12. Zazdrosna?
Cindy:
Carla siedziała na krześle fryzjerskim, podczas gdy pracownica salonu podcinała jej końcówki. Ja po prostu usadowiłam się na kanapie, wpatrując się w ekran komórki. Alex, wspierała mnie duchowo i mimo, iż się nie widziałyśmy czułam, że coś jest nie tak.
Salon fryzjerki miał nowoczesny wystrój. Podłogi, jak i ściany wyłożone były złoto–szarym i białym marmurem. Na ścianach wisiały obrazy z Marilyn Monroe, a wielkie lustra sprawiały, iż wnętrze stawało się większe, jak i bardziej przejrzyste. Ogromne okno, po prawej stronie pomieszczenia ciągnęło się od podłogi, aż po sam sufit. Grudniowa pogoda nie dopisywała w Grand City. Deszcz osiadł na szybie, a ludzie ubrani byli w płaszcze, jak i kurtki.
Zaciągnęłam rękaw swetra, gdy do pomieszczenia weszła kolejna kobieta. Gdy z jej ust wybrzmiał język hiszpański, uśmiechnęłam się z lekka pod nosem. Na myśl od razu przyszedł mi Dragon, który celowo rzucał do mnie pół słówkami wiedząc, że nic nie rozumiem.
Carla energicznie rozmawiała z fryzjerką, a ja właśnie wystukiwałam na ekranie telefonu odpowiedź do Alex;
Cindy: Nie ma takiej opcji Alex.
Alex: Nie pozwolę spędzić ci sylwestra sam na sam.
Cindy: Naprawdę nie musisz się o mnie martwić. Nie mam zbytnio ochoty na huczne zabawy.
Nie lubilam odmawiać Alex, jednak nie zamierzałam ukrywać, że zabawa to ostatnie na co miałam ochotę. W tym momencie myślałam jedynie o tym, na co się godziłam w gabinecie Nero. Jeszcze tego ranka byłam zdeterminowana, ale gdy ochłonęłam, myśl, iż będę musiała stanąć naprzeciw kogoś, kto skrzywdził mnie, jak i inne kobiety z premedytacją, uginały się pode mną nogi.
Alex: Więc obie będziemy gnić w łóżku. Nie ma nawet opcji, że cię zostawię.
Cindy: Myślę, że Lorenzo nie będzie chciał żebyś gniła razem ze mną.
Alex: A wiesz, że Lorenzo nie ma w tej sprawie nic do gadania?
Uśmiechnęłam się, jednakże gdy usłyszałam głos Carli, momentalnie uniosłam głowę.
— No Cindy, teraz ty.
Otworzyłam w zaskoczeniu usta, po czym nerwowo się uśmiechnęłam.
— Dziękuję, ale wolałabym nie.
— No daj spokój, podetniemy końcówki. Należy się coś twoim włosom po nocy spania gdy ich nie wysuszyłaś.
Wstałam z kanapy, z wciąż malującym się zdenerwowanym uśmiechem i zajęłam wcześniejsze miejsce Carli. Kobieta spojrzała na moje włosy by następnie zaproponować minimalne zmiany, jednak zaoponowałam na propozycję grzywki i przystanęłam jedynie na podcięcie końcówek.
Carla mimo sprzeczki, uparła się że zapłaci, przez co było mi naprawdę głupio. Nie byłam milionerką, ale przelew z wykonanej pracy zasilił mój portfel. Gdy tylko opuściłyśmy salon, przed czarnym Suvem stał Dima, paląc papierosa i gdy tylko jego niebieskie oczy uniosły się ku górze, uśmiechnął się, rzucając niedopałek papierosa na ziemię.
— Jesteś pedantem, a nie przeszkadza ci, że później śmierdzisz papierochami? — zapytała Carla, gdy powoli się do niego zbliżałyśmy.
— Na szczęście całować się nie będziemy.
Na jego słowa wywróciła oczami, po czym posunęła go, aby wsiąść do samochodu. Moja uwaga skupiła się na papierosie, z którego wciąż wydzielał się niewielki dym. Przystanęłam na nim butem, gasząc go, po czym spojrzałam na wandala, zagrażającemu środowisku.
