42
Elaine
Kiedy samochód zaparkował, Laurent zdjął opaskę z moich oczu.
Mój wzrok powitały jasne światła otulające piękny jacht. Wokół krążyło mnóstwo ludzi. Nie widziałam tam jednak hierarchii i podziału na panów i uległych. Mężczyźni mieli na sobie garnitury, a kobiety piękne wieczorowe suknie. Tylko u niektórych widziałam obroże, ale były to raczej delikatne ozdoby. Miałam nadzieję, że przyjęcie okaże się przyjemnym doświadczeniem, a nie dziką orgią. Moje pierwsze wrażenie było dobre, ale nie przypuszczałam, co czeka mnie w środku.
Laurent wyszedł z samochodu. Zbliżył się do drzwi, za którymi siedziałam. Gdy je otworzył, podał mi rękę, aby pomóc mi wyjść z pojazdu.
Rozejrzałam się wkoło, aby zrozumieć, gdzie się znajdowaliśmy. Spodziewałam się, że port będzie położony w jakimś dużym mieście. Niestety oprócz statków nie było tu nic. Droga ciągnęła się za skałę, ale nie było tu żadnego ruchu. Gdyby nie oświetlenie portu, byłoby tu ciemno jak w piekle.
- Chodź, kochanie. Przyjęcie zaraz się zacznie, a statek wypłynie na ocean.
- Na ocean? Nie zostaniemy w porcie?
Moje serce przyspieszyło. Na myśl o tym, że znajdę się na środku wody z wieloma zboczeńcami, dostawałam gęsiej skórki. Miałam nadzieję, że Laurent nie poczuje ducha towarzystwa i nie zrobi mi krzywdy. Przyjęcie Vlada nie mogło być bowiem zwyczajną imprezą dla zwyczajnych ludzi. Tutaj chodziło o coś więcej. Zapach nieznanego unosił się w powietrzu, a ja wkraczałam do jaskini lwa niczym ofiara.
Laurent witał się skinieniem głowy z pozostałymi gośćmi. Gdy znaleźliśmy się na pokładzie luksusowego jachtu, większość osób weszła tam za nami. Domyślałam się, że właściwa impreza odbywała się w środku, w jakimś zamkniętym pomieszczeniu, ale już tu, na zewnątrz, czuć było zapach bogactwa oraz władzy.
Gdy tylko wkroczyliśmy do zacienionego pokoju, moje serce przestało bić.
W tym miejscu odbywała się najprawdziwsza impreza w stylu BDSM. Z sufitu zwisały liczne pary kajdan. Do wielu z nich przypięci już byli niewolnicy. Nagie kobiety wiły się pod wpływem uderzeń pejczy i batów. Niektóre miały klamerki na odsłoniętych sutkach, inne były zakneblowane, a reszta miała w tyłkach korki analne z doczepionymi ogonkami.
Na stolikach poustawianych w ustronniejszych miejscach stały kieliszki z szampanem. W pokoju było również kilka foteli, na których siedzieli mężczyźni, a u ich stóp klęczały półnagie lub całkiem nagie kobiety. Dwie pary uprawiały nawet seks. Jedna w pozycji na odwróconego jeźdźca, a druga na niskiej ławce, służącej zapewne do dawania klapsów.
W tym miejscu pachniało seksem, żądzą i dominacją. Wszystkie kobiety miały na szyjach obroże. Niektóre cieńsze, inne grubsze. Ich właściciele panowali tu z klasą. Nie sposób było odmówić tym niecodziennym parom pewności siebie i uzależnienia od brutalnego seksu.
Spięłam się, gdy poczułam, jak coś zimnego dotyka mojego dekoltu. Kiedy zobaczyłam, jak Laurent przypina smycz do mojej obroży, coś mnie zraniło do żywego. Rozumiałam, że była to część gry. Laurent zapewne założył mi smycz dla mojego bezpieczeństwa, abym nie czuła się tak, jakby zza rogu miał wyskoczyć jakiś facet, który gdyby zobaczył, że nie mam obroży i do nikogo nie należę, skrzywdziłby mnie do żywego.
Laurent nie trzymał już mnie za rękę. Wokół dłoni owinął sobie smycz. Pociągnął mnie w głąb zadymionego od papierosów pomieszczenia.
Szłam za nim przybita, ale i zaciekawiona. Obserwowałam twarze uległych kobiet, które oddawały się swoim panom. Wiele z nich wyglądało na odurzone narkotykami. Czułam, że znalazłam się w sercu handlu ludźmi. Może niektóre kobiety były ze swoimi panami z własnej woli, ale z pewnością na sali nie brakowało też takich, które nie miały nic do powiedzenia. Być może zostały uprowadzone tak jak ja, a następnie zmuszone do prostytucji. Świat handlem ludźmi był mroczny i przerażający. Nie chciałam sobie wyobrażać przez co przechodziły dziewczyny trafiające do niewoli. Być może niektóre z nich przyzwyczajały się do swoich panów, a oni zajmowali się czule swoimi uległymi, ale nie mogło zabraknąć też bezwzględnych mężczyzn, dla których kobieta była tylko kilkoma dziurami do pieprzenia.
