7
Laurent
oczami ośmiolatka
Grałem na konsoli w głupawe gry dla dzieciaków. Niedawno skończyłem osiem lat, ale czułem się tak, jakbym był już dorosły.
- Odłóż tą pierdoloną zabawkę, synu.
Poczułem uderzenie w tył głowy. Odwróciłem się i zobaczyłem ojca, który miał już wystylizowane włosy. Miał na sobie drogi garnitur jakiejś włoskiej firmy. Musiał dobrze się dziś prezentować. W końcu nasza rodzinka miała pojawić się na balu dobroczynnym, na którym co roku pojawiali się ubrani w maski.
- Och, czyżby nasz kochany Laurent znów był nieposłuszny?
Moja mama ubrana w piękną czerwoną suknię ciągnącą się do podłogi uwiesiła się na ramieniu ojca. Wyglądała onieśmielająco. Byłem zakochany w mojej mamie i uważałem, że była najpiękniejszą kobietą na świecie. Czasami mnie biła, ale mówiła, że zasłużyłem sobie na karę, skoro byłem nieposłuszny. Nie uważałem, że wałęsanie się z innymi dzieciakami z osiedla do wieczora było czymś złym, ale najwyraźniej rodzice chcieli wychować mnie na swój sposób, izolując mnie od rówieśników.
- Znów gra na tym pieprzonym sprzęcie, a powinien stać jak żołnierz, gotów na nasze przybycie.
Odłożyłem konsolę na stół sprowadzony z Indii. Moi rodzice mieli piękny dom i mimo, że dzieci z klasy zazdrościły mi tego, że mieszkałem w tak bogatym miejscu, ja go nie znosiłem. Czułem się tu, jakbym był w więzieniu.
Nie mogłem kopać piłki na podwórku, gdyż ojciec się bał, że zniszczę mu idealną trawę.
Nie mogłem pływać w basenie, gdyż był on na pokaz i miał idealnie się prezentować.
W letnie dni, gdy koledzy z mojej klasy wyjeżdżali z rodzicami na biwaki i kempingi, ja byłem zmuszony siedzieć w swoim pokoju, aby nie przeszkadzać rodzicom w interesach.
Wstałem i zniosłem kolejne uderzenie ojca. Mama zaśmiała się i poczochrała mi włosy. Wiedziałem, że będę musiał znów je ułożyć i to tak, aby moja fryzura została zaaprobowana przez rodziców.
Moi bracia nie mieli tak ciężko, jak ja. Trevor był starszy ode mnie o cztery lata, a Malachi był starszy o sześć lat. W dzieciństwie przez jakiś czas mnie bronili, ale gdy skończyłem pięć lat, oboje znaleźli się na uboczu, a ja stałem się ulubioną zabawką moich rodziców, którą mogli przestawiać z kąta w kąt. Wielokrotnie czułem się jak małpka w cyrku, ale przecież miałem dobre życie. Miałem co jeść, miałem opiekunki i chodziłem do najlepszej szkoły w mieście. Koledzy z klasy zazdrościli mi, że miałem w domu salę do bilardu, basen i kręgielnię, ale nie wiedzieli, że nie wolno mi było korzystać z żadnych udogodnień. Żyłem po to, aby służyć moim rodzicom, a do swojej dyspozycji miałem jedynie mój ciasny pokoik na strychu, w którym w lecie było gorąco, a zimą marzły mi palce u stóp.
- Idziemy, synu. Bądź gotowy za pięć minut przed domem.
- Tak, ojcze - odpowiedziałem pokornie, schylając głowę, aby nie patrzeć mu w oczy.
Aby nie narobić sobie większych kłopotów, bez pójścia do łazienki za koniecznością, udałem się na zewnątrz. Wyszedłem przed dom, gdzie czekała na nas czarna limuzyna. Moi bracia interesowali się markami samochodów, ale ja nie zwracałem na nie uwagi. Dla mnie samochód był samochodem. Ważne, żeby jeździł.
- Tatuś znowu dał ci wycisk, Laurent? - spytał Malachi, który znikąd pojawił się przede mną wraz z Trevorem. Bracia uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo. Oboje ubrani byli w drogie garnitury. Ja również miałem na sobie strój od Gucciego, kimkolwiek ten Gucci był.
- Teraz ty obrywasz, braciszku. Wcześniej to my znosiliśmy baty, ale odkąd ty się urodziłeś, odebrałeś nam tą wątpliwą przyjemność.
