41
Elaine
Stałam przed lustrem, wygładzając granatową suknię, którą miałam na sobie. Jej dekolt był dość odważny, ale nie na tyle, abym poczuła się niekomfortowo. Suknia miała rozcięcie na nodze sięgające połowy uda. Na stopach miałam srebrne szpilki z paseczkami owijającymi się wokół kostek. Włosy uczesałam w połowiczny kucyk i założyłam srebrną opaskę, którą znalazłam w szufladzie z akcesoriami.
Czułam się jak księżniczka. Nigdy nie wyglądałam tak elegancko i stylowo. Nawet na swoim balu maturalnym, w różowej sukience księżniczki, czułam się groteskowo. Patrząc na siebie w lustrze w tej chwili widziałam jednak pewną siebie kobietę, co sprawiło, że poczułam się dobrze w swojej skórze.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Gdy się odwróciłam, zaparło mi dech w piersi.
Przede mną stał Laurent ubrany w granatowy garnitur. Miał na sobie czarny krawat i skórzane eleganckie buty.
- Wyglądasz pięknie.
Oboje powiedzieliśmy to w tym samym czasie. Wybuchnęliśmy śmiechem, a gdy skończyliśmy ocierać łzy z kącików oczu, Laurent podszedł do mnie i chwyciwszy mnie za ręce, obejrzał mnie od stóp do głów.
- Jesteś najpiękniejszą królewną, jakiej mogę służyć. Wyglądasz jak objawienie. Kocham cię, Elaine.
Poczułam przyjemne ciepło w piersi, gdy Laurent to powiedział. Uśmiechnęłam się do niego i spłonęłam rumieńcem. Czułam się tak błogo. Gdy mój mężczyzna na mnie patrzył, nic innego się nie liczyło. Cały świat wokół przestawał istnieć, a moje serce lgnęło tylko do mego pana.
Po tym, co zrobiliśmy wczoraj w lochach, otworzyłam się na Laurenta. Wcale nie musiał oddawać mi władzy nad sobą, ale to zrobił. Pozwolił, abym go skuła. Pozwolił sobie otworzyć się na mnie i mi zaufać. Mogłoby się wydawać, że zaufanie mnie przyszło Laurentowi łatwo, ale zbyt dobrze go znałam. Laurent miał trudną przeszłość i wielokrotnie był odtrącany. Mógł udawać silnego i pewnego siebie faceta, ale w głębi serca był zranionym chłopcem, który nie potrafił sobie znaleźć miejsca na ziemi. Byłam pewna, że ja będę tą, która pomoże mu odzyskać wiarę w siebie. Postaram się przyzwyczaić do nowego życia, a być może, gdy uda mi się rozkochać w sobie Laurenta, pozwoli mi zobaczyć się z rodziną.
- Elaine, zanim wyjdziemy, będę musiał coś ci ofiarować.
W jego głosie usłyszałam niepewność. Byłam ciekawa, co takiego miał mi zamiar dać Laurent. Nie zdziwiłabym się, gdyby padł przede mną na kolana i poprosił mnie o rękę. Pewnie nie przyjęłabym jego oświadczyn, ale miałabym pewność, że mnie kochał i myślał o mnie na poważnie. Jak o kobiecie, a nie jak o swojej niewolnicy. Choć jakby nie patrzeć, mogłam być zarówno jego uległą jak i jego partnerką. Jedno nie wykluczało drugiego.
Patrzyłam za Laurentem, gdy podchodził do jednej z wielu szafek w tym pomieszczeniu. Wyjął z niej zawiniątko, a gdy z nim do mnie podszedł i pokazał mi, co znajdowało się w środku, moje serce na chwilę przestało bić.
- Wiem, że proszę cię o wiele, moja Elaine. Zdaję sobie sprawę, że możesz nie czuć się z tym komfortowo. Jako twój pan, powinienem ofiarować ci obrożę w momencie, w którym oboje bylibyśmy gotowi zrobić krok do przodu. Niemniej jednak na przyjęciu u Vlada musisz być oznakowana jako moja niewolnica. Gdybyś nie miała na szyi obroży, któryś z gości mógłby zrobić ci krzywdę.
Patrzyłam na delikatną niebieską obrożę z diamencikami. Gdyby nie fakt, że z przodu miała doczepione małe kółeczko, wyglądałaby jak zwyczajna ozdoba na szyję.
- Kochanie, ja...
- Dziękuję, Laurencie.
Spojrzałam w oczy mojego kochanka. Brunet zmarszczył brwi. Czuł się zagubiony jak mały chłopiec. Prezentował się uroczo i niewinnie, zupełnie jak nie on.
- Pozwolisz mi? - spytał, odkładając na stolik miękkie opakowanie, w którym znajdowała się obroża.
Podwinęłam włosy do góry. Gdy zimna sztuczna skóra dotknęła mojej skóry, przeszedł mnie dreszcz.
