29

Elaine

Otworzyłam oczy. W pierwszej chwili po przebudzeniu byłam zamroczona. Nie zdawałam sobie sprawy, że coś, co wydawało mi się snem, zdarzyło się naprawdę. 

Znajdowałam się w łóżku Laurenta. Prędko wyswobodziłam się z jego ramion. Mężczyzna spał z lekko rozchylonymi ustami. Jego długie rzęsy kładły się cieniem na policzkach. Nigdy wcześniej nie widziałam u Laurenta tak długiego zarostu. Byłam pewna, że prędzej czy później się ogoli, gdyż raczej nie lubił mieć przydługiej bródki.

Powoli, aby nie zbudzić bruneta, podniosłam się do pozycji siedzącej. W czasie snu Laurentowi zsunęła się kołdra z piersi. Mogłam podziwiać bez skrępowania jego nagą klatkę piersiową. 

Kierowana ciekawością, powiodłam dwoma palcami po jego licznych bliznach. Byłam ciekawa, kto tak skrzywdził Laurenta. Co było dla mnie bardziej interesujące, było to, czy zrobił te blizny umyślnie, gdyż lubił ból, czy też ktoś go zranił, a on tego nie chciał.

Laurent spał jak zabity. Nawet dotyk moich palców go nie zbudził ani nie sprawił, że mężczyzna choćby delikatnie się poruszył. Najwyraźniej nie tylko ja byłam zmęczona po tym, co się stało w ciągu ostatnich kilkunastu godzin.

Patrzyłam na twarz pogrążonego w głębokim śnie Laurenta. Gdy spał, wydawał się bezbronny. Ręce miał rozrzucone na boki jak śpiący nastolatek. Kołdrę skopał do nóg i się w nią lekko zaplątał. Ten widok zapewne wywołałby uśmiech na mojej twarzy, gdyby nie fakt, że Laurent nie był moim mężczyzną ani moim kochankiem. Był moim wrogiem i moim oprawcą, przed którym musiałam się bronić, a póki co, jedynym, co robiłam, było uleganie mu.

Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie i zauważyłam, że była szósta po południu. W pokoju nie panowało już takie ciepło, a ja mimo, że spałam zaledwie sześć godzin, byłam wyspana jak nigdy w życiu. Kiedy Laurent położył mnie na świeżej i pachnącej pościeli po wspólnej kąpieli, oczy same mi się zamknęły. Zdawałam sobie sprawę, że nie było to racjonalne, aby zasypiać u boku mordercy, ale moje ciało miało swoje limity i w tamtym momencie taki limit właśnie osiągnęłam. 

Skrzywiłam się na same wspomnienie tego, co działo się kilka godzin temu. 

Na myśl o tym, że nie tak dawno Laurent lizał mnie w starym, opuszczonym magazynie, przechodziły mnie ciarki. Było mi wstyd, że byłam wówczas taka bezbronna i zdana na jego łaskę. Mimo moich licznych błagań o litość, Laurent wziął ode mnie to, czego pragnął. Nie zważał na mój ból i strach. Jego celem było poniżenie mnie i uczynienie ze mnie swojej seksualnej zabawki i musiałam przyznać, że całkiem dobrze sobie rozpracował swój plan.

Najbardziej wstydliwe było to dla mnie jednak to, że Laurent kazał mi uklęknąć przed sobą i masturbować się, patrząc mu w oczy. Nigdy nie czułam się tak upokorzona i uprzedmiotowiona. Może Laurent nie robił mi krzywdy i nie zgwałcił mnie przy pierwszej nadarzającej się możliwości, to wciąż był dla mnie porywaczem, który żywił do mnie niezrozumiałe dla mnie uczucia.

Powędrowałam dłonią do kolorowego tatuażu przedstawiającego smoka. Malunek był duży i zakrywał cały lewy bok Laurenta. Nie zauważyłam, aby mężczyzna miał jakikolwiek inny tatuaż. Byłam ciekawa, co znaczył dla niego ten smok. Gdybyśmy byli w więzieniu, a ja byłabym jego psycholożką, a on moim pacjentem, z pewnością bym go o to zapytała. W tej jednak chwili, w której musiałam walczyć o przetrwanie, jego tatuaż nie powinien mieć dla mnie żadnego znaczenia.

Wstałam z łóżka. Spojrzałam na widok za oknem. 

Ogród Laurenta był piękny. Byłam ciekawa, kto dbał o ten dom, gdy Laurent przebywał w więzieniu. Laurent z pewnością miał przy sobie wiele osób, które miały u niego dług. Był on przebiegłym mężczyzną, który wiedział, czego chciał i był gotów dążyć do celu po trupach. 

Miałam nadzieję, że ja nie będę kolejnym trupem w jego kolekcji.

Po przyjrzeniu się ogrodowi, odwróciłam się przodem do Laurenta. Oparłam się plecami o ścianę sypialni i ze strachem czekałam na moment, w którym mężczyzna się obudzi.

