3

Elaine

- Ciągle powtarzał, że należę do niego - wyznałam, ściskając mocniej w dłoniach kubek z herbatą. 

Rankiem następnego dnia Edgar zabrał mnie do studenckiej kawiarni, do której chadzaliśmy, gdy byliśmy jeszcze studentami. Ukończyliśmy naukę nie tak dawno i wcale nie czuliśmy się, jakbyśmy stąd na dobre odeszli.

Edgar kiwał głową w zamyśleniu. Pił swoją poranną kawę. Dziś wyglądał już schludniej niż wczoraj, gdy odwiózł mnie do więzienia ze zmierzwionymi włosami i w domowym ubraniu. Nie dziwiłam mu się. Edgar lubił randkować i na każdym kroku zapraszał do swojego domu piękne dziewczyny. Nasza przyjaźń narodziła się z tego, że Edgar chciał umówić się również ze mną, ale jako jedyna dałam mu kosza, co go niezmiernie zdziwiło. Od tamtego dnia byliśmy nierozłączni, a Edgar był moim cieniem. 

- Wiesz, że socjopaci stosują różne zagrywki. Nie dziwię mu się, że tak się uprzedmiotowił. Siedzi w pace już od jakiegoś czasu i widząc piękną młodą kobietę, odbiło mu.

Szturchnęłam blondyna, na co ten zareagował śmiechem.

- Laurent mówił, że przede mną było u niego kilka psycholożek, jednak wszystkie się do niego przystawiały. Ten dupek wie, że jest przystojny. Uwodzi samym spojrzeniem, ale rzekł, że to ja zwróciłam jego uwagę, a poprzednie dziewczyny nazwał sukami.

- Nieźle - gwizdnął Edgar, śmiejąc się. 

Mi nie było jednak do śmiechu. Za godzinę miałam znów stawić się w więzieniu, aby odbyć kolejną sesję z Laurentem. Wczorajsza zakończyła się dość szybko, ale dyrektor Vlad Perrington nie miał mi tego za złe. Był ze mnie wręcz dumny, że po tym, co przeczytałam w aktach więźnia, i tak zgodziłam się na spotkanie z nim. 

- Chciałbym poznać tego skurwiela. Mówisz o nim, jakby był bogiem seksu.

- Wygląd nie ma tu nic do znaczenia. Laurent może być nieziemsko przystojny, ale dokonał tak okropnych rzeczy...

- Elaine, posłuchaj - rzekł spokojnie Edgar, pstrykając palcami, aby zwrócić na siebie moją uwagę. - Rozumiem, że Laurent zawrócił ci w głowie. Wiem, że jesteś wrażliwa i nie spodobało ci się, w jaki sposób mówił o tobie ten gość, ale pamiętaj, że za coś musisz płacić rachunki. Twoi rodzice siedzą na Florydzie, siostra w Nowym Jorku, a ty jesteś tu sama. Dobra, masz też mnie, ale nie mogę za ciebie płacić, dziewczyno. Poza tym, poszłaś na te studia z chęcią niesienia pomocy innym. Skoro Laurent jest skuty, gdy z nim siedzisz, nic ci nie grozi. Pójdź dzisiaj do więzienia, spędź z nim trochę więcej czasu i spróbuj się przed nim otworzyć.

- Mam się przed nim otworzyć? - spytałam z niedowierzaniem. 

- Tak. On otworzy się przed tobą, gdy zobaczy, że ty się przed nim otwierasz. Zaufaj mi, Elaine. Jestem facetem i wiem, co mówię. 

Dopiłam do końca herbatę i pozwoliłam Edgarowi odprowadzić się do jego samochodu. Sama również miałam prawo jazdy i pozostawione dwa samochody po rodzicach, którzy na Florydzie kupili sobie nowe pojazdy. Edgar jednak nie chciał, abym jeździła sama. Gdy jego siostra miała siedemnaście lat, była ofiarą wypadku samochodowego. Miała wstrząs mózgu i przez kilka tygodni nie mogła wyjść ze szpitala. Edgar traktował mnie jak swoją rodzinę i dbał o mnie, jak mógł.

Gdy weszliśmy do samochodu, mój przyjaciel włączył radio z muzyką rock & rollową. Uwielbiał słuchać starych kawałków, a ja mu wtórowałam, gdyż nic nie sprawiało mi tyle radości, jak obserwowanie uśmiechu na jego twarzy.

- Powodzenia, mała. Daj znać, o której mam po ciebie przyjechać - rzekł Edgar, gdy dowiózł mnie na miejsce i podobnie jak wczoraj, zostawił przed więzieniem. 

Zeszła noc była dla mnie trudna. Nie mogłam spać, gdyż za każdym razem gdy zamykałam oczy, widziałam przed sobą niebieskie ślepia Laurenta.