Laurent zapiął mi obrożę tak, abym nie miała poczucia dyskomfortu. Mogłam swobodnie oddychać, ale nieustannie czułam na szyi nacisk, który uświadamiał mnie w tym, że byłam własnością mojego pana. Jakkolwiek dziwne i niemoralne to się zdawało, czułam się z tym dobrze. Wiedziałam, że Laurent mnie kochał i mimo, że po części zawsze będę się go bała, czułam się przy nim bezpiecznie. Gdyby Laurent musiał, oddałby za mnie życie. Wolałam, aby taka sytuacja nigdy nie miała miejsca, jednak ta pewność, gdy patrzyło się w oczy ukochanej osoby, była dla mnie wystarczającą nagrodą.
Odwróciłam się do Laurenta. Brunet westchnął z rozmarzeniem. Na jego wargach widniał delikatny, prawie nieśmiały uśmiech.
- Wyglądasz zjawiskowo, moja Elaine. Nie masz pojęcia, co czuję, patrząc na ciebie, z prezentem ode mnie na twej szyi.
- Myślisz, że na przyjęciu będę bezpieczna?
- Ależ tak, dziecinko. Wiem, że spotkanie z Vladem po tym, w co cię wpakował, będzie dla ciebie bolesne, ale uwierz mi, że muszę się tam pojawić. To będzie dobrze odebrane w moim środowisku. Rozumiem, że nie chcesz, abym dłużej zabijał, ale...
Położyłam dłonie na jego twardej piersi. Laurent wyglądał w garniturze obłędnie. W tej chwili niczego bardziej nie pragnęłam niż uklęknąć przed nim i ukłonić mu się. Na to właśnie zasługiwał mój pan. Mój czuły i perwersyjny kochanek, a także mój oprawca i wybawiciel.
Pokręciłam głową. Laurent jęknął cicho, obserwując mnie jak lew ofiarę.
- Rób, co musisz. Wiem, że musisz z czegoś żyć. Nie popieram tego, co robisz dla pieniędzy, ale nie mam prawa ingerować w twój świat. Fakt, że idę na przyjęcie Vlada, jest dla mnie wystarczająco stresujący. Jestem pewna, że będzie tam wielu niebezpiecznych ludzi, ale wiem, że mnie ochronisz. Dzięki obroży na szyi jestem nietykalna, czyż nie?
Laurent przyciągnął mnie do swojej piersi. Wplótł palce w moje włosy, a drugą ręką docisnął moje plecy do swojej klatki piersiowej. Czułam w dole brzucha jego rosnącą erekcję, ale zamiast się wystraszyć, jak pewnie zrobiłabym to jeszcze kilka dni temu, poczułam radość, że tak go podniecałam.
- Obiecuję cię chronić całym swoim ciałem i całą swoją duszą. Jesteś moim skarbem, Elaine. Skarbem, o który będę dbał, dopóki przyjdzie mi oddychać.
***
Kiedy podjechał po nas samochód, Laurent pomógł mi wejść do środka. Wnętrze było luksusowe i pachniało skórą. Znajdował się tu mini bar, w którym widziałam szampana i inne alkohole. Byłam pewna, że to Vlad wysłał po nas ten elegancki samochód, który bardziej przypominał limuzynę niż zwyczajny wóz.
- Dobry wieczór, państwo Randall. Zawiozę was na miejsce.
Za kierownicą siedział mężczyzna dobiegający czterdziestki. Miał zaczesane do tyłu ciemne włosy i był elegancko ubrany. Byłam zaciekawiona tym, że nazwał nas państwem Randall. Z jednej strony podobało mi się, że niebawem mogłam nosić nazwisko Laurenta, ale z drugiej strony miałam wrażenie, jakby moja osobowość została siłą ze mnie wydarta. Zrobiło mi się smutno, gdy uświadomiłam sobie, z jaką łatwością ulegałam Laurentowi. Powinnam z nim dłużej walczyć, ale właściwie po co?
Moje życie zostało przekazane w ręce Laurenta. Byłam pewna, że nie miał zamiaru nigdy mnie stąd wypuścić. Mogłam więc walczyć, bić i kopać, ale nie miałoby to sensu. Dla świata Elaine Rochester miała niebawem umrzeć. Sprawcą tego miał być Edgar, który miał upozorować moją śmierć i pogrzeb. Na myśl o tym, czego dopuszczał się mój były najlepszy przyjaciel, przechodziły mnie dreszcze. Było mi przykro, że Edgar mnie oszukiwał i wpędził mnie w łapy mordercy, który żywił do mnie chore uczucia. Nigdy bym nie przypuszczała, że człowiek, któremu tak ufałam, okaże się perfidnym kłamcą, który spotykał się ze mną za pieniądze.
- Elaine, będę musiał zasłonić ci oczy. Nie mogę pozwolić, abyś wiedziała, jak się stąd wydostać.
W dłoniach Laurenta zauważyłam czarną opaskę. Zanim wyjechaliśmy z posiadłości, Laurent zawiązał mi oczy. Gdy to zrobił, chwycił mnie za rękę. Samochód ruszył, a ja poczułam kolejny cios w serce.
