10. Oszust i złodziej.
Dobry wieczór!
Pov Dragon:
Próbowałem nie zerkać w stronę Lorenzo, który wyglądał gorzej niż Rosjanin, którego ostatnio przesłuchiwał Dima. Siedział na ławce treningowej, z bladą twarzą i widocznymi sińcami pod oczami, non stop przecierając twarz, jakby próbował się obudzić.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu widziałem go w takim stanie i przez moment przeszła mnie myśl... Jakby wyglądał, gdybym tamtej nocy nie wyjechał do Hiszpanii? Co bym mu zrobił, i czy by się bronił? Przecież nie chodziło im o moje pieniądze, czy władzę. Jeśli to wszystko chcieliby dla siebie, z pewnością bym już nie żył. Więc co mogło ich pchnąć do wspólnej decyzji? Co ich popchnęło do wspólnej zdrady? To że wyjechałem wtedy do Hiszpanii, było najlepszą decyzją jaką mogłem podjąć. Miałem dowód jedynie w postaci siebie, i dotyczył on Cindy, a nie spraw dotyczących naszej działalności, czy grupy. Nie miałem wystarczająco, abym mógł zrobić to, do czego byłem zdolny. Nie działałem pochopnie, bo nie mogłem. Tego nauczył mnie ojciec.
Pięść, która spotkała się z moim policzkiem właśnie mnie otrzeźwiła. Niebieskie, jasne oczy czujnie obserwowały moje ruchy, aby rzucić się do kolejnego ataku, bądź przyjąć pozycję obronną. Potargane, blond włosy i z lekka rozcięta warga, a poza tym wszystkim zmarnowana twarz po wypiciu litrów alkoholu. Dima z trudnością utrzymywał się na nogach. Wyglądał łudząco podobnie do Lorenzo, z czego naprawdę byłem zadowolony. Był rozkojarzony, przez co łatwiej było mi go trafić. Dima na co dzień był naprawdę szybki. To, że był szczupły, było jego zaletą, gdyż to dawało mu również zwinność. Miał długie ręce, dzięki czemu wyższy przeciwnik, nie był dla niego większą przeszkodą.
Pozwoliłem mu atakować, omijając jego ciosy. Przez wczorajszą noc był znacznie wolniejszy, co czyniło go łatwiejszym celem. Zacisnąłem zęby, wymierzając pierwszy cios, a za nim kolejne, sprowadzając go do siatki. Miałem ochotę wymierzyć kolejny cios, gdy Dima zrobił unik, sprowadzając mnie do parteru. Oboje padliśmy na ziemię i byłem pewien, że gdyby był na siłach zdołałby utrzymać tę pozycję. Byłem cięższy. Znacznie cięższy, więc w legalnej walce nigdy nie bylibyśmy swoimi przeciwnikami. Po chwili walki, nasze pozycje się zmieniły. Tym razem to ja siedziałem na Dimie. Mogłem wykonać podduszanie, aby zakończyć walkę, jednak przypomniałem sobie o jednej istotnej rzeczy.
O tym, że zbyt bardzo lubił Cindy, a ona zbyt bardzo się przy nim uśmiechała i albo udawała, albo naprawdę nie wiedziała jakie są jego prawdziwe intencje. Wyszedł od niej z pokoju, wtedy, w nocy i mimo, że już za to oberwał, to myśl, że mógł ją dotknąć wkurwiała mnie jeszcze bardziej niż wcześniej, a widok, który zastałem gdy wszedłem z jej mamą do mieszkania... był naprawdę wkurwiający. Korzystając z okazji zamachnąłem się, uderzając w twarz Dimy, który próbował walczyć. Jedne ciosy zdołał odeprzeć, a drugie potrafił przyjąć z godnością. Zza ringu w końcu dotarł do mnie głos Lorenzo.
— Dragon, wystarczy!
Nie wystarczyło. Za każdy jej uśmiech do niego, którym nie obdarowała mnie, powinien dostać o wiele, wiele mocniej. Wykonałem kolejny cios i tym razem przystąpiłem do dźwigni. Dima odklepał bez walki, a ja mimo to jeszcze przez chwilę wzmocniłem uścisk. Miałem ochotę ujebać mu łeb na myśl, że jest w tym wszystkim razem z nimi, a na domiar tego, dotykał Cindy w jakikolwiek sposób.