— Papierosy się gasi.
— Co wy dzisiaj takie kąśliwe?
— Dbaj o środowisko Dima. Planetę mamy jedną.
W odpowiedzi wywrócił oczami, po czym schylił się po papierosa, podniósł go i wyrzucił do kosza, jak na dobrego obywatela przystało.
— Zadowolona?
— Zadowolona — odparłam z szerokim uśmiechem na ustach.
Dima pokiwał głową, po czym ciężko westchnął, wskazując na drzwi, przez które wsiadała Carla.
— Wskakuj, moja szefowa zażyczyła sobie coś zjeść.
Dima odwrócił się i ruszył w stronę drzwi od strony kierowcy. W mojej głowie widziałam jak wywraca oczami, na co co zaśmiałam się pod nosem, po czym zajęłam miejsce po stronie pasażera. Spojrzenie Dimy dawało znaki, iż nie jest z tego zbyt zadowolony.
— Powinnaś siedzieć z tyłu.
— Ale chcę z przodu — wzruszyłam ramionami, włączając radio.
Silnik zawył a wraz z nim wybrzmiała piosenka Bruna Marsa "I wanna marry you" Momentalnie oboje spojrzeliśmy na siebie, a cień uśmiechu przebrnął przez jego twarz. Pamiętałam, jak oboje tańczyliśmy do tej piosenki i do tej pory wydawało mi się to tak nierealistyczne.
— Myślę, że Dragon mnie zatłucze gdy coś ci się stanie.
— A co ma do tego Dragon? — odezwała się Carla, przysuwając się bliżej. Kątem oka dostrzegałam jej twarz, która znajdowała się między naszymi siedzeniami.
Dima zerknąwszy na nią, uśmiechnął się w sposób, przez który z lekka poczułam się... dziwnie. Był to uśmiech, który nie należał do tych ciepłych, a bardziej tych prymitywnych.
— Martwi się o Cindy, jak każdy.
Czułam jej spojrzenie na sobie, jednak ja skupiałam się nad drogą przed sobą, unikając z każdym z nich kontaktu wzrokowego. W końcu Carla przyjaźniła się z Rositą, a ja wczoraj spędziłam całą noc z Dragonem. Wyrzuty sumienia chwyciły mnie za serce. Choć Dragon przekonywał mnie, iż nic go z nią nie łączy, tak wciąż czułam, że robię coś złego, coś nieodpowiedniego. Czy naprawdę nic go nie łączyło z Rositą, skoro wszyscy byli przekonani, iż zostaną małżeństwem? Nerwowo potarłam dłońmi o swoje uda, próbując osuszyć dłonie, które momentalnie się spociły.
— Nie dziwię się, ale żeby od razu miał cię zatłuc?
Dima zwolnil, po czym włączył kierunkowskaz, a następnie zajechał na parking kawiarni.
— Tak Carla. Wyobraź sobie, że nie każdy czci Rositę — w dystyngowany sposób skrzywił swoją twarz, by następnie odpiąć pas i wysiąść z auta.
Ani ja, ani Carla nie potrafiłyśmy ukryć zszokowania jakie pojawiło się na naszej twarzy. Jednak nawet w owym momencie nie byłam w stanie na nią spojrzeć. Natomiast patrzyłam na Dime, który oparty o maskę wyjmował paczkę papierosów z kieszeni.
— Wiesz co go ugryzło? — zapytała.
Niemo pokręciłam głową, po czym wysiadłam z auta. Zaraz za mną zrobiła to również Carla i nim zniknęłyśmy za drzwiami, Dima krzyknął w naszą stronę:
— Macie godzinę, później muszę coś załatwić.
Carla machnęła od niechcenia do niego ręką, po czym otworzyła dla mnie drzwi.
— Ktoś ma tu zły dzień, albo... jest zazdrosny — gdy tylko Carla skończyła swoją wypowiedź, nie potrafiłam udać obojętności i tego zignorować. — Piękny naszyjnik — zerknęła na niego, by następnie spojrzeć na mnie. — Bardzo oryginalny.
Odruchowo przejechałam palcami po zawieszce, po czym z uśmiechem na ustach podziękowałam jej.
