46
Elaine
- Kurwa.
Obudziło mnie siarczyste przekleństwo Laurenta. Byłam tak padnięta po przyjęciu Vlada, że zasnęłam w samochodzie.
Podniosłam się powoli do pozycji siedzącej, uświadamiając sobie, że spałam na piersi Laurenta. Gdy chciałam przetrzeć zmęczone oczy, przypomniałam sobie o obecności czarnej przepaski.
- Coś się stało?
- Kuźwa, zaczekaj w samochodzie. Zaraz po ciebie wrócę.
- Co? Nie!
Kiedy Laurent powiedział, że na chwilę wyjdzie, moje serce załomotało. Byłam przestraszona wizją tego, że miałam zostać sama w samochodzie z obcym człowiekiem. Naszło mnie naraz tysiąc wątpliwości. Obawiałam się, że Laurent w końcu się mną znudził i postanowił mnie sprzedać. To była moja jedyna szansa na ucieczkę. Moja dusza bez Laurenta byłaby pusta, ale skoro miałam ratować swoje życie, musiałam zrobić to teraz, zanim będzie za późno.
- Elaine, nigdzie stąd nie idź. Potrzebuję cię, ale muszę się upewnić, że wszystko jest w porządku.
Zadrżałam, gdy poczułam dłoń Laurenta na swoim policzku. Mój pan czule pogładził moją skórę. Czułam na swojej twarzy jego nierówny oddech. Coś złego musiało się stać skoro Laurent, który zazwyczaj był oazą spokoju, okazał zdenerwowanie. Takiego człowieka jak on mało co wyprowadzało z równowagi, więc uznałam, że miał poważny problem.
Gdy Laurent wyszedł i trzasnął drzwiami, spuściłam głowę. Wykręcałam nerwowo palce dłoni. W samochodzie panowała cisza, choć słyszałam oddech kierowcy.
Ugryzłam się w język w ostatniej chwili. Chciałam jakoś do niego zagadać, ale nie byłam pewna, jak wiele ten człowiek wiedział o Laurencie. Mógł być jego zaufanym przyjacielem, ale mógł również nie wiedzieć, kim był mój kochanek. Nie chciałam, aby Laurent miał później problemy, dlatego zmusiłam się co ciszy. Musiałam zaufać Laurentowi i uwierzyć w to, że po mnie wróci. Kochałam go, a on kochał mnie.
To był kolejny test dla mnie. Czułam, że dzięki tym małym krokom do przodu byliśmy coraz bliżej zaufania sobie, ale wciąż dzieliła nas przepaść. Mogły ją zakleić tylko chwile, gdy poddawaliśmy nasze uczucie próbie.
Kiedy drzwi się otworzyły, wypuściłam długo wstrzymywane powietrze. Laurent zsunął mi przepaskę na szyję. Chwycił w dłoń moją szczękę i spojrzał mi w oczy.
- Kochanie, jesteśmy już pod domem, ale nie chcę, abyś się wystraszyła.
- Czego miałabym się wystraszyć?
Laurent nie odpowiedział. Podziękował kierowcy za to, że nas przywiózł, po czym chwycił mnie mocno za rękę. Wręcz szarpnął mną do przodu. Zauważyłam bramę prowadzącą do domu Laurenta. W tej chwili nawet nie przeszło mi przez myśl, że mogłabym stąd uciec. Nie wytrzymałabym bez niego ani dnia. Uzależniłam się od tego człowieka i choć czułam, że nie powinnam tak szybko oddawać mu swojego serca, to już się stało.
Gdy wkroczyliśmy na oświetloną bocznymi lampkami ścieżkę prowadzącą do domu, zobaczyłam stojący przy fontannie czarny samochód. Miałam nadzieję, że nie przyjechał do nas Matteo. Póki co ten mężczyzna nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Wolałam trzymać się od niego z daleka, choć jakby nie patrzeć, Vlada również nie darzyłam sympatią, a ostatecznie nawet go polubiłam.
Podeszliśmy bliżej. Usłyszałam dźwięk zamykanej za nami bramy. Podskoczyłam z nerwów, ale Laurent mocniej zacisnął palce na mej dłoni i poprowadził mnie ku diabłu w ludzkiej postaci.
Kiedy zobaczyłam, jak z samochodu wysiada Edgar, moje serce zatrzymało się.
Stanęłam w miejscu. Patrzyłam na rozwichrzone blond włosy mojego byłego przyjaciela. Edgar miał pod oczami cienie świadczące o jego zmęczeniu. Miał na sobie wymiętą czarną koszulkę i szare spodnie dresowe. Na stopach miał zniszczone adidasy. Nie wyglądał w żadnym stopniu jak Edgar, który chodził ze mną do miejscowych kawiarni w Kansas i przesiadywał ze mną wspólne wieczory przy telewizji przy tajskim lub indyjskim jedzeniu.
