5

Elaine

Wyszłam z celi Laurenta, po czym usłyszałam za sobą kroki jednego ze strażników. Nie odzywał się do mnie, ale wiedziałam, że mnie pilnował.

- Cukiereczku, już wyszłaś od swojego chłoptasia?

Zamarłam, słysząc głos Rocco. Byłam tak podminowana po rozmowie z Laurentem, że nie sądziłam, iż cokolwiek jeszcze bardziej mogłoby wytrącić mnie z równowagi, ale najwyraźniej temu mężczyźnie się to udało.

- Może nareszcie zmądrzałaś i w końcu zdecydowałaś, że to mnie powinnaś pokazać swoją cipkę? Poprzednie psycholożki Laurenta uciekały i ode mnie, ale ty mnie wysłuchujesz, choć mało mówisz. Choć to nawet lepiej. Nie lubię, gdy kobieta w łóżku dużo mówi.

Strażnik popchnął mnie delikatnie w przód. Wpadłam w trans słuchając słów Rocco, a nie chciałam spędzić tam więcej czasu. Mimo, że strażnicy stanowego więzienia w Kansas nie zyskali mojej sympatii, byłam im wdzięczna, gdyż czuwali nade mną, gdy traciłam nad sobą panowanie.

- Gdzie chciałabyś się udać, Elaine? - spytał Logan, który znikąd pojawił się przed moimi oczami. Przejął mnie od poprzedniego strażnika, którego imienia nie zapamiętałam. Położył dłoń w dole moich pleców i zaprowadził mnie do windy, po czym spojrzał na mnie pytająco, czekając na moją odpowiedź. 

- Chciałabym gdzieś przez chwilę odpocząć. 

- Nie wiem, czy powinienem ci to proponować, ale możemy udać się na spacerniak. O tej porze więźniowie są wyprowadzani. Mówię oczywiście o tych z pierwszego piętra. Możemy stanąć za płotem i ich poobserwować. 

- Nie musisz wracać do swoich obowiązków?

Logan posłał mi uśmiech pełen litości. Nie sądziłam, że tak chłodny człowiek potrafił się uśmiechać.

- Elaine, nie mam tutaj wiele do roboty. Ostatnimi czasy więźniowie są grzeczni. Chyba zdali sobie sprawę, że wszelkie próby ucieczki będą skazane na niepowodzenie. 

Skinęłam głową. Pozwoliłam Loganowi zaprowadzić się w okolice spacerniaka.

Usiedliśmy obok siebie na ławeczce położonej w cieniu, pod drzewami. Więźniowie chodzili w kółko po wyznaczonym do tego terenie. Niektórzy siedzieli w cieniu, gdyż gorąc im doskwierał, a inni palili papierosy. Przez cały czas byli jednak uważnie pilnowali przez kamery oraz przez strażników, których w czasie spaceru więźniów było tu całkiem sporo. 

Starałam się zamknąć na moment oczy, aby uwolnić się od natrętnych myśli o Laurencie.

Z jednej strony chciałam jak najszybciej do niego wrócić i znów pogrążyć się w rozmowie, gdyż byłam ciekawa jego osoby, ale z drugiej strony bałam się, że za szybko mu ulegnę.

Nie chciałam zakładać, że kiedykolwiek pozwolę mu cię omamić tymi słownymi manipulacjami, ale Laurent był na dobrej drodze, aby namieszać mi w głowie. Gdy przedstawiał mi swój punkt widzenia ze swojej perspektywy zaczynałam go rozumieć. Nie widziałam w nim więźnia, kiedy z taką fascynacją opowiadał o swoich mrocznych fantazjach. Postrzegałam go jako zwyczajnego młodego mężczyznę z perwersyjnymi upodobaniami, który chciał mnie przekonać do swoich racji, ale nie narzucał mi się ze swoją wizją. 

Choć czy Laurent aby na pewno mi się nie narzucał?

- Rozmyślasz, czy odejść z pracy? 