Zwolniłem uścisk, wypuszczając go z chwytu. Dima dyszał ciężko, a jego twarz w końcu nabrała kolorów. Już nie był blady jak ściana, z widocznymi sińcami. Czerwień wypełniała jego twarz, a oczy znacznie ożyły. Zaszkliły się, patrząc na mnie z wyraźnym otępieniem i szokiem.
— Trzeba było wychlaċ jeszcze butelkę Dima, a miałbyś znacznie więcej sił — poklepałem go lekko w policzek, po czym wstając, wyciągnąłem do niego dłoń.
Chwyciwszy ją, cicho zakaszlał, kręcąc głową.
— Myślałem, że chcesz mnie tam zabić — powiedział, pocierając swoją poczerwieniałą szyję.
— Niby za co Dima? — uniosłem brew, wychodząc powoli z klatki. — No, chyba że coś przede mną ukrywasz?
Słyszałem jego kroki tuż za mną. Oboje zmierzaliśmy do ławki, na której siedział Lorenzo, a tuż obok niego zostały rzucone liczne butelki wody do picia, jak i bidony. Czułem na sobie jego wzrok, gdy się pochyliłem, by wziąć picie. Dima wykonywał każdy ruch za mną, jakby bał się, że za chwilę się na niego rzucę. Oboje odkręciliśmy butelki i zdyszani nabieraliśmy spore łyki wody, dzięki czemu butelka została do połowy opróżniona.
— Ja już dzisiaj odpadam — jęknął. — Może później przyjadę do klubu, jeśli będziecie. Ale tak, nie zamierzam podnieść tyłka.
— Żebyś się jeszcze nie zdziwił — odezwał się Lorenzo, wstając z ławki. — Idę robić ostatnią serię i też spadam. A ty Dragon?
Zerknąwszy na zegar, dostrzegłem, iż zbliża się ósma wieczorem. Chwyciłem czarny ręcznik, po czym wytarłem twarz, jak i tors.
— Ja skoczę pod prysznic i lecę do klubu.
~ . ~
Dźwięk muzyki był wygłuszony, gdy wraz z Nero staliśmy przed wenecką szybą. Oboje sączyliśmy bursztynową ciecz, patrząc na scenę, jednak wiedziałem że ani ja, ani Nero nie patrzymy na dziewczyny które tańczą, tak jak powinniśmy. Ja miałem w głowie tylko noc, podczas której Scelta była pusta, a na jej scenie tańczyła tylko Cindy, a co najważniejsze tańczyła tylko dla mnie. Poczułem mrowienie w dole kręgosłupa na myśl, że przeleciałem ją na środku sceny, przy świątecznej piosence, którą mógłbym wręcz wyrecytować.
Mogłem opisać każdą sekundę, słowo i ruch Cindy, jaki wykonała podczas prezentu jaki mi dała.
— Co jest? — zapytałem Nero, zerkając na niego kątem oka.
Nero z lekka się uśmiechnął, upijając łyk alkoholu.
— Skąd wiesz, że coś jest? — poświęcił mi niewielką chwilę, by ponownie zwrócić swą uwagę ku scenie.
— Bo wiem i to na pewno nie są nasze interesy. Chodzi o Carlę?
Gdy spomiędzy jego warg wydostało się ciężkie westchnienie, wiedziałem, że to kobieta była kwintesencją jego dzisiejszego humoru.
— Jest zła o to, że ciągle wszystko przekładamy.
— To nie dlatego, że nie chcesz się z nią żenić.
— Mówiłem jej to samo. Ale ona tego nie rozumie.
Nie przepadałem za Carlą i Nero o tym wiedział. Szanowałem tą kobietę tylko ze względu na to, że on ją kochał. Wiedziałem, że dobrze dogaduje się z Rositą, Estcher, a co gorsza z moją Cindy i to było najgorsze. Dlaczego pośród tylu żmij, uczepiła się Cindy?
— Jeśli chce mieć krwawe przyjęcie, może jej to daj — wzruszyłem ramionami, na co Nero zmarszczył swoje brwi i spojrzał na mnie.
— Dragon, co ty pieprzysz?
— Skoro nie rozumie, że to nie są żarty i nasze wymysły, daj jej wolną rękę. Niech idzie kupować te pierdoły. Daj jej organizować te przyjęcie i niech się w końcu odbędzie. Ale zaznacz jej, że każdy trup będzie na jej koncie, nie naszym.
— Dragon do kurwy doskonale wiesz, że bym jej tego nie powiedział.