- Nie - wyszeptałam błagalnie, patrząc na zbliżającego się do nas chłopaka.
Edgar uniósł ręce w górę w geście poddaństwa. Gdy zbliżył się do nas na odległość jednego metra, mogłam zobaczyć, jak marnie wyglądał.
Kiedy Laurent puścił moją dłoń, spojrzałam na niego oniemiała. Czy miał zamiar zostawić mnie z tym zdrajcą?
Patrzyłam z niezrozumieniem, jak Laurent podchodzi do Edgara. Mój pan wykręcił ręce blondyna za plecy i skuł je kajdankami. Gdy zniewolił nadgarstki Edgara, wrócił do mnie. Stanął tuż obok, ale nie chwycił mnie za rękę.
- Przyjechałem tutaj, aby zameldować, że zadanie zostało wykonane - oznajmił bezosobowym głosem Edgar, wpatrując mi się w oczy. - Twoja rodzina myśli, że zostałaś zamordowana. Pogrzeb odbył się wczoraj, Elaine. Tak mi przykro.
- Naprawdę ci przykro? - spytałam, walcząc z napływającymi do oczu łzami.
- Kochanie, daj Edgarowi szansę - poprosił Laurent, kładąc dłoń na dole moich pleców. - Uzgodniłem z nim, że skuję go na czas rozmowy z tobą, żebyś czuła się bezpiecznie.
- Nie chcę cię tu widzieć! - krzyknęłam, obserwując zbolałego Edgara. - Zniszczyłeś mnie! Upokorzyłeś! Ufałam ci, a ty oddałeś mnie w ręce Laurenta! Nie masz pojęcia, jak się przez ciebie poczułam! Zrobiłabym dla ciebie wszystko, a ty zachowałeś się najpodlej, jak mogłeś!
Nie hamowałam łez. Podeszłam bliżej Edgara i wycelowałam palcem wskazującym w jego pierś. Chłopak patrzył na mnie błagalnie, prosząc o przebaczenie.
- Po co tu przyjechałeś, co?! Aby mi powiedzieć, że moi rodzice myślą, że nie żyję?! Jak śmiesz się tu pokazywać?!
- Elaine, proszę.
- Nie masz prawa mnie o nic prosić! - wybuchłam, krzycząc tak głośno, że ptaki śpiące w koronach drzew się obudziły i wzleciały w powietrze. - Przez ciebie trafiłam do niewoli!
- Przecież kochasz Laurenta, Elaine. Ja tylko pomogłem waszej miłości mieć szansę na przetrwanie.
Odwróciłam się plecami do Edgara. Objęłam się rękami w pasie. Marynarka Vlada wciąż grzała moje ramiona, jednak zimno i tak mnie przeniknęło. W chwili, gdy człowiek tracił grunt pod nogami, dostawał dreszczy. Nie chciałam tak przejąć się przybyciem Edgara, lecz moje głupie serce poczuło się skrzywdzone. Zdawałam sobie sprawę, że Edgar działał na zlecenie Laurenta i gdyby nie musiał, nie podjąłby się zadania zaprzyjaźnienia się ze mną, aby następnie mnie uprowadzić. Zrobił to, gdyż miał obiecane za to pieniądze. Dla niego liczyła się tylko kasa, a ja byłam kolejnym zleceniem na jego liście.
- Kochanie, może zostawię was na chwilę samych? - zaproponował Laurent, stając przede mną.
- Nie chcę z nim rozmawiać. Wystarczy mi upokorzenia na dziś.
- Nie podoba mi się twój ton, Elaine. Chcę, abyś miała w Edgarze przyjaciela. Nikt nie zna się tak dobrze jak on. Nawet ja będę musiał poświęcić wiele miesięcy, aby choć dorównać temu, jak dobrze zna cię Edgar.
Prychnęłam. Laurent wplótł agresywnie palce w moje włosy. Odchylił mi głowę w tył i zmusił mnie do spojrzenia mu w oczy.