Pokiwałam przecząco głową. Czułam na sobie przenikliwe spojrzenie Logana, ale wpatrywałam się w więźniów.

- Nie chcę odejść. Potrzebuję pieniędzy i chcę pomóc Laurentowi.

- Jesteś waleczna. Podoba mi się to.

Spojrzałam w oczy Logana. Dopiero teraz mogłam lepiej mu się przyjrzeć. 

Mężczyzna miał ciemne włosy, choć w słońcu wydawały się jaśniejsze. Miał kolczyk w dolnej wardze, a jego broda była pokryta kilkudniowym zarostem. Logan miał świdrujące spojrzenie delikatnie brązowych oczu. Byłam ciekawa, czy miał rodzinę i jak długo mieszkał w Ellsworth. Nie chciałam go jednak o to pytać, gdyż mimo, że postać Logana mnie ciekawiła, to dla Laurenta tutaj byłam i to jemu chciałam poświęcić całą uwagę. 

- Walczysz z myślami, Elaine. Powiesz mi, dlaczego wyszłaś z celi? Coś ci się nie spodobało? 

Wzruszyłam ramionami. Nie chciałam rozmawiać z Loganem o Laurencie, gdyż uważałam to za nieetyczne. Logan był tylko strażnikiem i nie istniała podstawa, na której musiałabym mu powiedzieć, co zdradził mi Laurent. Zachowując myśli więźnia dla siebie, czułam się tak, jakby to mnie Laurent powierzał swoje tajemnice. Były brutalne i choć nie poznałam nawet jednej setnej jego osobowości, musiałam być wobec niego lojalna. 

- Laurent jest po prostu...

- Prawdomówny? 

Skinęłam głową, skupiając wzrok na swoich dłoniach.

- Pracuję tu od dwóch lat, Elaine - oznajmił Logan, wyciągając przed siebie długie nogi i krzyżując je w kostkach. - Zdarzało mi się tu widzieć najróżniejsze potworności. Kilka miesięcy temu jeden z gwałcicieli próbował uciec, ale porażono go paralizatorem. Nie mam problemu z patrzeniem na przemoc, ale coś we mnie drgnęło, gdy obserwowałem trzęsącego się i niepotrafiącego nad sobą zapanować człowieka. Nie tak dawno została tu wykonana również kara śmierci na mężczyźnie, który handlował nieletnimi dziewczynkami. Sam posłałbym do grobu takiego skurwiela, ale obserwowanie, jak zostaje zabity, się we mnie odcisnęło. Ty nigdy nie zobaczysz tych rzeczy, Elaine. Vlad nie pozwoli ci na to. Być może uda ci się pomóc Laurentowi, ale to człowiek o wysokiej inteligencji. Omami cię swoimi gadkami i zrobi z ciebie swoją podwładną. Nawet nie zauważysz, gdy to się stanie.

- Dlaczego tak uważasz? - spytałam, chwytając się dłońmi krawędzi ławki. - Naprawdę myślisz, że jestem tak słaba, aby mu ulec?

- Och, Elaine. Wcale nie mówię, że jesteś słaba. Po prostu Laurent Randall ma w sobie coś, co przyciąga. Ja, który mam żonę i dwójkę dzieci, na jego widok dostaję dreszczy, ale cząstka mnie chce mu się również poddać. Nie pojmuję tego, wiesz? Nigdy nie leciałem na mężczyzn, ale gdy Laurent więzi mnie swoim spojrzeniem czuję się tak, jakbym mógł być jego niewolnikiem. Tylko nie mów tego Vladowi. Dyrektorek wyrzuci mnie na zbity pysk, gdy się dowie.

Zdziwiłam się wyznaniem Logana. Nie wiedziałam, co o nim myśleć. 

Wstałam z ławeczki. Logan poszedł w moje ślady. Wygładził swój uniform i uśmiechnął się do mnie.

- Jesteś gotowa, by wrócić do swojego podopiecznego? 