Rozumiałam, że Laurent nie chciał, abym wiedziała, gdzie mieszkał, ale było mi przykro, że mi nie ufał. Uprowadzenie mnie kosztowało go wiele nerwów i trudu, więc domyślałam się, że moja ewentualna ucieczka bardzo by go rozgniewała. Nie mogłam pozwolić, aby władzę nad Laurentem znów przejęły jego demony. Może Laurent zmieniał się, gdy był ze mną, ale to, że rozkazał zabić Cassiusa, było faktem. Mimo, że ostatecznie Cassiusa zabił Edgar, to Laurent za to odpowiadał. Nie musiałam się nawet zastanawiać, co by się stało, gdybym pewnego dnia spróbowała stąd uciec. Laurent dorwałby mnie przy pierwszej nadarzającej się okazji, a następnie przyniósłby mi pod nos zwłoki mojej rodziny.
Mogłam kochać Laurenta i mu ulegać, ale nie zmieniało to faktu, że mój kochanek był potworem.
Opuściłam głowę w dół. Kierowca celowo włączył głośną muzykę, abym nie mogła usłyszeć, jak życie toczyło się za oknami samochodu.
Łzy napłynęły mi do oczu. Czego ja się spodziewałam? Że Laurent po dwóch wspólnych dniach mi zaufa? Że otworzy bramę i pozwoli mi spacerować wolno? Że kupi mi bilet do Kansas i pozwoli odwiedzić rodzinę na Florydzie?
- Kochanie, czy coś się stało?
Laurent musiał wyczuć, że coś było nie tak. Ściskałam mocno jego dłoń i oddychałam ciężko.
- Wszystko w porządku - odparłam, uśmiechając się. Nie mogłam zobaczyć wyrazu jego twarzy, ale domyślałam się, że Laurentowi wcale nie było do śmiechu.
- Elaine, chodzi o to, że zakryłem ci oczy?
- To nic - wyszeptałam łamiącym się głosem. - Rozumiem, że nie pozwalasz mi widzieć, gdzie jedziemy. Przecież mogłabym poznać drogę do miasta, a na to nie możesz sobie pozwolić. Nie przejmuj się mną, Laurencie. Trochę mi przykro, że mi nie ufasz, ale rozumiem cię. Jestem twoją niewolnicą, a ty nie możesz sobie pozwolić, abym od ciebie uciekła.
Laurent nachylił się nade mną. Poczułam jego oddech na policzku, po którym po krótkiej chwili przeciągnął językiem.
Poczułam podniecenie, gdy tak zwierzęco się zachował. Zdawałam sobie sprawę, że było to niewłaściwe, ale Laurent opanował już wszystkie moje zmysły. Byłam gotowa paść mu do stóp, gdyby tylko pstryknął palcami.
- To nie tak, że ci nie ufam, dziecinko - wyznał, gładząc palcami moją skórę, napawając się tą czynnością. - Wiem, że tak to wygląda, ale to wszystko dla twojego bezpieczeństwa. Nie mogę sobie pozwolić na chwilę nieuwagi. Umarłbym z tęsknoty, gdybyś ode mnie uciekła.
- Czy gdybym uciekła, złapałbyś mnie?
To pytanie paliło mi gardło, ale zdobyłam się na to, aby je zadać.
- Dlaczego mnie o to pytasz, kochanie?
- Powiedz mi proszę, co być mi zrobił, gdybym od ciebie uciekła. Chcę to usłyszeć. Potrzebuję się tego obawiać. Proszę, powiedz mi. Wyrzuć mi z głowy pomysł ucieczki od ciebie.
- Kurwa, Elaine.
- Proszę, Laurencie.
- Gdybyś uciekła, złapałbym cię i zaciągnął do lochów. Przypiąłbym cię do krzyża, a następnie wychłostał do krwi. Kazałbym ci czołgać się u mych stóp i błagać o przebaczenie. Musiałabyś całować moje stopy, płacząc i prosząc o litość. W międzyczasie rozkazałbym moim podwładnym polecieć do Nowego Jorku i na Florydę oraz zamordować twoich bliskich. Mógłbym sprawić, aby przybyli tu jeszcze żywi, a następnie dobić ich na twoich oczach. Nigdy tego jednak nie zrobię, gdyż wierzę, że jesteś na tyle mądra, aby uchronić swoich biskich od krzywdy. Poza tym, kochasz mnie, Elaine. Może nie powiedziałaś tego na głos, ale znam prawdę. Proszę, nie mów więcej o takich przykrych sprawach. Za chwilę znajdziemy się na przyjęciu. Elaine, kocham cię nad życie i choć rozumiem, że tęsknisz za domem, najlepiej będzie, jakbyś jak najszybciej przyzwyczaiła się do nowego życia i do mnie. Przysięgam, że nigdy cię nie zawiodę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top