Siedziałyśmy tam zaledwie pół godziny, a miałam wrażenie, że trwało to wieki. Niezręczność jaka wisiała między nami była nie do zniesienia, dlatego gdy w końcu wróciłyśmy, podziękowałam jej za dzień i udałam się wprost do gabinetu Nero. Musiałam z nim wszystko uzgodnić. Impreza na której miał być ten człowiek, odbywała po sylwestrze, a z pewnością Nero, jak i cała reszta mieli jakieś plany.
Zapukałam, a gdy usłyszałam jego głos, kamień spadł mi z serca. Gdybym musiała teraz za nim ganiać, nie potrafiłabym utrzymać nerwów na wodzy. Zamknąwszy za sobą drzwi, od razu przystąpiłam do setna sprawy.
— Chciałabym uzgodnić szczegóły, bądź ewentualnie pomóc w zorganizowaniu wszystkiego. Mówiliście o jakimś występie, więc strzelam, że dziewczyny tańczą. Muszę znać układ. To już za tydzień. Nie wiem, czy dam radę się wszystkiego nauczyć.
Nero nie wydawał się zachwycony, równie tak samo jak ja. Nie potrafiłabym skłamać, że robię to z czystą chęcią. Bałam się, gdyż zawsze mogło pójść coś nie tak, zawsze mogło wydarzyć się coś, nad czym nie będę mogła zapanować, jednak czułam, że chcę stawić temu czoła. Jednemu z tych, którzy zrobili to mi, jak i innym.
Na jego biurku zadzwonił telefon. Zerknąwszy wyświetlacz zmarszczył brwi, po czym przepraszając mnie gestem dłoni, chwycił za komórkę i odebrał połączenie. Uważnie słuchał rozmówcy i ewidentnie nie podobało mu się to, co usłyszał.
— Muszę teraz? — zapytał z wyraźnym poddenerwowaniem, jak i zirytowaniem.
Po chwili chwycił się za nasadę nosa i przymykając oczy, odetchnął głęboko.
— Będę za max dwadzieścia minut — zakańczając połączenie, wstał z fotela, po czym chwycił marynarkę i zakładając ją, zaczął kierować się w moją stronę.
— Masz jakieś plany na dzisiaj?
— Nie — wzruszyłam ramionami. — A coś się stało?
— Omówimy wszystko po drodze. Muszę wstąpić do klubu, a później może być ciężko.
— Jasne, rozumiem. Mam tylko nadzieję, że nie jest to Scelta — próbowałam powstrzymać grymas, jaki cisnął się na moją twarz.
— Na szczęście nie — puścił oczko w moją stronę, po czym otworzył drzwi wpuszczając mnie przed siebie. — Tylko idź po jakąś kurtkę, bo zamarzniesz.
— Dobrze tato.
Klub rzeczywiście nie był Sceltą, choć niedługo nie ominie mnie obecność w niej. Na samą myśl przełknęłam z trudem, gdyż wiedziałam, że będę musiała się zmierzyć w podwójnym koszmarem. Podczas całej drogi, Nero poruszył temat mojego mieszkania, jak i tego, że zostało ono spalone. Było to kolejnym gwoździem wbitym do mojej trumny. Ktokolwiek to zrobił, z pewnością chciał dać mi znak, że nie przestał mnie obserwować.
Siedziałam teraz na kanapie, z głową wypełnioną różnorodnymi scenariuszami, podczas gdy Nero kłócił się z jakimś mężczyzną za drzwiami. Próbowałam nie podsłuchiwać, jednakże nawet faceci, którzy grali w karty przy stoliku, nie byli obojętni na rzucane słowa z ust przyjaciela Dragona.
Podrygiwałam nogą, rozglądając się po ciemnym wnętrzu. Przeważała tu znaczna ilość mahoniowego drewna, jak i zgniłej zieleni. Wyglądało to zupełnie jak w filmach o gangsterach. Jeden z graczy palił papierosa, puszczając spomiędzy warg dymne kółka.
— Sprawdzam — powiedział pokaszlując i równocześnie trzymając papierosa w kąciku ust.
