22
Elaine
Laurent założył mi spodnie dresowe, które miał w sportowej torbie. Pod spodem nie miałam jednak majtek i wciąż czułam wilgoć po seksie oralnym na udach i w cipce.
Mężczyzna związał mi nogi w kostkach. Nie zrobił tego mocno, ale wykonane przez niego supły były doskonałe i nie mogłabym się z nich za nic uwolnić. Zawiązał mi również czarną opaskę na oczach, abym nic nie widziała.
Kiedy Laurent wziął mnie na ręce, pocałował mnie w czoło. Wtuliłam twarz w jego ramię. Wiedziałam, że nie było tu nikogo, kto mógłby mi pomóc. Byłam skazana na łaskę mojego oprawcy i choć w dalszym ciągu nie dochodziło do mnie to, co się zdarzyło, byłam pewna, że nigdy się nie uwolnię.
- Przyjechał po nas mój znajomy, kochanie. Zawiezie nas na prywatne lotnisko, skąd odlecimy. Wsadzę cię na tylne siedzenie samochodu i usiądę obok ciebie, dobrze?
Skinęłam głową. Laurent znów pocałował mnie w czoło, jakby wdzięczny, że się nie stawiałam.
Byłam tak przestraszona, że nie potrafiłam z nim walczyć. Byłam pewna, że niebawem, gdy dotrze do mnie, co się stało, będę przeciwstawiać się Laurentowi i walczyć o wolność. Być może potem będzie już za późno, aby wszystko odkręcić, ale nie byłam w stanie zachowywać się inaczej.
Kilka chwil temu dowiedziałam się, że Edgar, któremu od lat ufałam bezgranicznie, tak naprawdę mnie okłamywał. Udawał mojego przyjaciela, a w rzeczywistości zbierał o mnie informacje, które później mógłby przekazać Laurentowi. Gardziłam Edgarem za to, co mi zrobił i choć chciałam być na niego wściekła, w pierwszej kolejności zaczęłam się zastanawiać, czym sobie zasłużyłam na takie potraktowanie.
Zgodnie z tym, co zapowiedział Laurent, usłyszałam silnik samochodu. Mój porywacz otworzył jedną ręką drzwi, po czym przywitał się ze znajomym, który jakby nie patrzeć brał udział w przestępstwie, a następnie wsadził mnie na tylną kanapę, po czym sam wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.
Samochód ruszył z miejsca. Pisnęłam, kiedy Laurent przypiął mnie pasami do środkowego siedzenia. Moje ręce wygięte za plecy bolały z powodu zbyt długiego przebywania w tak niewygodnej pozycji, ale nie odważyłam się poprosić Laurenta o to, aby skrępował mi ręce z przodu ciała, zamiast na plecach.
- Moja Elaine, powiedz coś do mnie.
Laurent przytulił mnie na tyle, na ile pozwoliły mu na to pasy bezpieczeństwa. Ukołysał mnie w swoich ramionach, a ja moczyłam łzami jego ubranie i opaskę na oczach.
- Nie wierzę w to - wyszeptałam, czując ściskanie w klatce piersiowej.
- Wiem, kochanie. Spieprzyłem sprawę. Nie miej za złe Edgarowi tego, że dla mnie pracował. Temu chłopakowi naprawdę na tobie zależało, ale nie mógł zrobić nic, abym zmienił zdanie. Od początku byłaś przeznaczona mnie, Elaine. To ja miałem zostać twoim panem, nikt inny.
- Nie jesteś moim panem - wycharczałam, próbując uwolnić się z jego uścisku. W ramionach Laurenta było mi przyjemnie i owiewał mnie męski zapach, ale musiałam myśleć trzeźwo i nie zapominać o występkach, których Laurent dopuścił się w przeszłości. Jakby nie było, dotychczas zdradził mi zaledwie część tego, co robił, a do brutalniejszych przestępstw jeszcze nie doszliśmy, więc miałam prawo się go obawiać.
- Owszem, Elaine. Jestem twoim panem.
- Ty tak powiedziałeś. Nie ja.
- Kochanie, lizałem twoją cipkę kilka minut temu. Smakowałaś zajebiście, a co jeszcze lepsze, wiłaś się na krześle tak, jakby naprawdę ci się to podobało.
- Nawet nie wyznałeś, że to ty! Rozumiesz, jak się bałam?! To mógł być Rocco albo ktokolwiek inny! Nie miałam powodu, aby wierzyć Edgarowi, że zawiezie mnie do ciebie!
- Przepraszam, Elaine - wyszeptał, przyciskając usta do czubka mojej głowy. - Masz rację. To był błąd, że nie poinformowałem cię o swojej obecności w magazynie. Nie wziąłem pod uwagę, jak mogłaś się bać. Po prostu chciałem cię wylizać i posmakować twoich sutków, a byłoby to trudne, gdybyś non stop wykrzykiwała moje imię.
