38

Elaine

Po śniadaniu wyszłam do ogrodu. Chciałam założyć na ten dzień jedną ze swoich koszulek, które wziął dla mnie do niewoli Edgar, ale nie mogłam się na to zdobyć. Poprosiłam Laurenta o to, aby pożyczył mi jedną ze swoich koszulek, a te, które należały do mojego poprzedniego życia, kazałam mu schować. Laurent nie rozumiał, dlaczego tak postępowałam, ale uszanował moją wolę i schował przede mną ubrania przypominające mi o dawnym życiu poza zasięg mojego wzroku.

Piłam herbatę, siedząc na huśtawce i chłonąc promienie słońca, gdy nagle usłyszałam z oddali trąbienie klaksonu samochodu.

W pierwszej chwili chciałam wstać i pobiec ku źródłu dźwięku, jednak gdy usłyszałam za plecami Laurenta, który wyszedł na taras, porzuciłam ten pomysł.

- Kto to? - spytałam, denerwując się. Może powinnam się cieszyć, że ktoś odkrył to miejsce i niebawem miałam wrócić do domu, ale jednocześnie strach, że nigdy więcej miałam nie zobaczyć Laurenta, sparaliżował mnie.

- Mamy gościa, moja Elaine.

Beztroski uśmiech na twarzy Laurenta mówił sam za siebie. Mój oprawca najwyraźniej spodziewał się gościa. 

Wstałam szybko, niemal potykając się o własne nogi. Laurent w porę chwycił mnie za łokieć i przyciągnął do siebie, żebym nie zrobiła sobie krzywdy. Oddychałam szybko. Nie podobało mi się, że lada chwila ktoś miał tutaj wtargnąć. Póki co, nawet przyzwyczaiłam się do tego miejsca. Kojarzyło mi się rzecz jasna z Laurentem, ale były to dobre skojarzenia. To, co stało się przed przybyciem tutaj, traktowałam jako coś, co tak naprawdę wcale się nie wydarzyło. Chciałam zapomnieć o bólu i uczuciu upokorzenia, które towarzyszyły mi, gdy zostałam uprowadzona. Musiałam zrobić to dla własnego dobra, aby móc z czystą kartą zacząć nowe życie w niewoli.

Nagle na posesję wjechał czarny SUV. Zaparkował przed fontanną z delfinami. Spięłam się przy boku Laurenta, gdy z samochodu wyszedł wysoki brunet, wyglądający na Włocha lub Greka.

- Matteo!

Laurent pomachał do mężczyzny. Mimo upału, Matteo miał na sobie wyszywany na miarę garnitur i drogie skórzane buty. Wyglądał jak biznesmen albo jak handlarz ludźmi. Miałam wrażenie, że każde określenie do niego pasowało.

Matteo był wyższy od Laurenta o pół głowy i szedł dumnym krokiem w naszym kierunku. Miał brązowe oczy otoczone gęstymi rzęsami. Jego nos miał lekki garbek. Mężczyzna miał na twarzy kilkudniowy zarost, a na jego nadgarstku dojrzałam błyszczący w świetle słonecznym złoty zegarek firmy Rolex.

- Dobrze cię widzieć, bracie. Więzienie ci służyło.

Mężczyźni się uściskali. Laurent poklepał Matteo po plecach, uśmiechając się z wdzięcznością. Czułam się nie na miejscu, obserwując ich chwilę, dlatego spuściłam wzrok na swoje bose stopy. Przy Matteo czułam się niewłaściwie. Podczas gdy on ubrany był w garnitur kosztujący zapewne horrendalne sumy, ja miałam na sobie wymiętą koszulkę Laurenta i krótkie spodenki.

Poczułam wzrok wysokiego mężczyzny na sobie. Laurent położył dłoń w dole moich pleców, a ja podskoczyłam. 

- To musi być twoja piękna uległa. Niech ci się przyjrzę, Elaine Rochester.

Fakt, że mężczyzna znał moje pełne imię, wzbudził mój strach. Domyślałam się, że Laurent opowiedział o wszystkim swojemu przyjacielowi, ale jednak wyobrażenia miały się nijak do zderzenia z brutalną rzeczywistością. 

Wstrzymałam oddech, gdy Matteo chwycił mnie za szczękę. Nakierował na siebie mój wzrok. Uśmiechnął się zawadiacko, odwracając moją głowę na boki, jakby oglądał towar.

- Co pan robi?! Proszę mnie zostawić!

Cofnęłam się gwałtownie, wpadając na pierś Laurenta. Mój porywacz otoczył mnie ramionami w pasie. Przycisnął mnie do siebie, podczas gdy ja patrzyłam na Matteo jak na potwora.

- Nietresowana. Takie lubisz.

- Jak pan śmie tak o mnie mówić? Nie jestem rzeczą!

- Uspokój się, kochanie - poprosił mnie łagodnie Laurent, szepcząc mi do ucha. Jego wargi muskały płatek mojego ucha. Trzęsłam się z wściekłości na zachowanie Matteo.