Miałem ochotę się zaśmiać i to szczerym, głośnym śmiechem. Mi również nie mówił z pewnością wielu rzeczy i nawet nie chciałbym być w jego skórze w momencie gdy dowiem się co przede mną ukryli.
— Czasami musisz pokazać Nero, że to ty masz tu ostatnie zdanie.
— Jesteśmy parą.
— Ale to od ciebie zależy jej bezpieczeństwo, a nie na odwrót. Musi się z tobą liczyć Nero.
— Liczy się, ale wiem, że bardzo jej zależy.
— Na czym? — oboje spojrzeliśmy na siebie, a jego szklanka zastygła tuż przy jego ustach.
— Na ślubie. Wiesz, baby lubią przymierzać sukienki, ozdabiać sale i inne te wszystkie pierdoły — wzruszył ramionami, jakby sam do końca nie był pewny swojej wypowiedzi.
— Wiesz, że nie o to mi chodziło.
— Więc o co Dragon? — zwrócił się w moją stronę, a na jego twarzy powoli zakradała się złość.
— Jesteście razem — powiedziałem to spokojnym, chłodnym tonem, patrząc równie spokojnie na Nero. — Co jej zależy na tym ślubie, czy zaręczynach? To tylko pieprzona formalność.
— Może dla niej to coś więcej. Wiesz, że pochodziła z tradycjonalistycznej rodziny. U nich bez ślubu, nie mogłaby ze mną zamieszkać.
— Ale zamieszkała łamiąc swoje zasady i chyba nie zamierzasz udawać, że chciałbyś tego wszystkiego przestrzegać?
— Oboje wiemy że nie.
— Więc zrób to co należy. Postaw jej sprawę jasno. Nie przepychamy się z kolegami w piaskownicy. Albo ona to uszanuje, i razem ze swoją sukienką poczekają, albo będzie krwawe wesele i brudna suknia ślubna.
— Myślisz, że zaatakowaliby w dzień ślubu?
— Ja bym to zrobił bez wahania Nero — powaga w moim głosie sprawiła, że ponownie odwrócił ode mnie spojrzenie.
Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w scenę, by następnie niemrawo skinąć głową.
— Nie wiem jak mogę to załagodzić. Chodzi wściekła jak osa.
— A osy potrafią upierdolić.
Cholernie nie lubiłem owadów, tak samo jak kłamców.
Prychnął, po czym zwróciwszy się w stronę pomieszczenia, ruszył w kierunku stolika. Zerknął na mnie zza ramienia po raz ostatni i dopijając ostatni łyk whiskey, odstawił szklankę.
— Powiedz Fabio, że jestem na dole gdyby mnie szukał.
Mimo, że najchętniej zgniótłbym Carlę butem, tak nie chciałem aby Nero pogrążał się w tym co robi. Cokolwiek przede mną ukrywał, było to jego piętnem i coraz ciężej to ukrywał. Wszystko co się wydarzyło pozostawiło na nim cień, który ciężko było jakkolwiek oświetlić.
Wiedziałem, że nawet przede mną nie przyzna że obowiązki, które zostały mu powierzone gdy ja nie byłem w stanie nic zrobić, go przerosły, a uciekanie w postaci numerków z Hailey, były jednym z jego najgorszych wyborów.
— Dzisiaj wyżyłem się na Dimie, więc masz szczęście.
— Szczęście? — zapytał i zatrzymując się tuż przy drzwiach, zerknął w moją stronę.
— Myślę, że nie powinieneś być na dole. Fabio wie, gdzie wkłada się kutasa, nie potrzebuje do tego instrukcji.
Mięsień w jego szczęce drgnął, a spojrzenie przed moment zastygło. Jeżeli myślał, że nie wiem o tym, że zabawia się w trójkącie z Fabio i Hailey, to naprawdę grubo się mylił. Jedna z najdłużej tu pracujących dziewczyn, cieszyła się swoją popularnością przez swój niecodzienny wygląd.
Rzadko zatrudniało się kobiety z tatuażami. Hailey ma ich dość sporo, ale ogromny smok pokrywający jej plecy był jednym tatuażem, jaki zdołałem zapamiętać.
— To nie tak.
— Chyba nie będziesz się przede mną tłumaczył — uniosłem wyżej brew, robiąc krok w stronę stolika. — Ale mam nadzieję, że nie myślałeś o tym, że jestem taki głupi i ślepy, że nie wiedziałbym o tym co dzieje się w moim klubie Nero.
