52
Laurent
- Kurwa mać! Jak mogłeś do tego dopuścić?!
Vlad bezlitośnie mnie spoliczkował. Rozmasowałem bolące miejsce. Kuźwa, zasłużyłem sobie na to.
- Nie wiem, co mam ci powiedzieć. Spałem jak zabity. Być może Rocco mi coś podał, gdy byłem w głębokiej fazie snu, a ja nawet nic nie czuję. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, Vlad. Zawaliłem.
Mój starszy przyjaciel chodził po pokoju swojej ogromnej posiadłości. Miał tu wiele pomieszczeń, w których dokonywały się najróżniejsze bezeceństwa, ale posiadał również takie, które pomagały mu myśleć i podejmować racjonalne decyzje.
Padłem na obity skórą fotel. Schowałem twarz w dłoniach, drżąc na całym ciele.
Nie czułem się tak bezbronny od dnia, w którym ojciec wywiózł mnie do lasu, kazał mi się rozebrać i związawszy mi ręce na plecach, wyrzucił mnie na zawsze ze swojego życia. Wówczas byłem dziesięcioletnim chłopcem, który nie pragnął niczego oprócz miłości. Nigdy nie zostałem zaakceptowany i przez całe życie musiałem walczyć z potworami z przeszłości. Gdy już wydawało się, że moje tragiczne życie się ustabilizuje z moją oszałamiającą kobietą u boku, ona została mi odebrana. I to w moim własnym domu!
Czułem się podle z tym, że nie zadbałem lepiej o bezpieczeństwo Elaine. Ona nie musiała zostać porwana. Mogła żyć ze mną pod jednym dachem i rozkoszować się tą słodką niewolą z mężczyzną u boku, który kochał ją do szaleństwa.
- Laurent, to nie czas na załamywanie się.
Uniosłem wzrok na Vlada. Mojego mentora i moją jedyną nadzieję.
Nagle do pokoju wpadł Matteo. Mój drogi przyjaciel od serca spojrzał na mnie porozumiewawczo. Nie musiał nic mówić.
- Kurwa, powiedzcie, że to nieprawda - poprosił zbolałym głosem brunet, szarpiąc za swoje włosy.
- Niestety to prawda - odparłem, wciąż siedząc. Nie czułem się na siłach, aby stanąć.
- Zadzwoniłem już do głównego oddziału handlarzami ludźmi w Meksyku - poinformował sucho Vlad, patrząc na mnie z gniewem. - Za godzinę zostanie podstawiony na moją posiadłość helikopter, który zabierze nas do Meksyku, panowie. Nie pozostaje nam nic innego, jak współpracować z handlarzami i znaleźć Elaine.
- W więzieniu nic nie mówili? - spytałem ciekawy, gdyż przed kilkoma minutami Vlad wykonał połączenie również tam. Do więzienia, w którym do niedawna był dyrektorem.
- Rocco uciekł w czasie obiadu. Nie wiedzieć jakim cudem miał przy sobie nóż. Zabił Jacksona, tego strażnika, który czasami odprowadzał Elaine do twojej celi, Laurencie. Udało mu się przedostać przez system zabezpieczający i uciekł stamtąd. To też moja wina, Laurencie. Mogłem bardziej zadbać o bezpieczeństwo, gdy byłem tam dyrektorem.
Vlad padł na fotel stojący niedaleko mnie. Matteo oparł się tyłkiem o mahoniowe biurko naszego rosyjskiego przyjaciela. Patrzył tępo w podłogę.
- Polubiłem tę dziewczynę - rzekł, a mi serce się ścisnęło. - To, jak mi się postawiła, było godne poklasku. Elaine nie pozwoli się zniszczyć, Laurencie. Musisz w nią wierzyć. To silna dziewczyna. Z pewnością sobie poradzi.
- On na pewno już ją zgwałcił - wyszeptałem, nie wierząc w to, że mówiłem tak o mojej biednej, bezbronnej uległej. - Rocco również nie pozwoli sobie w kaszę dmuchać. To bandzior z krwi i kości. Już nigdy jej nie odratuję. Może ją znajdziemy i niech Bóg dopomoże, wróci ze mną do domu, ale gwałt zostaje w kobiecie na wieki.
- Laurencie, ty sam ją zgwałciłeś - warknął gniewnie Vlad, przypominając mi o tym, jak wylizałem cipkę Elaine bez jej zgody w magazynie, tuż po porwaniu.
- To było co innego! Elaine mnie znała! Odwiedzała mnie codziennie w więzieniu! Sama mi potem powiedziała, że wolałaby, abym to ja ją zgwałcił niż Rocco! To, co mówię, jest brutalne, ale takie jest nasze popieprzone życie! Nie wybrałem sobie takiej ścieżki zawodowej! Naprawdę myślicie, że chciałem uprowadzać i sprzedawać? Że chciałem pracować w burdelu jako nastoletni chłopiec? Że podobało mi się to, jak dorośli mężczyźni robili ze mnie swoje zwierzątko i wpychali mi do tyłka swoje kutasy?