Słyszałam jego głęboki głos, który otulał mnie niczym ciepła kołdra. Palce stóp podwijały mi się na samą myśl o tym, jakie emocje wywoływał we mnie ten człowiek.

Przez kilka godzin czytałam jego akta. Dowiedziałam się całkiem sporo, jednak nie potrafiłam wywnioskować, dlaczego Laurent, który miał tak dobre życie, kochających rodziców i dwójkę braci, stał się bezlitosnym sadystą. 

Laurent stanowił dla mnie zagadkę, którą chciałam rozwiązać. Edgar miał jednak rację w tym, że abym mogła wzbudzić w Laurencie zaufanie, najpierw musiałam powiedzieć mu coś o sobie. Nie wiedziałam, czy dyrektor Perrington poprze moje metody działania, ale wydawało mi się, że dla niego najważniejsze było to, abym w ogóle zdołała dotrzeć do umysłu Laurenta. 

- Cześć, Elaine! Miło znowu cię widzieć!

Cassius przywitał mnie skinieniem głowy. Dziś nie zaczepiał mnie na dłużej. Zajmował się sprawdzaniem monitoringu, więc minęłam go i podszedłszy do dwóch strażników stojących przy wejściu, zostałam wpuszczona do środka budynku.

- Codziennie będę cię odprowadzał do celi osadzonego - oznajmił strażnik, na którego plakietce widniało imię Logan. - Nie będę się z tobą bratał, Elaine. Wiem, po co tu jesteś, ale sądzę, że nie zagrzejesz tu miejsca na długo. Wszystkie, które przychodziły do Randalla, wychodziły stąd z płaczem. 

- Dlaczego uważasz, że będę taka, jak one? - spytałam, patrząc spod byka na strażnika, którego zachowanie mi się nie spodobało.

- Jesteś kobietą, Elaine. Bez urazy, ale Randallowi potrzebna jest silna ręka. To człowiek, który dokonał okrutnych przestępstw. Nie zdziwiłbym się, gdyby widział w tobie łatwą do złapania ofiarę. Dam ci radę. Uważaj na niego i wynoś się stąd, póki możesz.

- Póki mogę?

Logan skinął głową, wchodząc ze mną do windy znajdującej się przy gabinecie dyrektora.

- Uciekaj stąd, zanim twój umysł ulegnie zniszczeniu, dziewczyno.

Starałam się nie rozpamiętywać i nie analizować słów strażnika. Logan mnie nie znał, a ja nie znałam jego. Rozumiałam, że dziewczyny, które zajmowały moje stanowisko przede mną, nie sprostały zadaniu i nie rozgryzły Laurenta, ale to wcale nie znaczyło, że mnie miało się to nie udać. 

Wjechaliśmy na czwarte piętro. Dziś miałam na sobie czarną luźną koszulkę i ciemne spodnie, aby nie prowokować Laurenta do głupich odzywek. Nie chciałam słyszeć jego manipulacji, choć biorąc pod uwagę fakt, jak inteligentny był ten człowiek, z pewnością udałoby mu się omamić mnie na tysiąc innych sposobów. 

W torebce miałam notatnik i długopis, aby wyglądać profesjonalnie. Nie zabrałam ze sobą akt Laurenta, aby go nie przytłaczać. 

Choć czy cokolwiek byłoby w stanie przytłoczyć takiego człowieka, jakim był on?

- Wróciłaś, zabaweczko Laurenta. 

Podniosłam wzrok. Spojrzałam na więźnia, o którym wczoraj mówił mi dyrektor. 

Rocco, seryjny gwałciciel i morderca, chwycił się krat. Nie miał na sobie koszulki i celowo napiął mięśnie. Na jego twarzy błysnął uśmieszek. Tatuaże na policzku wyglądały przerażająco. Nie chciałam dowiadywać się o nim więcej. Skoro znajdował się na ostatnim piętrze więzienia, znaczyło to tyle, że był bardzo niebezpieczny. 

- Uważaj, cukiereczku. Niebawem będziesz moja. Do tego czasu pozwolę Laurentowi się tobą pobawić, ale wiedz, że nigdy nie rezygnuję z celu.

Logan położył dłoń na dole moich pleców. Popchnął mnie niedelikatnie w stronę ostatniej celi.

Celi księcia piekieł. 

- Powodzenia. Pamiętaj, o czym ci mówiłem.

Zignorowałam słowa Logana. Pozwoliłam, aby strażnik otworzył dla mnie wejście do celi, po czym gdy weszłam do środka, zamknął je tak mocno, że aż zadrżałam.

Podniosłam wzrok. Sądziłam, że od wczoraj uodporniłam się na czar Laurenta, ale gdy zobaczyłam go w czarnej koszulce i w szarych dresowych spodniach, oniemiałam z wrażenia.