Widząc zakłopotanie na jego twarzy, które wywołały moje słowa, kącik moim ust drgnął. Uniosłem szklankę ku swoim ustom i z zastygniętą szklanką przy wargach zwróciłem się do Nero;
— A teraz zabieraj stąd swoją niewyżytą dupę, bo zmienię zdanie i namówię cię do gorszych rzeczy.
Po dwudziestu minutach od wyjścia Nero zjawił się wyczekiwany przez niego Fabio. Wchodząc do pomieszczenia poprawiał swoje zmierzwione włosy, jednak zapomniał o rozpiętym kołnierzyku koszuli, jak i niechlujnie włożonej koszuli.
— Napadli cię?
— Wstałem niedawno — ze skrzywioną twarzą opadł na kanapę tuż na przeciw mnie. — Nie tknę więcej żadnego alkoholu bez etykiety.
— Niech zgadnę. Dima?
Fabio jęknął, i gładząc się po brzuchu odrzucił głowę na oparcie kanapy.
— Narzygałem Cindy do kosza. I nie miałbym wyrzutów sumienia, gdyby nie był to kosz na pranie z pieprzonymi dziurkami, przez które wszystko wyleciało.
Prychnąłem, wygodnie rozsiadając się na kanapie.
— Mam nadzieję że chociaż zachowałeś się jak prawdziwy dżentelmen i posprzątałeś.
— Nazwij mnie prostakiem, ale nie dotknę wymiocin.
— Zabijasz ludzi, a nie dotkniesz wymiocin?
Fabio ponownie jęknął, by następnie z wyczuwalnym bólem w głowie powiedzieć;
— Mógłbym zatłuc trzech ludzi na raz gdybyś mi kazał. Ale rzygowin nie sprzątnę. Nie ma ceny za którą to zrobię.
W jednej sekundzie w mojej głowie zapaliła się żarówka. Wystarczyło ostatnie zdanie, aby siedzący przede mną facet spędził ciężar z moich barków i pomógł mi załatwić sprawę, która mimo wszystko wciąż się za mną ciągnęła.
— A istnieje cena, za którą chciałbyś mi w czymś pomóc?
Fabio jak na zawołanie ożywił się. Raptownie uniósł głowę ku górze i mimo swoich świecących oczu, patrzył z uwagą i zainteresowaniem.
— Zależy w czym szefie — uśmiechnął się, na co kącik moich ust z lekka drgnął.
— Spodoba ci się, ale... nie twierdzę, że będzie łatwo i bezboleśnie.
— Ale nie będę musiał pić nic od Dimy?
— Nic, a nic.
— W takim razie zamieniam się w słuch szefie.
~ . ~
Fabio w żadnym stopniu nie zdołał mnie zwieść. Mimo tego co miało go spotkać po tym wszystkim, zgodził się, a to było dla mnie najważniejsze. Czułem, że nie zawiedzie mnie w tej kwestii, gdyż Fabio nigdy nie zawodził w kwestii kobiet.
Cisza wypełniała już cały dom, a ciemność pochłaniała każdy zakamarek, poza kuchnią. Uczucie, którego nie zdołałem opanować, wypełniło całe moje wnętrze. Zawsze gdy patrzyłem na Cindy, czułem to cholerne ciepło.
Jej blond loki zostały rozesłane po jej plecach, twarzy, jak i blacie na którym zasnęła. Komputer zdołał już zgasnąć, a na wpół opróżniona szklanka soku stała zbyt daleko, by mogła ją trącić łokciem i zrzucić na podłogę, bądź wylać na urządzenie.
Stawiałem kroki wolno, i najciszej jak mogłem, aby tylko jej nie obudzić i przestraszyć. Siedziała na stołku barowym, w jednej z tych okropnym oversizowych koszulek, które lubiła nosić. Była biała, a na plecach widoczne było ogromne logo Laysów.
Odgarnąłem z lekka jej włosy, które osłaniały jej spokojną twarz. Była piękna i nie miałem na myśli tylko i wyłącznie jej twarzy. Była piękna pod każdym pieprzonym względem, dlatego tak bardzo chciałem ją mieć.
W tym momencie miałem ochotę pocałować jej rozchylone, pełne wargi, mówiąc jej przy tym, że już wszystko wiem. Że pamiętałem jej zapach, blond włosy, jak i oczy. Załzawione, przepełnione bólem oczy. Musiałem zrobić jej coś złego... naprawdę kurwa złego i nie wiedziałem, czy okłamywali mnie wszyscy właśnie z tego powodu, czy było w tym coś więcej?