- Och, Laurencie. Ja już dawno wytresowałbym swoją nową sukę, aby nie mówiła w tak lekceważący sposób do innych. To, jak zachowuje się twoja niewolnica, jest gorszące.

- Nie życzę sobie, abyś mówił w tak lekceważący sposób o Elaine - warknął Laurent, stając w mojej obronie. Poczułam przyjemne ciepło w klatce piersiowej, gdy mój mężczyzna stanął w mej obronie przed swoim wieloletnim przyjacielem. Nie kazał mi uklęknąć ani całować jego stóp. Traktował mnie jak równą sobie, co zaskarbiło mój szacunek dla Laurenta. - Nie zamierzam tresować Elaine na niewolnicę, tak jak zrobiłeś to ze swoimi sukami. Kocham ją i będę traktował ją tak, jak będę chciał. W tej chwili proszę, abyś przeprosił Elaine za to, jak się do niej odezwałeś. 

Sądziłam, że rozpęta się piekło. Wyobrażałam sobie, że lada chwila Matteo rzuci się z pięściami na Laurenta, a ja zostanę w niewoli sama, albo po zabiciu Laurenta Matteo weźmie mnie do siebie i zrobi ze mnie posłuszną niewolnicę. 

Tak się jednak nie stało. Matteo po prośbie, a raczej rozkazie, wydanym przez przyjaciela, uklęknął przede mną i patrząc mi w oczy, przeprosił mnie.

- Wybacz mi, Elaine Rochester. Nie spodziewałem się, że mój dominujący przyjaciel tak zakocha się w kobiecie, że będzie w stanie zrezygnować dla niej ze swoich przyjemności. Przyjmiesz moje przeprosiny, piękna?

Byłam w ciężkim szoku. Skinęłam jednak głową i patrzyłam, jak Matteo wstaje, po czym siada na huśtawce.

- Napijesz się czegoś? Wody? Herbaty? - spytał Laurent gościa, jakby nigdy nic.

- Podziękuję. Za chwilę muszę jechać dalej. Wpadłem na kilka minut, aby zobaczyć twoją piękność i ciebie. 

Laurent usiadł na huśtawce obok bruneta. Na huśtawce było miejsce dla trzech osób. Nie podobało mi się, że miejsce w środku pozostało wolne. Nie wyobrażałam sobie, że je zajmę. Matteo napawał mnie obrzydzeniem. Fakt, że sam miał dwie uległe pod swoim dachem, napawał mnie nienawiścią do niego. Biedne dziewczyny na pewno nie chciały, aby spotkał je taki los. Miałam nadzieję, że nigdy nie będę musiała przekonać się na własne oczy, w jakich warunkach żyły te dwie młode kobiety, którymi "opiekował się" ich pan. 

- Usiądziesz, kochanie?

Laurent spojrzał na mnie prosząco. Podeszłam bliżej, ale zamiast usiąść między mężczyznami, zajęłam miejsce na kolanach Laurenta.

Z całych sił starałam się nie patrzeć na Matteo. Laurentowi z pewnością zależało, aby między mną a jego przyjacielem układało się dobrze, ale to, jak potraktował mnie Matteo, było chore. Może później przeprosił mnie na kolanach, ale samo to, że najpierw obejrzał mnie niczym zakupione zwierzę, odstręczało mnie.

- Jak się czujesz w nowym domu, Elaine? Przyzwyczaiłaś się już?

Nie spodziewałam się, że Matteo zechce ze mną rozmawiać. Myślałam, że dla niego byłam tylko dziwką do zaspokajania potrzeb.

Laurent gładził mnie spokojnie po plecach. Byłam pewna, że chciał, abym odpowiedziała jego koledze, ale było mi zbyt ciężko się na to zdobyć. 

- Jest mi ciężko, ale robię, co mogę, aby nie popaść w otchłań rozpaczy.

Uniosłam niepewnie wzrok. Matteo skinął głową, jakby mnie rozumiał. 

- To naturalne, że się boisz. Sam obawiałbym się Laurenta, gdyby mnie zniewolił.

Laurent się zaśmiał, ale prędko ucichł.

- Gdy kupiłem moje niewolnice, od razu po przybyciu do posiadłości podałem im w żyłę narkotyki. Szybko stały się od nich uzależnione. Musiałem dwukrotnie hospitalizować Katrinę, aby wróciła do zdrowia. Po pół roku, odkąd je wziąłem, podjąłem decyzję o ich leczeniu. Zapisałem je na odwyk, a gdy do mnie wróciły, były w końcu szczęśliwe,

Zacisnęłam dłonie w pięści, powstrzymując się, aby mu nie przywalić. 

- Nie czułeś wyrzutów sumienia, robiąc to bezbronnym kobietom?

- Nie, laleczko - odparł Matteo, przeczesując ciemne włosy, krótsze po bokach i z tyłu, a dłuższe na czubku. - Jestem wyzuty z ludzkich uczuć. To, co widzisz, to skorupa człowieka, którym kiedyś byłem. Odkąd stałem się panem, przestałem zwracać uwagę na potrzeby kobiet. Ruchałem je na prawo i lewo. Być może Laurent kiedyś ci pokaże, jak to jest. Chyba, że już wszedł w twoją cipę, co?