Skinęłam głową. Nie chciałam więcej odzywać się do Logana. Przynajmniej nie teraz.

Pozwoliłam, aby strażnik zaprowadził mnie do windy, która zawiozła nas na czwarte piętro budynku więzienia. Czułam się podle, że wyszłam w trakcie sesji z Laurentem. Moja praca nie przewidywała przerw, a ja już drugiego dnia pracy sama ją sobie zarządziłam. 

Nie chciałam sprawiać wrażenia niezdolnej do pracy w tym miejscu. Zależało mi, aby utrzymać tu posadę jak najdłużej, jednak w głębi serca czułam, że to nie na samej pracy najbardziej mi zależało. 

Strażnicy wpuścili mnie na powrót do celi Laurenta. Mężczyzna siedział w takiej samej pozycji, w jakiej go zostawiłam. Jego bose stopy muskały miękki dywanik, a ręce spoczywały na blacie metalowego stołu.

Kraty celi się za mną zamknęły. Podeszłam do stołu i zajęłam miejsce na przeciwko bruneta. Laurent obdarzył mnie pięknym uśmiechem, a ja zapragnęłam go przeprosić za to, że przerwałam naszą sesję. 

- Byłaś z tym dupkiem Loganem, moja Elaine?

- Musiałam się przewietrzyć. Wybacz, ale to początki mojej pracy. Muszę się przyzwyczaić. 

Zamknęłam oczy. Położyłam dłonie na blacie. Starałam się wyobrazić sobie, że byłam w bezpiecznym miejscu, w którym nic mi nie groziło. Owszem, na tym piętrze znajdowało się wielu niebezpiecznych przestępców, którzy jednym ruchem ręki mogliby pozbawić mnie życia, ale porządku pilnowało dwóch napakowanych strażników. Laurent był skuty i nie mógł mnie skrzywdzić. Wszystko było w porządku.

- Gdzie odpłynęłaś, kochanie? - spytał miękkim głosem Laurent. 

Spojrzałam mu w oczy. Mężczyzna przechylał głowę na bok. Jego oczy świeciły w słońcu, które wpadało przez kraty do celi.

- Zastanawiałam się, czy jestem tu z tobą bezpieczna.

Laurentowi oczy zaświeciły się jeszcze bardziej. Cóż, chciał żebym się przed nim otworzyła, a ja właśnie to robiłam. Może nie powinnam była się z nim spoufalać, ale zależało mi na dobrej współpracy i na tym, aby utrzymać się tu jak najdłużej. 

- Twierdzisz, że mógłbym cię zranić?

- Nie. Nie dałbyś rady. Jesteś zniewolony.

- Zniewolony? - spytał, śmiejąc się cicho. - Kotku, to nie ja jestem tutaj zniewolony. Mogę mieć kajdany na rękach i na nogach, ale to nie ja jestem w niewoli.

- Nie rozumiem cię - wyznałam, choć po części wiedziałam, o co chodziło Laurentowi.

- Kochanie - rzekł delikatnie, kładąc dłonie wierzchem do góry na blacie stołu. Utkwiłam wzrok w jego dłoniach. Dłoniach, które zabijały, torturowały i zakopywały zwłoki. - Myślałem, że już to ustaliliśmy i zrozumiałaś, kim dla mnie jesteś. Z chwilą, w której tu weszłaś, stałaś się moją własnością. Jeśli chcesz, zarzekaj się, że to kłamstwo, ale wiesz, że należysz do mnie. Przychodzisz do mnie, wysłuchujesz mnie i próbujesz się sprzeciwić, ale wiesz, że najchętniej wczołgałabyś się pod ten pierdolony stół, ściągnęła mi spodnie i pokazała mi, że jesteś moja.

- Laurencie, jeśli znów będziesz mnie przekonywał do tego, że jestem twoją własnością, nie ma sensu rozmawiać. Chciałabym dowiedzieć się o tobie czegoś więcej, a mam wrażenie, że nieustannie kręcimy się wokół jednego tematu. 