Laurent nie musiał mieć na sobie wyszukanego stroju. Jego uroda nie wymagała żadnego podkreślania. Był pięknym, pewnym siebie mężczyzną. Wiedział, że swoim urokiem osobistym mógł oczarować swoje ofiary. Gdyby nie był skuty, z pewnością obawiałabym się o własne życie, ale Laurent nie mógł mi nic zrobić. Tutaj to ja miałam nad nim fizyczną kontrolę, choć jeśli chodziło o psychiczną kontrolę, to zdecydowanie miał mnie on w swoich sidłach.

- Witaj, moja Elaine.

Uśmiechnęłam się do bruneta i usiadłam na krzesełku na przeciwko mężczyzny. Laurent przechylił głowę delikatnie w bok, a ja zacisnęłam nogi, czując nagłą falę podniecenia. 

Cofnęłam gwałtownie nogi, gdy zdałam sobie sprawę, że z przyzwyczajenia wyciągnęłam je przed siebie. Dotknęłam butami stóp Laurenta, co wywołało u niego uśmiech, a u mnie palpitację serca. 

- Nie bój się mnie. Mówiłem, że cię nie skrzywdzę. Jesteś moja i będę się o ciebie troszczył. 

- Jak dzisiaj spałeś, Laurencie?

Mężczyzna zmarszczył brwi. Najwyraźniej nie spodobało mu się, że pominęłam jego komentarz.

- Śniłem o tobie.

- Naprawdę? - spytałam odchrząkując, aby nie dać po sobie poznać, jak bardzo się denerwowałam. 

- Chcesz posłuchać, o czym dokładnie śniłem?

Byłam pewna, że Laurent znów poddawał mnie swoim manipulacjom, ale uznałam, że zyskam sobie jego zaufanie, jeśli pozwolę mu opowiedzieć o swoim śnie. Nie miałam w końcu nic do stracenia. Jego ręce przykute były do stołu, kostki u nóg skute łańcuchem, więc Laurent nie mógł mnie fizycznie skrzywdzić. 

- Chętnie posłucham, o czym śniłeś. 

- Obiecujesz, że mi nie przerwiesz ani stąd nie wyjdziesz, gdy zacznę opowiadać? Byłbym na ciebie bardzo zły, Elaine. Nie chcę, abyś zasłużyła sobie na karę. 

Przeczytałam w aktach Laurenta, że praktykował niebezpieczny seks z elementami BDSM, czyli wiązania, dominacji i uległości. Mimo, że nigdy nie próbowałam takich rzeczy, zaczęłam czytać o nich więcej w internecie. Dowiedziałam się trochę, jednak byłam pewna, że Laurent miał w tej grze swoje reguły.

- Obiecuję, że nie wyjdę ani ci nie przerwę. Możesz mówić. 

Uśmiechnął się szczerze, a ja poczułam kolejną falę gorąca. Miałam nadzieję, że nie było po mnie widać, jak napaliłam się na tego faceta. Wiedziałam, że był jak zakazany owoc i nigdy nie miało prawa nam się udać, ale miło było pofantazjować. Przecież fantazjami nikogo nie krzywdziłam, a Laurent nie musiał wiedzieć, jak malowałam go w swojej głowie.

- Śniło mi się, że uciekałaś przede mną mrocznymi ulicami miasta grzechu - zaczął, splatając palce dłoni i więżąc mnie swoim spojrzeniem niebieskich oczu. - Uciekałaś przede mną biedna i przestraszona, ale oboje wiedzieliśmy, że cię złapię. Trafiłaś do zaułku, z którego nie było wyjścia. Próbowałaś krzyczeć o pomoc, ale w porę do ciebie dopadłem i zasłoniłem ci usta. Odwróciłem cię tyłem do siebie, przycisnąłem twoją dupkę do mojej erekcji i zacząłem się o ciebie ocierać. Płakałaś, a twoje łzy spadały na moją dłoń. Próbowałaś się wyrwać, a ja za pomocą jednej ręki wyjąłem pasek ze spodni i związałem ci ręce za plecami. Usiadłem na brudnej ziemi i pociągnąłem cię na kolana. Usiadłaś mi na udach okrakiem, błagając mnie cicho, abym cię nie krzywdził. Rozerwałem twoją sukienkę z uśmiechem, a moim oczom ukazały się twoje jędrne piersi. Muskałem je językiem, ssałem i lizałem. Ugniatałem je w dłoniach, a ty próbowałaś mi się stawiać, ale wiedziałaś, że nie wygrasz z pożądaniem i ze mną. W końcu wsunąłem dwa palce w twoje koronkowe majteczki i zacząłem cię pocierać. Przymknęłaś oczy, jęczałaś moje imię, a gdy zerwałem z ciebie majtki i zdjąłem swoje spodnie wraz z bokserkami, wszedłem w ciebie i wypieprzyłem cię, odbierając ci dziewictwo.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top