Skuliłem się w fotelu, jakbym wciąż był tym małym chłopcem, który z dnia na dzień musiał rzucić się w wir dorosłego życia.
Poczułem na ramieniu czyjąś dłoń. Znałem Matteo już tak długo, że rozpoznałem jego silny i dominujący dotyk. Wstyd mi było przyznać, ale gdyby Matteo zechciał mnie zdominować, oddałbym mu się bez słowa. Ten człowiek roztaczał wokół siebie tak silną aurę władczości, że każdy w promieniu kilometra oddałby wszystko, aby paść mu do stóp i je wycałować.
- Wiemy, że tego nie chciałeś, przyjacielu - wyszeptał, mrucząc w moje włosy.
- Chcę tylko ją odnaleźć. Kocham ją.
- Laurencie, musisz się uspokoić. Rozumiem, że jest ci trudno. Gdyby to moje uległe ktoś porwał, prawdopodobnie zachowywałbym się tak samo, jak ty. Może na to nie wygląda, ale naprawdę kocham te dwie dziewczyny. Prawdopodobnie nie oddałbym za nie życia tak, jak ty zrobiłbyś to za Elaine, ale wyobrażam sobie, co teraz czujesz.
- Kurwa, nie tak miało być! Miałem się z nią ożenić! Mieć dzieci!
- Spokój - zakomenderował wojskowym tonem Vlad, przerywając moje dziecinne płacze.
Spojrzałem na mojego rosyjskiego przyjaciela. Matteo wplótł palce w moje włosy i je przeczesywał. Ten czuły dotyk sprawił, że nie poczułem się tak samotny, jaki w rzeczywistości byłem. Znów wziąłem pełen oddech i uspokoiwszy się na tyle, na ile było to możliwe, skinąłem do Vlada.
- Znam cię nie od dziś, Laurencie. Wiem, że w twoich myślach czają się demony, ale jesteś wystarczająco silny, aby sobie z nimi poradzić. Wierzę w to, że odnajdziemy Elaine. Kto jak kto, ale my mamy doskonały kontakt z ludźmi handlującymi niewolnicami. Wielokrotnie żałowałem, że jako młody człowiek wplątałem się w świat szemranych interesów, ale musiałem się z tym pogodzić. Jeśli raz się do niego wejdzie, wyjść można jedynie w trumnie.
Pokiwałem głową, przyznając mu rację.
- Rocco może i zgwałcił Elaine. Nie będę ci słodził. Wiesz, jak działa nasz świat. Wątpię jednak, aby zrobił jej krzywdę. Elaine to młoda dziewczyna, w dodatku dziewica.
- Już nie - wyszeptałem.
- Kurwa, nawet jeśli już nią nie jest, to nic nie znaczy! To śliczna dziewczyna o anielskich oczach! Nie wiemy, czy Rocco zechce zostawić ją dla siebie czy sprzedać, ale musisz wierzyć!
Przycisnąłem palce do oczu, zbierając ostatnie łzy, jakie tam pozostały.
Po swojej wypowiedzi Vlad wyszedł z gabinetu. Powiedział, że wróci po nas, gdy na lądowisku pojawi się helikopter. Lot do stolicy Meksyku miał stąd potrwać niecałe pół godziny. Nie chciałem tyle czekać, ale Vlad przywołał mnie do porządku uderzeniem w policzek. Tego było mi trzeba.
Matteo usiadł na podłokietniku zajmowanego przeze mnie fotela. Przyciągnął moją głowę do swojej piersi. W innej okoliczności nie pozwoliłbym mu na tak zuchwały gest, ale potrzebowałem przyjąć jego wsparcie. Oprócz Matteo, Vlada i leżącego w szpitalu Edgara nie miałem nikogo.
- Nie mogłeś tego przewidzieć. Sam nie spodziewałbym się, że ktoś wtargnie na moją posesję w środku nocy.
- Nie pocieszaj mnie. To moja wina. Uprowadzając Elaine zobowiązałem się do opieki nad nią, a póki co jedyne, co robię, to wszystko pieprzę.
- Niewątpliwie wypieprzyłeś swoją Elaine, bracie.
Uderzyłem Matteo łokciem w pierś. Mężczyzna zwinął się, ale również się roześmiał.
- Mój waleczny Lauren wrócił. Cieszy mnie to.
- Nigdy nie czułem się tak bezbronny. Wstyd mi, że nie potrafię zapanować nad emocjami.
- To żaden wstyd, słyszysz? Nie masz prawa czuć wstydu dlatego, że potrzebujesz pomocy. Jesteś dzieciakiem z rozbitego domu. Kurwa, to, co tam miałeś, to nie był nawet rozbity dom. To była jakaś popierdolona banda seksualnych zboczeńców. Twoi rodzice się nad tobą znęcali, robiąc sobie z ciebie niewolnika, a twoi starsi bracia zamiast cię chronić, wystawiali cię na pośmiewisko rówieśników. Tak nie postępuje rodzina, Laurencie. Może twoi rodzice cię spłodzili, ale to nie dało im prawa do nazywania siebie twoimi rodzicami. Nie zawsze rodzina, w której przyszliśmy na świat, to nasza właściwa rodzina. Ja za swoją rodzinę uważam ciebie i Vlada. Może to chore, ale pieprzę to.
