54

Laurent

Minęły niemal dwie doby, od kiedy Elaine zaginęła.

Jeździłem po Meksyku wraz z Matteo, podczas gdy Vlad wraz z Ignacio zostali w posiadłości tego drugiego. Matteo uparł się, że to on będzie prowadził. Nie miałem siły się z nim spierać. Nie spałem od długiego czasu i prawie nie jadłem. Rano Matteo siłą zmusił mnie do zjedzenia śniadania. Związał mi ręce za plecami i nakarmił mnie jak pieprzonego dzieciaka. Nie chciałem go słuchać, ale Matteo uciszył mnie, gdy powiedział, że jeśli nie zjem posłusznie śniadania, zostawi mnie przykutego do kaloryfera i sam pojedzie szukać mojej najpiękniejszej pod słońcem kobiety.

- Nie znajdziemy jej - warknąłem, wpatrując się w meksykańskie slumsy za oknem.

Znaleźliśmy się w jednej z najbiedniejszych dzielnic tego kraju. Wszyscy patrzyli z zaciekawieniem na czarnego mustanga, którego pożyczyliśmy od Ignacio. Przyciąganie uwagi nie było tym, czego chcieliśmy, ale lepiej było zachować pozory bogactwa. W walce z gangami i z handlarzami ludźmi status był bardzo ważny. W końcu nie sprzedawano tych dziewczyn biedakom z ulicy. Kobiety kupowali bogaci i potężni mężczyźni, mający wpływy w świecie polityki.

- Zamknij mordę, Laurent. Szybko się poddałeś. Gdzie podział się mój waleczny chłopiec, który chciał mnie pociąć, gdy spróbowałem powstrzymać go przed samobójstwem? 

- Nie musisz o tym wspominać, wiesz? Już nie jestem tamtym dzieciakiem, który chciał się zabić dlatego, że nikt go nie kochał. 

- W takim razie zepnij dupę i walcz. Elaine wciąż może żyć. Musimy ją jak najszybciej uratować, jeśli nie chcemy, aby miała trwałe uszkodzenia na umyśle. Z własnego doświadczenia wiesz, jak trudno jest pozbyć się bolesnej przeszłości. 

- Ja jestem facetem, Matteo - warknąłem, jakbym rozmawiał z trzylatkiem. - Poradziłem sobie, bo nie miałem innego wyjścia. Nie twierdzę, że kobiety są słabsze, ale do diabła. Sam widziałeś Elaine. Jest wrażliwa i delikatna. Nie przeżyje, jeśli ktoś ją skrzywdzi. Nawet jeśli jakimś cudem uda jej się do mnie wrócić, już nigdy mi nie zaufa. Nie pozwoli, abym był jej panem. Nie będzie klęczała u moich stóp i nie będzie pozwalała mi nad sobą dominować.

- Naprawdę to jest dla ciebie najważniejsze?

Matteo zacisnął dłonie na skórzanej kierownicy sportowego wozu. Wbił nieprzenikniony wzrok w widok za oknem. Za kilka minut mieliśmy dotrzeć do siedziby handlarzy kobietami.

- Nie. Oczywiście, że nie to jest dla mnie najważniejsze, kurwa - odparłem podminowany. - Kocham Elaine i dla niej byłbym w stanie wyrzec się swoich seksualnych pragnień. Jeśli miałaby być szczęśliwa, wyrzuciłbym wszystkie pejcze, wibratory, kulki analne czy obroże! Pozwoliłbym jej się związać i wychłostać, jeśli to miałoby sprawić, że Elaine byłaby bezpieczna! Dla niej zrobię wszystko, Matteo! Zmienię dla niej swoje popierdolone życie, z którego dotychczas nic nie miałem!

- Właśnie dlatego jesteś moim przyjacielem, Laurencie.

Spojrzałem na niego pytająco. Matteo potrafił skupić się na jeździe w ekstremalnie trudnych warunkach przez slumsy i jednocześnie ze mną rozmawiać. 

- Niby dlaczego? Nie rozumiem. 

- Dlatego, że mimo swoich erotycznych pragnień, potrafiłbyś je całkowicie skreślić dla ukochanej kobiety. Wiedziałem, że gdy pewnego dnia poznasz właściwą dziewczynę, będzie ona dla ciebie ratunkiem. Dzięki jej dobremu sercu zapomnisz o boleściach przeszłości i raz na zawsze zerwiesz z Laurentem, którego osobowość kreowałeś przez lata. Nie sądziłem, że zdecydujesz się uprowadzić dziewczynę, którą pokochasz, ale oboje wiemy, że nie jesteś zwyczajny. Nie myślisz jak inni ludzie. Masz swoje wartości i za wszelką cenę dążysz do tego, aby spełniać swoje cele. To w tobie szanuję, przyjacielu. Elaine będzie najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem, kiedy już ją znajdziesz. Może nie będziesz jej księciem z bajki, ale kto powiedział, że historia Pięknej i Bestii nie skończyła się tak dobrze, jak romanse z pozostałych bajek?

Nie sądziłem, że w chwili, w której cały świat będzie walił mi się na głowę, będę w stanie się uśmiechnąć. 

