39

Elaine

- Hej, kochanie. Nie martw się, przecież nic złego się nie stanie.

Kiedy Matteo odjechał, wybuchłam płaczem. Zarzuciłam ręce na szyję Laurenta i pozwoliłam, aby mężczyzna kołysał mnie w ramionach. 

Gdy Matteo odjechał z piskiem opon, Laurent wyciągnął z kieszeni pilot. Okazało się, że umożliwiał on zamknięcie bramy. Kiedy brama do końca się zamknęła, na terenie posiadłości usłyszałam głośny pisk, który wystraszył siedzące w koronach drzew ptaki.

- Nie mogę pozwolić, aby Vlad zrobił ci krzywdę!

- Elaine, spójrz mi w oczy. Proszę. 

Płakałam ciężko. Dusiłam się łzami. Jąkałam się, gdy mówiłam, ale Laurent nie był na mnie zły. Położywszy dłoń na moim karku, musnął palcami moją skórę, aż poczułam mrowienie w palcach u stóp. Nie potrafiłam stwierdzić, co wyczyniał ze mną Laurent, ani dlaczego reagowałam na jego bliskość w ten sposób. Domyślałam się, że moje ciało szukało w jego ramionach poczucia bezpieczeństwa, ale stało za tym coś jeszcze. Coś, czego za nic w świecie nie chciałam do siebie dopuścić. 

- Vlad nic mi nie zrobi, mój skarbie. To mój drogi przyjaciel. Matteo tylko żartował. Musisz zrozumieć, że w naszych kręgach takie żarty to norma.

- Żarty na temat śmierci?! To była groźba! On mógłby cię zabić!

Na twarzy Laurenta coś się zmieniło. Spochmurniał, a jego jasne oczy błysnęły czymś, czego do tej pory u niego nie widziałam.

Byłam tak przejęta tym, co usłyszałam od Matteo, że nie potrafiłam nad sobą zapanować. Może gdyby lepiej mi to szło, odzyskałabym kontrolę nad sobą i potrafiłabym wyczytać z twarzy Laurenta to, co głęboko w sobie skrywał. Pozostała mi jeszcze jedna opcja, bardziej kusząca w tej chwili.

- Nie chciałabym, abyś umarł. 

- Kurwa mać, dziecinko.

Laurent wstał. Otoczyłam go nogami w pasie. Wtuliłam się w niego mocno. Moje sutki ocierały się o materiał mojej koszulki i o twardą jak stal pierś mężczyzny. Laurent pewnie wyczuł we mnie podniecenie. Być może po części była to prawda, gdyż Laurent pociągał mnie fizycznie bez dwóch zdań, lecz do tego, aby się zakochać, potrzebne było człowiekowi coś więcej niż wygląd drugiej osoby.

Mężczyzna zniósł mnie do ogrodu. Usiadł na ławeczce znajdującej się w cieniu. Posadził mnie sobie okrakiem na udach. Przylgnęłam do niego, ciesząc się tym, że tu był. Bezpieczny, cały i zdrowy.

Zdziwiło mnie to, jak zależało mi na Laurencie. Słysząc groźbę skierowaną od Vlada przez Matteo, zjeżyłam się. W moich myślach zobaczyłam, jak Vlad faktycznie spełnia groźbę i pozbawia Laurenta życia. Zdawałam sobie sprawę, że było to irracjonalne, biorąc pod uwagę, że Vlad uknuł cały spisek z umieszczeniem Laurenta w więzieniu. To Vlad mnie wybrał, abym została terapeutką Laurenta. Ten człowiek zrujnował mi życie. 

Mimo wszystko, nie chciałam sobie nawet wyobrażać śmierci Laurenta. Gdyby odszedł, zostałabym sama. Sama w tym wielkim domu. Sama ze złamanym sercem. Sama z tysiącem myśli.

- Obiecaj mi, że nikomu nie pozwolisz się zabić - wyszeptałam błagalnie, wczepiając się kurczowo palcami w plecy bruneta. Widziałam, jak moje łzy spływały po bruzdach jego mięśni. 

- Kochanie, dlaczego tak się o mnie martwisz?

Sama nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Być może wiedziałam, ale zwyczajnie nie chciałam przyznać tego na głos. Bałam się, że gdy powiem, co naprawdę mi leży na sercu, Laurent się uraduje, a ja będę przed nim bezbronna już nie tylko fizycznie, ale również psychicznie. 

- Nie chcę, żebyś umarł.

- Elaine, popatrzysz mi w oczy?

Pokiwałam przecząco głową. 

- Proszę, kochanie. Spójrz na mnie. Wtedy będzie mi łatwiej odczytać twoją duszę.

