6

Laurent

Musiałem pochylić głowę, aby palcami rąk otrzeć sobie policzki z łez. 

Moja dziewczynka wpatrywała się we mnie z nadzieją w oczach. Pewnie miała mnie za szurniętego psychopatę, który gdyby mógł, rzuciłbym się na nią i pozbawiwszy ją ubrań, przykuł do krzyża i wychłostał. Cóż, taka wizja Elaine nie byłaby daleka od prawdy, jednak zamierzałem powoli i delikatnie wprowadzić ją w mój ukochany świat mrocznych przyjemności, a dopiero później pokazać jej, co naprawdę mnie kręci.

- Nie chcę cię obrażać, kochanie, ale jesteś głupiutka.

Elaine otworzyła usta. Chciała coś powiedzieć, ale ją ubiegłem. 

- Nie gniewaj się na mnie, moja Elaine. Po prostu bawi mnie to, że myślisz, iż kiedykolwiek pozwolę ci na związek z innym mężczyzną niż ze mną. Przecież mówiłem ci, że należysz do mnie. Nie rzucam słów na wiatr.

- Laurencie, proszę...

Proszę. 

Proszę, kurwa. Proszę.

Uwielbiałem, gdy kobiety prosiły i błagały, gdy rżnąłem je bez opamiętania. Chwytałem je za włosy, targałem nimi jak szmacianymi lalkami, a one i tak prosiły o więcej. Były bezwstydnymi szmatami, a mi było dobrze, panując nad takimi sukami. 

Żadna z tych dziwek nie dorównywała jednak Elaine. Tamte suki, które rżnąłem kiedyś, mogłyby jedynie całować stopy mojej księżniczki, jeśli ona oczywiście by na to pozwoliła. Ja siedziałbym na tronie, popijałbym czerwone jak krew wino, a moja księżniczka, moja uległa, siedziałaby na moich kolanach i podtykała swoje delikatne stopy pod usta brudnych dziwek.

Wiedziałem, że pewnego dnia również Elaine będzie mnie prosić. Prosić o litość i prosić, abym rżnął ją mocniej. 

Nie mogłem się doczekać, aż ten dzień nadejdzie. Zanim jednak miało się to stać, musiałem na inny sposób pokazać Elaine, że należała do mnie. Wiedziałem, że ją tym zranię i pewnie nie wybaczy mi tak szybko, ale gdy będzie skazana na moją łaskę, będzie już za późno, aby mnie przeprosić. 

- Chcesz chłopaka, który będzie prawił ci romantyczne komplementy? Pragniesz kwiatów? Delikatnego seksu? Może ci tego nie dam, kochanie. Może nigdy nie będę dla ciebie spełnieniem marzeń, ale to nie znaczy, że będę gorszy od twojego wymarzonego księcia z bajki. Będę ostro cię pieprzył, wiązał cię i chłostał. Będę cię kneblował, wpychał do twojego tyłeczka korki analne z pokrytymi futerkiem sztucznymi ogonkami zwierzątek, ale także będę robił inne rzeczy. Będę cię przytulał, głaskał po główce i mówił ci, jaki jestem z ciebie dumny. Będę nazywał cię moją księżniczką. Moją najpiękniejszą królewną. Nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę. Rozumiem, że nie podoba ci się, jak szybko mi uległaś, ale cię nie oceniam. 

- Nie uległam ci! - krzyknęła Elaine, jednak strażnicy, którzy najwyraźniej dość nasłuchali się o moich perwersyjnych upodobaniach, odeszli na drugi koniec korytarza. 

- Nie krzycz na mnie, moja Elaine. Nie lubię tego.

W oczach mojej dziewczynki zobaczyłem łzy. Tym razem, zupełnie inaczej niż poprzednio, pozwoliła im popłynąć po swoich delikatnych policzkach. 

Elaine schowała twarz w dłoniach. Oparła ją na blacie stołu. Jej ciałem wstrząsnął szloch.

Nie wiedziałem, kto pozwolił Elaine skończyć studia i pozwolić jej pracować w więzieniu. Owszem, byłem dumny z mojej własności, że skończyła studia i była mądrą dziewczynką, jednak z tak słabymi nerwami nie nadawała się nijak do tak wymagającej pracy.

- Czasami nawet w niewoli można odnaleźć wolność - oznajmiłem spokojnie.

Wiele bym dał, aby móc w tej chwili uwolnić ręce z tych pieprzonych kajdan. Chciałbym podejść do Elaine, podnieść ją z krzesła i posadzić sobie na kolanach. Chciałem, aby zarzuciła mi ręce na szyję i wtuliła się we mnie niczym w swojego bohatera. Pocieszając ją, wsunąłbym dłoń w jej majteczki i odnalazł czuły punkt. Moja własność wiłaby się na moich kolanach, a ja odegnałbym jej płacz silnym orgazmem. 

