33

Elaine

- Jeśli chcesz, możesz przejść się po posiadłości.

Objęłam się rękami. Kiedy siedziałam na schodach przed domem po rozmowie z Laurentem, on poszedł do domu i przyniósł mi spodnie dresowe i buty. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie każe mi przed sobą uciekać, aby później mnie złapać i ukarać, ale ku mojemu zaskoczeniu on miał inny plan.

- Nie będziesz mnie gonił?

Laurent wsunął dłonie w kieszenie spodni. Jego pierś wciąż była naga. Słońce było już blisko linii zachodu, więc zapuszczanie się w las o tej porze nie wydawało mi się dobrym pomysłem, ale wizja spędzenia chwili w samotności, bez nadzoru Laurenta, brzmiała dobrze. 

Wyglądał w tej chwili tak młodzieńczo. Słońce prześwitywało przez jego ciemne włosy, tworząc wokół jego głowy aureolę. Laurentowi daleko było do anioła zesłanego z niebios, ale idealnie nadawałby się na anioła ciemności. Z pewnością z łatwością dogadałby się z Lucyferem, a może sam nim by został. Miał wszelkie zadatki na stanie się władcą ciemności.

- Nie, moja Elaine. Nie będę cię gonił jak zwierzyny. Tu nic ci nie grozi. Nikt się tu nie wkradnie, ani nikt stąd nie wyjdzie bez mojej zgody. Śmiało, pozwiedzaj sobie, a ja podleję kwiatki. 

Wydawało mi się to dziwne. Laurent, który tak wielbił tortury, krew i mordowanie, zajmował się czule kwiatkami. Widać było, że ogród był zadbany. Może Laurent nie był tu obecny przez ponad pół roku, ale z pewnością wizja tego miejsca była jego inicjatywą. Laurent nie wyglądał mi na człowieka, któremu przyjemność sprawiałoby otaczanie się pięknymi rzeczami, ale tak na dobrą sprawę nie poznałam go dobrze. Laurent wciąż miał mi do pokazania wiele swoich kart. Czułam, że będę miała całe życie na poznanie tego człowieka, ale jak na razie wizja kilkuminutowego spokoju była dla mnie zbyt kusząca, aby z niej nie skorzystać. 

Mężczyzna wyciągnął do mnie ręce. Pozwoliłam mu, aby pomógł mi stanąć na nogi. Gdy to się stało, pocałował mnie w czoło, po czym lekkim klapsem w pośladek pogonił mnie, abym poszła pozwiedzać moje nowe więzienie.

Kamienną ścieżką poszłam do lasu. Było mi chłodno w samej koszulce o krótkim rękawku i spodniach, ale za nic nie wróciłabym do domu Laurenta, aby poprosić go o coś cieplejszego.

Spacer po leśnych terenach, pełnych gałązek i szyszek, był dla mnie niczym chwilowa ucieczka od rzeczywistości. 

Przechadzając się po lesie, dogłębnie dotarło do mnie, że zostałam zniewolona przez mordercę, który widział we mnie swoją własność. Laurent cierpliwie i uparcie dążył do tego, aby mnie uprowadzić i udało mu się to. Nieustannie mówił, że nie zależało mu na uprzedmiotowieniu mnie, ale to robił. Traktował mnie jak swoją zabawkę. Może nie przykuł mnie do łóżka, nie rozebrał i nie kazał mi leżeć tam i czekać na niego jak na mojego pana, aby ulżył sobie na moim ciele i wyszedł, ale nie dało się zaprzeczyć temu, że moje życie należało do niego.

Czy mi się to podobało czy nie, stałam się zabawką Laurenta. Moje ciało było na jego łasce. Mogłam bronić swój umysł, gdyż honor już straciłam, ale nawet mój mózg lgnął do Laurenta.

Dygotałam z zimna, przedzierając się przez wysokie drzewa. W końcu dotarłam do wysokiego na kilka metrów płotu zakończonego drutami wysokiego napięcia. Spojrzałam się w górę i przełknęłam ślinę. 

Objęłam się rękami po raz kolejny. Spuściłam wzrok. Nie chciałam znów płakać, ale teraz, gdy byłam sama, poczułam się dobita.

Usiadłam na brudnej leśnej ziemi, opierając się plecami o pień drzewa. Przyciągnęłam nogi do piersi i objęłam je rękami. Oparłam czoło o kolana i zapłakałam cicho. Znajdowałam się wystarczająco daleko od Laurenta, więc nie musiałam się martwić, że mnie usłyszy i przyjdzie do mnie, aby sprawdzić, co się ze mną działo.

