26
Elaine
- Dziękuję. Pieniądze znajdzie pan na koncie.
Laurent pożegnał się z kierowcą, który nie odpowiedział. Silnik samochodu zgasł kilka chwil temu, a mi gula podeszła do gardła.
- Chodź, kochanie. Jesteśmy na miejscu.
W głosie Laurenta słychać było podekscytowanie. Z pewnością wiele razy fantazjował o tym, że porywał mnie i zabierał do swojego domu. Musiał się ogromnie w tej chwili cieszyć, choć ja cierpiałam prawdziwe katusze.
Laurent wziął mnie na ręce. Z mojego gardła wydarł się nieartykułowany dźwięk.
- Tak się cieszę, że bezpiecznie i bez przeszkód dotarliśmy do naszego domu, Elaine. Nie masz pojęcia, jaką radość mi to sprawiło!
Mężczyzna ekscytował się jak dziecko, które na święta dostało swoją wymarzoną zabawkę. Nie widziałam jego twarzy przed opaskę, która ciągle znajdowała się na moich oczach, ale byłam pewna, że Laurent uśmiechał się od ucha do ucha.
Wokół nie słyszałam żadnych dźwięków oprócz śpiewu ptaków. Nie spodziewałam się, że Laurent zabierze mnie do miasta, w którym będę miała szansę uciec mu na pierwszym kroku, ale martwiłam się, że w okolicy naprawdę nie było ani jednej żywej duszy, która mogłaby mi pomóc uwolnić się z niewoli.
- Witaj w domu, skarbie.
Laurent pochylił się. Poczułam pod tyłkiem ławeczkę. Kiedy mężczyzna zsunął mi z oczu opaskę, nareszcie mogłam rozejrzeć się po moim więzieniu.
Przed domem stała niewielka, ale urokliwa fontanna z kamiennymi delfinami, którym z pyska leciała w górę woda. Dom otoczony był pięknym, kolorowym i zadbanym ogrodem. Podczas swojej nieobecności ktoś musiał dbać o te miejsce.
Rozejrzałam się wokoło, szukając drogi ucieczki. Oprócz ogrodu, dom otaczał również gęsty las. Dalej, między drzewami, zobaczyłam wysoką na przynajmniej trzy metry bramę zakończoną ostrymi końcami, aby komukolwiek, kto miał zamiar się tu włamać, nie chciało się tego zrobić. Domyślałam się, że wokół posiadłości biegł wysoki na wysokość bramy płot. Miałam nadzieję, że nie był pod napięciem, gdyż wierzyłam, że prędzej czy później spróbuję ucieczki.
Sam dom był piękny i wyglądał jak z katalogu dla bogatych biznesmenów. Po obu stronach schodów stały białe filary podtrzymujące dach. Na tarasie, bo tak chyba można było nazwać te miejsce, stała huśtawka dla kilku osób i szklany stolik. Był tam również parasol, który chroniłby przed słońcem tych, którzy zdecydowaliby się usiąść na żółto-pomarańczowej huśtawce.
W dużym domu musiało być przynajmniej piętnaście pomieszczeń. Wyglądał jak mały Biały Dom, z tą jednak różnicą, że znajdował się na pięknym pustkowiu otoczonym lasem.
Laurent kucał przede mną. Uśmiechał się do mnie w oczekiwaniu na werdykt. Gdyby nie to, że miałam na rękach kajdanki, a na nogach sznur, uznałabym tę chwilę za romantyczną. Gdyby chłopak, z którym chodziłabym od kilku lat, sprezentował nam taki dom, byłabym wniebowzięta. Pewnie zarzuciłabym mu ręce na szyję i wycałowała z wdzięczności i podekscytowania.
- Podoba ci się, moja Elaine?
Dom był piękny, podobnie jak ogród, jednak pozory mogły kłamać. To było więzienie, a nie dom.
Zacisnęłam usta. Do oczu napłynęły mi łzy, gdyż uświadomiłam sobie, że to był mój koniec.
- Maleńka, nie płacz już - poprosił Laurent, siadając na ławeczce obok mnie. Przyciągnął mnie do swojej piersi. - Wiem, że jest ci przykro, ale chcę, abyś czuła się tu jak w domu. To nasze miejsce na świecie, Elaine. Tutaj będziemy żyć i się kochać.
- Nie chcę, żebyś zrobił ze mnie swoją niewolnicę.