Nie reagowałem na zaczepki braci. Chciałem jak najszybciej wsiąść do samochodu, udać się na przyjęcie, a później wrócić do domu. Może nie znosiłem swojego domu, ale przynajmniej gdy byłem w swoim pokoju, nikt mi nie przeszkadzał. Było to moje małe sanktuarium, gdzie wchodziła tylko opiekunka. Ufałem Nancy w pełni, gdyż nigdy mnie nie skrzywdziła, ale sam fakt, że pracowała dla moich rodziców, napawał mnie obrzydzeniem. Choć jakby nie spojrzeć, skoro moi rodzice dawali Nancy duże pieniądze za opiekowanie się mną, nie powinienem jej się dziwić, że zdecydowała się tu pracować.
W końcu rodzice wyszli z domu. Mama była już lekko podchmielona alkoholem. Kiedyś widziałem, jak ojciec wbiła coś do jej żyły. Sądziłem, że pobiera jej krew, ale zamiast pociągnąć strzykawkę w górę, wpuścił jej zawartość w ciało mamy. Później zachowywała się dziwnie. Chodziła na czworakach po domu, udawała psa i turlała się na znak mojego ojca.
Kiedy weszliśmy do samochodu, moi bracia stali się wzorami posłuszeństwa. Uśmiechali się do rodziców i drażnili mnie niepostrzeżenie.
Po dwudziestu minutach dotarliśmy na bal. Kiedy opuściłem samochód, moim oczom ukazali się mężczyźni ubrani podobnie jak ojciec i kobiety w długich sukniach. Wszyscy goście mieli na twarzach maski. Oprócz mnie, Malachiego i Trevora nie było tutaj innych dzieci. Mama wspominała, że to impreza dla dorosłych, ale chciała, abyśmy także się zabawili.
- Miłej zabawy, kochani. My z tatą udamy się na trzecie piętro. Zostańcie w ogrodzie.
Mama odeszła z ojcem. Weszła do budynku, w którym powitała ich kobieta ubrana w suknię z piór. Miała na twarzy maskę sowy. Przeszedł mnie dreszcz na widok tego dziwnego balu przebierańców dla dorosłych.
- Zajmij się sobą, braciszku. My mamy lepsze plany na noc niż niańczenie ciebie.
Malachi i Trevor odeszli, zostawiając mnie samego na podjeździe, na który co kilka minut podjeżdżał luksusowy samochód, z którego wysiadała najczęściej para. Czasami widziałem dwóch mężczyzn albo dwie kobiety i mężczyznę. Możliwości było nieskończenie wiele, ale nie chciałem spędzić całej nocy na podjeździe. Skoro rodzice przyszli się tu bawić, ja z pewnością również mogłem znaleźć coś dla siebie.
Poszedłem do ogrodu. Na drzewach zawieszone były niebieskie lampki. Gdzieniegdzie poustawiane były okrągłe stoły, wokół których stali goście. Niektórzy się całowali, a inni pili tylko szampana, rozmawiając ze sobą.
Udałem się do altanki, w której nie było tak tłoczno, jak w pozostałych częściach ogrodu. Zastałem tutaj tylko jedną parę, która była zajęta dotykaniem swoich części ciała nawzajem. Był to dziwny widok, ale nie dziwniejszy niż moja matka zachowująca się jak pies i reagująca na komendy ojca.
- Witaj, chłopczyku.
W chwili, w której usiadłem na jednej z białych kanap, dopadły mnie dwie kobiety. Usiadły po obu moich stronach. Jedna, blondynka z pomalowanymi na różowo ustami, położyła dłoń na moim udzie. Druga, brunetka wyglądająca jak Meksykanka, położyła dłoń na mojej piersi.
- Przyszedłem tutaj z rodzicami - oznajmiłem, nie mając pojęcia, o co mogło im chodzić. Nie mogły przecież wyrzucić mnie z przyjęcia. Znałem państwa Fitzerów, którzy organizowali coroczny bal, a te kobiety zdecydowanie nie należały do ich rodziny.
- Weszli do środka? - spytała blondynka.
- Tak. Kazali mi zostać na zewnątrz, w ogrodzie.
- Och, może w takim razie zechciałbyś, abyśmy pokazały ci, co dzieje się w domu państwa Fitzerów?
- To chyba nie jest dobry pomysł. Moi rodzice...
Blondynka wstała i wyciągnęła w moim kierunku rękę. Meksykanka popchnęła mnie lekko, a ja siłą rzeczy musiałem wstać i podać dłoń blondynce.
- Mam na imię Crystal - wyznała blondynka, a ja zdziwiłem się, gdyż nigdy wcześniej nie słyszałem takiego imienia. - Koleżanka za tobą to Rebecca. Nie martw się. Jak ci na imię?
- Laurent Randall.
- Piękne imię dla pięknego chłopca! Obiecujemy, że będziesz się dobrze bawił, Laurencie! Pilnuj się nas, a my pokażemy ci, jak piękny jest nasz świat.