Po cichu zamknąłem jej laptop, by następnie delikatnie wzciąć ją na ręce. Jej burza włosów z lekka połaskotała mnie w brodę, a jej ciche westchnienie niezadowolenia niemal sprawiło, że się zaśmiałem.
Z zachwytem patrzyłem na jej twarz i wdychałem jej zapach, rozkoszując się tym najdłużej jak tylko mogłem. Wyglądała jak prawdziwy anioł i gdyby nie koszulka z ogromnym chipsem, pomyślałbym, że urwałem jej skrzydła z samolubności – byleby tylko ze mną została.
Jej powieki powoli zaczynały się zaciskać, przez co wiedziałem, że powoli się budzi. Chwyciłem ją mocniej, w obawie, że mogłaby się przestraszyć i próbować wyrwać. Nie wypiłem zbyt dużo, ale gdybym miał z nią spaść na dół, jedyną osobą, która by to przeżyła, byłbym ja.
— Spokojnie princesa. Idziemy do pokoju — szepnąłem, na co wtuliła się w moja klatkę piersiową.
W odpowiedzi usłyszałem niewyraźnie mruknięcie, na co lekko się uśmiechnąłem.
— Mój laptop...
— Pójdę po niego później. Śpij.
— Dziękuję — powiedziała w półśnie.
Gdy tylko wszedłem na jej piętro, ponownie zerknąłem na jej śpiącą twarz, a następnie w górę, na swoje. Rosita wróci dopiero za dwa dni wraz z moimi ludźmi, więc nikogo tam nie ma. Rano, gdy się obudzi, z pewnością dostanę rykoszetem od wkurzonej Cindy, ale wiem, że będzie warto.
Gdy tylko pokonałem schody, ruszyłem prosto do swojej sypialni, łokciem zapalając blade światło. W to miejsce zaglądało najwięcej mroku, i nie przeszkadzało mi to, póki nie zjawiła się ona. Kobieta, którą właśnie kładłem na łóżko, kobieta, która rozświetlała każdą część mnie i mimo, że potrafiła wyprowadzić mnie z równowagi, mógłbym z nią rozmawiać i rozmawiać, byleby tylko usłyszeć jej głos i docinki słane w moją stronę.
Jej blond włosy odznaczały się na czarnej pościeli, którą okryłem jej ciało. Miałem ochotę wycałować każdy centymetr oliwkowej skóry Cindy, jednak nie zrobiłbym tego, gdyby nie była niczego świadoma. Zerknąwszy na nią ostatni raz, pogładziłem z lekka jej policzek, chłonąc miękką fakturę skóry. Potrzebowałem prysznica, żeby ochłonąć, bo dzisiejszej nocy miałem zamiar spać z kimś, na kogo nigdy nie zasługiwałem, lecz byłem zbyt samolubny by móc się z tym pogodzić.
Pov Cindy:
Czułam jak materac się za mną ugina, a następnie coś ciężkiego, jak i ciepłego zostaje owinięte wokół mojej talii. Zapach pościeli, która dotarła do moich nozdrzy z pewnością nie była moją. Gwałtownie otworzyłam oczy, nie dostrzegając zbyt wiele. Spowijająca ciemność nie pomagała mi w rozpoznaniu otoczenia, w którym się znajdowałam.
Moje serce pobudziło ociężałe, jak i zaspane powieki. Zajęło mi dłuższą chwilę, abym wróciła do momentu, w którym wszystko odpłynęło. Byłam w kuchni. Przeglądałam mimo wszystko oferty pracy, udoskonalając reklamę płatków, której hasło wymyślił Dragon. I wtedy sobie przypomniałam. Zasnęłam, a Dragon niósł mnie do pokoju.
Dłonią badałam otoczenie wokół siebie, nie wyczuwając laptopa z którym miałam w zwyczaju spać w łóżku. Zamiast tego wyczułam na sobie wielką rękę. Wystarczyło, że przejechałam po zranionych kostkach, by wiedzieć z kim leżę.
W otaczającej nas ciszy słyszałam oddech Dragona, jak i łomotanie mojego serca. Byłam w tym samym miejscu, z którego uciekłam. Byłam na piętrze Dragona, w jego sypialni... w jego łóżku.
Mój boże...
— Dragon — szepnęłam, aby upewnić samą siebie, że się nie myliłam, jednak nie usłyszałam odpowiedzi. — Dragon — szepnęłam ponownie, delikatnie poruszając barkiem, aby go szturchnąć.