Załkałam. Bałam się, że Laurent się na mnie wścieknie, ale do diabła! Miałam tylko jego, więc z kim innym miałam rozmawiać o swoich obawach?
Laurent zesztywniał, ale tylko na chwilę. Szybko się rozluźnił.
- Nie zrobię z ciebie tępej niewolnicy, Elaine. Tłumaczyłem ci, jak wiele znaczy dla mnie uległość. Jeżeli myślisz, że dwadzieścia cztery godziny na dobę będziesz przede mną klęczeć nago, gotowa mi służyć, to jesteś w błędzie. Powoli wprowadzę cię w swój świat, ale najpierw zaopiekuję się tobą, jak na dobrego faceta przystało. Wejdziemy do środka, w porządku?
Skinęłam głową. Laurent rozkuł mi ręce i zdjął sznur z kostek u nóg. Mimo, że byłam wolna, nie czułam się tak.
Mężczyzna podniósł mnie. Objęłam nogami jego biodra. Zarzuciłam mu ręce na szyję i pozwoliłam, aby wziął mnie na ręce i zaprowadził do domu.
W środku było tak elegancko, jak na zewnątrz. Po wejściu do środka zobaczyłam żyrandol i pięknie wyposażoną kuchnię. Nie umknęło mojej uwadze, że po prawej znajdowały się schody prowadzące w dół, do piwnicy. Obawiałam się pytać, co takiego trzymał tam mój porywacz. Laurent był mordercą i kochał tortury, ale lubował się również w praktykach BDSM. W piwnicy, która dla każdego przestępcy mogła być czymś innym, mógł trzymać narzędzia do tortur lub zabawki erotyczne. Nie zdziwiłabym się, gdybym znalazła tam dobrze wyposażone lochy do zabaw seksualnych. Miałam nadzieję, że do piwnicy Laurent nie zaprowadzi mnie prędko. Póki co, miałam dość jego zabaw.
Laurent zaniósł mnie na górę. Na korytarzu znajdowało się kilka pokoi. Mężczyzna zaprowadził mnie do jednego z nich, które jak się szybko okazało, było dużą sypialnią.
Brunet położył mnie na łóżku. Usiadłam na nim w pozycji siedzącej. Rozglądałam się naokoło, oglądając drewniane meble i obrazy na ścianach. Wszystkie przedstawiały nagie kobiety, ale nie widziałam na żadnym obrazie twarzy. Kobiety miały związane ręce i nogi, a wiele z nich znajdowało się w wyuzdanych pozycjach. Nie podobało mi się to miejsce, ale nie miałam nic do powiedzenia. To była świątynia Laurenta, a ja byłam tu tylko więźniem.
Łóżko, na którym siedziałam, miało niebieską narzutę w motylki. Nie pasowało mi to do Laurenta. Być może miał stronę, o której nic nie wiedziałam.
Przełknęłam nerwowo ślinę, gdy odwróciwszy się w tył, ujrzałam kilka par skórzanych kajdanek przykutych do wezgłowia łóżka. Obok łóżka, na szafce nocnej, widniały dwa korki analne z puchatymi ogonami. Była tam również obroża i smycz. Miałam nadzieję, że nie było to przygotowane dla mnie. Mogłam znieść wiele, ale nie to, że miałam być pieskiem Laurenta.
Dalej, na wiszących na ścianach hakach, ujrzałam pejcze i baty. Zacisnęłam dłonie w pięści, przełykając ślinę ze strachem.
- Nie martw się. Będziemy powoli wdrażać się w świat BDSM. Pamiętaj proszę, że przed tobą nie miałem żadnych uległych. Jesteś pierwszą kobietą w tym domu, kwiatuszku.
- Laurencie, błagam cię...
- Pokaż mi swój tyłeczek, kochanie.
- Co?
Mężczyzna zaśmiał się. Ściągnął przez głowę bluzę. W tym miejscu było o wiele cieplej niż w moim rodzinnym Ellsworth w Kansas.
Moje spojrzenie powędrowało do kolorowego smoka znajdującego się na boku Laurenta oraz do blizn na jego piersi. Wciąż nie wiedziałam, kiedy i w jakim incydencie je nabył, ale jakby nie patrzeć, nie wiedziałam o Laurencie jeszcze wielu rzeczy.
- Chcę posmarować ci pośladki kremem. Uderzyłem cię solidnie, Elaine. Pozwól mi sobie pomóc.