Ilość dymu jaka się tu unosiła, sprawiała, że kręciło mi się w głowie. Nie chciałam być dla nich niemiła, bo nie zamierzałam ukrywać, iż czułam się w tym miejscu dość nieswojo i czułam, że za chwilę moje płuca wysiądą i stracę dech. Powoli wstałam na równe nogi, naciągając rękawy swetra. Mimo wszystko każdy z trzech mężczyzn zwrócił swoją uwagę na mnie, przez co nerwowo się uśmiechnęłam.
— Ja tylko do toalety — oświadczając to, ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych i mimo, iż nie wiedziałam gdzie ona się znajduje, wolałam stąd wyjść, nim dostałabym raka płuc.
Jeden z siedzących mężczyzn rzucił kartami, po czym wstając odsunął krzesło z hukiem. Poprawił marynarkę, rzucając sucho do reszty, którzy wciąż zajmowali swoje miejsca.
— Nero, kazał jej nie zostawiać, więc pójdę z nią. Macie nie zaglądać w karty — wskazał na każdego z nich po kolei palcem, po czym ruszył w moją stronę.
Chciałam odezwać się, że nie musiał iść ze mną, lecz nie wyglądał on na kogoś, kto miałby mnie posłuchać, skoro dostał takie, a nie inne polecenie od Nero. Gdy tylko opuściliśmy zadymione pomieszczenie, wysoki, jak i tęgi mężczyzna ruszył przede mną, prowadząc w stronę toalety. Tym razem korytarz nie wyglądał jak z horroru, chociaż nie ukrywałam, iż nie było tu zbyt przytulnie. Było tu znacznie więcej drzwi, wręcz mnóstwo przez co wiedziałam, że gdybym szła sama i próbowała znaleźć toaletę, zajęłoby mi to zbyt wiele czasu.
Nagle wybrzmiały za mną ciężkie kroki, a nim się odwróciłam, aby zobaczyć kto to, ciężka ręka objęła mnie w pasie przyciągając bliżej siebie. Zerknąwszy na wytatuowaną dłoń odetchnęłam z ulgą, lecz gdy pociągnął mnie w bok, miałam ochotę krzyknąć.
— Johnny idź do siebie, ja z nią pójdę — mężczyzna odwrócił się za siebie i nim cokolwiek powiedział, Dragon skręcił w bok, ciągnąc mnie za sobą.
Wepchnął nas do ciemnego pomieszczenia, zatrzaskując za sobą drzwi. Odetchnąwszy głęboko, zacisnęłam dłoń na palcach jego dłoni, które spoczywały na moim brzuchu, a gdy tylko uniósł mnie do góry niekontrolowanie, cicho krzyknęłam. Usłyszałam kliknięcie i ciepłe, żółte światło sprawiło, iż w końcu widziałam co otacza mnie dookoła. Było to małe, jak i ciasne pomieszczenie. Stały tu dwa regały z ręcznikami, ściereczkami i... białymi koszulami. Zmarszczyłam brwi na owy widok, po czym spojrzałam na Dragona, jak i na to na czym, na czym mnie posadził, orientując się iż była to pralka.
— Dragon co ty wyprawiasz?
— Co ty tu robisz cukiereczku?
Odchyliłam się z lekka do tyłu, podpierając ręką za sobą, aby nie upaść. Każdy przydomek którym wcześniej mnie nazywał, sprawiał, że po plecach przechodził paraliżujący mnie dreszcz. Nigdy nie potrafiłam zareagować na to obojętnie, przez co moja podświadomość mówiła mi że, coś jest nie tak, natomiast głowa szeptała po cichu, że gdyby wiedział — nie zareagowałby tak spokojnie. Nie mógłby, w końcu wiedział to każdy z nas.
— Tu jest Nero. To nie czas na rozmowy.
— Nero nie pozwala ci ze mną rozmawiać? — uniósł brew, po czym kładąc ręce po obu stronach mnie, nachylił się w moją stronę.
Teraz był na tyle blisko, że gdzie bym się nie ruszyła, tam bym go napotkała. Uwięził mnie między swoimi rękoma, wraz z twarzą, na której malowało się zainteresowanie.
— Nie, po prostu...
— Po prostu co Cindy?