Spotkałam się z pierwszym gardłowym mruknięciem, które mimo iż brzmiało jak on, nie usatysfakcjonowało mnie.
— Dragon — powiedziałam nieco głośniej, szturchając go mocniej.
— Hym? — mruknął zaspany, przytulając mnie jeszcze mocniej.
Wspomnienie dawnych lat uderzyło z ogromną siłą. Czułam, jakby tysiące kamieni spadło na moje serce. Kiedyś też to robił. Przytulał mnie tak, jakbym miała za chwile uciec.
— Przestraszyłeś mnie.
— Czym? — mówił w półśnie, przez co nie byłam pewna, czy zdaje sobie sprawę z tego że właśnie rozmawiamy.
— Tym, że mnie tu przyniosłeś.
— Nie zrobiłbym ci krzywdy princesa. Śpij.
On może, i w tym momencie nie, ale ludzie którzy mnie porwali nie mieliby skrupułów aby to zrobić. Nie zwykłam zasypiać w ciemności, a takowa właśnie mnie otaczała. Gdyby nie znajomy zapach, z pewnością już dawno zaczęłabym krzyczeć.
— Nie lubię zasypiać w ciemności. Nie wiem wtedy gdzie jestem.
— Moja ciemność cię uwielbia. Poza tym gdziekolwiek byś nie była, znalazłbym cię.
Oczy momentalnie mnie zapiekły. Gdzieś głęboko w sobie czułam, że ta jego pieprzona ciemność z jakiś chorych przyczyn mnie potrzebuje. Przełknęłam głośno ślinę, aby uspokoić chęć rozpłakania się.
— A nie boisz się, że cię okradnę?
Jego klatka piersiowa zawibrowała, co ewidentnie wnioskowało, iż rozśmieszyłam na wpół zaspanego Dragona.
— Chcesz moich pieniędzy?
— Mhm. Głównie to kodu do sejfu, bo prócz pieniędzy na pewno masz jakieś diamenty. Strzelam, że 666 lub 777 są zbyt banalnymi liczbami.
Ponownie czułam jak drga, przez co zapomniałam o gromadzących się łzach i również lekko się uśmiechnęłam.
— Właśnie dlatego to najlepsze liczby.
— Czyli jednak zdołałabym cię okraść.
— Nigdy bym się nie przyznał, że okradła mnie kobieta w koszulce z logiem chipsa.
Zaśmiałam się głośniej, po czym odchrząknęłam.
— Ja bym się tym szczyciła. No bo błagam cię, jaki złodziej ma taką zajebistą koszulkę?
— I do tego tak pięknie pachnie — Dragon przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie, przez co jego ciepło było jeszcze bardziej wyczuwalne.
— Chipsem?
Czułam jak głośno wciąga powietrze, przykładając nos do moich włosów.
— Powiedziałbym, że jakimś pysznym owocem, ale skoro chcesz mnie okraść...
— To i tak powiesz, że pachnę słodkim owocem — dokończyłam za niego, na co Dragon przekręcił się i zawisł tuż nade mną.
Moje serce nie zdążyło nawet przyspieszyć. Liczyłam na panikę, jednak Dragon od nocy w moim mieszkaniu w Vegas wyczuł, że nie lubię czuć na sobie ciężaru drugiego ciała, przez co zawsze podpierał się na rękach.
Panował mrok, lecz pomimo tego, moje oczy zdołały do tego przywyknąć, przez co widziałam blady zarys jego twarzy. Miałam ochotę pogładzić jego policzek, jednak powstrzymałam się i zamiast tego, pstryknęłam go w nos.
— Cwaniara z ciebie princesa.
— Wiesz... ostatnim razem gdy się tu spotkaliśmy, nie skończyło się to dobrze.
Jego ciemna brew drgnęła, a twarz zbliżyła się do mojej.
— Tym razem to ja cię zaprosiłem — chrapliwy i wciąż zaspany głos sprawił, że po moim ciele przeszedł prąd, który z pewnością musiał wyczuć również on. — Nie wygoniłbym cię.
— A skąd mogę mieć taką pewność?
— Kto by tak dla mnie zatańczył po raz drugi?
Rozchyliłam wargi w zaskoczeniu, przez moment przyglądając się jego twarzy. Liczyłam na jakiś dociekliwy komentarz, jednak Dragon milczał próbując równie co ja złapać więcej ostrości.