Byłem zniewolony, ale już nie na długo. Musiałem jeszcze trochę popracować nad Elaine i jej zaufaniem do mnie, a gdy nadejdzie czas, w brutalny sposób pokażę jej, że jej świat należy do mnie, a ja jestem jej panem i władcą. 

- Nie płacz, kochanie. Nie powiedziałem nic niezgodnego z prawdą. Nie masz powodu, aby płakać. 

- Mam powód - odparła mówiąc podniesionym tonem, ale na mnie nie krzyknęła. Nauczyła się, gdzie było jej miejsce i podobało mi się to. 

- Jaki to powód, maleńka?

- Taki, że jesteś dupkiem do kwadratu. Myślisz, że zrobisz mi sieczkę z mózgu. Nie jestem jak pozostałe twoje ofiary, Laurencie. Nigdy mnie nie złapiesz. Nigdy mnie nie zniewolisz. 

- Nie umiałabyś beze mnie żyć, moja Elaine. Znasz mnie od wczoraj, ale wpełzłem tak głęboko w twój umysł, że będziesz tu wracać codziennie, aby mnie zobaczyć. Najchętniej przypełzłabyś do moich stóp i zaczęła ocierać mi się o nogę, aby zaspokoić swoje pragnienie bycia ze mną, ale nieustannie ze sobą walczysz.

- Będę tu przychodziła, bo muszę za coś żyć - rzekła, patrząc na mnie wściekle. W jej oczach płonęła nienawiść do mnie, lecz ja widziałem w nich jedynie podniecenie, które w innych okolicznościach doprowadziłoby do brutalnego seksu bez zahamowań. - Nie mam możliwości wyprowadzki stąd. Nie stać mnie na to. Mam dom po rodzicach. Co prawda, mogę sprzedać ich samochody, ale mają dla mnie wartość sentymentalną. Rozumiem, że ty traktujesz terapię jak zabawę i próbujesz uczynić ze mnie swoją kolejną ofiarę. Teraz, gdy jesteś skuty i zamknięty w celi, nie masz możliwości torturować i mordować. Muszę ci wystarczyć ja i znęcanie się nade mną. 

- Uklęknij, Elaine.

- Co?

Dziewczyna patrzyła na mnie jak na niespełna rozumu mężczyznę. Rozumiałem, że chciała mi się oprzeć, ale w jej oczach widziałem coś, czego ona sama nie dostrzegała.

Elaine była jedną z tych kobiet, które potrzebowały zniewolenia, aby rozwinąć swoje skrzydła. Moja własność mogła się zapierać, że nie miałem racji, ale ja wiedziałem swoje.

Może byłem mordercą, który w przeszłości dopuszczał się karygodnych czynów, ale znałem się na ludzkiej psychice jak mało kto. 

- Potrzebujesz się uspokoić. Aby to zrobić, musisz się komuś poddać. Nie pozwolę ci, aby ktokolwiek inny przejął nad tobą władzę, dlatego proszę, abyś uklękła przede mną.

Jak na zawołanie do celi podeszło dwóch strażników. Przygryzłem dolną wargę z wściekłości. Akurat teraz musieli się tu pojawić, pieprzeni imbecyle. 

- Elaine, idziemy na przerwę obiadową na stołówkę. Zechcesz do nas dołączyć czy pójdziesz później?

Jackson, starszy ze strażników, rzucił zdziwione spojrzenie w kierunku mojej Elaine. Nie spodobało mi się, jak patrzył na jej łzy. Te łzy należały do mnie, nie do niego. Gdybym był wolny, wypaliłbym mu oczy za spoglądanie na moją własność. 

- Cela będzie zamknięta, gdy pójdziecie, zgadza się? 

- Za pół godziny wracamy. Nie możemy zostawić klucza tobie ani w zamku. Nic ci nie grozi, dziewczyno.

Elaine skinęła głową. Część mnie obawiała się, że moja własność pójdzie ze strażnikami na obiad. Na szczęście Elaine była zapłakana i pewnie nie chciała pokazywać się w tym stanie większej ilości osób, co było dla mnie udogodnieniem. 

Kiedy oszołomy sobie poszły, odetchnąłem z ulgą. Usłyszałem dobiegający do mnie z dalszej części korytarza dźwięk zjeżdżającej w dół windy. W końcu zostałem z Elaine bez nadzoru. Mogłem mówić, co mi się żywnie podobało, nie zważając na to, że pieski Vlada nakablowałyby mu później, jakimi zbereźnościami obdarowywałem Elaine.

- Kochanie? 

Pstryknąłem palcami, aby przywołać na siebie jej uwagę. 

Elaine spojrzała mi w oczy. Po jej policzkach wciąż spływały łzy. Dziś moja kochana dziewczynka nie miała na twarzy eyelinera ani tuszu do rzęs, ale i tak wyglądała fantastycznie. Osoba o tak szlachetnym sercu mogłaby mieć na sobie najgorsze ciuchy świata, a ja i tak widziałbym w niej czystość i dobro. 

- Spójrz tylko, jak miękki dywanik mam pod stopami. Jest wystarczająco duży, abyś na nim uklękła. Kolana nie będą cię bolały. To miękki materiał. Delikatne włosie. 