- Nie kazałem Edgarowi tu przyjeżdżać. Mógł równie dobrze do mnie zadzwonić i poinformować, że zadanie zostało wykonane. On jest tu dla ciebie. Edgar dzwonił do mnie wczoraj w nocy i poprosił o możliwość spotkania z tobą. Chciał przekonać się na własne oczy, że jesteś cała i zdrowa. Nie sądziłem, że przyjedzie tak szybko, dlatego byłem zaskoczony. Skułem go dla twojego komfortu. Byłbym w stanie wyrządzić ci większą krzywdę niż Edgar, jednak zauważ proszę, jak się dla ciebie staram. Nikt nie każe ci przyjaźnić się z Edgarem. Daję ci na to szansę. Nie chcę, abyś czuła się w tym domu jak w klatce. Porozmawiasz z nim, moja Elaine?
Nie uśmiechała mi się rozmowa z Edgarem. Sądziłam, że na zawsze wymazałam go ze swojego życia, podczas gdy on pojawił się w środku nocy w domu Laurenta, gotów prosić mnie o wybaczenie.
Skinęłam głową. Nie zrobiłam tego, aby zadowolić Laurenta. Czułam, że była to moja jedyna szansa na naprawę relacji z Edgarem.
- Porozmawiam z nim, ale proszę, żebyś go rozkuł.
Laurent uniósł brwi, patrząc na mnie pytająco. Pokiwał jednak głową i pocałowawszy mnie w czoło, podszedł do Edgara i rozkuł mu ręce. Laurent krzyknął, że będzie czekał na nas w salonie, podczas gdy ja zostałam sam na sam z człowiekiem, który wpakował mnie do swojego wozu i zawiózł do starego magazynu, w którym nadeszła moja sądna godzina.
Kiedy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi, odwróciłam się do Edgara. Podeszłam do mojego byłego przyjaciela, po czym zachęciłam go ruchem głowy, aby zbliżył się do ławki. Usiadłam na niej, zajmując miejsce na samym krańcu. Edgar usiadł na drugim końcu, aby nie naruszać mojej strefy komfortu.
- Słyszałem, że byliście na przyjęciu u Vlada Perringtona - zagadnął Edgar zachrypniętym z nerwów głosem.
- Bardziej można by określić to jako imprezę dla fetyszystów.
Edgar zaśmiał się, ale przypominało to raczej zbolały dźwięk niż śmiech.
- Elaine, jest mi strasznie przykro - rzekł, zginając się w pół. - Nie masz pojęcia, jak silne poczucie winy mnie dręczy. Czuję się winny, że zrobiłem ci krzywdę, ale musisz pojąć, że gdybym nie podjął się tego zadania, zostałbym skreślony w świecie ciemnych interesów. Nie chcę jeszcze umierać, Elaine.
- Ja dla świata już umarłam.
- Słoneczko, nie proszę cię o wybaczenie - kontynuował Edgar, podczas gdy ja walczyłam z łzami. - Rozumiem, że to, co się wydarzyło, jest dla ciebie koszmarem. Nie próbuję nawet wczuwać się w twoją rolę. Spójrz na to jednak z innej strony. Laurent cię kocha. To twój pan.
- Proszę, nie mów tak - wyszeptałam błagalnie.
- Kiedy to prawda, Elaine. Przecież znałem twoje mroczne pragnienia. Mówiłaś mi kilka razy po spożyciu alkoholu, że pragniesz mieć przy swoim boku mężczyznę, który potrafiłby cię zdominować. Wiem, że Laurent ze swoją przeszłością mordercy nie jest odpowiednim materiałem na męża, ale daj mu szansę. Znam go od kilku lat i wiem, że w głębi serca jest dobrym człowiekiem. Elaine, nie będę cię więcej nachodzić, jeśli tego nie chcesz. Pragnę z całych sił znów być blisko ciebie. Laurent dał mi pozwolenie na przyjeżdżanie tu do was, ale nie zrobię tego, jeśli mi zabronisz. Wystarczy słowo, słoneczko. Słowo, a nigdy więcej mnie nie ujrzysz.
Odwróciłam się do Edgara. Wyciągnęłam w jego stronę rękę.
Chłopak spojrzał na mnie pytająco. Powoli, niemal niepewnie podał mi swoją dłoń. Zacisnęłam palce na jego bladej ręce, którą trzymałam tak wiele razy, gdy oglądaliśmy wspólnie horrory w moim mieszkanku.
Brakowało mi jego bliskości. Edgar nie był złym człowiekiem. Podobnie jak Laurent popełnił kilka błędów w przeszłości, jednak to nie mogło wymazać go z mojego życia.
Zarzuciłam ręce na jego szyję. Wpełzłam na kolana Edgara i przytuliwszy się do niego całą sobą, usłyszałam jego cichy płacz.
- Dziękuję, Elaine - wychrypiał, pociągając nosem.
- Nie ma za co, Edgarze. Obiecałam być twoją przyjaciółką na wieki i dotrzymam słowa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top