— Przyjechałam tu z nim pogadać — wyjaśniłam, próbując pociągnąć dalszą część rozmowy z sensem. — Nie uważasz, że to trochę słabe, jeśli spotka tu nas razem?
Wyraz jego twarzy nie świadczył o tym, iż mi uwierzył. Jednak, gdy zakończył temat za mnie, ulga, która pojawiła się wewnątrz mnie spędziła mi ciężar z ramion, jak i języka, który już teraz zaczął mi się niemiłosiernie plątać.
— I musiałaś przyjechać, aż tutaj?
— A co nie wolno mi? Chyba nie myślisz, że tylko ty masz prawo popatrzeć na półnagie, wyginające się kobiety.
Delikatnie drgnięcie kącika, zdawało się być żywym rozbawieniem na jego twarzy, co nie wiedząc dlaczego, naprawdę mnie zirytowało.
— Myślę, że to nie miejsce dla takiej pięknej i pyskatej panienki.
Uniosłam brew, próbując zignorować uczucie, które wywołał drobny komplement z jego ust i skupić się na tym, co wypowiedział jako ostatnie.
— A to niby dlaczego?
Nagle dłoń Dragona spoczęła na moich plecach, a jeden jej ruch sprawił, iż przyciągnął mnie pod samą krawędź pralki. Przełknęłam z trudem, będąc tak blisko jego twarzy, jednak nie cofnęłam głowy, a on nie mógł z tego nie skorzystać. Otarł czubkiem swojego nosa o mój, delikatnie muskając kącik moich ust.
— Dlatego, że mi się to nie podoba princesa — odsunął się z lekka, lecz wciąż był na tyle blisko, że wystarczyło aby się nachylił i mógłby uczynić to samo, co wcześniej.
— A może mi też się nie podoba to, że szlajasz się po takich klubach?
Dopiero po reakcji Dragona zrozumiałam co powiedziałam, i jak to naprawdę zabrzmiało. W owym momencie nie miałam pojęcia czy powinnam się wytłumaczyć, aby nie wyjść na idiotkę, czy też olać sprawę, jak gdyby nigdy nic się nie stało.
— Czyżby Cindy Fox, była zazdrosna?
— Chyba myślenie słabo ci dzisiaj wychodzi Brunie Walsh.
Jego mięśnie ewidentnie się napięły, a oczy nie były już tak figlarne, jak w momencie, gdy zarzucił mi zazdrość. Teraz iskrzyło w nich coś mroczniejszego i wiedziałam dlaczego. Nie lubił tego... kiedyś. Ale, czy teraz wciąż tak było?
Dragon zdradził mi dlaczego nie przepada za wypowiadaniem jego imienia, a ja.. zrobiłam to, jednak nie celowo. Zupełnie tego nie przemyślałam, przez co powoli zaczynałam myśleć o tym, co mogłabym zrobić, aby nie był o to zły. Lubiłam mu dokuczać i go kąsać, ale nigdy świadomie nie chciałam chwytać się jego granicy, a w tym momencie prawdopodobnie to zrobiłam.
— Chciałem się tylko pożegnać princesa — mięsień w jego szczęce drgnął a dłoń ześlizgnęła się z moich pleców, przez co momentalnie poczułam chłód.
Musiałam podeprzeć się swoimi rękoma, gdyż znajdowałam się na końcu pralki, pod kątem, który nie pozwolił mi swobodnie usiąść.
— Pożegnać? — zapytałam, na co z lekka cofnął się w tył.
W owym momencie między nami powstała dziwna bariera i czułam, że pożegnanie miało wyglądać znacznie inaczej, niż te, które właśnie trwało.
— Wyjeżdżam do Phoenix, a później muszę załatwić parę spraw poza miastem.
W tym momencie pomyślałam o intrydze w Scelcie. Czyżby Dragona miało nie być i wszystko potoczy się naprawdę tak, jak tego chcemy — czyli po cichu?
— Ktoś tu chyba ucieka przed fajerwerkami — postanowiłam zażartować, aby rozluźnić to, co zaczynało unosić się w powietrzu.
— A co? Organizujesz jakąś imprezę, na którą nie będę zaproszony?
