nero skutecznie obezwładniły moje dłonie.
Zapanowała chwilowa cisza, w której oboje mierzyliśmy się spojrzeniami. Jego było nieco zaskoczone, moje — wściekłe. Czułem, że wszyscy znali ją wcześniej i wiedziałem, że kryje się za tym powód dla którego zdecydowali się na kłamstwo.
— Nigdy tak o niej kurwa nie mów, rozumiesz?! — chciałem zabrzmieć spokojnie, jednak nie udało mi się to. Złość szarpała moimi strunami głosowymi, przez co mój głos drżał.
— Nie rozumiesz Dragon.
— Więc wytłumacz.
Oboje tkwiliśmy w tych samych pozycjach, bezruchu — zupełnie tak, jakby każdy z nas spodziewał się ataku ze strony tego drugiego.
— Narobiła bajzlu — warknął. — Zabiła nie tego człowieka, myślisz, że co zrobi jak się dowie?! Oczywiście, że weźmie cię na piękne oczy i przeprosi, ale tego kurwa nie naprawi.
— Ona o niczym się nie dowie, zrozumiano?
Zerknąłem na wszystkich, po czym strzepując ręce chłopaków podniosłem się na równie nogi.
— I nie zapominaj — skinąłem palcem w jego stronę. — Że ten poczochrany koczkodan uratował mi tyłek Lorenzo — poprawiłem marynarkę, strzepując z niej kilka okruchów — I jeśli którykolwiek z was piśnie słowo o tym, że zabiła nie tego człowieka, przysięgam, że utnę wam jęzory.
Wiedziałem, że gdyby tylko się o tym dowiedziała, jej miękkie i kruche serce pękłoby na pół. Nie potrafiłaby z tym żyć, a ja nie potrafiłbym patrzeć na to jak cierpi z powodu gościa, który nigdy nie czułby wyrzutów sumienia, gdyby zrobił krzywdę, jej bądź innej kobiecie, a nawet dziecku.
— Zrozumiałeś Lorenzo? — odezwał się Nero, patrząc wściekle na wstającego Lorenzo.
— Oczywiście, jaśniepanie — warknął ocierając rękawem nos, jak i usta.
Pogarda to nie jedynie co usłyszałem w owym momencie. Lorenzo chciał powiedzieć więcej, i zrobiłby to, jednakże jedynym powodem dla którego trzymał gębę na kłódkę byłem ja. Nie to, że kolejny raz mógłby dostać w mordę, było to kłamstwo, które z każdym dniem ciągnęło się za nimi niczym jadowita żmija.
Rzuciłem spojrzeniem ostatni raz na całą czwórkę, a następnie wyszedłem bez słowa. Dźwięk moich wściekłych kroków niósł się za mną aż do drzwi balkonowych. Musiałem się przewietrzyć i otrzeźwieć, albo następnym na mojej liście byłby Dima. Uśmiech, który posyłała mu Cindy, ciągle siedział mi w głowie, jego spojrzenie i łapska, które na niej trzymał.
Gdy tylko moja noga postawiła kilka kroków za balkon, zatrzasnąłem za sobą drzwi. Liczyłem na spokój, ale gdy moim oczom ukazała się Alex, popijająca wino przy barierce, wiedziałem, że będzie ciężko, a powstrzymanie się, aby nie wyrzucić jej przez balkon będzie jeszcze cięższe.
Jak na zawołanie odwróciła się w moją stronę. Jej krótkie, blond włosy zatańczyły dookoła jej głowy, przez podmuch wiatru, a niebieskie, jasne oczy utkwiły we mnie spojrzenie. Wściekły, pełen pogardy wzrok dziurawił moją marynarkę, a chłodny wyraz twarzy, nie zdołał sprawić, bym uwierzył w jej opanowanie.
Mimo wahania zbliżyłem się do barierki, jeśli się odezwie, to ona będzie w dupie, nie ja. Kątem oka widziałem na wpół pełny kieliszek i to jak przygląda się moim dłoniom, jak i profilowi twarzy.
— Mam nadzieję, że to krew twojej partnerki.
Kącik moich ust mimowolnie drgnął. Chęć powiedzenia jej prawdy stała się mniej silniejsza, od chęci zadania całkiem innego pytania. Zerknąwszy na moje dłonie, zrozumiałem powód jej ciekawości. Miałem na nich pojedyncze plamy krwi. Nie były zbyt widoczne, przez tatuaże, jednak mimo to dało się je dostrzec.
— Albo innej, tylko tym razem biednej istoty. Może Dimy?
Mięsień w mojej szczęce drgnął, gdy zagryzłem nieco mocniej zęby. Wspomnienie jego imienia, niosło za sobą to, że dzisiaj z nią przyszedł.
— Nie boisz się tu tak sama stać? Mogłabyś przypadkowo spaść.
Spięła się, lecz nie dawałą za wygraną — zupełnie jak Cindy.