- Matteo, jeśli odnajdziemy Elaine, wyprawię jej najpiękniejszy ślub, na jaki mogła sobie zasłużyć.
Mój przyjaciel poczochrał moje włosy. Wstał, po czym podszedł do barku Vlada. Nalał nam po szklaneczce whisky, a gdy do mnie wrócił, podał mi naczynie z alkoholem.
- Za waszą przyszłość, bracie.
- Za naszą przyszłość - odparłem, wznosząc toast z łzami w oczach.
***
Lot do Meksyku, choć krótki, dłużył mi się niemiłosiernie. Gdy tylko wylądowaliśmy w stolicy, na prywatnym lądowisku jednego z bogatych znajomych Vlada, poczułem gorycz w ustach.
Wypadłem z helikoptera jak napruty alkoholem facet. Matteo przytrzymał mnie za ramię. Był to niewinny dotyk, ale ja poczułem to tak silnie, jakby Matteo założył mi na szyję obrożę i pociągnął za smycz.
W naszej relacji zawsze był wyżej ode mnie. Uratował mnie przed samobójstwem, dlatego czuł się za mnie odpowiedzialny. Matteo miał swoje za uszami, podobnie jak ja, ale był dobrym człowiekiem. To, jak zachowywał się w stosunku do przyjaciela w potrzebie, jasno świadczyło o jego dobrym sercu.
- Ignacio, dziękuję za pomoc.
Przed nami pojawił się przystojny mężczyzna w średnim wieku. Miał na sobie garnitur i czuć było od niego bogactwo.
- Do usług, Vlad. Niewolnicy którego z was szukamy?
- Mojej - odparłem, mierząc mężczyznę wzrokiem od stóp do głów. Nauczyłem się oceniać ludzi po tym, jak się prezentowali i zachowywali. Odkąd zostałem wyrzucony w lesie jak bezdomny pies, uważnie wybierałem sobie towarzystwo. Bałem się zostać ponownie zranionym, dlatego starałem się robić, co w mojej mocy, aby otaczać się jedynie wartościowymi ludźmi.
- Dostałem zdjęcie Elaine Rochester - oznajmił Ignacio, ściskając moją dłoń. - Już rozpoczęliśmy jej poszukiwania. Wysłałem cztery grupy moich ludzi, aby odwiedzili handlarzy ludźmi. Niestety nie mamy ani jednego śladu Rocco. To jego sprawka, prawda?
- Tak, to on ją uprowadził - warknąłem, nie chcąc słyszeć imienia tego skurwiela nigdy więcej.
- Rocco jest znany w Meksyku. To niebezpieczny człowiek, ale nie taki, którego nie dałoby się schwytać. Za pieniądze w tym kraju można zrobić wszystko, ale jestem Vladowi wdzięczny za to, że uratował mnie od długów. Zrobię to dla niego za darmo i przyłożę się, aby twoja niewolnica się odnalazła. Sam posiadam cztery i mimo, że łączy nas relacja miłości i nienawiści, zabiłbym się, gdyby którejkolwiek coś się stało.
- Dziękuję panu, Ignacio. Doceniam pańską pomoc.
Brunet uśmiechnął się do mnie współczująco. Nie chciałem jego pierdolonego współczucia, lecz natychmiastowego odnalezienia mojej Elaine.
- Czy możemy coś teraz zrobić? Udać się na poszukiwania? Nie zniosę bezczynnego siedzenia na dupie.
Vlad skarcił mnie wzrokiem, ale byłem dorosły. Nie miał prawa mówić mi, co robiłem źle.
- Najlepiej będzie zaczekać, aż moje cztery grupy wrócą z poszukiwań - oznajmił Ignacio, kierując się w stronę pięknego domu z basenem. - Rozumiem twój pośpiech, Laurencie. Musisz jednak myśleć przede wszystkim o bezpieczeństwie swojej niewolnicy. To ona jest tu najważniejsza i to o nią musisz najbardziej dbać. Pośpiech jeszcze nikomu się nie przysłużył. Zakwateruję was w moich pokojach dla gości. Odpocznijcie proszę, a gdy moi ludzie wrócą, bezzwłocznie was o tym poinformuję.
Nie chciałem czekać. Nie chciałem siedzieć na dupie, podczas gdy Elaine mogła być gwałcona przez kilku mężczyzn jednocześnie.
Podczas pracy w klubie BDSM Saffron nauczyłem się jednak, że posłuszeństwo było kluczem. Musiałem powstrzymać swoją chęć jak najszybszego odnalezienia mojej kobiety. Nie uśmiechało mi się to, jednak Ignacio miał rację.
Pośpiech jeszcze nikomu się nie przysłużył.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top