Byłam tak zaaferowana tym, co się działo w tym dziwnym miejscu, że dopiero gdy wpadłam na plecy Laurenta, oprzytomniałam.
Wpatrywałam się w siedzącego na rozległej kanapie Vlada Perringtona. Mężczyzna, który zatrudnił mnie w więzieniu, siedział tu otoczony pięknymi i nagimi kobietami. Jedna z nich całowała stopy swojego pana, z kolejna masowała mu kutasa przez eleganckie spodnie. Vlad wyglądał tu tak młodo, zupełnie nie jak na swój wiek. Choć możliwe było, że wiek Vlada podany w internecie był również kłamstwem. Może wszystko, co dotyczyło tego człowieka, było nieprawdą.
Kiedy mój wzrok spotkał się z wzrokiem Vlada, uśmiech zszedł z twarzy mężczyzny. Rosjanin wstał, po czym zbliżył się do nas. Schowałam się za plecami Laurenta, nie będąc w stanie patrzeć na tego kłamliwego zdrajcę. Mimo moich protestów, Laurent wolną dłonią chwycił mnie za rękę i ustawił mnie obok siebie, abym nie mogła uciec.
- Laurencie. Miło mi cię widzieć.
Vlad przywitał się z moim oprawcą krótkim uściskiem. Kiedy Rosjanin zbliżył się do mnie, spuściłam wzrok. Chciałam napluć mu w twarz i zwyzywać od perwersów, ale w tym miejscu czułam się przytłoczona i bezbronna.
- Elaine. Pięknie wyglądasz, moja piękna.
Syknęłam, gdy Vlad pocałował mnie w policzek. Jego zarost podrażnił moją skórę. Poczułam się brudna, kiedy jego wargi dotknęły mojej skóry.
Cofnęłam się, kiedy tylko Vlad wrócił na miejsce przed nami. Laurent pociągnął mnie za smycz, a ja spiorunowałam go wzrokiem.
- Porozmawiajmy u mnie w gabinecie. Zapraszam.
Vlad ruszył przodem. Laurent nawet na mnie nie spojrzał. Przez chwilę obawiałam się, że to był koniec. Bałam się, że Laurent chciał się mną tylko zabawić, a teraz, gdy już się mną znudził, był gotów oddać mnie w ręce Rosjanina, który wystawiłby mnie na handel ludźmi. Tego nigdy bym nie zdzierżyła. Otaczałam się w życiu samymi kłamcami, ale zdrada Laurenta zabolałaby mnie najbardziej.
Gdy znaleźliśmy się w gabinecie, Vlad podszedł do dębowego biurka. Usiadł na krześle obrotowym ze skóry. Przed biurkiem znajdowało się tylko jedno krzesło dla gościa. Obawiałam się, że będę musiała uklęknąć o stóp Laurenta, aby ten mógł sobie usiąść, ale na szczęście mój oprawca oszczędził mi tego poniżenia. Gdy bowiem usiadł, przyciągnął mnie do siebie i posadził na swoich kolanach. Wtuliłam twarz w jego ramię, oddychając ciężko.
Czułam, że statek ruszył. Chwyciłam się kurczowo Laurenta za połę marynarki. Nie obawiałam się wody, gdyż kochałam ocean, ale czym innym było oderwanie się od lądu z kilkudziesięcioma osobami o niecodziennych preferencjach seksualnych.
- Elaine, chciałbym cię z całego serca przeprosić.
Usłyszawszy przepełniony goryczą głos Vlada, zacisnęłam powieki. Nie chciałam się rozpłakać i zrujnować sobie makijażu, ale czułam, że prędzej czy później poleją się łzy.
- Wiem, że sprawiłem ci przykrość. Zatrudniłem cię do pracy, co było pułapką. Nie od dziś zajmuję się handlem ludźmi i interesami BDSM, ale pierwszy raz poczułem wyrzuty sumienia. Byłaś dobrą i oddaną pracownicą. Chciałaś pomóc Laurentowi, a ja cię okłamałem, za co się przepraszam.
- Kochanie - wyszeptał miękko Laurent, zataczając koła na moich plecach. Próbował mnie pocieszyć, ale ja pokiwałam jedynie przecząco głową, dając mu milczący znak, że byłam zbyt smutna i przerażona, aby się uspokoić.
- Zaprosiłem was tutaj, gdyż chciałem zobaczyć, jak się miewasz. Czy Laurent dobrze cię traktuje?
- Naprawdę to pana obchodzi? Przecież jestem towarem. Takim, jak te kobiety, które są na pańskim statku. Widziałam ich zamglony wzrok. One są pod wpływem narkotyków! Czy mnie też odurzycie?!