- Kiedy ja nie chcę, żebyś cokolwiek ze mnie odczytywał! Laurencie, czy ty nie widzisz, że mi na tobie zależy?! Nie rozumiesz bez patrzenia mi w oczy, że coś się ze mną dzieje, gdy cię czuję? Gdy jesteś przy mnie? Gdy mnie zniewalasz i dotykasz?

Laurent siłą się ode mnie odsunął. Chwycił mnie za nadgarstki i skrzyżował mi ręce na piersi. Celowo unikałam jego wzroku, ale Laurent chwycił w dwa palce mój podbródek. Siłą nakierował moje zbolałe spojrzenie na siebie. Moje serce znów pękło, gdy popatrzyłam w jego śliczne, mordercze oczy. 

- To coś dobrego, moja Elaine. To, że mnie pożądasz, jest dla mnie piękne. 

W jego głosie było tak wiele dobroci i miłości, ale nie potrafiłam odpowiedzieć tym samym. 

- Nie chcę tak się czuć. Nie chcę cię pragnąć. Nie chcę się o ciebie martwić. Nie chcę iść na jutrzejsze przyjęcie. 

- Elaine, najpierw porozmawiajmy o tym, co do mnie czujesz. Dopiero potem będziemy mogli przedyskutować kwestię pójścia na przyjęcie Vlada. Krok po kroczku, tak?

Pokiwałam głową. Przy Laurencie czułam się jak uczennica przy nauczycielu. W więzieniu nasze role były odwrócone. To ja byłam terapeutką i psycholożką Laurenta, a on był moim pacjentem. Hierarchia była zgoła inna. 

Nie twierdziłam, że nie podobało mi się to, jak Laurent nade mną panował. Nie musiałam nawet klęczeć u jego stóp, aby czuć jego dominację. Laurent był panem mojej duszy i mego serca. Zakorzenił się głęboko we mnie, choć dopuścił się wielu karalnych czynów. Nie powinnam czuć takiego pożądania względem mordercy i chorego z seksualnego nadpobudzenia faceta, ale moje zdradzieckie serce zdecydowało samo za siebie.

Położyłam dłonie na jego cudownej piersi, na której było kilka kępek kręconych włosków. Czułam przy swojej kobiecości jego pulsującego pod spodniami penisa. Część mnie marzyła o tym, aby Laurent zabrał mnie do lochów i przykuł moje ręce do wezgłowia łóżka, aby następnie wychłostać mnie i ulżyć sobie na mnie. Czułam, że było to złe i niemoralne, ale przepadłam. Przepadłam dla mojego pana i władcy mego zabiedzonego serca. 

- Zamknij oczy.

- Naprawdę? Każesz mi zamknąć oczy? Ty, który zawsze każe, abym miała je otwarte?

- Elaine - wymruczał urokliwie, obejmując dłonią mój policzek. - Ja nigdy nie każę ci na mnie patrzeć. Jedynie cię o to proszę. Oczy są wejściem do duszy człowieka. Łatwiej mi rozmawiać z ludźmi, gdy mam z nimi kontakt wzrokowy. Po drugie, tak. Proszę, abyś zamknęła oczy. W tym wypadku łatwiej ci będzie, jeśli będziesz miała je zamknięte. Zaufaj mi, kochanie.

Zaufaj mi.

Czy ufałam Laurentowi? Pewnie po części tak było. Gdybym mu nie ufała, nie pozwoliłabym mu wczoraj przykuć się do łóżka i wylizać. Widziałam, że Laurentowi na mnie zależało i mimo, że do całkowitego zaufania było jeszcze daleko, musiałam zastosować się do jego rady. Krok po kroczku.

Gdy zamknęłam oczy, Laurent objął dłońmi moje nadgarstki. Wciąż dotykałam dłońmi jego piersi, jednak teraz znajdowałam się w klatce.

Musiałam wziąć kilka głębokich oddechów, aby uspokoić rozszalałe serce. Wciąż nie potrafiłam do siebie dojść po wizycie Matteo. Obawiałam się jutra i tego, że będę musiała stawić się na przyjęciu u Vlada Perringtona, ale aby zupełnie nie oszaleć, musiałam skupić się na tym, co tu i teraz.

- Co poczułaś do mnie, gdy zobaczyłaś mnie po raz pierwszy?

- Ogromnie się ciebie bałam - wyznałam, wspominając nasze pierwsze spotkanie, które miało miejsce nie tak dawno temu. - Chciałam uciec z twojej celi, ale twe oczy mnie usidliły. Każdego kolejnego dnia było mi coraz trudniej przychodzić do pracy. Obawiałam się o życie swoje i swoich bliskich. Kiedy jednak ujrzałam cię pierwszy raz, byłam zafascynowana tobą. Twoje oczy wyrażały coś, czego nie powiedziałbyś mi żadnymi słowami. Twoja pewna siebie postawa i to, jak umiejętnie przejąłeś nade mną kontrolę, było zadziwiające.

