37

Laurent

Wyszedłem do ogrodu. Usiadłem na kamiennych schodkach przed domem. Ulewa wciąż dudniła o ziemię, jednak ja byłem skryty za daszkiem, więc nic mi nie groziło.

Objąłem kolana rękami. Zacząłem kołysać się w przód i w tył. Dla kogoś stojącego z boku mógłbym wyglądać na człowieka o wątpliwej psychice, ale na szczęście w moim zaciszu nie było nikogo, kto mógłby zwrócić mi uwagę. Byłem tutaj sam, wraz z moją przepiękną kobietą, która dla mojego lepszego samopoczucia oddała się w moje ręce.

Zaśmiałem się, patrząc na plamę na bokserkach. Nigdy przedtem nie doszedłem w tak prostacki i prymitywny sposób. Czułem się żałośnie, gdy dochodziłem, ocierając się kutasem o materac między nogami Elaine, ale jej orgazm był dla mnie ważniejszy od mojego spełnienia. To ona była moją królową i to ją zamierzałem pieścić i czcić, jak na przykładnego sługę przystało.

Coś we mnie pękło, gdy Elaine tak mi uległa. Z jednej strony chciałem więcej. Pragnąłem sięgnąć po bicz i namalować czerwone pręgi na jej udach. Pragnąłem wziąć do ręki pejcz i potraktować nim delikatną kobiecość blondynki. Chciałem chwycić największy korek analny i wsunąć go w tyłek Elaine, a następnie kazać jej chodzić po pokoju na czworakach, jak zwierzęciu.

Z drugiej jednak strony szanowałem jej granice. Nie chciałem, aby Elaine widziała we mnie kogoś, komu nie mogła ufać. Dla niej to, że przywiązałem ją do łóżka i wylizałem jej soczystą cipkę, stanowiło pewien test. Już teraz wiedziałem, że Elaine mi ufała. 

Kuźwa, nie powinna była mi ufać. Zabiłem w życiu wiele osób, a jeszcze więcej torturowałem. Handlowałem kobietami i sprzedawałem prochy. Przeze mnie ginęli młodzi ludzie, którzy sięgali po sprzedawane przeze mnie narkotyki. Nieraz dochodziły mnie słuchy, że ktoś przedawkował nasz towar. Zawsze po takim incydencie czułem się winny i choć wiedziałem, że to nie ja wsypałem im w gardło dragi, to jednak gdyby nie moja działalność, być może te dzieciaki wciąż by żyły i mogły cieszyć się tym, co przedwcześnie im zabrano. 

Postanowiłem wrócić do domu. Musiałem przyzwyczaić się do tego, że nie mieszkałem już sam. Miałem pod dachem osobę, którą musiałem się opiekować. Sam zabrałem Elaine jej dawne życie, więc musiałbym być skurwysynem bez serca, gdybym zabrał jej również możliwość kontaktu ze mną. Elaine mogła mnie nie lubić, ale byłem jej winien, aby z nią przebywać. Sam z natury byłem samotnikiem i choć kontakt z innymi ludźmi w mojej pracy był niezbędny, wolałem być sam. Niemniej jednak w pewnym momencie zrozumiałem, że aby dalej żyć, potrzebuję obecności drugiego człowieka u boku. Najchętniej oddanej uległej, która dla swojego pana zrobiłaby wszystko.

Może Elaine nie była materiałem na moją wymarzoną uległą, ale nie dało się ukryć, że był w niej potencjał. Elaine już kilkukrotnie przede mną uklękła i nawet oparła policzek o moje udo. Być może zrobiła to ze strachu, ale dla mnie wystarczył sam gest. 

Poszedłem na górę do sypialni. Przebrałem się w czyste bokserki, uprzednio myjąc kutasa z pozostałości spermy po najdziwniejszym orgazmie, jaki przeżyłem. 

Wróciłem na dół, do lochów. Burza już ustępowała. Byłem ciekaw, jaki widok zastanę w pokoju, który był dla mnie jednocześnie salą samobiczowania, ale również nieziemskich przyjemności.

Elaine siedziała na łóżku po turecku. Założyła moją koszulkę, ale poza tym, nie miała na sobie nic. 