- Nie mogę, Laurencie...

- Potrzebujesz tego, królewno. Obiecuję, że cię nie dotknę. Jakbyś nie zauważyła, mam ręce przykute do stołu, a nogi skute w kostkach. Mógłbym co najwyżej cię kopnąć, lecz nigdy bym cię tak znieważył. Jesteś moja i muszę o ciebie dbać. Spróbujesz uklęknąć, Elaine?

Musiałem podchodzić do niej ostrożnie. Sprawa byłaby ułatwiona, gdybym był wolny. Wówczas trzymałbym w ręku bicz, którym trzasnąłbym o podłogę, aby pokazać dziewczynie swoją dominację i siłę. Prawdziwy dominujący nie potrzebował jednak żadnych atrybutów, aby pokazać swą władzę. Ja taki właśnie byłem. Potrafiłem umiejętnie operować słowami, podchodzić swoją ofiarę i sprawiać, że stawała się ona uzależniona ode mnie.

Nie podobało mi się, że Elaine tak szybko się zatracała w mojej manipulacji, ale było mi to na rękę. Zwykle lubiłem trochę powalczyć, aby osiągnąć cel, gdyż wówczas nagroda smakowała jeszcze lepiej. Tymczasem Elaine znała mnie od wczoraj i powinna wykazać się większą ostrożnością, jednak mój urok osobisty i mrok, który w sobie miałem, opanował również ją. 

Dziewczyna spuściła wzrok. Zsunęła się z krzesła, a ja w myślach odtańczyłem taniec zwycięstwa. 

Wstrzymałem oddech, gdy spojrzawszy w dół, w szczelinie między mną a stołem dostrzegłem klęczącą Elaine. Miała opuszczoną głowę i oddychała ciężko. Ostrożnie, aby jej nie wystraszyć, rozszerzyłem nogi na tyle, na ile pozwalały mi kajdany. Między moimi udami powstała wystarczająca przerwa.

- Doskonale, kochanie - wyszeptałem miękko, aby jej nie wystraszyć. - Teraz oprzyj policzek o moje udo.

- Laurencie...

Wolałbym, aby zwracała się do mnie "mój panie" lub "wasza wysokość", ale nie mogłem mieć wszystkiego naraz, prawda?

- Spokojnie. Nic ci nie grozi, moja Elaine.

Zakuło mnie w sercu, gdy wykonała mój rozkaz. 

Kiedy poczułem ciepło policzka Elaine na swoim udzie, które okryte było dresowymi spodniami, mój kutas stwardniał. Jęknąłem z rozkoszy, dziwiąc się sobie, że tak delikatny dotyk wystarczył, aby mnie podniecić. Zwykle dziwki musiały nieźle się napracować ustami, aby doprowadzić mnie do szału, a przy Elaine wystarczyła tak niewinna pieszczota, abym odszedł od zmysłów.

- Czujesz się bezpieczna, księżniczko?

Elaine zesztywniała. Krew na moment przestała krążyć w moich żyłach.

- Elaine?

Dziewczyna wstała. Wychodząc spod stołu, uderzyła czubkiem głowy o metalowy blat. Skrzywiła się, a z jej ust wydostał się jęk bólu. Łzy spłynęły po policzkach mojej własności.

- Nie wrócę tu więcej! - krzyknęła, zgarniając swoją torbę. Dopadła wejścia do celi. Najwyraźniej zapomniała, że jej wybawiciele w postaci strażników udali się na przerwę obiadową. Elaine uderzała dłońmi w kraty celi i zanosiła się szlochem. 

- Uspokój się, kochanie. Przecież nic ci nie zrobiłem - wyznałem spokojnie, aby jeszcze bardziej jej nie zestresować. Moja biedna niewolnica trzęsła się i płakała, a ja nie mogłem przyjść jej z pomocą. 

- Nie nadaję się do tej pracy! Uległam ci! Nie chciałam tego!

Elaine odwróciła się tyłem do krat. Zsunęła się w dół i usiadła na podłodze. Przyciągnęła nogi do klatki piersiowej, po czym otoczyła kolana rękami. Wtuliła zapłakaną twarz w swoje uda, szlochając boleśnie. Zapewne każdy więzień przebywający na tym piętrze słyszał jej żałosne zawodzenie, ale prócz strażników nikt nie mógł tu przyjść, aby ją uwolnić. 

Wpatrywałem się w szlochającą Elaine, starając się wymyślić, co zrobić, aby się uspokoiła. Miała być tu uwięziona ze mną jeszcze przez jakiś czas, a ja nie chciałem, aby coś jej się stało.

- Opowiem ci o swoim dzieciństwie. Co ty na to?

Podniosła wzrok. Otarła wierzchem dłoni łzy, po czym pokiwała twierdząco głową. Nie ruszyła się spod krat, a ja zacząłem opowiadać jej historię o tym, jak stałem się mordercą bez skrupułów.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top