Usta Laurenta spoczęły na mojej szyi. Mężczyzna delikatnie skubnął moją skórę. Zacisnęłam mocniej powieki, aby przypadkowo nie spojrzeć na Laurenta. Coś we mnie chciało, aby mój pan był ze mnie dumny.

- Jak czułaś się, gdy cię uprowadziłem?

Pochyliłam głowę. Laurent oparł się policzkiem o mój policzek. Jego zarost drażnił moją delikatną skórę, ale podobał mi się ten intymny dotyk dwójki kochanków, którzy mimo różnic, mieli ze sobą coś wspólnego.

Wspomniałam moment, w którym poczułam się kompletnie bezsilna. Gdy Edgar związał mnie i wsadził do samochodu, a następnie zawiózł do opuszczonego magazynu, miałam wrażenie, że skończyło się moje życie.

- Byłam przerażona, że mnie skrzywdzisz. Mimo tego, że wbrew mojej woli wylizałeś moją kobiecość, na koniec byłam wdzięczna, że to byłeś ty.

- Martwiłaś się, że Edgar przywiózł cię dla kogoś innego?

- W tamtej chwili nie myślałam logicznie, Laurencie. Modliłam się w duchu o to, abym nie została zgwałcona. Miałam nadzieję, że nie pojawi się tam Rocco.

- Miałem ci przywieźć jego odcięte palce. Przykro mi, że tego nie zrobiłem. Byłem tak zaaferowany ucieczką z więzienia, że kompletnie o nim zapomniałem.

- Nic nie szkodzi - odpowiedziałam, czując zacieśniający się uścisk dłoni Laurenta wokół moich nadgarstków. - Najważniejsze, że tobie nic się nie stało.

- Co czujesz do mnie teraz, Elaine?

Otworzyłam oczy. Laurent przechylił głowę w bok, wykonując swój charakterystyczny ruch. 

Jego twarz była piękna, ale w jego oczach widziałam ból. Laurent cierpiał, gdyż był samotny. Nie miał wokół siebie nikogo odkąd skończył dziesięć lat. Rodzice go porzucili, podobnie jak bracia. Musiał pracować w klubie dla fetyszystów przez kilka długich lat, a gdy stamtąd wyszedł, zaczął mordować i handlować narkotykami oraz ludźmi. 

Uśmiechnęłam się do Laurenta przez łzy, których ślady znaczyły moje policzki. Brunet zmarszczył brwi.

- W tej chwili czuję się zagubiona. Moje serce do ciebie lgnie, ale umysł krzyczy, abym trzymała się od ciebie z daleka. Wątpię, że mam syndrom sztokholmski. Jestem tutaj zbyt krótko, aby czuć coś takiego. Wiem, że coś mnie do ciebie przyciąga. Chcę cię bliżej poznać. Chcę zrozumieć, co lubisz i czego pragniesz, a także czego się boisz. Pragnę być dla ciebie dobra, abyś czuł się spełniony, ale w tym samym czasie nie chcę zatracić siebie. Ciężko pracowałam na to, aby skończyć studia z wyróżnieniem. To dla mnie nieważne, że już nie mam pracy. Nie chcę jednak żerować na tobie. Rozumiem, że masz dużo pieniędzy ze swojej przeszłości, ale...

- Elaine - wyszeptał łagodnie Laurent, opierając czoło o moje czoło. - Pieniędzmi się nie przejmuj. Mam ich wystarczająco dużo, abyśmy do śmierci mogli godnie żyć. Powiedz mi proszę, co do mnie czujesz.

- W porządku - wyszeptałam, dysząc ciężko. - Zależy mi na tobie. Sam widzisz, jak zareagowałam na słowa Matteo. Oczami wyobraźni widziałam, jak Vlad robi ci krzywdę. Nie zniosłabym twojej śmierci, rozumiesz?

- Elaine, Elaine.

Jego głos był tak melodyjny, gdy wymawiał moje imię. 

Laurent przejechał czubkiem nosa po mojej szyi. Po chwili przyssał się do mojej skóry. Odruchowo zacisnęłam uda, więżąc nogi Laurenta między swoimi. Mój ruch wywołał u niego śmiech. 

- Jesteś dla mnie zbyt dobra.

Mężczyzna mruczał, zasysając moją skórę. Uwolnił moje ręce. Objął mnie w pasie i podniósł, aby usadzić mnie na swoim kutasie. Z moich ust wydarł się jęk, gdy poczułam, jak twardy pode mną był Laurent. 

- Co ty na to, abym pozwolił ci zrobić ze mną co zechcesz, moja Elaine?

Byłam w takim amoku, oddając się w jego ręce, że nie byłam pewna, czy dobrze go usłyszałam. 

- Co?

- Uczyń ze mnie swojego niewolnika, moja Elaine. Tylko na dziś. Pokaż mi, co do mnie czujesz.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top