Opierała się plecami o wezgłowie łóżka. W dłoniach trzymała kajdanki, którymi wcześniej była skuta. Gładziła je z namaszczeniem i dopiero po chwili zdała sobie sprawę z mojej obecności w pokoju. Uniósłszy głowę, uśmiechnęła się do mnie delikatnie.

Miałem wrażenie, że na jej policzkach widziałem ślady świeżych łez. Miałem, kurwa, nadzieję, że nie płakała, gdy wyszedłem na zewnątrz na tych kilka minut. Nie zniósłbym tego, że wylizałem jej cipkę mimo woli. Choć jakby nie patrzeć, w opuszczonym magazynie zrobiłem to samo. Wówczas byłem jednak głodnym wilkiem pożądającym ofiary i mając ofiarę skrępowaną i na mojej łasce, zrobiłem z nią to, czego potrzebował do zaspokojenia mój umysł i moje ciało.

Usiadłem na przeciwko Elaine. Skrzyżowałem nogi, podobnie jak ona. Starałem się nie patrzeć na jej śliczną cipkę, która spoglądała na mnie spod koszulki mojej niewolnicy. Było to trudne, ale mi się udało.

- Chcesz porozmawiać, kochanie?

Elaine westchnęła ciężko. Na jej twarzy widać było oznaki zmęczenia. To był dla nas długi, ale owocny dzień. W tym krótkim czasie Elaine się na mnie otworzyła, a ja byłem jej za to wdzięczny. Zaufała mi, gdy dobrowolnie pozwoliła mi się skuć kajdanami. Wierzyła, że nie jestem takim potworem, za jakiego się uważałem i pomogła mi pokonać siedzącego we mnie skrzywdzonego chłopca.

- Nigdy nie sądziłam, że trafię do niewoli.

- Słońce, nie jesteś w niewoli. Uwierz mi, że nie miałabyś tak komfortowych warunków, gdybyś była w niewoli.

Elaine położyła dłonie na moich nagich udach. Za wszelką cenę unikała mojego wzroku. Jej dotyk sprawił, że poczułem spięcie w kutasie. Znów zapragnąłem dojść, ale Elaine była moją księżniczką i to o nią musiałem wpierw zadbać. 

- Nie wierzę, że nigdy nie będę miała pracy. Nigdy nie wybuduję własnego domu. Nigdy nie będę miała męża ani dzieci.

Łzy Elaine skapnęły na moje uda. Chciałem wciągnąć dziewczynę na swoje kolana i wyściskać ją oraz wycałować każdy zakątek jej jędrnego ciała. Elaine jednak wiedziała, kiedy do mnie przyjść. Już nieraz wdrapywała się na mnie i siadała na mnie okrakiem, ręce zarzucając mi na szyję. Wtulała twarz w moje ramię, a ja czułem się jak pieprzony super bohater, a nie czarny charakter.

- Kto powiedział, że nie będziesz miała dzieci czy męża?

- Nie pozwolisz mi przecież za kogoś wyjść. 

Wkurwiłem się. Było już tak dobrze. Powstrzymywałem swoje demony tak długo, ale miałem już po dziurki w nosie.

Chwyciłem Elaine brutalnie za nadgarstki. Spojrzała na mnie wystraszonymi oczami niczym sarenka. Była taka krucha i bezbronna. Mógłbym wypieprzyć ją w każdą dziurę bez zbędnego pierdolenia, ale nie potrafiłem.

- Elaine, jesteś moją własnością. To ja zostanę twoim mężem. To ze mną będziesz miała dzieci. Jeśli zechcesz, wybuduję ci nowy dom, aby cię uszczęśliwić. Zrobię dla ciebie wszystko, królewno, ale chyba wiesz, że nie pozwolę ci stąd wyjść. Nigdy mnie nie opuścisz, moja Elaine. Gdziekolwiek byś nie była, zawsze cię znajdę. Kocham cię.

Założyłem kosmyk blond włosów za ucho Elaine. Dziewczyna się wzdrygnęła, ale skinęła posłusznie głową. 

- Grzeczna dziewczynka. Dziś tak pięknie mi się oddałaś. To, że wyrzuciłaś moje wspomnienia do ognia, wiele dla mnie znaczyło.

- Chciałam, żebyś poczuł się lepiej - wyznała zbolałym głosem. 