- Będziemy mogli przejść dalej, gdy uzmysłowisz sobie, że jesteś moja, kochanie.

Oparłam łokcie na stole i schowałam twarz w dłoniach. Wzięłam kilka głębokich oddechów, aby uspokoić rozszalałe serce i pędzące myśli. 

- Nie rozumiem, czego ode mnie oczekujesz - wyznałam, wciąż mając zamknięte oczy. - Będziesz mnie szantażował? Nie przystąpimy do dalszej części terapii, jeśli nie przyznam przed samą sobą, że należę do ciebie?

- Jesteś mądrą dziewczynką, moja Elaine. Sama odpowiedziałaś sobie na pytanie.

Najchętniej wstałabym, rzuciła notatnik w głowę Laurenta, wyszła stąd i nigdy nie wróciła.

Powstrzymywał mnie przed tym jednak czar mężczyzny. Logan miał rację mówiąc, że gdy Laurent patrzył się w twoje oczy, więził cię, a ty momentalnie stawałeś się jego niewolnikiem. Skoro odczuł to ktoś tak silny jak Logan, jakim cudem ja miałabym pozostać bierna wobec manipulacji tego mężczyzny? 

Otworzyłam oczy. Położyłam dłonie na stole wierzchem do góry, podobnie jak zrobił to Laurent. Brunet wyraźnie zdziwił się na mój gest. Uśmiechnął się jednak, jakby wiedział, że wygrał. 

- Laurencie, kiedy terapia się zakończy, będę musiała zacząć współpracę z innym więźniem. 

Oczy bruneta poszarzały. Laurent zacisnął wargi w wąską kreskę, a ja pierwszy raz zobaczyłam go rozgniewanego, gotowego zabić. 

- Nie będę przez cały czas pracowała z tobą. Rozumiem, że jest ci ciężko, gdyż nie masz partnerki i do końca życia będziesz samotny w więzieniu, ale ja nie będę twoją tymczasową zabawką. Chciałabym zakochać się mocno i raz na zawsze. Nie interesują mnie przelotne romanse. Nigdy nie będziemy razem. Pragnę mężczyzny, który będzie mnie przytulał, przynosił mi kwiaty i robił zwyczajne romantyczne rzeczy. Ty jesteś pochłonięty mrokiem. Interesują cię praktyki BDSM, a ja nie sądzę, żebym kiedykolwiek była w stanie w ten sposób zaufać mężczyźnie i mu się oddać. Jeśli na czas twojej terapii chciałbyś, abym nazywała siebie twoją własnością, jestem w stanie nagiąć do tego zasady. Niemniej jednak pewnego dnia odejdę, a ty zostaniesz tutaj sam. Nie chcę, żebyś cierpiał.

Laurent patrzył się na mnie przez kilka długich chwil. Jego spojrzenie wyniszczało mnie od środka i sprawiało, że żałowałam, iż wypowiedziałam jakiekolwiek negatywne słowo w jego kierunku, lecz nagle nastąpiło coś dziwnego.

Mężczyzna odchylił głowę do tyłu. Zaczął śmiać się jak opętany. Po jego policzkach spływały łzy rozbawienia. 

Obserwowałam Laurenta, widząc w nim podobieństwo do diabła. Ten człowiek rozpaczliwie potrzebował pomocy. Nie sądziłam jednak, że to ja miałam być na tyle kompetentną osobą, aby mu tej pomocy udzielić. 

Spojrzałam na strażników. Jackson i ten drugi obserwowali Laurenta. Myślałam, że wejdą do celi i uspokoją więźnia albo przynajmniej każą mu się zachowywać, ale oni odeszli dalej. Straciłam ich z widoku i trochę spanikowałam, choć wiedziałam, że byli na korytarzu. Nie mogliby mnie przecież zostawić w tej celi zamkniętej.

- Laurencie?




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top