Wbiłam paznokcie w swoje dłonie. Po raz kolejny spróbowałam odsunąć się od Laurenta, ale on mi na to nie pozwolił. Trzymał mnie mocno w objęciach, a do mnie stopniowo docierało, że stawałam się jego prawdziwą niewolnicą, którą miał raz na zawsze zamknąć w klatce i nigdy nie wypuścić.
Płakałam przez całą drogę na prywatne lotnisko, o którego istnieniu nie miałam pojęcia. Mieszkałam w Kansas od dziecka, ale nie było mi wiadomo, że istniało tu coś takiego jak prywatne lotnisko.
Laurent nieustannie kołysał mnie w ramionach i szeptał, że wszystko będzie dobrze. Nie przejmował się tym, że zasmarkałam mu całą bluzę. Pieścił mnie delikatnie i tulił do siebie tak, jakby już nigdy więcej miał mnie nie zobaczyć.
W chwili, w której mężczyzna wyciągnął mnie z samochodu, usłyszałam dźwięk uruchomionego silnika samolotowego. Laurent pożegnał się ze swoim znajomym, a do mnie dotarło, że to była ostatnia szansa, aby wybłagać u Laurenta wolność.
Czułam, jak Laurent wchodzi po schodkach. Były krótsze niż schody samolotowe, po których chodziłam wcześniej, gdy latałam z rodzicami i siostrą na wakacje. Znaczyło to tyle, że samolot naprawdę był prywatny i oprócz osób wciągniętych w intrygę mojego porywacza, nie było tu nikogo, kto mógłby mi pomóc.
Kiedy Laurent posadził mnie w skórzanym fotelu, zsunął mi z oczu opaskę. Uśmiechnął się do mnie pocieszająco. Rozwiązał mi nogi, ale ręce pozostawił skute.
Nie czekałam ani chwili dłużej. Resztkami sił zsunęłam się z fotela. Laurent stał przede mną w pełnej krasie, a ja klęczałam przed nim, zniewolona i bezbronna.
Spuściłam pokornie głowę w dół. Uznałam, że lepszy efekt uzyskałabym, gdybym oparła czoło o wykładzinę samolotu. Nie było to łatwe do zrobienia, gdyż z rękoma skutymi za plecami moja równowaga była zachwiana, ale udało mi się pochylić w przód. Otarłam sobie czoło o wykładzinę. Skóra mnie zabolała, ale nie powstrzymało mnie to przed błagalnym klęczeniem przed Laurentem. Mój porywacz ubóstwiał uległość kobiet. Widział we mnie swoją niewolnicę. Być może gdy uzna, że nie stanowiłam dla niego zagrożenia i mu się poddałam, łatwiej przyjdzie mu zdecydować o puszczeniu mnie wolno.
- Elaine, co ty, do diabła, robisz?
Laurent ukucnął obok mnie. Położył dłoń na mojej głowie. Starałam się nie myśleć, że tą ręką zabijał ludzi i szarpał za włosy kobiety, ale było to zbyt trudne.
- Proszę o wolność, mój panie - wyszeptałam, nie przestając płakać. - Uprowadziłeś mnie. Poznałeś mój smak. Sprawiłeś, że stałam się twoja. Błagam cię o wolność, mój mistrzu. Proszę, nie zabieraj mi domu. Nie chcę, żeby moje życie dobiegło końca w tak młodym wieku!
Mężczyzna podniósł mnie z podłogi. Usiadł w fotelu, a mnie posadził okrakiem na swoich udach. Objął dłońmi moje policzki i zmusił mnie, abym spojrzała mu w oczy.
- Elaine, nie nabiorę się na to. Może uważasz, że jestem debilem, skoro wylądowałem w pace, ale to nieprawda. Kocham cię i zabiorę cię ze sobą. Nie nabiorę się również na twoje zwracanie się do mnie w taki sposób. Nigdy nie nazwałabyś mnie swoim panem, ani tym bardziej swoim mistrzem, gdybyś nie była zastraszona. Nie próbuj omamić mnie swoimi nieprawdziwymi zapewnieniami, kochanie. Poddaj się. To będzie dla ciebie bezbolesne.
- Błagam, Laurencie! Tak bardzo się ciebie boję!
Laurent znów, podobnie jak w magazynie, przyciągnął moją głowę do swojego ramienia. Ktoś spytał go, czy możemy już startować, ale on odparł, żeby załoga zaczekała jeszcze chwilę.
Brunet głaskał mnie po głowie. Starałam się choć odrobinę uspokoić.