Pod powiekami widziałam obraz siostry i rodziców. Oddałabym wszystko, aby móc ich przytulić. Fakt, że niebawem moi rodzice mieli dowiedzieć się o mojej udawanej śmierci, był dla mnie zbyt bolesny, abym mogła w ogóle o tym myśleć. Edgar był perfidnym kłamcą. Z łatwością udawał mojego przyjaciela. Mówiłam mu o wszystkich swoich problemach i wątpliwościach. Był moim aniołem stróżem. Omamił mnie swoimi czułymi słówkami. Mówił, że mnie kochał, a tak naprawdę wcale mu na mnie nie zależało. Byłam dla niego kolejnym zleceniem w jego karierze mordercy, a gdy ze mną skończył, wziął od Laurenta pieniądze i ulotnił się z Kansas, aby zacząć nową pracę w innym miejscu.

Mimo, że zdrada Edgara mnie bolała, mojemu cierpieniu przysłużyło się również zachowanie dyrektora więzienia, Vlada Perringtona. Mężczyzna działał w zmowie z Laurentem. Widział we mnie ofiarę dla mego kata i wepchnął mnie w jego ramiona. Byłam ślepa, że tego nie zauważyłam, ale czy ktokolwiek o zdrowych zmysłach podejrzewałby taki autorytet jakim był Vlad Perrington o udział w handlu ludźmi? O współuczestnictwo w porwaniu?

Otarłam łzy. Było już dość ciemno, abym zaczęła się obawiać. Nie chciałam wrócić do "domu" z posiniaczonymi kolanami. Już za kilka chwil światło słoneczne miało zniknąć, a ja byłam pewna, że przewróciłabym się nieraz, gdybym szła w lesie po ciemku.

Wróciłam wydeptaną ścieżką do ogrodu. Laurent siedział na schodach przed domem. Minęłam fontannę z kamiennymi delfinami, którym z pyszczków tryskała woda. Laurent z bezdomnego chłopca stał się naprawdę bogaty, ale za jaką cenę?

Kiedy podeszłam do bruneta, zajęłam miejsce obok niego na schodkach. Poszukiwałam ciepła i poczucia bezpieczeństwa, dlatego przylgnęłam bokiem do jego boku. W czasie, gdy byłam w lesie, Laurent założył koszulkę z krótkim rękawem opinającą jego muskularne ciało. Byłam ciekawa, dlaczego ktoś tak przystojny i piękny musiał uciec się do porwania mnie, zamiast randkować na mieście z innymi, o wiele ładniejszymi kobietami, które z pewnością łatwiej niż ja podporządkowałyby się jego mrocznym fantazjom.

- Zrobiłem coś dla ciebie, moja Elaine.

Na kolanach Laurent położył mi wianek ze stokrotek. Były tam wplecione nawet dwie różyczki. Było to piękne rękodzieło i aż nie chciało mi się wierzyć, że Laurent zrobił to samodzielnie, ale kwiaty wyglądały na świeże, więc musiał zrobić to sam.

- To nie wygląda na kajdanki.

Laurent zaśmiał się z mojego żartu. Sama nie byłam pewna, dlaczego zebrało mi się na żarty, ale chyba potrzebowałam takiego bodźca, aby nie oszaleć. 

- Kochanie, kajdanki mam w domu. Nawet wiele par. To zrobiłem od serca. Zechcesz go włożyć?

Skinęłam głową. Laurent wziął wianek w dłonie i założył mi go na głowę. Uśmiechnął się szczerze, co sprawiło, że moje serce zabiło szybciej. Jego prezent nie omamił mnie i nie sprawił, że coś do niego poczułam, ale nie mogłam skłamać i powiedzieć, że nie zrobiło mi się miło.

- Wyglądasz jak wróżka. Jeszcze potrzebne są ci skrzydełka. 

- Może jeszcze ogon? Chyba masz kilka w swojej kolekcji, prawda?

Laurent przygryzł wargę. Odwrócił ode mnie wzrok i zacisnął dłonie w pięści. Jego profil oświetlała zaświecona lampka. Na zewnątrz było już wystarczająco ciemno, żeby włączyć lampki.

- Przepraszam. Zrobiłeś dla mnie coś miłego, a ja tak się do ciebie odezwałam. Nie powinnam. 

Zrobiło mi się żal Laurenta, gdy siedział tak, wpatrzony przed siebie. Pewnie zrobienie wianka dla mnie zajęło mu trochę czasu. Musiał natrudzić się zebraniem kwiatków, a później spleceniem z nich wianka. Laurent chciał sprawić mi przyjemność, a ja znów włączyłam swój mechanizm obronny i odezwałam się do niego lekceważąco.

Gdy byliśmy otoczeni ciemnością, poczułam się jeszcze bardziej obnażona. Nawet gdyby brama była otwarta, za nic nie odważyłabym się znów przejść przez ciemny las, aby tam dotrzeć. Wolałam wejść do domu mojego oprawcy i skulić się pod ciepłym kocem, otoczona iluzją bezpieczeństwa.