Nie byłam w stanie dłużej na niego czekać. Byłam pewna, że Laurent będzie zły, gdy bez jego wiedzy wyjdę z pokoju, ale rozpaczliwie musiałam skorzystać z łazienki.

Zauważyłam na jego stoliku nocnym notatnik i długopis. Ostrożnie tam podeszłam i napisałam na karteczce, że jestem w łazience. Domyślałam się, że gdyby Laurent nie zobaczył mnie u swojego boku po przebudzeniu, dałby mi kolejną karę. 

Wyszłam z sypialni, uważając na zamek w drzwiach, aby nie wydał zbyt dużego hałasu. Pragnęłam mieć chwilę dla siebie w tej niewoli, a nie byłaby ona możliwa, gdyby mój oprawca był obok mnie.

Korytarz nie był długi. Było tu zaledwie kilka par drzwi. Weszłam do pomieszczenia po prawej stronie, które jak pamiętałam z wczoraj, było łazienką.

Gdy zamknęłam się w środku, usiadłam na brzegu wanny. Spojrzałam na swoje lustrzane odbicie. Zacisnęłam usta, zmuszając się do tego, aby pozostać spokojną. Ostatnim, czego potrzebowałam, był kolejny napad płaczu. Płacz zwykle mnie oczyszczał i dzięki niemu czułam się spokojniejsza, ale w tej chwili płakać mogłam nieustannie, a to i tak nic by nie zmieniło.

Ściągnęłam koszulkę. Na moich piersiach znajdowały się delikatne ślady ugryzień po zabawach Laurenta. Czułam się niczym naznaczona przez niego własność. Malinka na szyi również mówiła sama za siebie. Laurent chciał mnie odczłowieczyć i sprawić, abym poczuła się jak jego prywatna niewolnica i udało mu się tego dokonać. 

Wstałam i zdjęłam majtki. Odwróciłam się do lustra tak, abym widziała swoje pośladki.

Musiałam zakryć usta dłonią, aby zdusić w sobie szloch.

Na moim tyłku znajdowało się mnóstwo śladów po uderzeniach. Nietrudno było wśród nich zobaczyć dokładne ślady po dłoniach Laurenta. Było ich cholernie dużo i były o wiele ciemniejsze niż kilka godzin temu.

- Kurwa mać! Myślałem, że uciekłaś!

Drgnęłam, gdy nagle drzwi łazienki zostały otwarte przez rozjuszonego Laurenta. Mężczyzna dyszał ciężko i patrzył na mnie zbolałym spojrzeniem. Wyglądał jak kat, któremu z niewiadomych przyczyn zrobiło się żal swojej ofiary.

Próbowałam powiedzieć, że zostawiłam Laurentowi karteczkę przy łóżku informującą o tym, że będę w łazience, ale mając go przed oczami, takiego rozgniewanego i niebezpiecznego, nie byłam w stanie sformułować zdania. Z moich ust wydostał się zbolały jęk. Laurent domyślił się, że rozebrałam się, aby zobaczyć, w jakim stanie było moje ciało. Wyciągnął do mnie ręce, jakby chciał mnie przytulić, ale nie wykonał żadnego ruchu ponadto. Zaczekał, aż ja wpadnę w jego ramiona. Potrzebowałam czyjegokolwiek ciepła, więc nie kierując się logiką, przytuliłam się do Laurenta i pozwoliłam nagromadzonym w trakcie snu emocjom wylać się ze mnie za pomocą łez.

Laurent kołysał mnie w ramionach. Przycisnął usta do mojej szyi i tulił mnie tak długo, aż w końcu go puściłam i na drżących nogach się od niego odsunęłam.

- Napisałam ci kartkę. Zostawiłam ją na stoliku nocnym.

- Przepraszam, kochanie. Wystraszyłem się, gdy cię nie zobaczyłem. Nie zwróciłem uwagi na to, co było na stoliku.

Uśmiechnęłam się lekko do niego. Widziałam w jego oczach współczucie i litość, ale nawet nie podejmowałam kolejnej próby błagania o pomoc. Moja wolność dobiegła końca, a ja, nie chcąc narazić rodziny na śmierć, musiałam być posłuszna Laurentowi i dla własnego dobra przystosować się do nowego życia.

Laurent przeczesał palcami ciemne włosy. Usiadł na brzegu wanny, po czym odwrócił mnie do siebie tyłem. 

Patrzyłam w lustrze na nasze odbicie. Byłam zupełnie naga i bezbronna, a Laurent dotykał moich posiniaczonych pośladków. Pisnęłam, gdy nacisnął na obolałą skórę zbyt mocno. Laurent wymruczał ciche przeprosiny, po czym pochyliwszy się, złożył kilka pocałunków na moich nowo nabytych siniakach. Gdy skończył, odwrócił mnie przodem do siebie. Musiałam pochylić głowę, aby spojrzeć mu w oczy.

- Nie chciałem cię tak mocno zbić, moja Elaine. Zwykle nie biję tak mocno, ale byłem na ciebie zły.

- Przepraszam, że cię zezłościłam. Miałeś prawo mnie ukarać.