Łzy zakuły mnie w oczy. Opuściłam wzrok, nie chcąc pokazać Matteo słabości. 

Czułam, że zaraz się rozpłaczę. Było już tak dobrze. Gdy dziś rano się obudziłam, byłam spokojna i czułam się bezpieczna. Mimo, że obok mnie leżał przestępca, byłam pewna, że nic mi nie groziło.

Jednak teraz, gdy przyjechał Matteo i mówił o mnie i o swoich uległych z brakiem szacunku, zrobiło mi się najzwyczajniej w świecie przykro. Nikt nie zasługiwał na takie przedmiotowe traktowanie, ale najwyraźniej temu bogaczowi wydawało się, że ten kto miał pieniądze, miał władzę. 

- Nie życzę sobie, abyś odzywał się w ten sposób do Elaine, Matteo - warknął Laurent, najwyraźniej mając tak samo jak ja dość zachowania swojego przyjaciela. - Elaine to moja kobieta, a ja oczekuję od ciebie szacunku dla niej. Spędzę z nią resztę życia, czy ci się to podoba, czy nie.

- Nie sądzisz, że oszalałeś z miłości, Laurencie? - spytał Matteo, nachylając się do nas. Splótł palce dłoni w piramidkę, a ja wtuliłam twarz w szyję Laurenta, nie chcąc patrzeć na tego pewnego siebie mężczyznę.

- Owszem. Oszalałem z miłości. Zwariowałem na punkcie Elaine. Wiedz jednak, że cenię ją sobie bardziej niż ciebie.

- Kurwa, tobie naprawdę odbiło. Przecież zawsze mówiłeś, że stanie się dominującym jest twoim marzeniem. Co się zmieniło, że stałeś się taką cipką? 

- Dość! - krzyknęłam.

Mężczyźni spojrzeli na mnie, jakbym postradała rozum. Cóż, krzyknięcie na dwóch morderców było ryzykowne i nieprzemyślane, ale miałam dość tego, z jakim brakiem szacunku się do siebie odnosili.

- Wiem, że to nie jest mój dom. Wiem, że Laurent nie jest moim mężczyzną, ale wiem też, że to, o cokolwiek się kłócicie, nie jest to tego warte. Straciłam wczoraj dom, rodzinę i przyjaciela. Już nigdy więcej się z nimi nie spotkam. Dziś żałuję, że nie spędziłam z nimi więcej czasu i częściej do nich nie dzwoniłam. Życie każdego z nas prędzej czy później się skończy, więc po co marnować dany nam czas na kłótnie? Może nie jestem upoważniona do zwracania wam uwagi, ale proszę. Nie kłóćcie się. Nie marnujcie życia na coś tak bezproduktywnego. 

Oboje zamilkli. Laurent gładził mnie czule knykciami po policzku, a Matteo wykręcał nerwowo palce. 

- Przepraszam, Elaine. Masz rację.

Spojrzałam z zaciekawieniem na Matteo. Czy ten człowiek właśnie przyznał mi rację?

- Tak. To było dziecinne. Przepraszamy, Elaine. 

Odniosłam małe zwycięstwo. Poczułam się ważna i doceniona. To było niezwykłe doświadczenie, móc zapanować nad dominującymi mężczyznami, którzy nigdy nie pozwoliliby kobiecie przejąć nad sobą władzy.

- Będę musiał się zbierać - oznajmił Matteo wstając z huśtawki i poklepując kieszenie spodni, aby wybadać w nich kluczyki do SUV-a. - Laurencie, nie przyjechałem tutaj tylko po to, aby poznać twoją kobietę. Było mi bardzo miło zostać zbesztanym przez Elaine i paść przed nią na kolana, niemniej jednak to nie była moja jedyna misja na dziś. 

- Co w takim razie chciałbyś mi przekazać, Matteo?

- Jutro odbędzie się przyjęcie na jachcie. Miałem dostarczyć ci osobiście zaproszenie.

- Przyjęcie?

Laurent zmarszczył brwi, wciąż delikatnie gładząc mnie po policzku.

- Przyjęcie Vlada Perringtona na jego jachcie. To będzie impreza panów i ich uległych. Zaproszono ciebie wraz z Elaine. Vlad nie chce słyszeć odmowy. Kazał ci przekazać, że jeśli się nie zjawisz, wypatroszy cię własnoręcznie i każe Elaine na to patrzeć. Zrobisz, co zechcesz, przyjacielu. Wiesz, że jestem tylko posłańcem.

Szczęka mi opadła. Serce zaczęło bić niemiłosiernie szybko. 

Matteo się oddalił. Wsiadł do samochodu i odjechał. Zgięłam się w pół i zapłakałam głośno, mając świadomość, że moje piekło wcale się nie skończyło.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top