- Nie gniewam się na ciebie, Elaine. Nie masz mnie za co przepraszać.

- Właśnie, że mam. Tego jest zbyt wiele. 

Laurent przeczuwał, że znów się załamię. W porę wstał ze schodów, po czym wziął mnie na ręce. Położyłam dłoń płasko na jego piersi.

- Pozwolisz, że coś ci pokażę, dziecinko?

Skinęłam głową. Byłam pewna, że za moment Laurent zabierze mnie do swojej komnaty grzesznych przyjemności. Nie wierzyłam, że nie miał tu takiego miejsca.

Owszem, Laurent zabrał mnie do komnaty grzesznych przyjemności, ale była ona połączona z czymś więcej.

Kiedy zeszliśmy do piwnicy, przeniosłam dłoń na szyję Laurenta. Obawiałam się, że lada moment rzuci mnie do celi, w której przykuje moje nadgarstki do sufitu, a ja będę zdana na jego łaskę w najbardziej prymitywny i poniżający sposób. Wierzyłam, że po takim geście, jakim było zrobienie dla mnie wianka ze świeżych kwiatów, Laurent nie porwie się na nieuzasadnione bestialstwo w moim kierunku. Może zakrawało to z mojej strony na naiwność, ale nie mogłam nic poradzić na to, że mimo niechęci do tego mężczyzny, chciałam poznać go bliżej i zrozumieć, dlaczego życie tak go skrzywiło.

Laurent jedną ręką otworzył metalowe drzwi, które zaprowadziły nas do jego lochów.

Mężczyzna usadził mnie na czerwonym skórzanym fotelu. Na jego podłokietnikach znajdowały się haki do przywiązania rąk ofiary. Z jednej strony chciałam zostać w ten sposób przez niego zniewolona, ale racjonalna część mnie krzyczała, abym uciekała stąd jak najdalej to możliwe.

Laurent przytargał do mnie drugi fotel. Usiadł na nim tak blisko mnie, że nasze kolana się stykały. Położył dłonie wierzchem do góry na swoich udach, a ja z drżącym oddechem podałam mu swoje dłonie, na których zacisnął palce.

- To jest moje sanktuarium, Elaine. Ten pokój jest dla mnie związany z przyjemnością, ale i z bólem. Popatrz tylko na te zabawki. 

Rozejrzałam się. Na ścianie znajdowała się pokaźna kolekcja biczy i pejczy, znacznie większa niż ta w jego sypialni. Przy przeciwległej ścianie znajdowała się niska ławka, zapewne służąca do zadawania niewolnikowi bólu. Była tu także robiąca wrażenie kolekcja kajdanek, sznurów i knebli. W szklanej gablocie widziałam korki analne z puchatymi ogonkami, a także zwyczajne. Były tam umieszczone również szklane figurki, które zapewne wpychało się niewolnikowi do tyłka lub kobiecości, w zależności od płci. Laurent nie bawił się z chłopcami, choć zdarzało mu się ulegać mężczyznom w klubie, w którym pracował jako młody chłopaczek.

W centralnej części pokoju znajdowało się łóżko z metalowym wezgłowiem, do którego można było przykuć uległego. Z sufitu zwisały liczne haki, do których z pewnością można było przykuć rozszerzone nogi nieszczęśnika. 

- Po ci ten pokój? Czy miałeś kiedyś tu jakąś...

- Uległą? - spytał widząc, jak nie radzę sobie z wypowiedzeniem na głos tego słowa. - Nie, moja Elaine. Przed tobą w tym domu nie było żadnej kobiety. To wszystko zostało przygotowane dla ciebie.

Przełknęłam ślinę. Spuściłam wzrok. Jeśli myślałam, że Laurent zrozumie, iż moje potrzeby seksualne nie były podobne do jego potrzeb, byłam w błędzie.

- Ten pokój nie wiąże się jednak tylko z seksualnością. Pokazać ci, co trzymam w szafce przy łóżku?

Nie byłam pewna, czy chciałam to wiedzieć. Laurent mógł stamtąd wyciągnąć obrożę, którą siłą założyłby mi na szyję lub klamerki na sutki, które kazałby mi nosić. Mógł stamtąd wyciągnąć również paralizator, aby mnie nim potraktować lub pistolet, aby strzelić mi w nogę, żebym później musiała błagać go, aby ukrócił moje cierpienia i mnie zabił.

- Pokażę ci to, moja Elaine. Być może gdy zobaczysz te rzeczy, zrozumiesz mnie lepiej. Tego przecież chcesz, czyż nie?




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top