Czasami żałowałem chwili, w której Matteo znalazł mnie trzymającego w dłoni żyletkę. Żałowałem, że nie dokonałem swojego dzieła ostatecznego i nie zabiłem się. Uważałem, że ktoś o tak okrutnej osobowości jak ja, nie ma prawa żyć. 

Matteo nie był aniołem. Był diabłem w najczystszej postaci, ale miał do siebie to, że najważniejsi dla niego byli otaczający go ludzie. Potrafiłby zamordować każdego sukinsyna, który bez jego zgody dotknąłby jego dwóch ukochanych niewolnic.

Pasowaliśmy do siebie jak dwie krople wody. Matteo odciągał mnie od myśli samobójczych, gdy takowe mnie nachodziły, a ja odwdzięczałem mu się bezwzględną lojalnością i zaufaniem. Darzyłem go największym szacunkiem i mimo, że czasami się z nim nie zgadzałem, to był on moim przyjacielem od serca, który aby zmusić mnie do zjedzenia śniadania, był gotów mnie związać i wepchnąć mi jedzenie do gardła.

Elaine

Asher został ze mną, gdy Rocco wyszedł zapalić papierosa.

Leżałam na łóżku w pozycji embrionalnej. Płakałam w poduszkę, nie chcąc zdenerwować Ashera. Nie znałam go tak dobrze, jak znałam Rocco, choć jakby nie patrzeć, nie znałam żadnego z nich. Stanowili dla mnie zagadkę, której nie chciałam nigdy rozwiązać. 

- Podobał ci się trójkącik, cukiereczku? Muszę przyznać, że było mi bardzo dobrze w twojej ciasnej dupeczce.

Asher położył dłoń na moim biodrze. Gdy się za mną położył, jego twardy penis wsunął się w rowek między moimi pośladkami. Mężczyzna objął mnie w pasie, dociskając mocniej do siebie. Pisnęłam cicho. Nie chciałam, aby znów się nade mną znęcał. Nie miałam nawet sił, aby wstać. 

- Coś w tobie jest, wiesz? Rocco nigdy nie traktował żadnej dziwki tak pobłażliwie. Musisz być jego ulubioną zabaweczką, skoro nie naszprycował się dragami. Gdybyś miała we krwi trochę narkotyków, nie stawiałabyś się nam. Jesteś jednak tak słaba, że nie potrzeba ci ani grama kokainy, skarbie. 

Blondyn chwycił zaborczo moją kobiecość. Objęłam dłonią jego nadgarstek, błagając w myślach, aby mężczyzna przestał, ale on nie sprawiał wrażenia takiego, który miałby ochotę mi odpuścić. 

- Dalej, mała. Pokaż mi, co masz między nóżkami.

- Proszę, panie. Jestem obolała. Tak dużo przeszłam...

- Kurwa, tak. Błagaj dalej, suczko.

Asher chwycił w wolną dłoń swojego penisa. Jęczał i cicho wzdychał, masturbując się za moimi plecami. Lewą ręką dotykał mojej cipki. Klapsem w kobiecość zmusił mnie do rozszerzenia obolałych ud. Wcisnął we mnie dwa palce, bawiąc się moją wilgocią pozostałą po trójkącie z oboma mężczyznami. 

- Wydoję cię ze wszystkich soków, Elaine. Ty za to swoją wrodzoną uległością sprawisz, że spryskam spermą twoje gładkie plecy. Chciałabyś pokazać się cała w spermie naszym kolegom z gangu, co?

Gang. Rocco i Asher należeli do gangu. Te miejsce musiało być ich siedzibą. 

Że też wcześniej nie przyszło mi to na myśl. Sądziłam, że w tym budynku miała miejsce nielegalna prostytucja. Naćpane narkotykami dziewczyny służyły swoim właścicielom. Skoro jednak był to gang, musieli zajmować się czymś poza nieustannym dręczeniem seksualnym biednych dziewczyn. Ktoś musiał zajmować się narkotykami, sprzedażą broni lub praniem brudnych pieniędzy. Być może miał tu miejsce również handel ludźmi. W Meksyku było to popularne zjawisko i choć każdego roku mówiono w telewizyjnych wiadomościach o ofiarach handlu, turyści i tak ciągnęli do Meksyku jak ćmy do światła. Historia tego kraju była piękna, a zabytki zapierające dech w piersiach, ale bezpieczeństwo powinno być najważniejsze.

Próbowałam się skupić, ale palce Ashera były już tak głęboko we mnie, że wszystkie myśli wyleciały mi z głowy. Mężczyzna poruszał coraz szybciej swoją dłonią na kutasie. Doszedł wkrótce, zgodnie z obietnicą spryskując moje plecy. Asher doprowadził moje wymęczone ciało do orgazmu. 

Nie wytrzymałam tak dużej ilości bodźców w ostatnim czasie. Gdy tylko Asher uszczypnął mocno moją łechtaczkę, obraz przez moimi oczami zrobił się ciemny. Zemdlałam w ramionach niebezpiecznego mężczyzny, będąc zdana wyłącznie na jego łaskę. 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top