— Drugi raz? To był prezent cwaniaku — podkreśliłam ostatnie słowo, na co powoli zniżył głowę, przejeżdżając czubkiem nosa po moim policzku.
— Zatańcz dla mnie jeszcze raz princesa, w mroku którego tak bardzo się boisz.
Iskry wewnątrz mnie oszalały. Gdy tylko spojrzał na mnie po raz kolejny, znalazłam się w pułapce. Odmówiłabym. Zawsze to robiłam i powinnam to zrobić, tymczasem milczałam i nie wiedziałam, czy właśnie ze sobą negocjuje, czy się poddałam, czy też wiedziałam że to zrobię.
— Nikt ci nie przeszkodzi princesa.
— Nie pozwoliłbyś się okraść kobiecie w koszulce z chipsem, ale pozwolisz jej zatańczyć? To brzmi jak skryta fantazja.
— Każdą moją fantazję skradła jedna i ta sama kobieta, i myślę, że doskonale ją znasz.
Choć wiedziałam jak brzmi odpowiedź, to moja ciemniejsza strona szeptała dwa imiona, których nie chciałam wymawiać chociażby w myślach.
— I nawet w tej cholernej koszulce, wygląda pięknie. A już nie wspomnę jak wyglądała w kostiumie anioła.
Słowa zadziałały jak erupcja wulkanu. Czułam jak moje żyły zaczynają powoli płonąć. Nigdy bym nie podejrzewała, że Dragon mógłby w jakikolwiek sposób mnie sobie wyobrażać. Mimo tego, co wywołały we mnie jego słowa postanowiłam robić to co zawsze. Być tą, która z zaangażowaniem drażni opanowane wnętrze Dragona.
— Czy ty próbujesz wywołać we mnie zazdrość? — udając że nie wiem o co chodzi, zmrużyłam oczy, układając usta w cienką linię.
— Próbuję wynegocjować taniec.
Uniosłam z lekka głowę, po czym zbliżając usta do ucha Dragona, szepnęłam;
— Więc podaj kod, wtedy oboje będziemy szczęśliwi.
Czułam na sobie jego intensywne spojrzenie, choć nie wiedziałam go w stu procentach. Nie potrafiłabym tego zrobić w tym momencie, mimo, iż jakaś chora część mnie rwała się do tego.
— Kod już znasz. Teraz czekam na taniec.
— Śmiem twierdzić, że coś kręcisz — odparłam, na co zniżył swoją głowę, muskając ustami moją szyję.
Jego poczochrane włosy łaskotały mnie w żuchwę, jednak byłam zbyt pochłonięta tym drobnym uczuciem, by jakkolwiek go odepchnąć. Czułam, jak jego miękkie wargi całują każdy centymetr skóry na szyi, aż do materiału koszulki, który zakrywał mój dekolt.
— Chcesz iść to ze mną sprawdzić? — chrapliwy głos dotarł do mojego ucha, i zagnieździł się w brzuchu, gdzie poczułam osadzającą się lawę.
— Chcę — odparłam, wpatrując się w sufit, na którym wciąż wisiało te same lustro co kiedyś.
Nie widziałam w nim zbyt wiele. Był to jedynie nasz zarys, a tak właściwie to zarys pleców Dragona, które praktycznie zasłaniały całą mnie.
— Nie wierzysz mi na słowo? — zapytał między drobnymi pocałunkami, wędrującymi w stronę szyi.
— Wolę się upewnić, zanim pozbędę się koszulki.
Jego cichy śmiech działał kojąco. Robił to o wiele częściej przez co miałam wrażenie, że Dragon przeszedł wewnętrzną przemianę.
— No dalej wielkoludzie, ruszaj się — Dragon ku mojemu zaskoczeniu wstał z łóżka i nim zdołałam zrobić to sama, wziął mnie na ręce.
Z niedowierzaniem oplotłam jego szyję rękoma, a pas obezwładniły moje nogi. Trzymałam się go mocno, zupełnie tak, jakby miał mnie za chwilę zrzucić. Teraz nie wiedziałam, czy Dragon wyłapał mój żart, czy potraktował to na poważnie.
Kroczył w mroku, gdy nagle światło ledowe wypełniło znajome mi pomieszczenie — garderobę. Zlustrowałam ją z przymrużonymi oczami, gdyż wciąż nie zdołałam jeszcze przywyknąć do jasności.