- Elaine, nie udawaj proszę posłusznej uległej. Rozumiem, że będziesz chciała mi się przypodobać, abym dał ci taryfę ulgową. Gdy spuszczę wzrok, ty będziesz próbowała mnie zabić. Nie dam się oszukać.

Przygryzłam dolną wargę. Chciałam zasłonić się rękami, ale Laurent w porę chwycił mnie za nadgarstek, gdy próbowałam unieść dłoń. 

- Dlaczego patrzysz na moje zachowanie w ten sposób, Laurencie? Skąd wiesz, że tylko gram twoją posłuszną niewolnicę, a nie naprawdę się nią staję? 

- Elaine...

Pokiwałam przecząco głową, błagając go tym gestem, aby pozwolił mi dokończyć. 

- Nie wiem, co teraz ze mną będzie - wyznałam, wzruszając bezradnie ramionami. Palce Laurenta gładziły delikatnie mój nadgarstek. Nie odważyłam się wyrwać dłoni z jego uścisku. - Nie chcę się z tobą nieustannie kłócić. Nie jestem osobą konfliktową. Cenię sobie spokój i bezpieczeństwo. Przy tobie nie czuję się jednak spokojna ani bezpieczna. Chciałabym, żeby wszystko było normalnie, wiesz? Nie miałabym nic przeciwko poznaniu takiego człowieka jak ty w normalnej rzeczywistości, w której nie byłbyś mordercą. Może mogłabym się nawet w tobie zakochać? Nie wiemy tego i nigdy się o tym nie przekonamy, Laurencie. Wcale nie chcę ci się poddawać. Nie chcę, abyś rządził mną tak, jak wczoraj, gdy przed tobą klęczałam. Chcę być kochana. Czy proszę o tak wiele?

Mój głos się załamał. Musiałam wziąć kilka głębokich oddechów. Szlochałam ciężko, więc nie było mi łatwo oddychać, ale musiałam to zrobić. Dla resztek swojego honoru.

- Potwornie się ciebie boję, ale już wielokrotnie ci o tym mówiłam. Nie wiem, czy gdy się na mnie znów wściekniesz, nie zbijesz mnie boleśniej niż w samolocie. Nie wiem, czy pewnego dnia nie zechcesz zakopać mnie żywcem, podobnie jak Emmę kilka lat temu. Zabolało mnie to, że powiedziałeś, iż mogłabym cię zabić. Wiedz proszę, że nigdy, ale to nigdy bym cię nie skrzywdziła. Nie byłabym w stanie żyć z tym, że cię dźgnęłam lub zrobiłam ci coś gorszego. Wolałabym, abyś ty uwolnił mnie od cierpienia i mnie zabił, niż żebym ja miała zrobić coś tobie. Możesz więc spać spokojnie. Nigdy cię nie zranię, nie ważne, jak bardzo ty zranisz mnie.

- Boże, Elaine.

Laurent wtulił twarz w zagłębienie między moimi piersiami. Objął mnie rękami w pasie i przyciągnął do siebie tak, że stałam między jego rozszerzonymi nogami.

Poczułam na skórze łzy Laurenta. Nie spodziewałam się po nim płaczu. Ostatnim, czego mogłabym oczekiwać po mordercy, były łzy smutku. 

- Kocham cię, dziecinko - wyszeptał, mówiąc cicho, jakby się bał, że gdyby zaczął mówić głośniej, skończyłoby się do szlochem. - Wybacz, że cię zbiłem. Wybacz, że oskarżyłem cię o coś, czego nigdy byś nie zrobiła. Pozwól mi zacząć od początku, Elaine. Czy byłabyś tak dobra i dała mi szansę, abym mógł naprawić swoje grzechy?

Wplotłam palce w jego ciemne włosy. Pochyliłam głowę, opierając się czołem o czubek głowy Laurenta.

- Czy zrezygnujesz z chęci uczynienia mnie swoją uległą?

- Nie, Elaine - odparł pewnie, choć ze smutkiem. - To dla mnie ważne, abyś była mi oddana i klęczała przede mną, gdy cię o to poproszę. Spróbuję jednak przyłożyć większą uwagę do twojego stanu psychicznego. Dla ciebie się zmienię, kochanie, ale nie mogę zrezygnować z BDSM. To jest coś, bez czego uschnę. To dla mnie coś więcej niż pasja czy przyjemność. To nie styl życia, lecz moje życie.

Pokiwałam głową. Rozumiałam chęć Laurenta do dominacji. Ktoś o tak silnej osobowości jak on nigdy nie mógłby zostać uległym. 

Skinęłam niepewnie głową. Nie miałam już nic do stracenia. Wszystko, co miałam, przepadło bezpowrotnie, więc równie dobrze mogłam poddać się Laurentowi i zobaczyć, co miał mi do zaoferowania. Jeśli się nie uda, trudno. Najwyżej skończę jak Emma, która kilka lat temu próbowała ukraść Laurentowi pieniądze i została pochowana przez niego żywcem. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top