- Rozumiem, co czujesz, Elaine. Wiem, że dla osoby, która nie miała wcześniej bliskich kontaktów z mężczyznami, wylizanie twojej cipki było czymś niezwykłym. Żałuję, że nie pieściłem cię w bardziej przytulnym miejscu, ale jak już mówiłem, nie mogłem się doczekać, aby cię posmakować. To, co zrobiłem w magazynie, przypieczętowało fakt, że jesteś moja. Nie próbuj ze mną walczyć, moja Elaine. Wiesz, że dopuściłem się wielu zbrodni, a tortury są dla mnie chlebem powszednim. Dziś zabiorę cię ze sobą. Polecimy do mojego domu, który czekał na mnie od kilku lat. Wytrzymałem w więzieniu dłużej, niż sądziłem, że dam ram radę, ale było warto. Nie muszę ci chyba mówić, że musisz być mi posłuszna, kochanie. Na początku będę dla ciebie wyrozumiały, ale oczekuję od ciebie szacunku. Będziesz moją kobietą, ale i moją uległą. Twoje życie się zmieni, lecz wiedz, że przez cały czas będę przy tobie. Nigdy cię nie opuszczę, moja księżniczko. Razem przeciw całemu światu.
Laurent musiał posadzić mnie w fotelu przy oknie. Skuł mi ręce z przodu, po czym przypiął mnie pasem bezpieczeństwa do fotela.
Kiedy samolot kołował po płycie tajnego lotniska, płakałam zwrócona twarzą do okna. Laurent wcisnął swoją dłoń między moje skute ręce. Byłam zmuszona trzymać go obiema dłońmi. Pomagało, że nie musiałam patrzeć mu w oczy. Nie bałam się latać, ale moment startu zawsze był dla mnie najmniej przyjemny.
Gdy maszyna oderwała się od powierzchni ziemi, zamknęłam oczy. Załkałam cicho, pochylając głowę, aby nie patrzeć na znikającą panoramę Ellsworth i całego Kansas.
Szybko wznieśliśmy się nad chmury. Nie potrafiłam stwierdzić, w jakim kierunku lecieliśmy. Nie było mi to jednak do niczego potrzebne. Skoro moim oprawcą był Laurent, szanse na to, że zostanę uwolniona przez kogokolwiek, były zerowe.
Trzymałam za rękę najbardziej niebezpiecznego przestępcę, jakiego kiedykolwiek poznałam. Nie, żebym spotkała ich wielu.
Nie zdążyłam nawet "nacieszyć" się pracą po skończeniu studiów.
- Może chciałabyś się przespać, Elaine? Dotrzemy na miejsce dopiero za kilka godzin. Pewnie zmęczyłaś się, gdy uciekałaś przez miasto.
Ścisnęłam mocniej dłoń Laurenta. Nie wiedziałam, że zrobiłam tak, gdyż podświadomie chciałam go skrzywdzić, czy też dlatego, że jego słowa jednoznacznie potwierdziły, w jakiej sytuacji się znalazłam.
- Nie dam rady...
Laurent rozpiął mi pas bezpieczeństwa, gdy znaleźliśmy się na wysokości przelotowej. Spodziewałam się, że znów mnie przytuli, ale on dłonią objął moją pierś, palcami ściskając sutek.
- Co robisz?! - krzyknęłam, podrywając się.
- Spokojnie - wyszeptał łagodnie, kładąc wolną dłoń w dole mojego brzucha, tuż przy kobiecości. - Chcę, żebyś się odprężyła, kochanie. Wiem, że słowami nic nie zdziałam, więc może znów popieszczę twoje cudowne piersi? Mógłbym wsunąć między nie swojego kutasa i spuścić ci się na twarz.
- Laurencie!
- Żartowałem - zaśmiał się, nachylając się, aby wziąć w usta mój sutek przez koszulkę. Mimo, że od ust Laurenta oddzielał mnie materiał mojej bluzki, i tak czułam wyraźnie ciepło jego ust.
- Błagam cię, daruj mi. Nie mam sumienia się bawić. Nie teraz, gdy całe moje życie okazało się kłamstwem. Laurencie, ja...
- Tak, aniołku?
Osunęłam się w dół. Ułożyłam głowę na kolanach Laurenta. Podkuliłam nogi pod siebie, a dłońmi zasłoniłam zapłakaną twarz. Wkrótce poczułam palce Laurenta przeczesujące moje włosy. Drugą rękę położył na moim biodrze i muskał palcami nagą skórę, która pokazała się, gdy moja koszulka podwinęła się w górę.
- Potrzebuję, aby ktoś się mną zaopiekował - przyznałam, czując się jednocześnie bezbronnie i żałośnie.
- Od tego tu jestem, kochanie. Odpocznij, proszę. Wszystko się ułoży, moja Elaine. Pamiętaj, że póki jesteś wobec mnie lojalna, nic ci nie grozi.
Czując ciepło czyjegoś ciała pod policzkiem, zadziwiająco szybko się zrelaksowałam. Szum silnika samolotu sprawił, że moim ciałem przestały targać spazmy strachu.
Może znajdowałam się w jednej maszynie, wysoko nad ziemią, z moim koszmarem, ale naiwnie wierzyłam, że Laurent dotrzyma obietnicy i przynajmniej dziś mnie nie skrzywdzi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top