45

Elaine

- Uważasz, że można ufać Vladowi?

Siedzieliśmy na górnym pokładzie jachtu. Moja noga nerwowo podrygiwała. Laurent siedział tuż obok mnie i gładził mnie po udzie. Chciał, abym się uspokoiła, ale nie czułam się tu bezpiecznie.

- Kochanie, Vlad to dobry człowiek. Chciał ci pomóc, dlatego cię przytulił. 

- Dobry człowiek? Uważasz handlarza narkotyków za dobrego człowieka? Vlad ma na jachcie kilkanaście niewolnic, które są pod wpływem niepokojących substancji! 

Laurent wycisnął pocałunek na moim policzku. Chłodna bryza oceanu owiewała moje zmarznięte ciało. Na ramionach wciąż miałam marynarkę Vlada. Nie chciałam jej sobie zostawiać, gdyż domyślałam się, że czeka mnie kolejne spotkanie z Rosjaninem, aby mu ją oddać. Wolałam nie widzieć go już tego wieczoru, ale wiedziałam, jaka była prawda. To Vlad tutaj rządził i powinnam wziąć jego łaskę za dobrą monetę, a nie mówić Laurentowi, jakim to złym człowiekiem był jego przyjaciel.

- Wychodzi na to, że ja też nie jestem dobrym człowiekiem, moja Elaine.

Schowałam twarz w dłoniach. Kołysałam się nerwowo w przód i w tył. Do moich uszu oprócz muzyki klasycznej sączącej się z głośników dobiegały również jęki i świty bicza. Znalazłam się w samym sercu koszmaru, ale na szczęście miałam przy sobie kogoś, kto nigdy by mnie nie zranił. 

- Wiesz, co mam na myśli. Wtedy, gdy byliśmy na dole i przypiąłeś mnie kajdanami do krzyża, nie czułam się bezbronna. Dopiero później, kiedy zostawiłeś mnie samą z Vladem, zaczęłam się bać. Nie chciałam tak się czuć. Próbowałam to zwalczyć, ale coś we mnie pękło, gdy zostawiłeś mnie bez opieki. Nie podoba mi się to, rozumiesz?

- Nie podoba ci się, że czujesz się ode mnie zależna?

Wstałam. Podeszłam do barierki oddzielającej mnie od oceanu. Jedynym źródłem światła był piękny księżyc w pełni. Znajdowaliśmy się tak daleko od brzegu, że wokół nas znajdowała się jedynie wielka pustka. 

Byłam w samym sercu oceanu z grupką fetyszystów i narkomanów. Biedne dziewczyny, które znajdowały się na dole w sali zabaw, miały w krwi nielegalne substancje. Nie sposób było zauważyć patrząc im w oczy, że ich źrenice były zbyt duże. Nie można było również przejść obojętnie obok ich uległego zachowania. Rozumiałam, że uległość i dominacja były czymś, czym zajmowało się wielu ludzi, ale te niewinne dziewczyny trafiły do niewoli i nie oddawały się swoim panom z własnej woli. Zostały zmuszone do poniżania się i pełzania u stóp swoich władców, a ja nie mogłam zrobić nic, aby im pomóc.

Po chwili samotności poczułam dłonie Laurenta na biodrach. Owinął mnie jego dominujący zapach. Laurent przycisnął swoją pierś do moich pleców. Owinął sobie prowizoryczną smycz wokół dłoni tak wiele razy, abym nie mogła ruszyć samodzielnie głową. 

- Odpowiedz mi, kochanie. Nie podoba ci się, że jesteś ode mnie zależna, mam rację?

Oddech Laurenta połaskotał moją szyję. Mężczyzna pocałował mnie lekko w kark. Odgarnął moje włosy na bok i zaczął obsypywać mnie pocałunkami, podczas gdy ja miękłam pod wpływem jego urokliwych pieszczot. 

Skinęłam twierdząco głową. 

- Elaine, popatrz proszę na mnie.

Laurent odwrócił mnie przodem do siebie. Oparł mnie plecami o zimną barierkę. Gdyby zechciał, mógłby jednym ruchem wepchnąć mnie do oceanu. Wówczas Edgar wcale nie musiałby udawać, że umarłam. To stałoby się faktem. 