- Elaine, nie chcę, żeby było ci przykro. Spójrz tylko, jaki jestem dla ciebie wyrozumiały. Nie sądziłem, że uda mi się trzymać nerwy na wodzy. Myślałem, że gdy tylko tutaj trafisz, będziesz rzucała się na mnie z pazurami, a ja z radością cię poskromię. Sądziłem, że zwiążę cię i wychłostam tak, że będziesz cała we krwi.

Dziewczyna wzdrygnęła się niespokojnie na moje wyznanie. Puściłem jej nadgarstki i chwyciwszy jej twarz w dłonie, zmusiłem ją do tego, aby na mnie spojrzała. 

- Nie zrobiłem tego jednak, bo szalenie cię kocham - wyznałem, całując ją w czubek nosa.

- Laurencie, nie można kogoś pokochać tak szybko. Znasz mnie kilka dni.

Elaine położyła dłonie na mojej piersi. Wciąż czułem żyletkę przebiegającą przez moją skórę, gdy ciąłem się kilka lat temu. Byłem gotów umrzeć. Chciałem zdechnąć i opuścić ten brudny i zepsuty świat. Powstrzymała mnie przed tym wiara w to, że pewnego dnia przyjdzie mi poznać kobietę, dla której będę gotowy postawić świat na głowie. Powstrzymał mnie również Matteo. Skurczybyk sprawił, że nabrałem wiary w siebie i mimo, że nasza relacja była pokręcona i w wielu aspektach nie rozumiałem swojego przyjaciela, darzyłem go wielkim szacunkiem. 

- Wiem, co czuję, Elaine. Nie ważne jest to, czy znam cię tydzień czy rok. Moje serce krwawi, gdy ciebie nie ma obok. Raduje się, gdy jesteś przy mnie. Kocham cię i uwierz mi, że zrobię wszystko, aby przekonać cię do siebie. Śpij już, dziecinko. To był długi dzień i oboje zasłużyliśmy na odpoczynek. 

Pocałowałem Elaine w czoło. Ułożyłem się na plecach na łóżku, po czym pociągnąłem Elaine do siebie, aby położyła się obok. 

Dziewczyna wtuliła się w mój bok. Jej naga cipka przyciskała się do mojego uda. Zdziwiłem się, że Elaine nie założyła spodenek po tym, jak wylizałem ją do czysta. Może chciała pokazać, że mi ufała, a może po prostu było jej tak wygodnie. Być może też była tak zaaferowana tym, co działo się wokół niej, że zapomniała o tym, iż na dole była naga.

- Nie skrzywdzisz mnie, prawda?

Jej głosik sprawił, że moje serce złamało się na pół.

- Nigdy cię nie skrzywdzę, moja Elaine.

- Laurencie, mam tylko ciebie - wyszeptała zbolałym głosem, opierając policzek na mojej nagiej piersi.

- Nie ważne, iloma otaczamy się osobami. Ludzie, którzy mają więcej przyjaciół, najczęściej czują się o wiele bardziej samotni niż ci, którzy mają ich kilku lub jednego.

- Czy mogę uważać cię za swojego przyjaciela, Laurencie?

- Będę twoim przyjacielem zawsze i wszędzie. Ponadto będę jednak twoim panem. To o wiele bardziej wymagająca posada, kochanie.

Elaine się odprężała. Jej ciało się uspokajało, podobnie jak jej serce, które złapało stały rytm. Starałem się nie zwracać uwagi na jej cipkę, gdy się o mnie mimowolnie ocierała. Zdawałem sobie sprawę, że Elaine nie prowokowała mnie celowo. Nie była bowiem taką osobą. Elaine była najczystszą duszą, jaką przyszło mi poznać. Nikogo nie oceniała, uprzednio go nie poznając i do każdego podchodziła z otwartym sercem. To, co zrobiła dla mnie, spalając moje wspomnienia z przeszłości, było niewiarygodne. Większość ludzi nie zrobiłaby czegoś takiego dla mordercy. Pewnie osiemdziesiąt procent dziewczyn, które bym uprowadził, padłoby przede mną na kolana od razu i chwyciwszy za mój rozporek, obciągnęłoby mi. Dwadzieścia procent z kolei błagałoby mnie na klęczkach o wolność. Elaine po części zaliczała się do tych dwudziestu procent, ale w głębi serca pogodziła się ze swoim losem i oddała się w moje ręce, pozwalając mi, jako swojemu panu, zająć się jej serduszkiem. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top