— A co jeśli mam dziewięć żyć jak kot?
— Nie wierzę, udowodnisz?
Schowałem dłonie do kieszeni, po czym spojrzałem w bok, wprost na Alex. Wymiana słowna zakończyła się w momencie zadania przeze mnie pytania.
— Ale nim to udowodnisz, to chcę wiedzieć, co wiesz na temat porwania Cindy?
Alex ponownie wyraźnie się spięła. Jej oczy prześliedziły moją twarz, jakby próbowała znaleźć na niej dobrą radę ''powiedzieć, czy nie powiedzieć?'' Wiedziałem, że wie najwięcej, w końcu była najbliżej Cindy.
— Dlaczego myślisz, że mogłabym coś wiedzieć, a przede wszystkim, że mogłabym ci cokolwiek powiedzieć gdyby tak było?
— Bo oboje wiemy, że jeśli chodzi o Cindy, to potrafimy grać do jednej bramki.
Zmrużyła z lekka oczy.
— Jesteś tego taki pewien? — syknęła. — Zrobiliśmy to raz Dragon i mimo tego zrobiłeś najgorszą głupotę, bo dalej jesteś tu z tym wężem.
— I wyszło idealnie, teraz zrobię to tak samo Alex. Po cichu. Nikt się nie dowie, tak jak nikt się nie dowiedział, że to dzięki tobie jej szef gnije w piachu.
Zignorowałem część o Rosicie. Ta kobieta mimo, iż była piękna, nie interesowała mnie w żadnym stopniu. Cindy była jej totalnym przeciwieństwem i kobieta stojąca przede mną doskonale o tym wiedziała.
— Tylko wtedy pokazałeś jaja i myślisz, że po tym jednym razie będę w stanie ci zaufać?
— Wiesz, że zrobię to dobrze.
— Wiem, że spierdoliłeś Dragon — Alex oparła podstawkę kieliszka na balustradzie, zadzierając wyżej głowę. — I wiesz co? Może i bym była za tobą, kibicowałabym ci, ale po prostu rzygam tobą, bo widzę co robisz Cindy. Ona jest naprawdę dobrym człowiekiem i ani ty, ani ja nie zasługujemy na kogoś takiego w naszym życiu, ale oboje wiemy, że nie wypędzimy jej, ani nigdzie nie pozwolimy odejść, prawda?
Milczałem, słuchając jedynie słów Alex.
— Ty byś jej nigdy nikomu jej nie pozwolił odebrać, bo doskonale wiesz, że jest na tyle silna i ma w sobie tyle dobra, którego ty nie masz. W tobie to wygasło, ale ona potrafi sprawdzić, że świat wygląda inaczej. Wiesz, że cię pokocha nie zważając na twoje pieniądze, pozycje, czy wygląd.
— Więc Dima zasługuje na to wszystko bardziej?
Alex pokręciła głową, a szyderczy uśmiech ukazał to, co skrywał w sobie jej chłodny wyraz twarzy.
— Oboje wiemy, że Cindy choć nigdy tego nie przyzna, to wolałaby być tu z tobą. Zależy jej, ale do tego też się nie przyzna. W końcu co rusz widzi cię z Rositą.
— A ja ją z Dimą.
— Więc skoro jesteś taki zazdrosny, to zrób coś. Naprawdę Dragon? Wolisz zgrywać obojętnego, podczas gdy rozsadza cię na ich widok?
— Powiedz mi Alex, kto zrobił jej krzywdę — chciałem odejść od tego tematu. Robiłem wszystko, by móc zbliżyć się do Cindy, ale po mojemu.
To nie tak, że miałem to gdzieś. Musiałem to rozegrać jak prawdziwy gracz, tak, jak uczył mnie tego ojciec.
— Może i graliśmy do jednej bramki i wciąż bym do niej grała, ale to jest jej decyzja Dragon, nie moja — zrobiła krok w bok, po czym przystanęła, zerkając na mnie. — Nie zrobię jej tego, nie wbrew jej woli. Przykro mi, ale ten temat musicie wyjaśnić sobie sami.
Chwyciłem Alex za przedramię, gdy chciała odejść. Spojrzała wpierw na rękę, a później na mnie i wtedy to dostrzegłem — strach.
— Co tam się wydarzyło Alex?
— Puść mnie Dragon — szarpnęła się, a ja zrobiłem to, o co mnie prosiła. — Jeśli z nią również rozmawiasz w ten sposób, to się nie dziwie, że wiesz najmniej.
— Muszę wiedzieć Alex.
— Zrobiłabym wszystko co dla niej najlepsze, ale musisz wiedzieć, że pewnych rzeczy nie przeskoczę. Nie zrobię tego, bo jestem jej przyjaciółką, choć uwierz mi, chciałabym, ale nie mogę. A teraz przepraszam, idę poszukać Lorenzo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top