Przełknęłam z trudem ślinę, na myśl, że Dragon naprawdę myślał, że go nie chciałam w swoim życiu. I do pewnego czasu tak było, chciałam się tego trzymać jak ostatniego oddechu, ostatniej kropli wody, ale... w końcu to gdzieś przepadło, i znów utonęłam w jego czerni.
Gdyby tylko wiedział jak to wszystko było skomplikowane, jak wiele złego mamy za sobą, czego nie da się tak po prostu naprawić i zapomnieć. Świadomość, że wiem o tym tylko ja, ciąży na mnie od momentu, w którym dowiedziałam się, że on naprawdę mnie nie pamięta. Jedynie przydomki, którymi mnie nazywa dają mi zalążek tego, że jednak być może jest inaczej.
W końcu, dlaczego właściwie te, którymi nazywał mnie wcześniej? Dlaczego teraz zdenerwował się na wymowę swojego imienia i nazwiska, tak jak kiedyś? Czy Dragon robi z nas idiotów?
— Mój gołąb musiał się zgubić, stąd brak zaproszenia — powiedziałam, po czym umiejscawiając się w wygodnej dla siebie pozycji, chwyciłam brzeg jego marynarki, przyciągając bliżej siebie.
— Więc chyba przydałby się instagram, wiadomość z pewnością doszłaby szybciej.
Z cieniem uśmiechu spojrzałam w jego oczy, kurczowo trzymając się jego marynarki. Nie pozwoliłabym mu teraz się oddalić, wiedząc, iż mogłam sprawdzić czy naprawdę mnie nie pamięta.
Moje nogi objęły go w pasie, a dłonie opadły na jego ręce, zaczynając sunąć w stronę szerokich ramion. Tym razem wszystko co chciałam zrobić, zamierzałam uczynić z premedytacją i nie dlatego, bo chciałam go skrzywdzić, robiłam to, ponieważ potrzebowałam zbadać grunt po którym stąpałam.
— Nigdy nie uwierzę w to, że masz instagrama.
I to wcale nie tak, że sprawdzałam i nie mogłam go znaleźć.
Dragon zdawał się nie być zachęcony do naszej typowej rozmowy, która uciekała się głównie do docinków, jak i drażnienia się ze sobą nawzajem, przez co utwierdziłam się w przekonaniu, że naprawdę był zły.
— A ja nigdy nie uwierzę, że nie sprawdzałaś czy rzeczywiście go nie mam — sarkastyczny ton głosu sprawił, iż musiałam powstrzymać uśmiech, który cisnął się na moją twarz.
— Mówiłeś coś o pożegnaniu — zmieniłam temat, tym razem zatrzymując dłonie na jego bicepsach
— Mówiłem też o tym, że nie podoba mi się twoja obecność tutaj.
Dragon stał w tej samej pozycji, nawet nie próbując się zbliżyć. Powoli zaczynałam być na straconej pozycji. Przygryzłam dolną wargę, próbując wymyślić sposób, bądź coś, co mogłoby być punktem zaczepnym, aby stał się chętniejszy do rozmowy.
— Powiedz coś po hiszpańsku.
Uniósł brew, a nieco chłodny wyraz twarzy jasno mówił, iż naprawdę słabo mi szło.
— A podobno się spieszyłaś, teraz masz czas na naukę?
— Zależy jakim nauczycielem jesteś.
— Surowym — słowo, które wypowiedział brzmiało tak, jakby miało znacznie głębsze znaczenie, niż mogłoby się zdawać.
— Polemizowałabym, może... — zrobiłam pauzę, udając, że się zastanawiam. — Bardziej... nerwowym.
Tym razem zrobił krok w przód, co uznałam za swoje małe zwycięstwo. Próbowałam powstrzymać uśmiech, jednak mimo to, kącik moich ust delikatnie drgnął.
— Cierpliwość to podstawa w nauczaniu drugiego człowieka — oderwałam jedną z dłoni, którą się podpierałam aby następnie skinąć palcem w jego stronę — Jeśli nie masz tej cechy, to będziesz jednym z tych nauczycieli, którym uczniowie będą pluć do kawy gdy nie widzi.
Przyjął tą samą pozycję co wcześniej. Rozłożył ręce po obu stronach mojego ciała, zaszczycając mnie drobnym błyskiem rozbawienia w oczach.