Patrzyłam w jasne, przepełnione rządzą i miłością oczy bruneta. Miałam ochotę pocałować go w usta, ale nie chciałam, aby stało się to tu i teraz. Wciąż mieliśmy nasz pierwszy pocałunek przed sobą. Chciało mi się śmiać na samą myśl o tym, że wyprawialiśmy już tak zbereźne rzeczy, a wciąż nie otrzymałam od niego zwyczajnego pocałunku w usta.

Położyłam dłonie na jego muskularnej piersi. W świetle księżyca Laurent wyglądał jak objawienie. Prezentował się niczym anioł ciemności, który przybył w czasie pełni księżyca na ziemię, aby porwać mnie i uwięzić w piekle.

Nie miałabym nic przeciwko takiemu scenariuszowi. Jakby nie patrzeć, już raz zostałam przez niego porwana, ale moje uczucie do Laurenta było tak silne, że pozwoliłabym mu się porwać jeszcze wiele, wiele razy.

- Nigdy nie będziesz ode mnie całkowicie zależna - wymruczał samczym głosem. Pociągnął mnie za smycz tak, że musiałam wygiąć się w tył. - Kocham cię i chcę cię chronić. Pragnę o ciebie dbać i cię szanować. Nie skreśla to jednak tego, że pragnę również uprzedmiotowić cię i uczynić z ciebie moją seksualną niewolnicę. Potrzebuję dominacji. Muszę czuć twój oddech na swoich stopach, gdy będziesz przede mną klęczała. Jestem od ciebie uzależniony, jednak wciąż się powstrzymuję, aby pokazać ci swoje demony. Martwię się, że gdy to zrobię, już nigdy mi nie zaufasz. Obiecuję, że pewnego dnia pokażę ci, kim jestem głęboko w sercu. Aby jednak do tego doszło, musisz najpierw z własnej nieprzymuszonej woli i z otwartą głową uklęknąć u mych stóp i oddać się w moje ręce. 

- W ręce mojego pana.

Laurent uśmiechnął się krzywo. Dobry Boże, prezentował się niczym podły i okrutny władca biorący mnie w niewolę. 

- Kurwa, tak mocno cię kocham, Elaine. Jak to możliwe, że ktoś o tak pojebanej duszy jak ja, może kochać?

Wspięłam się na palce stóp. Zmieniłam zdanie. Musiałam pocałować go teraz.

Oczy Laurenta się zwęziły. Musnęłam ustami jego miękkie wargi i mimowolnie jęknęłam. 

- Kochanie, czy ty...

Nie czekałam na to, co powie. Położyłam prawą dłoń na jego karku, a lewą wplotłam w ciemne włosy księcia ciemności. Przyssałam się do jego warg i zmiażdżyłam je we władczym pocałunku. Laurent mógł być panem mojego ciała i duszy, ale ja też mogłam czasami zapanować nad nim. Skoro pozwolił, abym go skrępowała, musiał mi ufać. 

Za pomocą smyczy Laurent naprowadzał mnie na siebie tak, abym bez reszty mu uległa. Całował mnie rozpaczliwie i desperacko. Miażdżył moje usta pod swoimi wargami i wsuwał język między moje spragnione pieszczot wargi. Owładnął mną całkowicie, a ja z rozkoszą mu się poddałam. 

Oderwaliśmy się od siebie dopiero w chwili, w której oboje nie mieliśmy już czym oddychać. Czułam pot spływający po karku i szyi Laurenta. 

Gdy oparł swoje czoło o moje, poczułam delikatny pot również tam. Miałam wrażenie, że nogi Laurenta drżały po tym pocałunku. Chciałam, aby tak było. Świadomość, że udało mi się okiełznać tak bezwzględnego człowieka byłaby dla mnie dużą nagrodą i uświadomiłaby mnie w tym, że jednak miałam jakąś wartość.

- Nie wiem, co ze mną robisz, Elaine - warknął, owijając moje włosy wokół dłoni. - To, kim się dzięki tobie stałem, jest nie do pomyślenia. Dziękuję ci za twoje posłuszeństwo i zaufanie, kochanie. Nie mógłbym wymarzyć sobie cudowniejszej uległej.

Laurent 

Przyjęcie Vlada zakończyło się o trzeciej nad ranem. Wykończeni zeszliśmy z pokładu jachtu. W porcie nie było nikogo oprócz świty Vlada, więc nie dbano już o pozory. Właściciele niewolnic wyprowadzili swoje własności z pokładu półnagie, z obrożami na szyjach i doczepionych do nich smyczach. Niewolnice kroczyły po pokładzie na czworakach. Niektóre wciąż miały w cipkach i dupach zabawki. Łatwo było zauważyć, która uległa miała coś w sobie, gdyż jej chód był wówczas inny, nieco bardziej chwiejny.