Prychnęłam. Laurent zmarszczył brwi. Położył ręce na biodrach i przechylił głowę w bok, przyjmując tym samym dominującą pozę.
- Nie pokażę ci mojego tyłka. Znów mnie skrzywdzisz.
- Chcę ci pomóc.
- Nie ufam ci! Chcę do domu!
Wstałam gwałtownie z łóżka. Zakręciło mi się w głowie, ale nie powstrzymało mnie to przed próbą ucieczki.
Dopadłam do drzwi, ale Laurent w porę chwycił mnie w pasie. Zablokował mi ręce, chwytając je w nadgarstkach i krzyżując je na mojej piersi. Mężczyzna cmoknął z niezadowoleniem. Przycisnął swoją pierś do moich pleców. Wyraźnie czułam jego twardą erekcję, gdy tak na mnie napierał.
Próbowałam się wyrwać. Kopałam i szarpałam, ale Laurent był nieugięty. Trzymał mnie mocno za ręce, a ja byłam pewna, że zostaną mi tam później kolejne ślady. Jakby było mało, że na pośladkach miałam czerwone ślady w kształcie dłoni mojego porywacza.
- Uspokój się. Nie chcę znów cię skuwać kajdankami.
- Laurencie!
- Elaine, jestem tu - wyszeptał mi do ucha. - Pomogę ci uporać się z traumą, ale musisz pozwolić sobie pomóc.
- Nie jestem twoją niewolnicą! Nie pozwolę, abyś zrobił ze mnie posłuszną dziwkę! Zniszczyłeś mi życie, choć ja nic ci nie zrobiłam! Starałam się ci pomóc! Poświęcałam ci swój czas, aby cię wyleczyć, żebyś mógł wrócić do normalnego życia, a ty mnie uprowadziłeś! Wiesz, jak się czuję?! Przez cały czas myślisz tylko o sobie i o tym, że chcesz mieć niewolnicę! Chciałam mieć chłopaka, który będzie mnie szanował, wspierał i kochał! Ty nigdy mnie nie pokochasz, Laurencie!
Mężczyzna kołysał mnie w ramionach przez długi czas. W końcu siły ze mnie opadły i się poddałam. Laurent wyczuł, że nie stawiałam już oporu. Puścił mnie, a po chwili ściągnął mi przez głowę koszulkę. Zaświeciłam przed nim nagimi piersiami, ale już się nie zakrywałam.
Po tym Laurent przede mną klęknął. Ściągnął mi dresowe spodnie i majtki. Zamknęłam oczy, gdy stanęłam przed nim zupełnie naga.
- Jesteś przepiękna, Elaine. Fakt, może nie będę cię kochał jak pierdolony książę z bajki. Nie będę zabierał cię na romantyczne randki na plaży. Nie będę chodził z tobą za rękę do kina ani nie będę całował cię delikatnie. Jestem perwersyjnym facetem o złych upodobaniach. Nie zrezygnuję jednak z ciebie. Gdybyś chciała się ode mnie uwolnić, musiałabyś się zabić, ale to zabiłoby również mnie. Nie możesz myśleć egoistycznie, kochanie. Pamiętaj, że jeśli coś sobie zrobisz, powieszę się. Pozwól mi przynajmniej spróbować, Elaine. Pozwól mi się kochać.
- Zranisz mnie.
- Pewnie nieraz cię zranię. Czy to umyślnie, czy niechcąco. Niestety, taki już jestem, moja piękna. Połóż się proszę na brzuchu. Chcę wymasować ci tyłeczek.
Kiedy Laurent przede mną klęczał, wydawał się taki bezbronny. Patrzył na mnie jak na miłość swojego życia, a ja widziałam w nim oprawcę. Oczami wyobraźni widziałam, jak pewnego dnia Laurent chwyta mnie za włosy i każe wykopać dół w lesie, w którym później zakopałby mnie żywcem.
Posłusznie podeszłam do łóżka. Straciłam wolę walki. Nie chciałam się poddać, ale wiedziałam, że to będzie jedyne możliwe i racjonalne rozwiązanie.
Laurent wyszedł z pokoju, zapewne do łazienki. Ja w tym czasie wykręciłam ręce za plecy. Chwyciłam prawą dłonią za lewy nadgarstek i trzymałam w takiej uległej pozycji, w jakiej chciał widzieć mnie Laurent.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top