- Elaine, proszę. Błagam, uspokój się. Nikt ci tu nie zrobi krzywdy.
Spojrzałam na Vlada, a później na Laurenta. Oboje mieli zbolałe miny, jakby to oni trafili do niewoli. Było to irracjonalne, zważywszy na fakt, że ci mężczyźni mieli wszystko, a ja zostałam z niczym. To oni byli sprawcami tego, że straciłam wolność.
- Nie chcę tego, Laurencie! Nie chcę, abyś mnie tu zostawił! Nie chcę zostać sprzedana!
- O czym ty, kurwa, mówisz? Przecież nikomu cię nie oddam, kochanie. Jesteś moja.
- Jak mogę ci ufać? - spytałam, drżącymi dłońmi dotykając jego piersi. - Jak mogę ufać człowiekowi, który bez wahania krzywdził niewinne kobiety? Nie mogę być kolejną! Nie chcę umierać! Prosiłam tylko o miłość, a ktoś na górze sobie ze mnie zaszydził i zesłał na mnie taką tragedię! Przez moją lekkomyślność umarł Cassius! Zostawiłam Logana samego, choć pragnął, aby coś się między nami wywiązało! Dlaczego życie tak mnie karze?!
Płakałam ciężko i długo. Vlad i Laurent siedzieli w ciszy. Czekali, aż się uspokoję. Jeśli o mnie chodziło, mogłam przepłakać całą noc, ale wiedziałam, że później będzie bolała mnie głowa. Nie uśmiechało mi się to, więc zmusiłam się do spokoju. Gdy ochłonęłam, Laurent podał mi chusteczkę, abym mogła osuszyć policzki. Makijaż miałam już z całą pewnością zrujnowany, ale przecież wiele kobiet na sali wyglądało podobnie.
- Elaine, nikt cię tutaj nie skrzywdzi - zapewnił mnie Vlad, odsuwając się od biurka. Rosjanin wstał, a gdy obszedł biurko, stanął przede mną. Laurent odwrócił głowę, aby patrzeć na swojego mentora.
- Najwyżej umrę. I tak już nic nie mam.
- Masz mnie - warknął gniewnie Laurent, chwytając moją szczękę. Zmusił mnie, abym spojrzała w jego zasłonięte gniewem oczy. - Masz mnie, Elaine. Swojego pana, który będzie o ciebie dbał. Rozumiem, że spotkanie z Vladem cię poruszyło. Nie chciałem tego, kochanie. Nie chciałem, ale musiałem stawić się tu i pokazać Vladowi na własne oczy, że jesteś cała i zdrowa. Jemu również zależy na twoim dobru. Możesz tego nie pojmować. Możesz temu zaprzeczać, ale Vlad wielokrotnie mnie prosił, abym na ciebie uważał. Proszę, nie płacz już. Wyglądasz tak ślicznie. Uczcijmy nasz związek, wypijając po lampce szampana.
- Nasz związek? - spytałam, wskazując na smycz, którą miałam doczepioną do obroży. - Laurencie, przecież nie jesteśmy w związku.
- Jak więc nazwiesz naszą relację, Elaine?
Spuściłam wzrok. Poczułam się pokonana.
- Kocham cię - wyszeptałam tak, jakby głośność wypowiadanych przeze mnie słów miała umniejszyć ich znaczeniu.
- Kochasz mnie, dziecinko?
Laurent uniósł mój podbródek. Kciukiem starł samotną łzę spływającą po moim policzku. Pocałował mnie w czubek nosa, uśmiechając się przy tym łagodnie i czule.
- Kocham cię - powtórzyłam, szlochając cicho. - Kocham cię, ale się ciebie boję. Chcę uklęknąć u twych stóp, ale obawiam się, że mnie odrzucisz. Zostałam skreślona zbyt wiele razy, aby znosić cierpienie ponownie. Przepraszam, Laurencie.
- Do diabła, przepraszasz mnie za to, że mnie kochasz?
Nie podobało mi się, że Vlad przyglądał mi się i przysłuchiwał się naszej rozmowie, ale nie mogłam rozkazać rosyjskiemu bossowi narkotykowemu, aby nas zostawił. I to na własnym jachcie.
- Przepraszam za to, że czuję się bezbronna i mam mętlik w głowie.
Laurent objął mnie ciasno ramionami. Miałam wrażenie, jakby mój ból przeszedł na niego. Płacz stopniowo ustawał, a gdy całkowicie się uspokoiłam, pocałowałam Laurenta w policzek. Uśmiechnęłam się do niego, widząc w jego oczach czające się łzy. Mój kochanek był zbyt twardy, aby pozwolić sobie się rozpłakać w obecności Vlada, ale nie sposób było nie zauważyć, że moje wyznanie miłości dogłębnie go poruszyło i coś w nim pękło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top