— Więc robiłaś takie brzydkie kawały nauczycielom?
— Na szczęście nie musiałam, znaleźli się inni ryzykanci, którzy lubili taki dreszczyk emocji.
— Plucie do kubka to dla ciebie dreszczyk emocji? — ton głosu, jakim zadał to pytanie był znacznie cieplejszy niż ten, którym rozmawiał ze mną po wymówieniu jego imienia.
— Ratowanie mojego rycerza to dla mnie wręcz zbyt wielki, zastrzyk emocji — podkreśliłam ostatnie słowa, przez co między nami pojawiła się chwilowa cisza.
Zawsze, gdy mówiłam coś, co miało nawiązanie do sytuacji związanej z nami, w jego oczach przez drobną chwilę potrafiłam zobaczyć wzburzone niebo, pełne wiatru, deszczu i piorunów. Dawkę emocji, które zawsze w sobie dusił. Lecz po chwili wszystko wracało do normy, a ja znów widziałam czerń, którą... i tak uwielbiałam.
Ciepłe uczucie w brzuchu wytworzyło się, zanim Dragon mnie dotknął. Ponownie jego dłoń spoczęła na moich plecach, by następnie przyciągnąć mnie na skraj pralki. Swoją drugą dłoń, położył na moim policzku, kciukiem gładząc szczękę.
— ¿Cómo podría pensar que simplemente diría adiós?*
— Jeśli powiem, że znam tylko ostatnie słowo, to dostanę chociaż plusa?
— Dostaniesz nawet dwa, jak dostanę całusa.
— Całusa na adiós? — słyszałam, że źle to wypowiedziałam, a uśmiech Dragona, który stał się szeroki tylko mnie w tym utwierdził.
— Hej! — uderzyłam go w pierś, gdy jego śmiech nieco się pogłębił. — Miałeś być cierpliwy — ja sama próbowałam ukryć wdzierający się śmiech na moje usta, starając się zachować powagę.
— Nie jestem nerwowy, a to chyba najważniejsze.
Pod wpływem emocji, objęłam jego szyję rękoma, po czym wyciągnęłam nieco głowę, by następnie dosięgnąć jego ust i delikatne je musnąć.
— Całus na adiós mi cielo — wypowiedziałam to tuż przy jego ustach, nie mając pojęcia, czy aby na pewno to zdanie miało sens — bo z pewnością nie miało.
Pamiętałam dokładnie co oznaczały te słowa. Kiedyś zapytałam o nie Lorenzo. Z początku źle je powtórzyłam, jednak on mnie poprawił, dodając przy okazji tłumaczenie owych słów. ''Moje niebo''.
Spojrzałam momentalnie w górę, a dokładnie w jego oczy, chcąc zobaczyć jego reakcję. Badając grunt, mogłam posunąć się zbyt daleko, jednak ciężko było mi się oprzeć, gdy zaczynało do mnie docierać co się ze mną dzieje, a przede wszystkim, kiedy dotarły do mnie wszystkie słodkie przezwiska, jakimi mnie obdarzał.
Jedynie przez moment widziałam jego oczy, bo gdy jego usta zaatakowały moje, przymknęłam swoje powieki, zatracając się jedynie w intensywności, jak i uczuciu, które powodowały wargi Dragona. Wplotłam dłonie w jego włosy, mierzwiąc je intensywnie palcami. Nasze wargi ocierały się o siebie, a języki poruszały w jednym rytmie, zupełnie tak, jakby od zawsze grali razem w parze. Czułam, jak z każdą chwilą, każdym liźnięciem, czy przegryzieniem wargi rosło we mnie uczucie, którego później nie byłabym w stanie powstrzymać.
Z ciężkim bólem, odsunęłam głowę, tym samym przerywając pocałunek. Nie trwał on zbyt długo, jednak czułam jak moje usta pulsują. Przejechałam językiem po wardze i wplątując palce spomiędzy jego włosów, ułożyłam dłonie na jego klatce piersiowej.
— Uważaj na siebie — uśmiechnęłam się do niego, przez co zarumienione policzki z lekka uniosły się do góry.