Vlad pożegnał nas uściskiem. Przytrzymał Elaine w swoich ramionach nieco dłużej niż mnie. Wyszeptał jej coś do ucha, ale zrobił to tak cicho, że nie dosłyszałem, o co mogło chodzić.

Elaine była jedyną kobietą w tym towarzystwie, która kroczyła obok mnie bez jakichkolwiek uniedogodnień. Nie miała już na szyi obroży. Na przyjęciu niemal wszyscy byli podpici lub pod wpływem, a Vlad, Elaine i ja jako jedyni trzymaliśmy się twardo.

Przyjechał po nas ten sam kierowca, którego wynająłem wcześniej. Franco miał trzydzieści osiem lat i pracował dla mnie, odkąd skończyłem dwadzieścia trzy lata. Był mi lojalny i wisiał mi dozgonną przysługę za to, że pewnego dnia uratowałem jego żonę i trójkę dzieci przed handlarzami żywym towarem. Zakrawało to na absurd biorąc pod uwagę to, że niegdyś sam handlowałem ludźmi, ale coś w oczach żony Franco powiedziało mi, że ta kobieta nie zasługiwała na niewolę. 

W przemyśle handlu ludźmi kierowałem się zasadą, że nie brałem w niewolę matek. Wiedziałem z własnego doświadczenia jakie to uczucie być dzieckiem, który jest balastem dla swoich rodziców. Nie chciałem, aby inne dzieci przechodziły przez to samo, przez co przeszedłem ja. Nikomu nie życzyłem takiego poczucia odrzucenia i bezbronności. Te dzieciaki miały szansę na normalne życie i na znalezienie zwyczajnej pracy. Dla mnie nie było już szansy, ale one wciąż miały możliwość, aby kształcić się, kochać i pięknie żyć. 

Przywitałem się z Franco skinieniem głowy. Mężczyzna spojrzał na mnie w lustrze. Nie zwrócił uwagi na Elaine, co nie uszło mojej uwadze. Cieszyłem się, że Franco na nią nawet nie spojrzał. Elaine była moim skarbem. 

Kiedy wyciągnąłem z kieszeni opaskę na oczy, Elaine sama wyjęła mi ją z ręki i ją sobie założyła. Pogładziłem ją po głowie niczym posłuszne zwierzątko. Uśmiechnąłem się na te posłuszeństwo mojej uległej.

- Jestem z ciebie dumny, kochanie - wyznałem, gdy Franco ruszył z portu. 

- Dlaczego?

- Pięknie zachowałaś się na przyjęciu. Sądziłem, że będziesz błagała gości o to, aby cię ode mnie uwolnili, ale tego nie zrobiłaś. Porozmawiałaś również z Vladem, co musiało kosztować cię sporo nerwów, ale przemogłaś się. Pozwoliłaś, abym przypiął cię do krzyża i wypieprzył twoją cipkę palcami, a później mnie pocałowałaś. Czuję się jak zadowolony pan, moja Elaine. 

Dzięki temu, że Elaine nie miała na twarzy makijażu, dostrzegłem jej urokliwy rumieniec. 

- Dziękuję, pa... To znaczy, Laurencie.

- Hej, możesz nazywać mnie panem. Wiesz, że będzie mi bardzo miło.

Odnalazłem dłoń Elaine. Zacisnąłem na niej palce. Chciałem, aby blondynka czuła, że byłem z niej kurewsko dumny. Poczyniliśmy dziś ogromne postępy w naszej relacji. Nie mógłbym prosić o piękniejszą kobietę. Elaine była spełnieniem moich mokrych snów, a ja nie wstydziłem się codziennie jej o tym przypominać. 

- Dziękuję za dzisiejszy wieczór, panie. Przy tobie czuję, że na nowo rozkwitam. 

Dla dominującego mężczyzny aspirującego na pozycję pana swojej uległej, nie istniały piękniejsze słowa. Elaine tym wyznaniem sprawiła, że poczułem w oczach łzy wzruszenia. Dziękowałem niebiosom za to, że było ciemno i kierujący samochód Franco nie mógł zobaczyć wdzięczności wymalowanej na mojej twarzy. 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top