Wszystko było takie jak wcześniej, łącznie z tą przeklętą kanapą, której naprawdę nienawidziłam. Gdy tylko zbliżył się do wieszaka z marynarkami, jedną ręką odsunął je, po czym nacisnął na ścianę za nimi, która po chwili otworzyła się niczym szafka.
Gdybym była włamywaczem, nie miałabym pojęcia, że cokolwiek mogłoby się kryć za marynarkami, jak niezwykła ściana. Postawił mnie na ziemi, a ja z niedowierzaniem patrzyłam to na niego, to na sejf, który miałam przed sobą.
— Więc chowasz swoją fortunę w szafie i strzeżesz jej jak troll?
— Strzegłem jej specjalnie, żebyś należycie miała co ukraść.
Zaśmiałam się, choć z jednej strony zapaliła mi się lampka.
— Wiesz, że tak naprawdę nie chcę twoich pieniędzy, prawda?
— Nie? — zapytał, akceptując to słowo. — Więc czego chcesz princesa? Diamentów?
Teraz widziałam go w całej okazałości. Od potarganych włosów, nieco zaspanych oczu po ciało, pokryte licznymi tatuażami. Miał na sobie szare dresy, przez co czułam, że założył je celowo, aby mnie nie przestraszyć.
Dbał o małe detale, które były dla mnie kluczowe i nie mogłam wyjść z podziwu. Albo oszalałam, albo przeszłam na złą stronę mocy.
Zrobiłam krok do przodu. Gdy tylko uniosłam głowę do góry, aby móc na niego patrzeć, stanęłam na palcach i dosięgając ledwo do jego szczęki, ucałowałam ją.
— Szczęścia Dragon. Twojego szczęścia — dodałam, na co ewidentnie się spiął. — Żebyś dopuszczał do siebie więcej kolorów, bo kolorowe tatuaże też są ładne — zażartowałam na końcu, aby rozładować atmosferę, którą sama stworzyłam.
Zaryzykowałam w tym momencie i przez moment serce zabiło mi szybciej. Pamiętałam, jak Luca kolorował jego tatuaże, a Nero nie mógł się powstrzymać od śmiechu. Jeśli cokolwiek wpadłoby mu do głowy, podpisałabym się pod śmiercią chłopaków, Alex jak i moją.
Ciemność wypełniała jego oczy, przez co nie byłam w stanie nic w nich dostrzec. Ten łobuzerski błysk gdzieś zniknął. Zastąpiło go coś mrocznego i chłodnego, przez co czułam, że muszę jakoś zareagować.
Uśmiechnęłam się i zwróciwszy się do sejfu, wcisnęłam kolejność tych samych trzech cyfr. Zapaliła się jedynie czerwona dioda, która zwiastowała błędny kod. Liczba 777, nie sprawiła, że mogłabym się wzbogacić.
Uniosłam oskarżycielsko brew, układając ręce na biodrach.
— Jesteś oszustem.
— A ty jesteś w tarapatach — Dragon bez żadnego ostrzeżenia pochylił się, i przerzucił mnie przez ramię, jak nic nie ważącą lalkę. Tym razem nie byłam w stanie się pohamować, przez co krzyknęłam z zaskoczenia.
Byłam w tarapatach i to poważnych. Szkoda, że nie mógł być to jedynie słaby żart. Wszystko było prawdą, która niszczyła po kolei każdego z nas.
Małe ogłoszenie nie dotyczące Trylogii (jednak dla jej fanów będę miała smaczka!!) Otóż wspominałam o tym na swoim instagramie, ale pragnę również napomnieć tutaj. Odnosząc się do waszych głosów (które były pół na pół) postanowiłam pójść z wami na kompromis w sprawie nowej książki. Otóż podjęłam decyzję o pojawieniu się prologu blisko końca trylogii.
Jest to inna historia. Nie ma tam Mafii, jednak nie będzie należała do tych, w których będzie kolorowo. Pojawią się tam czasy szkolne, maski i trochę zemsty. Planuję jednotomówkę, jednak ci, którzy są ze mną dłużej, doskonale zdają sobie sprawę, że jestem baaardzo zmienna. Nie wiem jak pójdzie mi pisanie tej historii (dziwnie będzie mi się rozstać z Cindy i Dragonem) Jeśli okaże się, że będę przez nią ''płynąć'' zrobię z tego być może serię, w której poznacie historię pewnego bohatera z Trylogii!! (przy okazji dowiecie się co będzie słychać po latach u wszystkich bohaterów!) Myślę, że to mogłoby się wam spodobać!
Dziękuję za uwagę, do następnego!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top