Dragon przejechał w jedną i w drugą stronę wytatuowanym kciukiem po mojej dolnej wardze, jakby próbował się upewnić, czy to właśnie zdarzyło się naprawdę. Uśmiechnął się jakby w zadumieniu, po czym oderwawszy palec od ust, chwycił tą samą dłonią naszyjnik. Spojrzał w moje oczy, a następnie wyszeptał nieco niskim, a jednak chrapliwym głosem.
— Lepiej, żeby nikt nie dotykał tego, co moje.
Spojrzałam na naszyjnik, którym właśnie się bawił, jednak on nie patrzył na naszyjnik, a prosto na mnie przez co momentalnie zamarłam.
Zbliżył ponownie usta do moich, cicho szepcząc.
— Mi cielo.
Po plecach wciąż wędrował mi dreszcz. Nie byłam w stanie się go pozbyć, nawet gdy wyszłam z toalety. Być może, był to powód wytatuowanego mężczyzny, który szedł obok mnie. Dragon zaprowadził mnie do toalety, a następnie uparł się, że odprowadzi mnie do gabinetu Nero. Idąc z ochroniarzem, droga nie wydawała się tak długa jak z Dragonem.
Jego masywna dłoń wciąż spoczywała w dole mojego kręgosłupa, a ja próbowałam odepchnąć chęć zepchnięcia jej. To nie tak, że jej tam nie chciałam, ale gdyby zobaczył to Nero, bądź inni ludzie, z pewnością zaczęły by się pogłoski, które dotarłyby do każdego.
Dragon szedł niewzruszony, patrząc prosto przed siebie. Momentami jedynie zerkał na mnie i widziałam to tylko dlatego, że ja patrzyłam na niego.
— O czym przyjechałaś tu z nim porozmawiać? – zapytał w końcu, na co ciężko westchnęłam.
— Ktoś podpalił moje mieszkanie — znów skłamałam, choć naprawdę, tak bardzo tego nie chciałam.
Dragon nie wydawał się zaskoczony, przez co spojrzałam na niego nieco podejrzliwiej.
— Wiedziałeś?
Zerknął na mnie i to, musiało mi wystarczyć w odpowiedzi jako ''tak''
— Rozmawiałem o tym w nocy z Nero, zaraz jak zasnęłaś i położyłem cię do łóżka.
Rumieniec w tym momencie wypalał moją szyję, gdyż doskonale pamiętałam co wydarzyło się w tamtą noc.
— Podejrzewasz kogoś?
Pokręciłam głową.
— Nie, nie mam pojęcia.
— A jeśli to Collin?
Otworzyłam szerzej usta, zatrzymując się wraz z Dragonem przy jednych drzwi.
— Nie zrobiłby tego, on...
— Skąd wiesz? — przerwał mi. — Skąd wiesz, że tego nie zrobił Cindy?
— Colin nie był taki.
— A jaki Cindy, hy? Uderzył cię.
— Nie mógłby kogoś zabić — syknęłam. — On nie jest zabójcą.
Mięsień w szczęce Dragona drgnął i dopiero teraz zrozumiałam jak mógł odebrać owe słowa.
— Nie potrafiłby tego zrobić. Wie, że już tam nie mieszkam. Prędzej... — na moment zastygłam, próbując przypomnieć sobie moment, w którym wsiadłam do taksówki. Taksówkarz...
— Zamówiłam taksówkę — mruknęłam pod nosem, nie orientując się, iż myślę na głos.
— Jaką taksówkę?
— Muszę porozmawiać z Nero — odwróciłam się, po czym chwyciłam za klamkę. Otworzywszy drzwi, zastygłam.
Rozejrzawszy się po pomieszczeniu, zrozumiałam, że nie było to pomieszczenie w którym czekałam na Nero. Spojrzałam na Dragona przez ramię, a ten zdążył już schować telefon do kieszeni.
— Myślałam, że jesteśmy już na miejscu.
Lekkie drgnięcie kącika i stanowczy krok w przód, wepchnął mnie do środka.
— Jeszcze się nie pożegnaliśmy princesa.
¿Cómo podría pensar que simplemente diría adiós?* — Jak mogłem pomyśleć, że po prostu się pożegnam?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top