Nie bardzo wiedziałem, co Crystal miała na myśli, ale nie miałem wyjścia. Rodzice zawsze mi mówili, że powinienem słuchać się dorosłych, a Crystal i Rebecca były dorosłymi. Musiałem być grzecznym chłopcem i pozwolić im zrobić to, co chciały. Wiedziałem, że ojciec będzie ze mnie dumny, jeśli się go posłucham.
Kobiety weszły do domu tylnym wejściem. W środku grała przytłumiona muzyka. Wszędzie widziałem kobiety w maskach. Nie było tutaj żadnego dziecka. Czułem się nie na miejscu, ale skoro nikt nie zwrócił mi uwagi, abym stąd wyszedł, chyba mogłem tutaj przebywać.
Rebecca położyła dłonie na moich ramionach, a Crystal wciąż trzymała mnie za rękę. Starałem się schować za plecami Crystal, aby nie podglądać, co robili goście, ale nie umknęło mi, że wszyscy stali blisko siebie i się nawzajem dotykali.
- Usiądź sobie tutaj, Laurencie. Zaraz rozpocznie się zabawa.
Crystal posadziła mnie na skórzanym fotelu. Próbowałem rozłożyć się wygodnie i się rozluźnić, ale czułem, że nie powinienem tutaj przebywać. Mama byłaby na mnie zła, że nie posłuchałem jej nakazu, a ojciec przetrzepałby mi tyłek do krwi, gdyby się dowiedział, że tu wszedłem. Pewnie nie ukarałby Crystal ani Rebekki, gdyż były pięknymi kobietami, a mój ojciec uwielbiał piękne kobiety, ale ja byłem jego zabawką i na mnie mógł się wyżywać do woli.
Światło w pomieszczeniu było przygaszone. Nagle rozbrzmiało coś w rodzaju gongu, a wówczas wszyscy przebywający w danym pokoju goście zrzucili z siebie ubrania i zaczęli się całować oraz dotykać.
Nigdy nie widziałem na oczy tylu penisów i tyle tego, co między nogami miały kobiety. Starałem się nie patrzeć, ale w ruchach tych ludzi było coś, co mnie obezwładniło.
Patrzyłem, jak wysoki blondyn chwyta zwisające z sufitu kajdany, których wcześniej nie zauważyłem, i zakłada je na nadgarstki brunetki, z którą wcześniej flirtował. Przykuł ręce kobiety do haka w suficie, a klapsem w pośladki zmusił ją do rozszerzenia nóg. W usta wsadził jej kulkę, której pasek zawiązał z tyłu głowy brunetki. Następnie zaczął uderzać ją długą pałką w tyłek.
Kolejny mężczyzna, niższy od swojej partnerki brunet, ustawił swoją nagą kobietę w maski lisicy na czworakach. Chwycił w dłoń swojego penisa, a ja wytrzeszczyłem oczy, gdyż nigdy nie widziałem tak ogromnego przyrodzenia.
Mężczyzna wsunął penisa w tyłek kobiety, a ona jęknęła głośno.
Crystal z kolei dotknęła nagich piersi Rebekki. Kobiety całowały się na moich oczach, jednak nie zwracały na mnie najmniejszej uwagi. Byłem tylko widzem. Ośmioletnim chłopcem, który trafił do zakazanego świata mrocznych przyjemności. Wiedziałem, że nie powinienem się tu znaleźć, ale nie potrafiłem oderwać oczu od kijów w rękach mężczyzn, knebli w ustach kobiet i kajdan, które walały się wszędzie po pokoju.
Ta noc mnie odmieniła. Wróciwszy z rodzicami i braćmi do domu o czwartej nad ranem, umyłem się i nagi położyłem się na plecach na swoim łóżku. Chwyciłem w dłoń swojego penisa i zacząłem poruszać nim tak, jak robił to jeden z mężczyzn na przyjęciu.
Zamknąwszy oczy, zobaczyłem pod powiekami nagą kobietę. Nie chciałem wyobrażać sobie ze szczegółami jej twarzy, ale potrzebowałem kogoś widzieć, aby móc wyobrazić sobie, że byłem jednym z tych mężczyzn, którzy uderzali w tyłek swoje kobiety i wchodzili im między nogi.
Tej nocy po raz pierwszy poczułem na całym ciele dreszcze. Wszystkie mięśnie się napięły, a ja w jednej chwili poczułem, że lecę w dół. Ten błogi stan trwał przez dłuższą chwilę, a gdy się skończył, byłem pewien, że tego właśnie pragnąłem w życiu. Być jak ci mężczyźni, których widziałem na przyjęciu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top